„Ciężkie
czasy”
Westchnęła
głęboko i opadła na łóżko obok Gabrielle. Zaczęła razem z nią
wpatrywać się w sufit. I dopiero wtedy, leżąc i milcząc,
zrozumiała, że wcale nie chce wracać do domu. Chciała zostać w
zamku, na zawsze. Pozostać szesnastolatką, którą cudem pokonała
wszystkie przeszkody, jakie los postawił jej na drodze i w końcu
dowiedziała się kim tak naprawdę jest. Szesnastolatką, która w
przeddzień opuszczenia zamku w końcu poczuła się szczęśliwa. W
końcu poczuła, że naprawdę ma dla kogo walczyć. Dla niej czas
mógłby się już na zawsze zatrzymać. W tej jednej chwili, w tym
jednym dniu. Zegar mógłby stanąć i już nigdy nie ruszyć,
historia mogłaby nie zostać dokończona. Byłaby wciąż tam, w
Hogwarcie, ze wszystkimi ludźmi na których jej zależy. Z osobami,
które naprawdę kochała.
I
choć wiedziała, że to tylko marzenia, które nigdy się nie
spełnią, miała to gdzieś. Zawsze uważała, że tylko marzenia i
wyobraźnia trzymają ją przy zdrowych zmysłach.
Szturchnęła
Gabrielle łokciem w żebra i zaśmiała się cicho.
-
Będziesz za tym tęskniła? - szepnęła.
Nie
wiedziała dlaczego szepcze. Chodziło chyba o chwilę, o tą
atmosferę, która dwudziestego drugiego czerwca panowała w
dormitorium dziewczyn z szóstego roku.
-
Przecież jeszcze tu wrócimy – odpowiedziała równie cicho
Gabrielle.
-
Ale to nie będzie już to samo. Wrócimy tu ostatni raz. Wrócimy ze
świadomością, że ostatni raz przechodzimy tymi korytarzami,
ostatni raz jemy w Wielkiej Sali. Już więcej nie będziemy siedzieć
pod Wielkim Dębem. Wrócimy jak siódmoklasistki, które po
dziesięciu miesiącach będą musiały zmierzyć się ze światem.
-
Lily i Gabrielle przeciw światu – blondynka uśmiechnęła się
lekko. - Ale chyba masz rację. Nie fajnie będzie tu wrócić,
wiedząc, że to ostatni raz.
-
Ale mimo to, siedzimy w tym razem, co?
-
Jak zawsze.
Rudowłosa
uśmiechnęła się lekko. Były w tym razem, cokolwiek by się nie
działo. Nie wyobrażała sobie, by kiedyś zabrakło przy niej
Gabrielle. Chroniły siebie nawzajem, osłaniały się. Czasami
zastanawiała się jakby to było, gdyby sześć lat temu, w Wielkiej
Sali, jej puchar z sokiem dyniowym nie został przewrócony, a
rozgadana blondynka nie zaczęła jej przepraszać. Czy jednak jakimś
cudem by się zaprzyjaźniły? Tego nie wiedziała i wcale wiedzieć
nie chciała. Dzięki takim, a nie innym przypadkom poznała
Gabrielle Harrison. I cieszyła się z tego.
Opornie
podniosła się do pozycji siedzącej i zamknęła oczy. Naprawdę
ostatnią rzeczą, na jaką teraz miała ochotę, było pakowanie
się. Najchętniej położyłaby się znów do łóżka, zakryła
głowę kołdrą i udawała, że wcale nie musi wracać do domu. Ale
nie mogła. Wiedziała, że w końcu znalazłaby się taka osoba,
która ściągnęłaby ją siłą na ziemię, wywalając z krainy
marzeń. Westchnęła cicho i podeszła do swojej walizki, która od
godziny leżała na podłodze, koło szafy.
Jednym
ruchem różdżki wyrzuciła swoje wszystkie ubrania z półek i
zaczęła je pakować. Zmarszczyła nos. Wydawało jej się, że gdy
tutaj przyjechała, było ich trochę mniej. Zagryzła wargę i
spojrzała jeszcze raz na blondynkę, która nawet nie ruszyła
palcem.
-
Masz zamiar leżeć tam całą wieczność? Musisz się kiedyś
spakować!
-
Zastanawiam się tylko po co – Gabrielle wstała i odrzuciła włosy
do tyłu. - I tak nie mam gdzie wrócić.
Lily
zmarszczyła brwi i przyjrzała się uważniej niebieskookiej.
Musiała przyznać, że od września naprawdę się zmieniła. Każde
z nich się zmieniło. Przecież nikt nie spodziewał się, że będą
musieli walczyć ze Śmierciożercami. Ale Gabrielle... Z nią było
inaczej, przeżywała to wszystko inaczej. Pewnie dlatego, że wciąż
myślała o śmierci Clarisse. Co prawda, Lily nikogo nigdy nie
zabiła, ale podejrzewała, jak musi czuć się jej przyjaciółka.
Myśl, że może jest zła, nie dawała jej spokoju. I choć chciała
to ukryć, Evans wiedziała, że Gabrielle nie śpi po nocach,
siedząc na parapecie i wpatrując się w niebo. Którejś nocy
siedziały tak razem.
Lily
otworzyła oczy i usiadła raptownie na łóżku. Serce znów biło
jej, jak oszalałe, a zimny pot zalewał ciało. Zaklęła cicho pod
nosem. Miała tego serdecznie dość. Koszmary powoli ją wykańczały,
ale nawet eliksiry nasenne, które dała jej pani Pomfrey nie
pomagały. Wciąż przeżywała to wszystko na nowo. Śmierć
Gabrielle, krzyki Jamesa, łzy Syriusza. Petera, który celował
różdżką w serce Remusa.
Każdej
nocy ten sam sen, każdej nocy ten sam niepokój. Nie wiedziała, co
ma robić. Remus, któremu powiedziała o swoim lęku, twierdził, że
to z przemęczenia. Powiedział, że w ostatnich tygodniach za dużo
przeżyła, za dużo się dowiedziała. Ale Lily wcale nie była tego
taka pewna.
Opuściła
nogi na ziemię i sięgnęła po szklankę wody, która zawsze stała
na stoliku nocnym. Zmarszczyła brwi, gdy jej wzrok powędrował do
łóżka Gabrielle, które okazało się być puste. Rozejrzała się
po pokoju i zauważyła dziewczynę, która siedziała na oknie, z
kubkiem parującej herbaty w rękach. Jej bladą twarz oświetlał
księżyc i dzięki temu Lily dostrzegła, że po policzkach jej
przyjaciółki spływają łzy.
Po
cichu wstała z łóżka i podeszła do blondynki. Położyła jej
rękę na ramieniu i czekała, aż dziewczyna odwróci głowę.
-
Znów miałaś koszmary? - Lily otworzyła lekko usta.
Skąd
Gabrielle o tym wiedziała? Przecież nic jej nie mówiła i wątpiła,
by zrobił to Remus. Żadne z nich nie chciało sprawiać
niebieskookiej jeszcze więcej problemów i zmartwień. I tak miała
za dużo na głowie.
-
Daj spokój, nie jestem głucha – Gabrielle uśmiechnęła się
lekko. - Czasami mówisz przez sen. Wołasz Jamesa i mnie. Łatwo
dodać dwa do dwóch. Poza tym słyszę też, jak wiercisz się
niespokojnie w łóżku. Co się dzieje, Lily?
Rudowłosa
westchnęła i usiadła naprzeciw Gryfonki.
-
Nie wiem – mruknęła. - To chyba za dużo, jak dla mnie. Moja
matka, Śmierciożercy... Czasami myślę, że nie jestem jeszcze
gotowa na życie poza Hogwartem. Żadne z nas nie jest gotowe. A
potem przypominam sobie ile przeszliśmy. My, szesnastolatkowie,
przed którymi jeszcze tyle trudów do przejścia, i mam wrażenie,
że odegramy w tej wojnie najważniejszą rolę.
-
Przyszła nasza kolej, by walczyć. Teraz od naszego pokolenia będą
zależeć dalsze losy świata czarodziejów – wyszeptała, nadal
wpatrując się w niebo.
Odrzuciła na bok bluzkę,
którą trzymała w rękach.
- Wracasz ze mną –
powiedziała Lily. - Myślałaś, że co zrobię? Jesteś dla mnie
jak siostra, to chyba jasne, że zabieram cię do mnie w tej
sytuacji!
- Lily, masz napięte relacje z
rodzicami, nie chcę sprawiać kłopotów. Powinnaś sobie teraz z
nimi wszystko wyjaśnić na spokojnie.
- Gabrielle Harrison – Evans
wyprostowała się – jedziesz ze mną, czy tego chcesz czy nie.
Jeśli będę musiała użyć siły, to to zrobię. A moi rodzice
cieszą się, że znów cię zobaczą.
○○○
Od śmierci Clarisse Lestrange
minął tydzień. Mało kto za nią przepadał, jednak mimo to
wszyscy pożegnali ją razem. Minął tydzień, w ciągu którego
wszyscy obecni w Hogsmeade musieli się pozbierać. Tydzień, w ciągu
którego przez Hogwart przewinęło się kilkadziesiąt Aurorów.
Lily usiadła przy stole
Gryfonów i westchnęła cicho, wracając pamięcią do dnia, gdy
Wielka Sala była cała w czerni.
Rozejrzała
się po Wielkiej Sali i przełknęła głośno ślinę. Po raz
pierwszy widziała to pomieszczenie całe w czerni, wszyscy uczniowie
siedzieli przy swoich stołach ze schylonymi głowami, a nauczyciele
szeptali między sobą. Wielka Sala pogrążona była w ciszy.
Lily
przełknęła głośno ślinę i ścisnęła dłoń Gabrielle, pod
stołem. Zamknęła na chwilę oczy i policzyła do dziesięciu.
-
Witajcie moi drodzy – głos dyrektora wydawał się być dziwnie
obcy. - Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że wioska
Hogsmeade została zaatakowana. Wiem, że niektórzy z was przebywali
tam wówczas. Jedną z tych osób była Clarisse Lestrange,
wychowanka profesora Slughorna. Niestety, dziś nie ma jej już
między nami. Dlatego proszę, byście teraz powstali i uczcili jej
pamięć minutą ciszy. Uczcili pamięć młodej, niewinnej
dziewczyny, która znalazła się w niewłaściwym miejscu i
niewłaściwym czasie.
Lily
była jedną z pierwszych osób, które powstały. Co prawda, nie
zgadzała się z przemową dyrektora i z największą przyjemnością
nie wstałaby wcale. Clarisse nie była ani niewinna i nie znalazła
się tam przypadkiem. I większość doskonale o tym wiedziała.
Gabrielle, która stała obok, była cała spięta i ledwie trzymała
się na nogach.
Nikt,
poza członkami Zakonu, nie wiedział o tym, co naprawdę się
wydarzyło. Ogólna wersja była taka, że Clarisse zginęła z ręki
Śmierciożerców, którzy zaatakowali wioskę. Nie było żadnych
świadków. Nie było żadnych śladów.
A
Clarisse już nie było.
Wydawałoby się, że wszyscy
już zapomnieli. Gryfoni, Krukoni i Puchoni wrócili do swojego życia
i teraz wesoło rozmawiali o zbliżających się wakacjach. Nikt nie
płakał, nikt nie wspominał nieżyjącej Ślizgonki. Nawet
wychowankowie Domu Węża jej nie wspominali, choć z pewnością nie
zapomnieli.
- Lily?
Dziewczyna odwróciła głowę
i spojrzała na Jamesa, natychmiast zalewając się rumieńcem. Nadal
nie mogła przyzwyczaić się do myśli, że są razem. Poza tym, za
każdym razem, gdy na niego patrzyła wspominała ich pocałunek.
Zagryzła lekko wargę.
- Gdzie masz Gabrielle?
- Pakuje się – westchnęła.
- Trochę czasu zajęło mi przekonanie jej, że zabieram ją ze
sobą. Biedna, chyba myślała, że ją tutaj zostawię –
uśmiechnęła się lekko. - Miałeś jakieś wieści o Syriuszu?
- Tak – James wyszczerzył
zęby w uśmiechu. - Moja mama była tutaj rano. Ciotka Walburga
chyba zrozumiała, że nie przekonana do niczego Syriusza i pojechała
do domu. Mama więc tam poszła i zastała Łapę, który kłócił
się z Uzdrowicielem. Wyobrażasz sobie, że Syriusz próbował uciec
ze szpitala?
- Syriusz? - Lily zrobiła
zdziwioną minę. - Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała...
Próbowała utrzymać jak
najpoważniejszą minę, jednak po chwili na jej ustach pojawił się
uśmiech. Nigdy by nie przyznała tego na głos, ale tęskniła za
Syriuszem Blackiem. Bez niego ten zamek wydawał się pusty, Huncwoci
jakby przycichli, a Gabrielle wciąż chodziła z głową w chmurach.
Czasami zastanawiała się nad tym, co by było, gdyby ktoś taki jak
Syriusz Black nie istniał. Kim byliby wtedy? Westchnęła cicho i
oparła głowę na ramieniu okularnika, a chłopak objął ją ręką.
Cieszyła się, że go ma.
Teraz, kiedy Gabrielle zamartwiała się stanem zdrowa Syriusza i
śmiercią Clarisse, on był jedyną osobą, na której mogła
polegać. Remusa nie brała pod uwagę, bo on starał się jakoś
trzymać w garści Harrison. Tylko jemu to wychodziło.
Podniosła głowę, gdy do
Wielkiej Sali wkroczył Nathan, a tuż za nim niepewnie weszła
Meredith. Uśmiechnęła się lekko. Po raz pierwszy widziała ją w
tym pomieszczeniu. Wywróciła oczami i odsunęła się lekko od
Pottera, robiąc miejsce nowo przybyłym. Nathan siadając,
poczochrał jej włosy, na co Lily rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
Natomiast Mary rozglądała się po pomieszczeniu ze zmarszczonymi
brwiami.
- Odkąd ostatni raz tutaj
jadłam, minęły wieki – mruknęła i zajęła miejsce koło
rudowłosej.
Lily zmarszczyła brwi i
przełknęła głośno ślinę. Nadal dziwnie czuła się w jej
towarzystwie.
Dziewczyna
związała włosy w luźny kucyk i posyłając Jamesowi promienny
uśmiech, wyszła z Pokoju Wspólnego. Nadal nie wiedziała, jakim
cudem dała się jemu i Gabrielle namówić na kolejną rozmowę z
matką. Męczyli ją tak długo, że w końcu się ugięła. Gdyby
ich nie było... Pewnie do tej pory nie poznałaby historii Meredith,
nie dowiedziała się kim tak naprawdę jest. Westchnęła cicho i
ruszyła cichymi korytarzami do pokoju, który zajmowała jej matka z
Nathanem.
Znajdował
się on tuż obok pokoju nauczycieli, co było dość dziwne, bo była
pewna, że wcześniej nie było tam żadnego innego pomieszczenia.
Ale darowała sobie dochodzenie w tej sprawie, bo pewnie i tak by się
niczego ciekawego nie dowiedziała. Ten zamek miał wiele tajemnic i
pewnie tajemnicze pokoje były jedną z nich.
Zatrzymała
się przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami i zapukała cicho. Zagryzła
wargę. Może oni wszyscy mieli rację. Potrzebowała matki. Kogoś,
kto ją zrozumie, kogoś, kto zdoła jej zawsze pomóc. Być może
Meredith była właśnie tą osobą. Wzdrygnęła się lekko, gdy
drzwi otworzyły się z cichym piskiem, a w przejściu pojawił się
Nathan.
Był
ubrany w czarną koszule i spodnie tego samego koloru. Na jego twarzy
jak zwykle widoczny był uśmiech, którzy poszerzył się, gdy
spojrzał na Lily. Dziewczyna wywróciła oczami. Czasami był
naprawdę irytujący. Nie potrafiła zrozumieć też, dlaczego z nim
potrafiła normalnie rozmawiać, a ze swoją matką nie.
-
Pewnie przyszłaś do Meredith? - spytał, gdy po dłuższej chwili
Lily nic nie mówiła.
-
Tak – dziewczyna westchnęła. - Mogę wejść?
-
Jasne, właśnie wychodziłem.
Skinęła
głową, wiedząc, że kłamie. Za każdym razem, gdy przychodziła
do Meredith jemu akurat coś wypadało. Ale była mu wdzięczna. Nie
wiedziała, czy dałaby radę rozmawiać z nią w jego towarzystwie.
Rozejrzała
się ukradkiem po pokoju. Nic się tutaj nie zmieniło. Ale dlaczego
się dziwiła? Była tutaj zaledwie kilka dni temu. Usiadła na
wolnym fotelu i czekała, aż Mary, która siedziała przy biurku i
coś pisała, skończy. Nie chciała jej przeszkadzać, a ich rozmowa
przecież nie była taka pilna.
Po
mniej niż pięciu minutach brunetka zakręciła kałamarz i
spojrzała na zielonooką z uśmiechem.
-
Czy coś się stało, Lily?
-
Nie, nic. Chciałam tylko... porozmawiać.
Znów
się denerwowała. Znów czuła, jak bicie jej serca przyspiesza.
Przecież nie miała powodów do nerwów.
-
Chciałam tylko porozmawiać – rudowłosa zaczerpnęła głęboko
powietrza. - Wracam do domu na wakacje. Chciałam żebyś wiedziała.
Prawdę
mówiąc nie wiedziała dlaczego to powiedziała. Chyba chciała być
wobec niej uczciwa. W końcu była jej matką. I chociaż nadal jej
nie ufała i nie potrafiła do końca jej wybaczyć, nie mogła
zaprzeczyć temu, że były rodziną. Być może zachowywała się
wobec Meredith źle, być może całkiem ją ignorowała i nie
chciała mieć z nią nic wspólnego, ale gdzieś w głębi siebie
wiedziała, że mają tylko siebie nawzajem.
-
Czyli nie zobaczymy się przez całe dwa miesiące – Mary zagryzła
wargę.
Gdy
Lily dokładniej się jej przyjrzała, stwierdziła, że jednak są
podobne. Patrzyły na świat tymi samymi oczami. Nawet charaktery
miały podobne. Rudowłosa zaczęła wyginać sobie palce, unikając
spojrzenia kobiety.
-
Napisałam im, że cię poznałam – wyszeptała. - Chciałam żeby
wiedzieli. Może nie są moimi biologicznymi rodzicami, ale to oni
mnie wychowali. Dzięki nim jestem tą osobą, którą jestem. I
zawsze będą moją rodziną – dziewczyna zaczerpnęła powietrza.
- Tak jak ty.
Lily
spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko. Gdy zobaczyła
uśmiech, który gościł na twarzy Meredith, poczuła jakby coś
spadło jej z serca. Jakby w końcu się uwolniła.
○○○
Gabrielle zaklęła pod nosem i
rzuciła książką o ścianę. Usiadła na podłodze i objęła
rękami kolana. Czuła się beznadziejnie. Po raz pierwszy w życiu
miała takie humorki. Raz zapominała o wszystkim i czuła się po
prostu szczęśliwa, by po chwili poczuć tak ogromną złość, że
jedynym czego pragnęła było rozwalanie rzeczy, które akurat miała
pod ręką.
Zdawała sobie, że zachowuje
się dziwnie. Nawet zastanawiała się, jakim cudem Lily z nią
wytrzymuje. Owszem, czasami miała gorsze dni, ale to co działo się
ostatnio przekraczało wszelkie granice.
Westchnęła cicho, gdy ktoś
zapukał do drzwi i powoli wstała. Doskonale wiedziała, kogo
zobaczy, gdy otworzy. I naprawdę zastanawiała się, czy to zrobić.
Miała dość ciągłych wykładów, pytań o samopoczucie. Właściwie
to miała dość rozmów o tym, co się wydarzyło. I tak, jak Lily
zrozumiała i odpuściła, tak Remus dręczył ją nadal.
Niechętnie otworzyła drzwi i
od razu odwróciła się, zbierając ubrania, które wcześniej
rozrzuciła. Czuła na sobie spojrzenie chłopaka, jednak starała
się go ignorować. Przy odrobinie szczęścia być może sobie
pójdzie.
Remus jednak wcale nie
zamierzał odejść. Wręcz przeciwnie, po chwili podniósł książkę,
która leżała pod ścianą, usiadł na łóżku i zaczął czytać,
kątem oka obserwując poczynienia dziewczyny. Naprawdę się o nią
martwił.
- Masz zamiar dalej udawać, że
czytasz, czy może powiesz mi, po co przyszedłeś? - Gabrielle
wyprostowała się nagle i odwróciła w jego stronę.
- Zobaczyć, co u ciebie –
Remus wzruszył ramionami. - Słyszałem, że jedziesz do Lily.
- Twoja troska jest naprawdę
wzruszająca, ale powtarzam ci po raz setny, że nic mi nie jest –
warknęła. - Naprawdę nie mam zamiaru skoczyć z Wieży
Astronomicznej ani nic w tym rodzaju.
- Świetnie, ale nie
przyszedłem rozmawiać o twoich myślach samobójczych, czy raczej
ich braku – chłopak uśmiechnął się lekko. - Zastanawiam się
tylko, czy pójdziesz z nami do szpitala.
Gabrielle zmarszczyła brwi, a
po chwili zagryzła wargę. Od kilku dni sama zastanawiała się, czy
powinna odwiedzić Syriusza w szpitalu, czy może po prostu o
wszystkim zapomnieć. Szybko doszła jednak do wniosku, że nie
będzie umiała tak po prostu zapomnieć. Zakochała się i to tak
naprawdę.
Miała już kilku chłopaków,
ale będąc z nimi inni również wydawali się jej atrakcyjni. A
teraz? Teraz na żadnego nie zwracała uwagi. Nikt nie mógł równać
się z Syriuszem Blackiem, chłopakiem, któremu nieświadomie oddała
swoje serce. Zamknęła oczy, powstrzymując łzy, które zebrały
się w kącikach jej oczu. Zawsze marzyła o tym, że któregoś dnia
się zakocha, tak prawdziwie. Aż w końcu, gdy ta chwila nadeszła,
była przerażona. A najlepsze było to, że sama nie wiedziała,
dlaczego.
Już dawno doszła do tego, że
warto zaryzykować. A James i Lily, którzy od niedawna byli parą,
tylko utwierdzili ją w tym przekonaniu.
- Gabrielle?
Otrząsnęła się ze swoich
myśli i spojrzała na Remusa, który przypatrywał się jej z
niepewną miną.
- Jasne, że pójdę –
wyszeptała.
○○○
Lily nerwowo kopała ścianę i
co chwilę rozglądała się po korytarzu. Mijali ją różni
uczniowie, jednak nigdzie nie dostrzegała swojej przyjaciółki.
Zamiast Gabrielle zobaczyła natomiast kogoś innego.
Severus Snape stał po
przeciwległej stronie korytarza i przypatrywał się jej. Lily
przełknęła głośno ślinę i zgrzytnęła zębami. Miała ochotę
zabić go gołymi rękami, ale wiedziała, że to nic nie da.
Zastanawiała się tylko kiedy nastąpiła w nim taka zmiana. Czy
naprawdę była tak złą przyjaciółką, że tego nie dostrzegała?
Rzuciła mu ostatnie pogardliwie spojrzenie i odwróciła się w tej
samej chwili, gdy przed nią pojawiła się Gabrielle.
- Wiem, wiem – powiedziała –
znów się spóźniłam. Ale to nie moja wina. Musiałam się
przecież spakować!
Lily wywróciła oczami i
uśmiechnęła się lekko.
- Rozmawiałaś z Meredith?
Widziałam ją przed chwilą w Sali Wejściowej. Chyba czekała na
Nathana, ale pewna nie jestem. W każdym razie wyglądała na
szczęśliwą, zresztą ty też wyglądasz na szczęśliwą, co każe
mi podejrzewać, że albo sobie wszystko wyjaśniłyście, albo twój
związek z Jamesem sprawia, że promieniejesz!
- Czasami mam wrażenie, że za
dużo gadasz, Gabrielle.
Ruszyły w stronę wyjścia z
zamku. Potrzebowały chwili dla siebie, ostatnio rzadko kiedy
przebywały same. Przeważnie towarzyszył im James, który czuł się
dziwnie samotny bez Syriusza, a czasami Remus, który nie mógł
wytrzymać z Peterem. Dziś jednak miały dzień tylko dla siebie i
miały zamiar spędzić go opalając się przy jeziorze. Lily
rozłożyła koc, a Gabrielle w tym samym czasie wyjęła z torby
dwie butelki Piwa Kremowego.
- Słyszałam, że idziesz z
nami do szpitala – Lily zerknęła na Harrison, która wywróciła
oczami.
- Mam wrażenie, że w tym
zamku informacje za szybko się roznoszą – mruknęła. - Skoro
wszyscy idziecie, to pójdę z wami. Tym bardziej, że mam u ciebie
spędzić całe dwa miesiące.
- Mogłabyś wrócić z moimi
rodzicami, jeśli nie chcesz...
- Chcę – Gabrielle przerwała
jej i usiadła na kocu. - Po prostu boję się, jak to będzie.
Wtedy, w wiosce... Wszystko było dobrze, byliśmy tak blisko... Ale
teraz? Lily, sama nie wiem, czy jestem na to gotowa. Kocham go,
naprawdę kocham, ale czy jestem gotowa na taki związek?
- Nie dowiesz się, jeśli nie
spróbujesz. Myślę, że warto podjąć to ryzyko.
Lily objęła Gabrielle
ramieniem i uniosła lekko butelkę z Piwem. Uśmiechnęła się
lekko. Nastały ciężkie czasy.
§♠§
Mam nadzieję, że Was nie
zawiodłam tym ostatnim rozdziałem. Nie będę się jeszcze żegnać,
bo w końcu do tego zostawię sobie Epilog ;)
Co sądzicie?
Super! ;D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój blog ;)
Cześć ;)
UsuńBardzo się cieszę, że opowiadanie przypadło Ci do gustu :)
Pozdrawiam!
Przeczytałam Twoje oba opowiadanie dosłownie w jeden dzień i niestety dopiero dzisiaj znalazłam okazję by je skomentować. ;(
OdpowiedzUsuńUwielbiam Huncwotów, są tacy naturalni, tacy jak powinni być, ale ale mam wrażenie, że Remus i Peter są strasznie z boku. Bo niby Łapa i Rogacz byli takimi naj naj friendsami, ale no była ich czwórka, a w Twoim opowiadaniu bliżej im do zwykłych kumpli z dormitorium. Ale to tylko moja opinia :)
I wiem, że jeszcze tylko epilog, ale ale ale SYRIUSZ I GABRIELLE <3
Doczekałam się pięknego i spontanicznego pocałunku Lily i Jamesa, to teraz czekam na nich :3
Pozdrawiam,
http://feniks-z-popiolow.blogspot.com/
Hej ;)
UsuńWiem, że są z boku, ale pisząc Iluzje... Tak jakoś wyszło. Dlatego staram się w Sekrecie to nadrobić, bo tutaj to już raczej nie ma większego sensu ;)
Oo, pomijając Jamesa i Lily - Syriusz i Gabrielle są moimi ulubionymi bohaterami ;D
Pozdrawiam!
Po pierwsze, Nymerio, WYBACZ MI! Przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej, ale... Cholera jasna, sama w to nie wierzę, ale od 4 dni nie byłam na bloggerze. Dziwne. Było i tak, że wpadałam tam kilka do kilkunastu razy na dzień, zeby tylko wyczaić moment, w którym ktoś doda nowy rozdział! A teraz ot, tak po prostu, nie mam czasu ;< I to jest dołujące, bo tak naprawdę nawet nie mam siły, by dokończyć swój rozdział. Porażka. Dobra, nie przeciągajmy.
OdpowiedzUsuńPo drugie: TO JUŻ?! Raany, jak to zleciało... Nie wierzę, że to już koniec ;< Aczkolwiek jestem ogromnie ciekawa, co wykombinujesz w epilogu xD
Po trzecie: CZUJĘ SPRZECZNE UCZUCIA. Bo z jednej strony nie lubię, gdy nagle rozdział mi się kończy tak szybko, ale z drugiej... To znaczy, że był dobry :D Ale czy naprawdę muszę Ci kadzić jeszcze i w tym rozdziale? Pokadzę Ci w epilogu, tak na zakończenie przygody z Iluzją :D
Dobra, wiesz co... Pochwalę Ci się. Mam nadzieję że mogę. Trzymaj się więc krzesła, bo to będzie mocne. Otóż... Odrobiłam dziś wszystkie zadania (zadane w tym i przeszłym tygodniu) i to aż do środy! Czuję się zwycięsko :D Achievement get! :D
Dobra, tyle biadolenia z mojej strony. Trzymaj się, kociaku, w ten trzeciej klasie, trzymaj się, jeśli pogoda będzie okropna, i w ogóle się trzymaj!
Pozdrawiam cieplutko ♥
Wybaczam, bo sama jestem w podobnej sytuacji :D Szkoła mnie wykańcza, po lekcjach chce tylko spać i spać, ale cóż. A jeszcze przygotowania do bierzmowania xD
UsuńStarałam się napisać jak najdłuższy, bo w końcu to ostatni ;)
Nie muszę się trzymać krzesła, bo akurat leżę na łóżku xD Gratuluje chęci ;D Co Ty na to, by odrobić też moje lekcje? ^^ Ja bym się w tym czasie pouczyła na kartkówki i sprawdziany ;P
Na razie się trzymam ;] Zobaczymy za miesiąc xD
Pozdrawiam ;*
A ja się właśnie dziwnie czuję, bo... bo sama w to nie wierzę, ale śpię po 6 godzin dziennie (ostatnio coś nie mogę zasnąć) - atu jebjebjeb, w dzień normalnie funkcjonuję! Prawie. W każdym bądź razie nie chce mi się spać, kiedy wracam do domu - co nie znaczy, że mam ochotę na cokolwiek xD Ach, tak. Te przygotowania do bierzmowania ;p
UsuńTak, już do Ciebie lecę odrobić Twoje zadania :D Z miłą chęcią Cię wyręczę, jeśli tylko będę potrafić. Za pięć minut będę pukać do twoich drzwi! :D
Hm, to ja lecę - na dobry początek weekendu pójdę polamić w jakąś gierkę ;> Branoc, buziaki, trzymaj się! ;3
O, to tak jak ja - 7 godzin snu, a potem.. ech, jestem nieprzytomna xD
UsuńOkay, wpadaj, akurat nic nie robie xD
Kochana moja... Ty żyjesz czy co jest z Tobą :P Kocham Syriusza :p w ogóle Huncwotów :P a teraz nadrabiam zaległości w czytaniu jak na razie kilku blogów bo czas nie pozwala na nic więcej niestety..... ale jutro chyba przeczytam resztę bo stęskniłam się za potterowskimi ff :P Lubię Twoje opowiadania, a z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej i to jest dobre bo liczy się progres :P P po coś się te blogi w końcu prowadzi :* Pozdrawiam broken-heart-ff
OdpowiedzUsuńHej, hej ;*
UsuńŻyję, ale niestety szkoła zajmuje większość mojego czasu. Nie mam już tyle czasu, co wcześniej -,-
Staram się z każdym rozdziałem pisać lepiej i cieszę się, że w jakimś stopniu mi to wychodzi ;p
Pozdrawiam!