niedziela, 13 października 2013

Rozdział 28


Ciężkie czasy”
Westchnęła głęboko i opadła na łóżko obok Gabrielle. Zaczęła razem z nią wpatrywać się w sufit. I dopiero wtedy, leżąc i milcząc, zrozumiała, że wcale nie chce wracać do domu. Chciała zostać w zamku, na zawsze. Pozostać szesnastolatką, którą cudem pokonała wszystkie przeszkody, jakie los postawił jej na drodze i w końcu dowiedziała się kim tak naprawdę jest. Szesnastolatką, która w przeddzień opuszczenia zamku w końcu poczuła się szczęśliwa. W końcu poczuła, że naprawdę ma dla kogo walczyć. Dla niej czas mógłby się już na zawsze zatrzymać. W tej jednej chwili, w tym jednym dniu. Zegar mógłby stanąć i już nigdy nie ruszyć, historia mogłaby nie zostać dokończona. Byłaby wciąż tam, w Hogwarcie, ze wszystkimi ludźmi na których jej zależy. Z osobami, które naprawdę kochała.
I choć wiedziała, że to tylko marzenia, które nigdy się nie spełnią, miała to gdzieś. Zawsze uważała, że tylko marzenia i wyobraźnia trzymają ją przy zdrowych zmysłach.
Szturchnęła Gabrielle łokciem w żebra i zaśmiała się cicho.
- Będziesz za tym tęskniła? - szepnęła.
Nie wiedziała dlaczego szepcze. Chodziło chyba o chwilę, o tą atmosferę, która dwudziestego drugiego czerwca panowała w dormitorium dziewczyn z szóstego roku.
- Przecież jeszcze tu wrócimy – odpowiedziała równie cicho Gabrielle.
- Ale to nie będzie już to samo. Wrócimy tu ostatni raz. Wrócimy ze świadomością, że ostatni raz przechodzimy tymi korytarzami, ostatni raz jemy w Wielkiej Sali. Już więcej nie będziemy siedzieć pod Wielkim Dębem. Wrócimy jak siódmoklasistki, które po dziesięciu miesiącach będą musiały zmierzyć się ze światem.
- Lily i Gabrielle przeciw światu – blondynka uśmiechnęła się lekko. - Ale chyba masz rację. Nie fajnie będzie tu wrócić, wiedząc, że to ostatni raz.
- Ale mimo to, siedzimy w tym razem, co?
- Jak zawsze.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko. Były w tym razem, cokolwiek by się nie działo. Nie wyobrażała sobie, by kiedyś zabrakło przy niej Gabrielle. Chroniły siebie nawzajem, osłaniały się. Czasami zastanawiała się jakby to było, gdyby sześć lat temu, w Wielkiej Sali, jej puchar z sokiem dyniowym nie został przewrócony, a rozgadana blondynka nie zaczęła jej przepraszać. Czy jednak jakimś cudem by się zaprzyjaźniły? Tego nie wiedziała i wcale wiedzieć nie chciała. Dzięki takim, a nie innym przypadkom poznała Gabrielle Harrison. I cieszyła się z tego.
Opornie podniosła się do pozycji siedzącej i zamknęła oczy. Naprawdę ostatnią rzeczą, na jaką teraz miała ochotę, było pakowanie się. Najchętniej położyłaby się znów do łóżka, zakryła głowę kołdrą i udawała, że wcale nie musi wracać do domu. Ale nie mogła. Wiedziała, że w końcu znalazłaby się taka osoba, która ściągnęłaby ją siłą na ziemię, wywalając z krainy marzeń. Westchnęła cicho i podeszła do swojej walizki, która od godziny leżała na podłodze, koło szafy.
Jednym ruchem różdżki wyrzuciła swoje wszystkie ubrania z półek i zaczęła je pakować. Zmarszczyła nos. Wydawało jej się, że gdy tutaj przyjechała, było ich trochę mniej. Zagryzła wargę i spojrzała jeszcze raz na blondynkę, która nawet nie ruszyła palcem.
- Masz zamiar leżeć tam całą wieczność? Musisz się kiedyś spakować!
- Zastanawiam się tylko po co – Gabrielle wstała i odrzuciła włosy do tyłu. - I tak nie mam gdzie wrócić.
Lily zmarszczyła brwi i przyjrzała się uważniej niebieskookiej. Musiała przyznać, że od września naprawdę się zmieniła. Każde z nich się zmieniło. Przecież nikt nie spodziewał się, że będą musieli walczyć ze Śmierciożercami. Ale Gabrielle... Z nią było inaczej, przeżywała to wszystko inaczej. Pewnie dlatego, że wciąż myślała o śmierci Clarisse. Co prawda, Lily nikogo nigdy nie zabiła, ale podejrzewała, jak musi czuć się jej przyjaciółka. Myśl, że może jest zła, nie dawała jej spokoju. I choć chciała to ukryć, Evans wiedziała, że Gabrielle nie śpi po nocach, siedząc na parapecie i wpatrując się w niebo. Którejś nocy siedziały tak razem.

Lily otworzyła oczy i usiadła raptownie na łóżku. Serce znów biło jej, jak oszalałe, a zimny pot zalewał ciało. Zaklęła cicho pod nosem. Miała tego serdecznie dość. Koszmary powoli ją wykańczały, ale nawet eliksiry nasenne, które dała jej pani Pomfrey nie pomagały. Wciąż przeżywała to wszystko na nowo. Śmierć Gabrielle, krzyki Jamesa, łzy Syriusza. Petera, który celował różdżką w serce Remusa.
Każdej nocy ten sam sen, każdej nocy ten sam niepokój. Nie wiedziała, co ma robić. Remus, któremu powiedziała o swoim lęku, twierdził, że to z przemęczenia. Powiedział, że w ostatnich tygodniach za dużo przeżyła, za dużo się dowiedziała. Ale Lily wcale nie była tego taka pewna.
Opuściła nogi na ziemię i sięgnęła po szklankę wody, która zawsze stała na stoliku nocnym. Zmarszczyła brwi, gdy jej wzrok powędrował do łóżka Gabrielle, które okazało się być puste. Rozejrzała się po pokoju i zauważyła dziewczynę, która siedziała na oknie, z kubkiem parującej herbaty w rękach. Jej bladą twarz oświetlał księżyc i dzięki temu Lily dostrzegła, że po policzkach jej przyjaciółki spływają łzy.
Po cichu wstała z łóżka i podeszła do blondynki. Położyła jej rękę na ramieniu i czekała, aż dziewczyna odwróci głowę.
- Znów miałaś koszmary? - Lily otworzyła lekko usta.
Skąd Gabrielle o tym wiedziała? Przecież nic jej nie mówiła i wątpiła, by zrobił to Remus. Żadne z nich nie chciało sprawiać niebieskookiej jeszcze więcej problemów i zmartwień. I tak miała za dużo na głowie.
- Daj spokój, nie jestem głucha – Gabrielle uśmiechnęła się lekko. - Czasami mówisz przez sen. Wołasz Jamesa i mnie. Łatwo dodać dwa do dwóch. Poza tym słyszę też, jak wiercisz się niespokojnie w łóżku. Co się dzieje, Lily?
Rudowłosa westchnęła i usiadła naprzeciw Gryfonki.
- Nie wiem – mruknęła. - To chyba za dużo, jak dla mnie. Moja matka, Śmierciożercy... Czasami myślę, że nie jestem jeszcze gotowa na życie poza Hogwartem. Żadne z nas nie jest gotowe. A potem przypominam sobie ile przeszliśmy. My, szesnastolatkowie, przed którymi jeszcze tyle trudów do przejścia, i mam wrażenie, że odegramy w tej wojnie najważniejszą rolę.
- Przyszła nasza kolej, by walczyć. Teraz od naszego pokolenia będą zależeć dalsze losy świata czarodziejów – wyszeptała, nadal wpatrując się w niebo.

Odrzuciła na bok bluzkę, którą trzymała w rękach.
- Wracasz ze mną – powiedziała Lily. - Myślałaś, że co zrobię? Jesteś dla mnie jak siostra, to chyba jasne, że zabieram cię do mnie w tej sytuacji!
- Lily, masz napięte relacje z rodzicami, nie chcę sprawiać kłopotów. Powinnaś sobie teraz z nimi wszystko wyjaśnić na spokojnie.
- Gabrielle Harrison – Evans wyprostowała się – jedziesz ze mną, czy tego chcesz czy nie. Jeśli będę musiała użyć siły, to to zrobię. A moi rodzice cieszą się, że znów cię zobaczą.

○○○
Od śmierci Clarisse Lestrange minął tydzień. Mało kto za nią przepadał, jednak mimo to wszyscy pożegnali ją razem. Minął tydzień, w ciągu którego wszyscy obecni w Hogsmeade musieli się pozbierać. Tydzień, w ciągu którego przez Hogwart przewinęło się kilkadziesiąt Aurorów.
Lily usiadła przy stole Gryfonów i westchnęła cicho, wracając pamięcią do dnia, gdy Wielka Sala była cała w czerni.

Rozejrzała się po Wielkiej Sali i przełknęła głośno ślinę. Po raz pierwszy widziała to pomieszczenie całe w czerni, wszyscy uczniowie siedzieli przy swoich stołach ze schylonymi głowami, a nauczyciele szeptali między sobą. Wielka Sala pogrążona była w ciszy.
Lily przełknęła głośno ślinę i ścisnęła dłoń Gabrielle, pod stołem. Zamknęła na chwilę oczy i policzyła do dziesięciu.
- Witajcie moi drodzy – głos dyrektora wydawał się być dziwnie obcy. - Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że wioska Hogsmeade została zaatakowana. Wiem, że niektórzy z was przebywali tam wówczas. Jedną z tych osób była Clarisse Lestrange, wychowanka profesora Slughorna. Niestety, dziś nie ma jej już między nami. Dlatego proszę, byście teraz powstali i uczcili jej pamięć minutą ciszy. Uczcili pamięć młodej, niewinnej dziewczyny, która znalazła się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie.
Lily była jedną z pierwszych osób, które powstały. Co prawda, nie zgadzała się z przemową dyrektora i z największą przyjemnością nie wstałaby wcale. Clarisse nie była ani niewinna i nie znalazła się tam przypadkiem. I większość doskonale o tym wiedziała. Gabrielle, która stała obok, była cała spięta i ledwie trzymała się na nogach.
Nikt, poza członkami Zakonu, nie wiedział o tym, co naprawdę się wydarzyło. Ogólna wersja była taka, że Clarisse zginęła z ręki Śmierciożerców, którzy zaatakowali wioskę. Nie było żadnych świadków. Nie było żadnych śladów.
A Clarisse już nie było.

Wydawałoby się, że wszyscy już zapomnieli. Gryfoni, Krukoni i Puchoni wrócili do swojego życia i teraz wesoło rozmawiali o zbliżających się wakacjach. Nikt nie płakał, nikt nie wspominał nieżyjącej Ślizgonki. Nawet wychowankowie Domu Węża jej nie wspominali, choć z pewnością nie zapomnieli.
- Lily?
Dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała na Jamesa, natychmiast zalewając się rumieńcem. Nadal nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że są razem. Poza tym, za każdym razem, gdy na niego patrzyła wspominała ich pocałunek. Zagryzła lekko wargę.
- Gdzie masz Gabrielle?
- Pakuje się – westchnęła. - Trochę czasu zajęło mi przekonanie jej, że zabieram ją ze sobą. Biedna, chyba myślała, że ją tutaj zostawię – uśmiechnęła się lekko. - Miałeś jakieś wieści o Syriuszu?
- Tak – James wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Moja mama była tutaj rano. Ciotka Walburga chyba zrozumiała, że nie przekonana do niczego Syriusza i pojechała do domu. Mama więc tam poszła i zastała Łapę, który kłócił się z Uzdrowicielem. Wyobrażasz sobie, że Syriusz próbował uciec ze szpitala?
- Syriusz? - Lily zrobiła zdziwioną minę. - Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała...
Próbowała utrzymać jak najpoważniejszą minę, jednak po chwili na jej ustach pojawił się uśmiech. Nigdy by nie przyznała tego na głos, ale tęskniła za Syriuszem Blackiem. Bez niego ten zamek wydawał się pusty, Huncwoci jakby przycichli, a Gabrielle wciąż chodziła z głową w chmurach. Czasami zastanawiała się nad tym, co by było, gdyby ktoś taki jak Syriusz Black nie istniał. Kim byliby wtedy? Westchnęła cicho i oparła głowę na ramieniu okularnika, a chłopak objął ją ręką.
Cieszyła się, że go ma. Teraz, kiedy Gabrielle zamartwiała się stanem zdrowa Syriusza i śmiercią Clarisse, on był jedyną osobą, na której mogła polegać. Remusa nie brała pod uwagę, bo on starał się jakoś trzymać w garści Harrison. Tylko jemu to wychodziło.
Podniosła głowę, gdy do Wielkiej Sali wkroczył Nathan, a tuż za nim niepewnie weszła Meredith. Uśmiechnęła się lekko. Po raz pierwszy widziała ją w tym pomieszczeniu. Wywróciła oczami i odsunęła się lekko od Pottera, robiąc miejsce nowo przybyłym. Nathan siadając, poczochrał jej włosy, na co Lily rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Natomiast Mary rozglądała się po pomieszczeniu ze zmarszczonymi brwiami.
- Odkąd ostatni raz tutaj jadłam, minęły wieki – mruknęła i zajęła miejsce koło rudowłosej.
Lily zmarszczyła brwi i przełknęła głośno ślinę. Nadal dziwnie czuła się w jej towarzystwie.

Dziewczyna związała włosy w luźny kucyk i posyłając Jamesowi promienny uśmiech, wyszła z Pokoju Wspólnego. Nadal nie wiedziała, jakim cudem dała się jemu i Gabrielle namówić na kolejną rozmowę z matką. Męczyli ją tak długo, że w końcu się ugięła. Gdyby ich nie było... Pewnie do tej pory nie poznałaby historii Meredith, nie dowiedziała się kim tak naprawdę jest. Westchnęła cicho i ruszyła cichymi korytarzami do pokoju, który zajmowała jej matka z Nathanem.
Znajdował się on tuż obok pokoju nauczycieli, co było dość dziwne, bo była pewna, że wcześniej nie było tam żadnego innego pomieszczenia. Ale darowała sobie dochodzenie w tej sprawie, bo pewnie i tak by się niczego ciekawego nie dowiedziała. Ten zamek miał wiele tajemnic i pewnie tajemnicze pokoje były jedną z nich.
Zatrzymała się przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami i zapukała cicho. Zagryzła wargę. Może oni wszyscy mieli rację. Potrzebowała matki. Kogoś, kto ją zrozumie, kogoś, kto zdoła jej zawsze pomóc. Być może Meredith była właśnie tą osobą. Wzdrygnęła się lekko, gdy drzwi otworzyły się z cichym piskiem, a w przejściu pojawił się Nathan.
Był ubrany w czarną koszule i spodnie tego samego koloru. Na jego twarzy jak zwykle widoczny był uśmiech, którzy poszerzył się, gdy spojrzał na Lily. Dziewczyna wywróciła oczami. Czasami był naprawdę irytujący. Nie potrafiła zrozumieć też, dlaczego z nim potrafiła normalnie rozmawiać, a ze swoją matką nie.
- Pewnie przyszłaś do Meredith? - spytał, gdy po dłuższej chwili Lily nic nie mówiła.
- Tak – dziewczyna westchnęła. - Mogę wejść?
- Jasne, właśnie wychodziłem.
Skinęła głową, wiedząc, że kłamie. Za każdym razem, gdy przychodziła do Meredith jemu akurat coś wypadało. Ale była mu wdzięczna. Nie wiedziała, czy dałaby radę rozmawiać z nią w jego towarzystwie.
Rozejrzała się ukradkiem po pokoju. Nic się tutaj nie zmieniło. Ale dlaczego się dziwiła? Była tutaj zaledwie kilka dni temu. Usiadła na wolnym fotelu i czekała, aż Mary, która siedziała przy biurku i coś pisała, skończy. Nie chciała jej przeszkadzać, a ich rozmowa przecież nie była taka pilna.
Po mniej niż pięciu minutach brunetka zakręciła kałamarz i spojrzała na zielonooką z uśmiechem.
- Czy coś się stało, Lily?
- Nie, nic. Chciałam tylko... porozmawiać.
Znów się denerwowała. Znów czuła, jak bicie jej serca przyspiesza. Przecież nie miała powodów do nerwów.
- Chciałam tylko porozmawiać – rudowłosa zaczerpnęła głęboko powietrza. - Wracam do domu na wakacje. Chciałam żebyś wiedziała.
Prawdę mówiąc nie wiedziała dlaczego to powiedziała. Chyba chciała być wobec niej uczciwa. W końcu była jej matką. I chociaż nadal jej nie ufała i nie potrafiła do końca jej wybaczyć, nie mogła zaprzeczyć temu, że były rodziną. Być może zachowywała się wobec Meredith źle, być może całkiem ją ignorowała i nie chciała mieć z nią nic wspólnego, ale gdzieś w głębi siebie wiedziała, że mają tylko siebie nawzajem.
- Czyli nie zobaczymy się przez całe dwa miesiące – Mary zagryzła wargę.
Gdy Lily dokładniej się jej przyjrzała, stwierdziła, że jednak są podobne. Patrzyły na świat tymi samymi oczami. Nawet charaktery miały podobne. Rudowłosa zaczęła wyginać sobie palce, unikając spojrzenia kobiety.
- Napisałam im, że cię poznałam – wyszeptała. - Chciałam żeby wiedzieli. Może nie są moimi biologicznymi rodzicami, ale to oni mnie wychowali. Dzięki nim jestem tą osobą, którą jestem. I zawsze będą moją rodziną – dziewczyna zaczerpnęła powietrza. - Tak jak ty.
Lily spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko. Gdy zobaczyła uśmiech, który gościł na twarzy Meredith, poczuła jakby coś spadło jej z serca. Jakby w końcu się uwolniła.

○○○

Gabrielle zaklęła pod nosem i rzuciła książką o ścianę. Usiadła na podłodze i objęła rękami kolana. Czuła się beznadziejnie. Po raz pierwszy w życiu miała takie humorki. Raz zapominała o wszystkim i czuła się po prostu szczęśliwa, by po chwili poczuć tak ogromną złość, że jedynym czego pragnęła było rozwalanie rzeczy, które akurat miała pod ręką.
Zdawała sobie, że zachowuje się dziwnie. Nawet zastanawiała się, jakim cudem Lily z nią wytrzymuje. Owszem, czasami miała gorsze dni, ale to co działo się ostatnio przekraczało wszelkie granice.
Westchnęła cicho, gdy ktoś zapukał do drzwi i powoli wstała. Doskonale wiedziała, kogo zobaczy, gdy otworzy. I naprawdę zastanawiała się, czy to zrobić. Miała dość ciągłych wykładów, pytań o samopoczucie. Właściwie to miała dość rozmów o tym, co się wydarzyło. I tak, jak Lily zrozumiała i odpuściła, tak Remus dręczył ją nadal.
Niechętnie otworzyła drzwi i od razu odwróciła się, zbierając ubrania, które wcześniej rozrzuciła. Czuła na sobie spojrzenie chłopaka, jednak starała się go ignorować. Przy odrobinie szczęścia być może sobie pójdzie.
Remus jednak wcale nie zamierzał odejść. Wręcz przeciwnie, po chwili podniósł książkę, która leżała pod ścianą, usiadł na łóżku i zaczął czytać, kątem oka obserwując poczynienia dziewczyny. Naprawdę się o nią martwił.
- Masz zamiar dalej udawać, że czytasz, czy może powiesz mi, po co przyszedłeś? - Gabrielle wyprostowała się nagle i odwróciła w jego stronę.
- Zobaczyć, co u ciebie – Remus wzruszył ramionami. - Słyszałem, że jedziesz do Lily.
- Twoja troska jest naprawdę wzruszająca, ale powtarzam ci po raz setny, że nic mi nie jest – warknęła. - Naprawdę nie mam zamiaru skoczyć z Wieży Astronomicznej ani nic w tym rodzaju.
- Świetnie, ale nie przyszedłem rozmawiać o twoich myślach samobójczych, czy raczej ich braku – chłopak uśmiechnął się lekko. - Zastanawiam się tylko, czy pójdziesz z nami do szpitala.
Gabrielle zmarszczyła brwi, a po chwili zagryzła wargę. Od kilku dni sama zastanawiała się, czy powinna odwiedzić Syriusza w szpitalu, czy może po prostu o wszystkim zapomnieć. Szybko doszła jednak do wniosku, że nie będzie umiała tak po prostu zapomnieć. Zakochała się i to tak naprawdę.
Miała już kilku chłopaków, ale będąc z nimi inni również wydawali się jej atrakcyjni. A teraz? Teraz na żadnego nie zwracała uwagi. Nikt nie mógł równać się z Syriuszem Blackiem, chłopakiem, któremu nieświadomie oddała swoje serce. Zamknęła oczy, powstrzymując łzy, które zebrały się w kącikach jej oczu. Zawsze marzyła o tym, że któregoś dnia się zakocha, tak prawdziwie. Aż w końcu, gdy ta chwila nadeszła, była przerażona. A najlepsze było to, że sama nie wiedziała, dlaczego.
Już dawno doszła do tego, że warto zaryzykować. A James i Lily, którzy od niedawna byli parą, tylko utwierdzili ją w tym przekonaniu.
- Gabrielle?
Otrząsnęła się ze swoich myśli i spojrzała na Remusa, który przypatrywał się jej z niepewną miną.
- Jasne, że pójdę – wyszeptała.

○○○

Lily nerwowo kopała ścianę i co chwilę rozglądała się po korytarzu. Mijali ją różni uczniowie, jednak nigdzie nie dostrzegała swojej przyjaciółki. Zamiast Gabrielle zobaczyła natomiast kogoś innego.
Severus Snape stał po przeciwległej stronie korytarza i przypatrywał się jej. Lily przełknęła głośno ślinę i zgrzytnęła zębami. Miała ochotę zabić go gołymi rękami, ale wiedziała, że to nic nie da. Zastanawiała się tylko kiedy nastąpiła w nim taka zmiana. Czy naprawdę była tak złą przyjaciółką, że tego nie dostrzegała? Rzuciła mu ostatnie pogardliwie spojrzenie i odwróciła się w tej samej chwili, gdy przed nią pojawiła się Gabrielle.
- Wiem, wiem – powiedziała – znów się spóźniłam. Ale to nie moja wina. Musiałam się przecież spakować!
Lily wywróciła oczami i uśmiechnęła się lekko.
- Rozmawiałaś z Meredith? Widziałam ją przed chwilą w Sali Wejściowej. Chyba czekała na Nathana, ale pewna nie jestem. W każdym razie wyglądała na szczęśliwą, zresztą ty też wyglądasz na szczęśliwą, co każe mi podejrzewać, że albo sobie wszystko wyjaśniłyście, albo twój związek z Jamesem sprawia, że promieniejesz!
- Czasami mam wrażenie, że za dużo gadasz, Gabrielle.
Ruszyły w stronę wyjścia z zamku. Potrzebowały chwili dla siebie, ostatnio rzadko kiedy przebywały same. Przeważnie towarzyszył im James, który czuł się dziwnie samotny bez Syriusza, a czasami Remus, który nie mógł wytrzymać z Peterem. Dziś jednak miały dzień tylko dla siebie i miały zamiar spędzić go opalając się przy jeziorze. Lily rozłożyła koc, a Gabrielle w tym samym czasie wyjęła z torby dwie butelki Piwa Kremowego.
- Słyszałam, że idziesz z nami do szpitala – Lily zerknęła na Harrison, która wywróciła oczami.
- Mam wrażenie, że w tym zamku informacje za szybko się roznoszą – mruknęła. - Skoro wszyscy idziecie, to pójdę z wami. Tym bardziej, że mam u ciebie spędzić całe dwa miesiące.
- Mogłabyś wrócić z moimi rodzicami, jeśli nie chcesz...
- Chcę – Gabrielle przerwała jej i usiadła na kocu. - Po prostu boję się, jak to będzie. Wtedy, w wiosce... Wszystko było dobrze, byliśmy tak blisko... Ale teraz? Lily, sama nie wiem, czy jestem na to gotowa. Kocham go, naprawdę kocham, ale czy jestem gotowa na taki związek?
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. Myślę, że warto podjąć to ryzyko.
Lily objęła Gabrielle ramieniem i uniosła lekko butelkę z Piwem. Uśmiechnęła się lekko. Nastały ciężkie czasy.

§♠§

Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam tym ostatnim rozdziałem. Nie będę się jeszcze żegnać, bo w końcu do tego zostawię sobie Epilog ;)
Co sądzicie? 

10 komentarzy:

  1. Super! ;D
    Bardzo podoba mi się Twój blog ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć ;)
      Bardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło Ci do gustu :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Przeczytałam Twoje oba opowiadanie dosłownie w jeden dzień i niestety dopiero dzisiaj znalazłam okazję by je skomentować. ;(

    Uwielbiam Huncwotów, są tacy naturalni, tacy jak powinni być, ale ale mam wrażenie, że Remus i Peter są strasznie z boku. Bo niby Łapa i Rogacz byli takimi naj naj friendsami, ale no była ich czwórka, a w Twoim opowiadaniu bliżej im do zwykłych kumpli z dormitorium. Ale to tylko moja opinia :)

    I wiem, że jeszcze tylko epilog, ale ale ale SYRIUSZ I GABRIELLE <3
    Doczekałam się pięknego i spontanicznego pocałunku Lily i Jamesa, to teraz czekam na nich :3

    Pozdrawiam,
    http://feniks-z-popiolow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;)
      Wiem, że są z boku, ale pisząc Iluzje... Tak jakoś wyszło. Dlatego staram się w Sekrecie to nadrobić, bo tutaj to już raczej nie ma większego sensu ;)
      Oo, pomijając Jamesa i Lily - Syriusz i Gabrielle są moimi ulubionymi bohaterami ;D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Po pierwsze, Nymerio, WYBACZ MI! Przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej, ale... Cholera jasna, sama w to nie wierzę, ale od 4 dni nie byłam na bloggerze. Dziwne. Było i tak, że wpadałam tam kilka do kilkunastu razy na dzień, zeby tylko wyczaić moment, w którym ktoś doda nowy rozdział! A teraz ot, tak po prostu, nie mam czasu ;< I to jest dołujące, bo tak naprawdę nawet nie mam siły, by dokończyć swój rozdział. Porażka. Dobra, nie przeciągajmy.

    Po drugie: TO JUŻ?! Raany, jak to zleciało... Nie wierzę, że to już koniec ;< Aczkolwiek jestem ogromnie ciekawa, co wykombinujesz w epilogu xD

    Po trzecie: CZUJĘ SPRZECZNE UCZUCIA. Bo z jednej strony nie lubię, gdy nagle rozdział mi się kończy tak szybko, ale z drugiej... To znaczy, że był dobry :D Ale czy naprawdę muszę Ci kadzić jeszcze i w tym rozdziale? Pokadzę Ci w epilogu, tak na zakończenie przygody z Iluzją :D

    Dobra, wiesz co... Pochwalę Ci się. Mam nadzieję że mogę. Trzymaj się więc krzesła, bo to będzie mocne. Otóż... Odrobiłam dziś wszystkie zadania (zadane w tym i przeszłym tygodniu) i to aż do środy! Czuję się zwycięsko :D Achievement get! :D

    Dobra, tyle biadolenia z mojej strony. Trzymaj się, kociaku, w ten trzeciej klasie, trzymaj się, jeśli pogoda będzie okropna, i w ogóle się trzymaj!
    Pozdrawiam cieplutko ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam, bo sama jestem w podobnej sytuacji :D Szkoła mnie wykańcza, po lekcjach chce tylko spać i spać, ale cóż. A jeszcze przygotowania do bierzmowania xD
      Starałam się napisać jak najdłuższy, bo w końcu to ostatni ;)
      Nie muszę się trzymać krzesła, bo akurat leżę na łóżku xD Gratuluje chęci ;D Co Ty na to, by odrobić też moje lekcje? ^^ Ja bym się w tym czasie pouczyła na kartkówki i sprawdziany ;P
      Na razie się trzymam ;] Zobaczymy za miesiąc xD
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. A ja się właśnie dziwnie czuję, bo... bo sama w to nie wierzę, ale śpię po 6 godzin dziennie (ostatnio coś nie mogę zasnąć) - atu jebjebjeb, w dzień normalnie funkcjonuję! Prawie. W każdym bądź razie nie chce mi się spać, kiedy wracam do domu - co nie znaczy, że mam ochotę na cokolwiek xD Ach, tak. Te przygotowania do bierzmowania ;p
      Tak, już do Ciebie lecę odrobić Twoje zadania :D Z miłą chęcią Cię wyręczę, jeśli tylko będę potrafić. Za pięć minut będę pukać do twoich drzwi! :D
      Hm, to ja lecę - na dobry początek weekendu pójdę polamić w jakąś gierkę ;> Branoc, buziaki, trzymaj się! ;3

      Usuń
    3. O, to tak jak ja - 7 godzin snu, a potem.. ech, jestem nieprzytomna xD
      Okay, wpadaj, akurat nic nie robie xD

      Usuń
  4. Kochana moja... Ty żyjesz czy co jest z Tobą :P Kocham Syriusza :p w ogóle Huncwotów :P a teraz nadrabiam zaległości w czytaniu jak na razie kilku blogów bo czas nie pozwala na nic więcej niestety..... ale jutro chyba przeczytam resztę bo stęskniłam się za potterowskimi ff :P Lubię Twoje opowiadania, a z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej i to jest dobre bo liczy się progres :P P po coś się te blogi w końcu prowadzi :* Pozdrawiam broken-heart-ff

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej ;*
      Żyję, ale niestety szkoła zajmuje większość mojego czasu. Nie mam już tyle czasu, co wcześniej -,-
      Staram się z każdym rozdziałem pisać lepiej i cieszę się, że w jakimś stopniu mi to wychodzi ;p
      Pozdrawiam!

      Usuń

Obserwatorzy