„Nie
jesteś zabójczynią”
Stał
oparty o ścianę z rękami w kieszeniach. Normalnie skradałby się
teraz pod drzwiami i podsłuchiwał o czym jego matka rozmawia z
resztą, ale zabroniła mu tego. Co jak co, ale Dorei Potter należało
słuchać. Zdolna byłaby go uziemić na całe wakacje w domu, gdyby
go przyłapała. Westchnął cicho i pokręcił głową. Wszystko się
skomplikowało i to za bardzo. Syriusz leżał w Mungu, Remus starał
się pocieszać jakoś Gabrielle, a Peter... Peter najzwyczajniej w
świecie się od nich odsuwał. Nie pamiętał kiedy ostatnio robił
coś z nimi. Ostatnimi czasy w ogóle z nimi nie przebywał, a do
dormitorium wracał późnym wieczorem. Nie potrafili już nawet z
nim rozmawiać. James nie chciał dopuścić do siebie myśli, że
ich przyjaźń może się rozpaść. Byli nierozłączni od sześciu
lat. Razem stworzyli Mapę Huncwotów, razem przeszli przez cały
proces Animagii, zawsze wszystko robili razem. I tak miało już
pozostać. Byli rodziną.
Wzdrygnął
się lekko, gdy drzwi otworzyły się, skrzypiąc głośno. Na
korytarz wyszła Dorea Potter. Uśmiechnął się lekko na jej widok.
Nie była już młodą kobietą. Na jej twarzy pojawiały się powoli
zmarszczki, a cera straciła dawny kolor. Nawet na niej zbliżająca
się wojna pozostawiała jakieś piętno. Mimo to, w jej orzechowych
oczach, które chłopak po niej odziedziczył, nadal tańczyły
wesołe iskierki, które chyba miały nigdy nie zgasnąć. Podeszła
do swojego syna i bez słowa go uściskała.
-
Nie powinno było was tam być – wyszeptała i odsunęła się od
niego.
Uważnie
przyjrzała się jego twarzy po czym zlustrowała również całą
jego sylwetkę. Zamknęła na moment oczy i westchnęła, po czym na
jej ustach pojawił się uśmiech.
-
Wyrośliście, obaj – mruknęła. - Nie mogę się pogodzić z
myślą, że już niedługo będziesz dorosły. Dla mnie zawsze
będziesz moim małym Jamesem.
Okularnik
wywrócił oczami. Zawsze się nad nim rozczulała. Czy to w wakacje,
czy w święta Bożego Narodzenia. Gdy wraz z Syriuszem pojawiali się
w domu, jego matka najpierw rozpaczała nad tym, jak bardzo schudli,
a potem nad tym, że już niedługo będą dorośli. Zacisnął
pięści.
-
Mamo, co z Syriuszem?
Pani
Potter odwróciła wzrok i przez chwilę wpatrywała się w zbroję,
która stała kilka metrów dalej. Z jej twarzy nie dało się
niczego wyczytać, jednak James wiedział, że specjalnie zwleka z
odpowiedzią. Tego właśnie najbardziej nie lubił. Nie potrafiła
być z nim szczera do bólu, zawsze chciała oszczędzić mu zawodu.
-
Mamo, proszę. Muszę wiedzieć!
-
James... - Dorea w końcu spojrzała na swojego syna. - Nie będę
ukrywać, że nie jest z nim dobrze. Nadal jest nieprzytomny, ale
ufam Uzdrowicielom. Będzie dobrze, zobaczysz. Nie jestem do końca
pewna, czy pojawi się na zakończeniu roku.
-
Ale to nic poważnego? Znaczy nie będzie miał żadnych zaników
pamięci, ani nic?
-
Nie wiem, James. Najwidoczniej Walburga w końcu zainteresowała się
swoim synem – powiedziała ze złością.
-
Walburga? - James zmarszczył brwi. - A co ona tam robiła?
-
James! Tyle razy ci powtarzałam, żebyś nie mówił do niej po
imieniu! - Dorea pokręciła głową. - Widocznie Regulus jej
powiedział, że z Syriuszem jest źle. Pojawiła się tam i zrobiła
mi awanturę, że chcę jej odebrać syna.
-
Niby dlaczego mam tak nie mówić? Widziałem tą kobietę raz na
oczy i to przelotem!
-
Co nie zmienia faktu, że to twoja ciotka! - warknęła.
James
zgrzytnął zębami i na powrót włożył ręce do kieszeni spodni.
-
Coś jeszcze, czy mogę już iść?
-
Nie, nie możesz – Dorea rozejrzała się po korytarzu. -
Chciałabym porozmawiać z wami wszystkimi. O tym, co się wydarzyło.
I o... Zakonie – szepnęła.
-
Remus z resztą są chyba w Pokoju Wspólnym.
-
Więc prowadź – skinęła głową.
Odwrócił
się na pięcie i nie czekając na matkę, ruszył po schodach do
Wieży Gryffindoru.
○○○
Lily
postawiła dwie butelki Piwa Kremowego na stoliku nocnym i rozejrzała
się po dormitorium. Po całej podłodze walały się ich ciuchy,
książki leżały na wolnym łóżku Ann, a o pergaminach wolała
nie myśleć. Od wydarzeń sprzed tygodnia, nie robiły nic. Starały
spędzać jak najwięcej czasu razem, podtrzymując się na duchu.
Rozmawiały o wszystkim o niczym, za wszelką cenę unikając tematu
Syriusza. Dorcas czasami siedziała razem z nimi, ale ostatnimi czasy
spędzała więcej czasu z Remusem, który jako jedyny najbardziej
interesował się sprawą Zakonu.
Evans
westchnęła cicho i uśmiechnęła się do Gabrielle, która właśnie
z turbanem na głowie wyszła z łazienki. Usiadła na swoim łóżku
obok Lily, która podała jej napój. Zagryzła wargę i spojrzała
na swoją przyjaciółkę.
-
Gabrielle, wiem, że coś cię gryzie – Lily zaczęła bawić się
skrawkiem swojej bluzki. - Tylko nie wiem co.
Harrison
odstawiła butelkę i usiadła po turecku.
-
Chodzi o Clarisse – wypaliła.
-
Clarisse? - Lily uniosła brwi. - Przecież ona nie żyje!
-
W tym całym problem, Lily. Ona nie żyje. I to jestem winna jej
śmierci.
Rudowłosa
otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak po chwili znów je
zamknęła. Nie chciała się powtarzać. Prawdę mówiąc, miała
nadzieję, że obwinianie przeszło już blondynce. Wszyscy starali
się wybić jej to z głowy i naprawdę uwierzyła, że to się
udało. A tymczasem okazało się, że Gabrielle udawała. Dusiła to
wszystko w sobie, nie chcąc ich zamęczać. Cierpiała w samotności.
Powinna być na nią zła. Przyjaźniły się i powinny mówić sobie
wszystko. A ona to najzwyczajniej w świecie ukryła!
Lily
stała i zaczęła chodzić po pokoju. Miała wrażenie, że wszystko
znów zaczyna się sypiać. Odbudowali domek z kart, a teraz znów
zawiał silniejszy wiatr i domek legł. Nie miała pojęcia, czy tym
razem uda się to wszystko tak łatwo odbudować. Widziała, że
coraz więcej osób traciło nadzieję. Poddawali się, bo nie
widzieli szansy na zwycięstwo. Nie było osoby, która byłaby w
stanie poprowadzić ich do wygrania tej wojny.
-
To nie twoja wina – miała déjà
vu. Już kiedyś jej to mówiła.
-
Wiesz ile razy to słyszałam? - Gabrielle westchnęła. - Pamiętasz,
opowiadałam wam kiedyś, że Clarisse do mnie przyszła.
Powiedziała, że pasowałabym do szeregów Czarnego Pana. Chodzi o
to, że – wciągnęła powietrze – czuję się tak, jakbym
zabijając ją, udowodniła, że faktycznie jestem zła.
Lily
zatrzymała się raptownie i spojrzała na dziewczynę, jakby
widziała ją pierwszy raz w życiu.
-
O czym ty mówisz? Na Merlina! Nie jesteś zła i nigdy nie byłaś!
Gabrielle! - Rudowłosa pokręciła głową. - Przestań to sobie
wmawiać. Nie chciałaś jej zabić, to był wypadek.
-
Nie rozumiesz – Gabrielle pokręciła głową. - Wiem, że nie
zrobiłam tego specjalnie. Ale... to moje zaklęcie posłało ją na
to ścianę. To ja sprawiłam, że przestała oddychać – po
policzku dziewczyny spłynęła samotna łza.
Lily
zacisnęła wargi. Nigdy nie widziała, by Gabrielle płakała tyle,
ile ostatnio. Zawsze była twardą osobą, powtarzała, ze nic nie
jest w stanie jej złamać. Płacząca Gabrielle Harrison była
naprawdę niecodziennym widokiem. Swoje prawdziwe uczucia odkrywała
tylko przed tymi, którym ufała najbardziej. Mimo to, do tej pory,
Lily widziała tylko raz, by blondynka płakała. Jednak ten
tydzień... Ten tydzień pokazał, że nawet tak silna osoba, jak
Gabrielle, może się załamać.
Podeszła
do niej i kucnęła, łapiąc ją za ręce. Zmusiła niebieskooką do
tego, by na nią spojrzała.
-
Posłuchaj. Nie jesteś zabójczynią. A chcesz wiedzieć dlaczego? -
Evans uśmiechnęła się lekko. - Bo potrafisz kochać. Kochasz
Syriusza. Zaatakowałaś Clarisse, bo zagrażała życiu Łapy. Nie
chciałaś jej zabić, chciałaś tylko, by Syriuszowi nic się nie
stało. Człowiek zdolny do miłości nie może być zły, Gabrielle.
Poza tym, wierzę, że każdy z nas na jakiś sposób ma w sobie
trochę zła. Jednak możemy je zagłuszyć. Musisz uwierzyć w to,
że twoja miłość do Syriusza Blacka jest silniejsza niż wszystko
inne.
Blondynka
uśmiechnęła się lekko i otarła łzy, które spływały po jej
policzkach. Przytuliła Lily. Nigdy nie sądziła, że znajdzie taką
przyjaciółkę. Kogoś, kto zawsze przy niej będzie, kto zawsze
sprowadzi ją na dobrą drogę. Kto pomoże, a gdy będzie trzeba
nakrzyczy na ciebie. Kochała ją. Kochała i nie chciała stracić.
Oderwały
się od siebie dopiero wtedy, gdy ktoś zapukał do drzwi. Rudowłosa
wstała z podłogi i wygładziła bluzkę, po czym uchyliła lekko
drzwi. Do pokoju od razu wpakował się James. Już na pierwszy rzut
oka można było wywnioskować, że chłopak jest zdenerwowany. Był
spięty i zaciskał pięści. Omiótł ich pokój ponurym
spojrzeniem, po czym zerknął na Lily.
-
Moja matka chce z nami porozmawiać – mruknął.
-
Twoja matka? - Lily zmarszczyła brwi. - My przecież nie znamy
twojej matki.
-
Najwidoczniej uznała, że pora to zmienić – powiedział i
westchnął cicho. - Możecie zejść ze mną do pokoju? Naprawdę
nie jestem w najlepszym humorze.
Lily
natychmiast pokiwała głową i wyszła zaraz za Jamesem. W trójkę
zeszli do Pokoju Wspólnego, który był nadzwyczaj pusty. Na kanapie
siedzieli tylko Remus i Dorcas. Petera, jak zwykle, nie było.
Zagryzła wargę. Prawdę mówiąc, to nie pamiętała nawet, kiedy
ostatnio go widziała. Na fotelu, przy kominku, siedziała kobieta,
na oko po pięćdziesiątce. Mimo to, na jej twarzy było zaledwie
kilka zmarszczek i to ledwie widocznych. Na świat patrzyła
orzechowymi oczami, zupełnie takimi samymi, jakie posiadł James.
Brązowe włosy miała związane w koka.
Gdy
weszli do Pokoju, jej wzrok od razu powędrował do Lily. Uśmiechnęła
się szeroko na jej widok i wstała, wyciągając w jej kierunku
rękę.
-
Ty jesteś pewnie Lily – powiedziała. - James wiele o tobie
opowiadał. Cieszę się, że mogę cię w końcu poznać. Jestem
Dorea Potter.
-
Bardzo miło mi panią poznać – Lily uśmiechnęła się lekko i
przelotnie spojrzała na Jamesa, który wlepiał wściekłe
spojrzenie w matkę.
-
Ty pewnie jesteś Gabrielle? - spytała, spoglądając na blondynkę,
która skinęła lekko głową. - Z Syriuszem nie jest źle. Wyjdzie
z tego.
Niebieskooka
uśmiechnęła się lekko i zajęła miejsce obok Remusa, który
objął ją opiekuńczo ramieniem.
-
Nie chcę być wścibski, ale o czym pani chce z nami rozmawiać? -
Remus uniósł brwi, patrząc na matkę Jamesa.
-
O tym co się wydarzyło, Remusie – Dorea na powrót zajęła swoje
miejsce na fotelu, a jej syn usiadł na oparciu sofy. - Zapewne już
to słyszeliście, że nie powinniście znaleźć się w Hogsmeade.
Przyznaję, że nie byłam z tego faktu zadowolona, ale mam tez
odmienne zdanie nić Nathan.
-
Nathan? - Lily pokręciła głową. - On nie miał nic przeciwko
naszej obecności w wiosce.
-
Ale miał obiekcje, jeśli chodzi o wasze wstąpienie do Zakonu. Nie
popierał również decyzji dyrektora o tym, że Albus postanowił
was wprowadzić w pewne kwestie. - Dorea westchnęła cicho. - Chcę
wam tylko powiedzieć, że dopóki nie ukończycie szkoły, a
przynajmniej dopóki nie będziecie pełnoletni, nie możecie walczyć
wraz z Zakonem. To jest reguła, której każdy musi przestrzegać. I
nie, James – spojrzała surowo na swojego syna – nie ma wyjątku.
Jesteście niepełnoletni.
-
Świetnie. Więc mamy stać bezczynnie i nic nie robić? - Okularnik
prychnął cicho.
-
W twoim i Syriusza przypadku bezczynność nie jest możliwa, jak już
wiele razy się przekonałam. - Kobieta pokręciła głową. - A
teraz, powiedzcie mi, co wydarzyło się w wiosce. Chcę poznać
wszystko z waszej perspektywy.
○○○
Powrót
pamięcią do tamtych dni, był trudniejszy, niż Lily przypuszczała.
Po takim czasie wszystko zmazywało się ze sobą i nie był pewna,
czy w tej opowieści nie pomyliła faktów. Jednak na samym końcu
Dorea wydawała się zadowolona z tego, czego się dowiedziała.
Pozostawiła ich samych, a po jakimś czasie Lily wraz z dziewczynami
udały się do swojego dormitorium. Ten dzień wydawał się bardziej
męczący niż wszystkie pozostałe. Inni uczniowie żyli swoim
życiem, nie przejmując się niczym. Starali się pozytywnie patrzeć
na świat, choć nie wiedziała, jak to możliwe, skoro zbliżała
się wojna.
Przebrała
się w pidżamę i wyszła z łazienki. Przyjaciółki już na nią
czekały. Z wszystkich poduszek ułożyły na podłodze miejsce do
siedzenia.
-
Teraz twoja kolej, Lily – Dorcas uśmiechnęła się szeroko. -
Wygadaj się.
Rudowłosa
pokręciła głową z niedowierzaniem i usiadła naprzeciw dziewczyn.
Każda z nich przyjrzała się jej uważnie.
-
Powiedziała ci wszystko?
-
Z każdym, najdrobniejszym szczegółem – Evans westchnęła. - To
wszystko zwaliło się na mnie tak nagle. Wysłuchałam jej,
dowiedziałam się tego, co chciałam wiedzieć. Ale nadal nie wiem,
czy mogę jej zaufać. Wybaczyć, dopuścić do swojego życia. A co
z moimi rodzicami, tymi, którzy mnie wychowali? Wrócę do domu i co
im powiem? - zaśmiała się ponuro. - Że po szesnastu latach
odnalazła się moja matka, która zbiła mojego ojca, przeszła na
złą stronę, potem się nawróciła i teraz chce żebyśmy byli
jedną wielką rodziną?
-
Lily... - Gabrielle spojrzała niepewnie na brunetkę. - Nie wydaje
mi się, że Mary chodzi o to. Jej bardziej zależy na twoim
wybaczeniu, niż na tym, byś zaczęła traktować ją jak matkę.
-
O czym ty mówisz?
-
Nie znam jej dobrze, ale... Wydaje mi się, że ona wie, że nie
potrafisz zaakceptować jej jako matki, przynajmniej nie na razie.
Ona nie prosi cię o to, byś z nią zamieszkała. Prosi tylko o to,
żebyś jej wybaczyła.
Rudowłosa
zamyśliła się. Mogła źle do tego podchodzić. Ale nadal nie
wiedziała, czy jest w stanie jej wybaczyć.
Nagle
przed oczami stanęła jej twarz Dorei Potter i Jamesa. Mimo, że
chłopak był na nią zły, kobieta i tak go kochała. Mogli się
droczyć, mogli być na siebie źli, ale nadal pozostawali rodziną.
Może w życiu Lily kogoś takiego właśnie brakowało.
Może
brakowało w nim członka rodziny.
§♠§
O ile do pierwszej
części jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiona, o tyle te
kolejne wydają mi się jakieś puste. Jakby gdzieś umknął mi
jakiś szczegół. Ale co tam, dobrze jest.
Tak, jak pisałam
w komentarzach, w rozdziale 27 będzie sporo Jily, chociaż inni też
się pojawią. Muszę jakoś rozdzielić te ostatnie rozdziały na
każdego bohatera. Mam nadzieje, że się uda.
Pozdrawiam!
Rozdział prześliczny! Już nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńOby tak dalej! :)
Lilka.
Bardzo dziękuję :D Następny równo za dwa tygodnie ;p
UsuńPozdrawiam!
Oh, znowu to pitolenie no, tak jak napisałam w komentarzu pod poprzednim rozdziałem.
OdpowiedzUsuńJest genialnie!
Tak, a ja się znam więc nie masz prawa głosu xD
Zapomniałam jeszcze napisać, że masz zajebisty szablon, chociaż Amy Pond* to zawsze będzie Amelia Pond, a nie Lily Evans, jak dla niektórych jest.
Co do rozdziału, to jest niesamowicie i świetnie i wgl. Ale również niesamowicie krótko. Co to wgl ma być, co? Czy ja na to wyraziłam zgodę?
XD (tak, ja i moje nieśmieszne żarty)
Nie ważne, wybaczę, bo cię kocham.
Weny, weny, weny. Czy cokolwiek. Już mam chrapkę na następny rozdział bo Jily, ahh tak. Mam nadzieję, że będzie speedem, bo się niecierpliwię.
Pozdrawiam.
*Amelia 'Amy' Pond z serialu Doctor Who, grana przez Szkotkę - Karen Gillan (jakby kto nie wiedział).
Musisz się przyzwyczaić xD Ja zawsze marudzę :D
UsuńNiestety, nie oglądałam Doctora Who. Jakoś nie mogę się do tego zabrać, może kiedyś... :p Wiem, że krótko, wiem xD Następny będzie trochę dłuższy, ale postaram się by 28 był serio długi. Ale to po prostu nie zależy ode mnie. Piszę, piszę i nagle kończe, a potem okazuje się, że rozdział ma 4 strony.
Rozdział za dwa tygodnie, nie wcześniej xD
Pozdrawiam!
Pamparapampam! Czekamy na rozdzialik 27! Tarararam!
OdpowiedzUsuńUda się, uda. Coby się miało nie udać, cholercia! :D Chyba zjadłam za dużo słodkiego, bo pomimo zmęczenia chce mi się coś robić. Chyba się zacznę o siebie martwić. Przepraszam z góry za błędy, bo pewnie będzie ich kilka. Napisałam dopiero kilka zdań, a już musiałam je poprawiać, bo brakowało literek, albo je poprzstawiałam. Ale dupa. W ogóle to raz tak miałam, wiem, że zbaczam z tematu, ale ra ztak miałam: spaliśmy pod namiotami (znaczy się - "spaliśmy" pod namiotami) i byłam na chodzie przez bite 37 godzin. Dochodziła północ następnego wieczory/czy nocy, a mnie po prostu rozpierała energia. I to nic, że po tym całym "nocowaniu" byłam na basenie i się umęćzyłam - ale do tej pory nie wiem, jak ja to przetrwałam.
Rany, ale zboczyłam z tematu. Soreczki :D O, wiesz co? Teraz na przykład tak ziewnęłam tak potężnie, że aż mi strzeliło w szczęce. Poza tym, to będzi emój najgorszy komentarz. Nie wiem w ogóle, po co ja piszę te bzdury, skoro mogę się wyspać (przynajmniej będę widzieć 2x więcej na oczy, niż teraz) i napisać to jutro. Takż eprzepraszam.
No normalnie ie mogę się doczekać następnego rozdziału! Podziwiam Cię - rozdział tu, rozdział tam, a ja w ogóle ie mam czasu - napisałam praktycznie z jedną-dwie strony Worda dopiero. Coś koło tego. Aż mi wsytd, ale cóż. Tak to jest, kiedy trzeba pisać jakieś pierdoły o Keplerze i Tyche de Brahe ktokolwiek to jest) an fizykę, robić "pińset" zadań z matmy oraz czytać tekst o Sokratesie. Żeby było ciekawiej, napisany przez Diogenesa Laertiosa. WAT? No i do tego 15 zadań na podstawie tekstu. Kolejne WAT?
Koszmar. Plotę bzdury, takie wielkie bzdury, że jak przeczytam to jutro, to walnę się czołem o biurko. Czy ja już pisałam, że lubię Doreę? Nie, chyba nie. To piszę: LUBIĘ DOREĘ POTTER! W ogóle lubię wszystko, co potter, a już w szczególności co Jest Potter i co jest związane z Jamesem ♥ To chyba jest niezdrowe.
Ja chyba już skończę. Naprawdę. Możliwe, że jutro dopiszę coś lepszego, jak odpowiedź, bo to się nadaje chyba tylko do kosza. Kolejy raz zastanawiam się, po co ja to piszę. Idiotka ze mnie.
Cóż, to pozdrawiam. I życzę weny, czasu i ciepłego września. Znowu. Chyba.
Trzymaj się! :D
Czy tym masz na avatarze BENA?!
UsuńAż mi zrobiłaś smaka na słodycze, a babeczki dopiero stygną. Osz Tyy! Hahahahaha xD
No tak, ja znajduję czas przeważnie wieczorami, gdy już ledwo trzymam się na nogach po całym dniu w szkole. Wcześniej nie mam czasu, niestety.
Ej no, komentarz wcale nie jest zły. Wierz mi, ostatnimi czasy piszę dużo, dużo, dużo gorsze.
Pozdrawiam ciepło ;)
Tak! Mam na avatarze Barnesa, sweet, sweet Barnesa! :D
UsuńA jeśli chodzi o słodycze, to jadłaś może 3bita, tego w takim żółtawym opakowaniu? :D
Ja dokładnie to samo. Cierpię ból dupy i brak czasu. Kuhde, znowu pieprze głupoty :D Przepraszam, humor kolegi mi się udzielił :D
Ratatata :D To teraz czekam do 27 września na nowy rozdział. Dobrze jest mieć takich kilka iskierek w tej paskudnej szarzyźnie szkolnej xD
A ja znów mam problemy z drugim komputerem. No, wprost świetnie.
Pozdrawiam gorąco! ;3
Beeeen<3
UsuńEee... chyba nie jadłam. To jakiś nowy? Bo jak tak to musze kupić xD
A rozdział pojawi się na bank 27, bo jest już napisany ;p
Taaak, kochany Ben :D
UsuńA ja jadłam właśnie. I powiem Ci, że lepszy ten zwykły, jak dla mnie - w tym nowym jest zdaje się ananas i kokos, jakoś tak xD Ale 3bit to 3bit, zawsze i wszędzie!
Yeah! :D Ja to Cię podziwiam, a sobie pluję w brodę, że nie mam zapasowych rozdziałów. Ech. :D
No to muszę spróbować, chociaż szczerze mówiąc najlepszy jest 3bit klasyczyny, koniec kropka.
UsuńEee tam XD Mam tylko ten jeden zapasowy, a na SP nawet nie zaczęłam, bo nie mam pojęcia jak to zrobić, więc wiesz... :D
Hah, no, lepsze to, niż nic :D
UsuńCo do tego to całkowicie się z Tobą zgadzam. Klasyczny jest najlepszy i chyba żaden inny pewnie go nie przebije. Mniam, aż mi smaka narobiłaś :D
Witaj;)
OdpowiedzUsuńTrochę późno się pojawiam, przepraszam, ale robię, co mogę. Nie jest łatwo znaleźć czas i siły;) No, ale koniec biadolenia, już komentuję.
Znowu jesteś nie do końca zadowolona, a ja znowu twierdzę, że jest świetnie i niepotrzebnie się zadręczasz. Dorea... Tak nagle wyskoczyłaś z matką Jamesa, ale to fajnie, jakoś ją polubiłam. Widać, że kocha syna i ma takie swoje mamusine gadki, ale jednocześnie to mądra kobieta. Ciekawe, dlaczego chciała z nimi wszystkimi porozmawiać... Niemniej jej postać wyszła Ci naprawdę fajnie, oby pojawiała się częściej.
Widzę, że powoli odcinasz Petera od Huncwotów. Czyżby już zwąchał się ze Śmierciożercami? Biorąc pod uwagę jego tchórzostwo, wcale się nie dziwię.
No i Gabrielle... Pokazałaś jej zadręczanie się z nieco innej perspektywy. W sumie w złym czasie zestawiły się słowa Clarisse z jej śmiercią. No, ale słowa Lily były po prostu piękne i za to wielkie brawa;)
Podsumowując, rozdział naprawdę udany. Jak zwykle czytało się szybko i pasjonująco. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]