„Początek”
Nie
chciała wracać do domu. W jej życiu tak wiele się zmieniło, że
nie była pewna, czy to wszystko zniesie. Na dodatek tam była
Petunia. Pamiętała to pogardliwie spojrzenie, którym ją
obdarzyła, gdy dowiedziała się, że nie są naprawdę
spokrewnione. Dawno przyzwyczaiła się do tego, że nie jest przez
nią traktowana jak siostra. Ale zawsze wierzyła, że gdzieś w
głębi serca dziewczyna tak naprawdę nią nie gardzi. Westchnęła.
Wszystko okazało się tylko iluzją. Światem, który myślała, że
jest prawdziwy.
Usiadła
pod Wielkim Dębem i wyjęła z torby przybory do pisania i pergamin.
Spojrzała na Zakazany Las i uśmiechnęła się lekko. Po wakacjach
przyjedzie tutaj ostatni las. Nie wyobrażała sobie, że potem może
już nie zobaczyć Hogwartu. To był jej dom, jedyny, w którym
naprawdę czuła się sobą. Poza tym wkroczenie w dorosłość
sprawiało, że będzie musiała stawić czoła wszystkiemu, co czeka
ją poza zaklęciami obronnymi zamku. Nie wiedziała, czy jest na to
gotowa. Czy kiedykolwiek będzie.
Zerknęła
na czysty pergamin, który trzymała w ręce i zagryzła wargę.
Kochani,
długo
zastanawiałam się nad tym, czy napisać ten list. Musicie wiedzieć,
że to dla mnie trudne. Wiele czasu zajęło mi przystosowanie się
do myśli, że nie jesteście moimi biologicznymi rodzicami. Nawet
nie jestem pewna czy teraz jestem do końca pogodzona z tą myślą.
Nie wiem dlaczego ukrywaliście przede mną ten fakt, naprawdę. Jest
mi przykro, że przez tyle lat mi o niczym nie powiedzieliście. Ale
to nie zmienia faktu, że to wy mnie wychowaliście. Traktowaliście,
jak własną córkę i staraliście się, bym miała wszystko, czego
potrzebowałam.
Gabrielle
cały czas starała się mnie przekonać, że musieliście mieć
jakiś powód. Być może mieliście. Nie wnikam w ten temat. W
każdym razie, to właśnie ona w jakiś sposób wpłynęła na moje
postępowanie i to dzięki niej postanowiłam napisać ten list, po
całych dziesięciu miesiącach, w ciągu których prawie wcale się
nie odzywałam. Przepraszam, wiem, że zachowałam się dziecinnie.
Muszę
wam też przekazać jedną, bardzo ważną wiadomość. Poznałam
Meredith Santiest. Moją biologiczną matkę. Opowiedziała mi całą
historię, dlaczego mnie zostawiła, co robiła przez te szesnaście
lat. Wydaje mi się, że w moim życiu, w ciągu tego roku wydarzyło
się zbyt wiele rzeczy. Nie potrafię pozbierać myśli, nie
potrafię.
Rozpisałam
się, a początkowo miałam napisać tylko jedno zdanie. Wracam do
domu na wakacje, przyjeżdżam z Gabrielle. Do zobaczenia na King's
Cross dwudziestego drugiego czerwca.
Lily
Przebiegła
jeszcze raz wzrokiem po liście i pokręciła głową. Nie tak
chciała to wszystko powiedzieć, ale nie potrafiła inaczej.
Westchnęła cicho i oparła głowę o pień drzewa. Przymknęła
oczy. Pisanie listu to było jedno, gorzej będzie, gdy spotkają się
twarzą w twarz. Jak wtedy zareaguje? Cieszyła się, że będzie
miała przy sobie Gabrielle. Przynajmniej w niej będzie miała
oparcie.
-
Lily?
Otworzyła
oczy i uśmiechnęła się szeroko na widok Jamesa, który zmierzał
w jej stronę. Nie widziała go od dwóch dni, czyli od dnia, gdy
poznała jego matkę. Słyszała, że spędzał czas z Remusem i
Peterem, starając się zapełnić pustkę, jaka pojawiła się, gdy
Syriusz wylądował w Mungu. Powoli podniosła się z ziemi i ruszyła
w jego stronę. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę,
włosy jak zwykle pozostawały w nieładzie, a pod oczami widoczne
były lekkie cienie. Jakby w ogóle nie spał. Zmarszczyła nos.
-
Co tutaj robisz? - zapytał stając przed nią.
-
Przyszłam pomyśleć i napisać list, do rodziców – pomachała mu
kartką przed nosem. - A ty? Gdzie twoja mama?
-
U Dumbledora, ostatnimi czasy cały czas tam przesiaduje – wzruszył
ramionami. - Więc pogodziłaś się z rodzicami?
Rudowłosa
westchnęła. Nie można było tego do końca nazwać pogodzeniem. W
końcu nie odzywała się do nich przez tak długi okres, nawet nie
wiedziała, co u nich słychać. Pokręciła lekko głową.
-
Napisałam po prostu co u mnie, no i poinformowałam ich, że wracam
do domu na wakacje. A co z Syriuszem? Twoja matka była w szpitalu?
-
Nie – zacisnął zęby. - Nie może się tam pojawić, bo matka
Syriusza podobno cały czas tam jest. Nagle się pojawiła –
prychnął. - Ale znajomy mamy tam pracuje, więc przekazuje jej
niektóre informacje. Jego stan jest w normie, obudził się i
strasznie się awanturuje o to, że nie chce tam dłużej leżeć –
wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Znając Łapę to na widok swojej
mamuśki pewnie ciśnienie lekko mu się podniosło.
-
Jesteś okropny! - Szturchnęła go lekko w ramię.
-
Mówię prawdę! Nie znasz jego matki, stara jędza. Jestem pewien,
że podczas pełni urządza sobie przejażdżki na miotle z
kapeluszem na głowie.
Pokręciła
głową i zaśmiała się cicho, powoli ruszając w stronę sowiarni.
Musiała wysłać ten list dzisiaj, jeśli chciała bu doszedł do
domu jak najszybciej. Nie spodziewała się, że na niego odpowiedzą.
Właściwie, to miała nadzieję, że tego nie zrobią. Wiedziała,
że zachowała się okropnie. James szedł obok, z rękami w
kieszeniach, co chwilę na nią zerkając. W końcu prychnęła i
zatrzymała się, zakładając ręce na biodra.
-
Gadaj o co ci chodzi – mruknęła.
-
Mnie? O nic.
-
Nie kłam, Potter – syknęła.
-
Więc przechodzimy na nazwiska, tak? - uniósł brwi. - Zgoda, Evans.
Powiedz mi, o co chodzi z Mary.
Wytrzeszczyła
oczy i odwróciła się na pięcie. Dlaczego w ostatnim czasie
wszyscy pytali ją o jej relacje z biologiczną matką? Daj jej
szanse, Lily. Nie może być taka zła! Lily, pogadaj z nią. Na
pewno miała jakiś powód, Lily. Nagle
wszyscy zaczęli dawać jej jakieś rady. A przecież sama wiedziała,
jak ma postąpić. To było jej życie i chciała o nim decydować. A
aktualnie nie miała ani ochoty na rozmowę z Meredith, ani nie miała
ochoty jej niczego wybaczać. Potrzebowała czasu, a to, że wszyscy
cały czas ją poganiali wcale nie pomagało jej w podjęciu decyzji.
Rozumiała
Gabrielle, ona zawsze była irytująca i potrafiła doprowadzić
Evans do szału. Ale James? Dlaczego on też musiał jej o tym truć?
- Dlaczego chcesz
o tym rozmawiać? - spytała, nie odwracając się w jego stronę.
- Po prostu jestem
ciekawy – mruknął. - W końcu jest twoją matką, no i wiem, że
rozmawiałyście.
- I na tym się
skończyło. Ona mi wszystko powiedziała, a ja wyszłam. Tyle,
koniec historii.
Wzruszyła
ramionami i weszła do sowiarni, rozglądając się za sową. Połowa
z nich drzemała na najwyższych piętrach i tylko te najmniejsze
były gotowe do drogi. Westchnęła cicho i podeszła do szaro białej
sówki, która wlepiała w nią swoje czarne oczy. Uśmiechnęła się
lekko i zaczęła przywiązywać jej list do nóżki. Sowa zahukała
cicho i po chwili wyleciała przez okno.
Lily odwróciła
się do okularnika i oparła o ścianę. Zaklęła w myślach. Jej
serce wciąż biło szybciej na jego widok, a przecież do niczego
poważniejszego między nimi nie doszło! Wywróciła oczami. Nie
dopuszczała do siebie myśli, że się zakochała. Nie w Jamesie
Potterze. Z drugiej jednak strony, każde z nich się zmieniło w
jakiś sposób.
Czuła się przy
nim bezpieczna, tak jakby właśnie tuż obok niego było jej
miejsce. Jakby mógł obronić ją przed wszystkim co złe. Zamknęła
oczy.
- Może się
przejdziemy?
Spojrzała na
chłopaka krzywo i wzruszyła ramionami.
- Jasne, przejdźmy
się.
○○○
Patrzyła na
kominek, w którym od trzech miesięcy nie palił się ogień. Ale
tak naprawdę go nie dostrzegała. Nie słyszała uczniów, którzy
śmiali się i rozmawiali gdzieś w kątach Pokoju Wspólnego.
Istniała tylko ona i świat, w którym przebywała. Cichy, bez
jakichkolwiek zakłóceń. Miejsce, gdzie mogła na spokojnie o
wszystkim pomyśleć. A właściwie mogła myśleć tylko o jednej
rzeczy.
Jej myśli wciąż
zajmował Syriusz Black. Nie mogła się go pozbyć z głowy. Wciąż
przed oczami miała jego roześmianą twarz, ich pierwszy nietypowy
pocałunek, ich kłótnie i przyjazne pogawędki. A najbardziej w jej
pamięci wyryła się ich ostatnia rozmowa. Zamknęła oczy, chcąc
powstrzymać łzy, które się w nich zebrały.
-
Ely, nic ci nie jest? - spytał ściągając brwi.
Zawiesiła
na nim wzrok i zamrugała szybko. Patrząc na twarz chłopaka, miała
ochotę zakończyć wszystkie kłótnie. Powiedzieć mu prawdę, jak
bardzo jej na nim zależy. To wszystko co się działo, uświadomiło
jej, że może im się coś stać i być może już nigdy nie będzie
mogła nic zrobić. Coś ścisnęło ją za serce na tą myśl.
Zacisnęła dłonie na jego koszulce i pokręciła głową.
-
Syriuszu, ja... - zaczęła, jednak chłopak przerwał jej,
uśmiechając się lekko.
-
Wiem, Gabrielle. Ja ciebie też – wyszeptał i nim dziewczyna
zdążyła się zorientować, wstał, pociągając ją za sobą.
Szybko
odnalazł im różdżki i uchylając się przed latającymi
zaklęciami, ścisnął dłoń dziewczyny.
-
Uważaj na siebie!- rozkazał i szybko poleciał do Jamesa, aby pomóc
mu z dwoma Śmierciożercami.
Naprawdę nie
chciała już płakać. Miała tego dość, ale za każdym razem, gdy
o nim myślała, załamywała się. Prychnęła. Znów miała wyrzuty
sumienia. Może gdyby zareagowała szybciej, wszystko byłoby w
porządku. On byłby teraz przy niej.
Podwinęła kolana
i objęła się rękoma, bujając się w przód i w tył. Nie
potrafiła się z tym wszystkim pogodzić, to wszystko... To było
dla niej za wiele.
- Gabrielle? -
spojrzała na Remusa zaczerwionymi oczami i po chwili odwróciła
głowę.
Chłopak bez słowa
usiadł obok niej i objął ją ramieniem. Wciągnęła głęboko
powietrze.
Tak bardzo
pragnęła, by Syriusz tutaj był. Powiedziałaby mu o wszystkim,
mogłaby nawet wyjść na naiwną idiotkę, ale naprawdę chciała,
by o wszystkim wiedział. O tym, że jej zależy, że nigdy na nikim
jej tak nie zależało jak na nim. Gdyby tylko był przy niej, nigdy
nie pozwoliłaby mu odejść. Przełknęła głośno ślinę i
spojrzała na Lunatyka, który niewidzącym wzrokiem patrzył na
ścianę.
- Wyjdzie z tego,
prawda? - szepnęła.
- Syriusz jest
silny – odparł. - Poza tym ma do kogo wracać – uśmiechnął
się lekko.
- Och –
szturchnęła go łokciem. - Daruj sobie. Zachowywałam się jak
ostatnia idiotka, wiem o tym. Zamiast was posłuchać, ja udawałam,
że nic mnie to nie interesuje. Tak bardzo żałuje...
- Będziesz
jeszcze miała czas żeby mu o wszystkim powiedzieć. On nie umiera,
Gabrielle. On po prostu jest w szpitalu.
- Tak, wiem. Ze
swoją matką – dodała ze złością. - Jak myślisz, jak to
wytrzymuje?
- Szczerze? -
Remus zaśmiał się cicho. - Myślę, że rzuca wszystkim, co ma pod
ręką.
- Aha, to by do
niego pasowało. No, chyba, że ma różdżkę pod ręką – dodała.
- Sama widzisz, że
na brak atrakcji nie może narzekać.
Pokręciła lekko
głową i oparła się o ramię chłopaka z lekkim uśmiechem na
ustach.
○○○
- Co my tak
właściwie robimy? - spytała, gdy wraz z Jamesem przemierzali ulice
Hogsmeade, kierując się do Miodowego Królestwa.
- Łamiemy reguły,
a jak ci się wydaje? - uniósł jedną brew.
- Słuchaj,
rozumiem, że brakuje ci Syriusza i tak dalej, ale nie namawiaj mnie
do łamania regulaminu!
- Już to
zrobiłaś, Evans – pokręcił głową z niedowierzaniem. - Chyba
nie powiesz mi, że chcesz wracać?
- A jakbym
chciała? - zatrzymała się i założyła ręce na piersi. -
Wróciłbyś ze mną?
- Oczywiście, w
końcu ja cię tutaj przyprowadziłem.
Uśmiechnęła się
szeroko i ruszyła dalej. Potrzebowała tego, czegoś, co odgoni jej
myśli od innych spraw. A wyprawa do Miodowego Królestwa była
całkiem kusząca. James objął ją ramieniem i pchnął drzwi o
sklepu. Uśmiechnął się szeroko do ekspedientki, która tylko
pokręciła głową i machnęła ręką. Musiał być tam stałym
klientem, skoro nie pytała, dlaczego nie jest w szkole. Okularnik od
razu podszedł do lady i zgarnął dwie wielkie tabliczki czekolady.
Lily tymczasem
chodziła po sklepie szukając Czekoladowych Żab, na które ostatnio
miała ochotę. Wciąż czuła na sobie wzrok Pottera, ale o dziwo,
tym razem jej to nie przeszkadzało. Dobrze czuła się w jego
towarzystwie i chciała, żeby ten dzień trwał wieczność.
Wiedziała, że jutro znów będzie zastanawiała się, co zrobić ze
swoimi rodzicami i Meredith, ale teraz po prostu wolała o tym nie
myśleć.
Musiała również
przyznać, że łamanie reguł wcale nie było takie złe. Wyszli ze
szkoły jakimś tajemnym przejściem, tak że nikt nie zauważył, że
znikają i tak samo mieli wrócić. James mówił, że wiele razy z
niego korzystali, bo przecież jakoś musieli załatwić prowiant na
imprezy po wygranych meczach. Uśmiechnęła się pod nosem.
Zastanawiała się jakie niespodzianki jeszcze ją czekają.
Wróciła do
chłopaka po niecałych piętnastu minutach taszcząc ze sobą
Czekoladowe Żaby, Fasolki Wszystkich Smaków, Miętowe Ropuchy i
Lodowe Myszy. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem, jednak nie
skomentował jej zakupów. Dopiero, gdy wyszli, postanowił zapytać,
czy zje to wszystko sama.
- Jak chcesz, to
mogę się z tobą podzielić – wzruszyła ramionami. - Po prostu
jak mam jakieś zmartwienia, czy coś, to jem słodycze.
- Czym się
martwisz, Lily? - pociągnął ją za rękę i poprowadził do
pobliskiej ławki.
- A jak ci się
wydaje? - mruknęła. - Naprawdę nie wiem, jak moje życie będzie
teraz wyglądało. No wiesz, zbliża się wojna, poznałam swoją
matkę i nie wiem, co mam z tym zrobić, poza tym wracam do domu,
gdzie jest siostra, która nienawidzi mnie jeszcze bardziej niż
wtedy, gdy dowiedziała się, że jestem czarownicą. Będę musiała
przeprowadzić poważną rozmowę z rodzicami i tak naprawdę to nie
wiem, co mam im powiedzieć – mruknęła.
- Wracasz do do z
Gabrielle, racja?
- Tak planuje,
tylko ona jeszcze o niczym nie wie.
- Więc będziesz
miała przy sobie najlepszą przyjaciółkę, a ja z Syriuszem
będziemy was odwiedzali. Wierz mi, Łapa nie przepuści żadnej
okazji, by zobaczyć Harrison.
Zaśmiała się
pod nosem. Naprawdę chciała, by w końcu byli razem. Po tym
wszystkim, co obydwoje przeszli, zasługiwali na szczęście. Poza
tym każdy widział, że coś między nimi jest. Zupełnie tak jak
między Jamesem, a nią. Różnica polegała jednak na tym, że James
starał się o Lily, a ona zawsze go odrzucała. Z Syriuszem i
Gabrielle było tak, że żadne z nich nie potrafiło otwarcie mówić
o swoich uczuciach.
Przełknęła
głośno ślinę i spojrzała na chłopaka, który odchylił głowę
do tyłu i wpatrywał się w niebo. Weź się w garść, Lily.
Podobał jej się. Nie mogła dłużej okłamywać samej siebie,
to ją wyniszczało. Musiała dopuścić do siebie te uczucia, bo
któregoś dnia może być po prostu za późno. Tyle lat go
odtrącała, nie dawała mu żadnej nadziei. Był egoistką. Myślała
tylko o sobie, nie interesując się tym, co może czuć James
Potter. Chłopak, który podobno był w niej zakochany po uszy. Ale
nadal nie wiedziała, czy może sobie pozwolić na to uczucie.
Chociaż... jeśli raz się sparzy, to drugi raz nie popełni tego
samego błędu.
- Lily, idziesz?
- Co? A, tak,
jasne – odparła lekko zachrypłym głosem.
Wstała i
wygładziła bluzkę. Spojrzała na okularnika i w tej chwili ich
spojrzenia się spotkały. James zrobił krok w jej stronę i po
chwili znajdował się zaledwie kilka centymetrów przed nią. Złapał
jej twarz w ręce i przybliżył do swojej, tak, że poczuła jego
gorący oddech na swoich policzkach. Jeszcze przez chwilę patrzył
jej w oczy, po czym złączył swoje usta z jej.
Opuścił dłoń
na jej plecy, przyciągając dziewczynę bliżej. Lily wplotła palce
w jego włosy, pogłębiając pocałunek. Przymknęła oczy w chwili,
gdy język chłopaka dostał się do jej ust, delikatnie pieszcząc
podniebienie. Uśmiechnęła się lekko odsuwając się nieznacznie.
Oparła swoje czoło o czoło James i starła się uspokoić oddech.
Serce biło jej jak oszalałe.
Powoli podniosła
wzrok i natrafiła na spojrzenie orzechowych oczu chłopaka.
Uśmiechnął się szeroko i przyciągnął ją mocniej do siebie,
przytulając. Wciągnęła głęboko powietrze rozkoszując się jego
zapachem.
W jej nozdrza
uderzył zapach mięty pomieszanej z cynamonem.
§♠§
Jeden z tych rozdziałów, który naprawdę mi się podoba. A Wam?
Postanowiłam, że nie będę komentowała u Was starszych rozdziałów. Możecie się spodziewać mojego komentarza pod najnowszym postem. Jestem na bierząco, ale gdybym miała komentować każdy rozdział, zajęłoby mi to naprawdę dużo czasu, którego przez szkołę po prostu nie mam.
Na dziś to chyba tyle.
Ha! Jily! Genialne! Jily! Świetne! Jily! Fantastyczne! Jily!
OdpowiedzUsuńEkhem.
Wiesz, że kiedy weszłam na bloggera i zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział (wtedy to było jeszcze "godzinę temu") od razu tu weszłam. I wiesz, że dopiero teraz znalazłam czas na to, żeby przeczytać to dzieło?
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że ciesząc się z tego rozdziału równocześnie muszę trochę się posmucić, bo to jest już 27 rozdział, a co za tym idzie - KONIEC JEST BLISKI! O, rany, ile było w tym dramatyzmu :D
Cóż. Przyjemnie mi się czytało ten rozdział, był taki inny od wszystkich pozostałych (takie mam wrażenie), ale jednocześnie taki... taki Twój. Taki Nymeriowaty, i to mi pasuje :D
I na koniec: Jaaaames ♥
Dzięki Ci za ten rozdział. Miło jest przeczytać coś takiego po TAKIM tygodniu i przed TAKIM tygodniem.
Pozdrawiam, ściskam, życzę weny i czasu, czasu, czasu i jeszcze raz czasu.
Trzymaj się ;)
Nie smutaj się :) Do końca jeszcze trochę czasu (powiedzmy, że pod koniec października dopiero pojawi się epilog).
UsuńTaa, ja też nie miałam za cudownego tygodnia i następny raczej też taki nie będzie. Codziennie kartkówki i to nie po jednej na dzień, co to to nie. Dlatego gdy dziś w końcu siadłam przed komputerem ucieszyłam się, że chociaż na Iluzję mam rozdział napisany.
Cieszę się, że się podobało.
Ugh, rozpisałam się, co? ;D
Faktycznie, rozpisałaś się, aż miło - ma za to głupio, że odpisuję tak późno. Powód jednak ten sam, co w ostatnim czasie - brak, kurna chata, czasu.
UsuńW takim razie poniekąd mnie pocieszyłas - tym, że około końca października będzie dopiero epilog. Zresztą, nie, co ja mówię. To i tak szybko :D Ja uwielbiam rozwlekać coś, co się już kończy a to mi się podoba i w ogóle. Przykładowo, taki Hobbit. Wiem, że do końca pozostało mi kilka rozdziałów, więc te kilka rozdziałów czytam dwa-trzy dni, mimo, że normalnie przeczytałabym połowę (ewentualnie 2/3) książki za jedno popołudnie (pod warunkiem, że miałabym czas) :D
Ja mam tak samo w szkole. Upierdziel po pachy xD
Pozdrawiam ;3
Przeczytałam Hobbita i wszystkie części Władcy Pierścieni. Niesamowite książki. Zresztą Hobbit jako film, też był całkiem dobry. Do końca października kupa czasu, a znając mnie, to pewnie i tak się przedłuży :D
UsuńJejku,to jest świetne! *.*
OdpowiedzUsuńLily i James boscy <3
Lilka.
Jejciu, serio tak bardzo wszyscy czekali na Jily? :D No nic, miło, że się podobało :)
UsuńPozdrawiam!
Od dawna czytam Twojego bloga, ale jakoś nigdy nie komentowałam go i w sumie nie rozumiem czemu... Po prostu uwielbiam jak piszesz! A w szczególności o Jily! Wyjątkowo pięknie to wszystko opisujesz i (muszę się do tego przyznać) jak tylko zobaczę, że dodałaś nowy rozdział to przelatuję go wzrokiem, żeby wiedzieć czy piszesz coś o moim ukochanym paringu :D
OdpowiedzUsuńCHCEMY WIĘCEJ LILY I JAMESA!!! :D
Oooo, bardzo mi miło :) Nie jestem pewna, czy będzie więcej, bo blog zbliża się ku końcowi, ale postaram się.
UsuńPozdrawiam ciepło!
Załamka. Po prostu tragedia.
OdpowiedzUsuńDlaczego to już prawie koniec???? D:
I dlaczego tak krótko :<<
Ehhh, jest idealnie. Prawie. Bo jest jedno 'ale'.
Jakoś tak... Stracznie szybkie są te momenty Jily. W sensie, ona nagle zdaje sobie sprawę, że go kocha, potem nagle przyznaje się do tego, że go kocha, a potem ona nagle ją całuje.
Szczególnie ten pocałunek.
On na nią zerka a 3 linijki później się całują. I to tak troszkę bez powodu od strony Jamesa.
Przynajmniej ja to tak odbieram.
Po prostu lubię... chwytać chwile i je rozciągać. Żeby była ta satysfakcja po długim oczekiwaniu.
I mimo, że się rozpisałam, to drobnostka w stosunku do twego talentu <3
Pozdrawiam.
O. Wiem co mi nie pasuje. On na nią popatrzył, i prawie od razu zrobił krok w jej stronę. To takie dziwne. Ale ok. To tyle XD Wybacz, że się czepiam.
UsuńSzczerze to nie umiem pisać takich scen i od początku byłam pewna, że mi nie wyjdzie, chociaż i tak moim zdaniem nie jest najgorzej. I dziękuję również za wyrażenie opinii :) Postaram się poprawić.
UsuńPozdrawiam!
Genialny rozdział. Mam nadzieję, że Łapcia wyzdrowieje i że w końcu będzie z Gabrielle.
OdpowiedzUsuńA co do Lily i Jima :) Jeeest ! Buzi buzi.
PS. nominowałam cię do Liebster Award :) Więcej informacji u mnie na blogu : bractwoswitu.blogspot.com. Pozdrawiam.