„zła decyzja”
Usiadła
na wolnym fotelu i czekała. Co chwilę rzucała spojrzenie na drzwi,
w końcu miała jeszcze szansę się wycofać. Jednak jeśli teraz
stchórzy, już nigdy nie odważy się tego zrobić ponownie. To była
ostatnia szansa, by z nią porozmawiać i dowiedzieć się
wszystkiego. Zobaczyć to wszystko z jej punktu widzenia. Zamknęła
oczy i policzyła w myślach do dziesięciu.
Trzasnęły
drzwi i dziewczyna podskoczyła. Odwróciła głowę i spojrzała na
kobietę, która weszła do pokoju. W pewnym sensie były do siebie
podobne. Rysy twarzy, a nawet uśmiech miały taki sam.
-
Lily?
Rudowłosa
nerwowo przełknęła ślinę i spróbowała się lekko uśmiechnąć.
Zamiast tego wyszedł jakiś grymas i przeklęła w myślach. Czego
ona tutaj tak właściwie szukała? Łatwiej jej było dostrzegać
Meredith w złym świetle, nie musiała wtedy o niczym myśleć. Była
zła i tyle. A teraz... Teraz znów będzie miała mętlik w głowie.
Zresztą, i tak do końca nie wiedziała, co o tym sądzić. Z jednej
strony była zła i nie chciała jej znać, bo w końcu zabiła jej
biologicznego ojca. Z drugiej jednak... Musiała się wytłumaczyć.
Chciała usłyszeć to wszystko od niej.
-
Przyszłam porozmawiać – westchnęła Evans. - Chyba najwyższy
czas na wyjaśnienia.
Mary
uśmiechnęła się lekko i usiadła naprzeciw niej. Przez dłuższą
chwilę po prostu patrzyła na Lily, która błądziła wzrokiem po
ścianie.
-
Wiedziałam, że w końcu przyjdziesz. A już szczególnie pewna
byłam wtedy, gdy Nathan powiedział mi, że dowiedziałaś się o
twoim ojcu. – Pokręciła głową. - Był cudownym człowiekiem,
musisz to wiedzieć, to ja... ja byłam okropna.
Zamknęła
na chwilę oczy, jakby wracając do tamtych wspomnień. Do tamtych
dni, gdy była jeszcze niewinna, młoda i miała przed sobą całe
życie. Na jej twarzy widniały setki emocji. Westchnęła cicho i
zaczęła mówić.
-
Gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byłam najszczęśliwszą
kobietą na świecie. Nie miało wtedy znaczenia, że żyjemy w
ciężkich czasach, a każdy dzień może być naszym ostatnim. Greg
i ja się kochaliśmy, a dziecko było tylko i wyłącznie tego
dowodem. Jestem czystej krwi, jednak moja rodzina nigdy nie wywierała
na mnie żadnego wpływu. Nie wpajali mi, że mugole i czarodzieje
pochodzący z niemagicznych rodzin są gorsi. Nie popierali również
idei Czarnego Pana. Dlatego, gdy przyprowadziłam twojego ojca do
domu, przywitali go najlepiej jak potrafi. Bardzo szybko uznali go za
członka rodziny. Czyż mogłam wyobrazić sobie lepsze życie?
Miałam niesamowitego mężczyznę u swego boku, spodziewałam się
dziecka, a moja rodzina akceptowała mój związek. Nie mogłam
wymarzyć sobie niczego lepszego.
Greg
był mugolem. Nie płynęła w nim nawet kropelka magicznej krwi, a
jednak akceptował mnie taką, jaką byłam. Wiedział, że ty
również będziesz posiadała magię. Sam nigdy nie starał się
zrozumieć naszego świata, choć doskonale wiedział, co się w nim
dzieje. Wiedział wszystko o Zakonie, wiedział, że zbliża się
wojna jednak nigdy nie mieszał się w te sprawy. Starał się
zapewnić nam normalne życie, choć nigdy nie zabraniał mi walczyć.
Magia była dla niego czymś, czego nigdy nie mógł do końca
zrozumieć. Miał swoje wady, ale i tak go kochałam. Jak nikogo
innego.
Żyliśmy
swoim życiem, jakby zamknięci w mydlanej bańce. Zakon zadbał o
nasze bezpieczeństwo, więc nic nam nie groziło. Jednak żadne
zaklęcia nie były w stanie powstrzymać wiadomości, które
docierały do nas z zewnątrz. Każdego ranka siadałam w kuchni i
jedząc śniadanie, czytałam Proroka Codziennego. Każdego ranka
sowa przynosiła mi wiadomości o nowej śmierci. Każdego ranka
opłakiwałam śmierć kogoś, kogo znałam.
Zakon
Feniksa powoli umierał i nic nie wskazywało na to, że tym razem
się odrodzi. Walczyliśmy, owszem. Staraliśmy się za wszelką
cenę, by ten ostatni promyk nadziei nie zgasł. U niektórych on
pozostał, by po pewnym czasie zapalić się na nowo, jednak ja się
poddałam.
Pragnęłam,
by ta wojna w końcu się skończyła. Chciałam, by ta walka
przynosiła rezultaty. Doszłam do wniosku, że pragnę być po
stronie, która zwycięża. I w czasie, gdy moi przyjaciele z Zakonu
przychodzili do mnie, opowiadali o życiu, o tym co Zakon planuje, ja
w głębi duszy już ich zdradzałam. Bo podjęłam decyzję.
Nie
kusiła mnie czarna magia. Chciałam po prostu zwyciężyć.
Zapragnęłam wolności. Kusiło mnie zwycięstwo.
Gdy
leżałam w szpitalu, trzymając cię na rękach, twój ojciec był
przy mnie. Roześmiany, radosny. Bo spełniło się nasze największe
marzenie. Mieliśmy dziecko. Ciebie, malutką istotkę, która
patrzyła na nas tymi pięknymi, zielonymi oczami. Gdy patrzyłam na
Grega, na jego uśmiech, łzy szczęścia w jego oczach, czułam się
podle. Wiedziałam, że niedługo będę musiała zniszczyć jego
idealny świat. Być może zrujnuję go tak, że już nigdy nikt nie
będzie w stanie odbudować go na nowo. Ale co mogłam zrobić?
Ludzie się poddawali, moja silna wola również minęła. Według
mnie, Voldemort już zwyciężył.
Cieszyliśmy
się twoimi narodzinami razem, przez dwa tygodnie. Piękne dwa
tygodnie, w ciągu których ja nadal myślałam o tym, czy moja
decyzja jest słuszna. I po dwóch tygodniach zdecydowałam się.
Tego dnia zaniosłam cię do moich rodziców. Powiedziałam, że
niedługo po ciebie wrócę i teleportowałam się.
Gdy
stanęłam między Śmierciożercami, czułam, że nie ma już
odwrotu. Nikt nie mógł mnie uratować, a ja z własnej woli
zniszczyłam swoje życie. Na dobre. Czarny Pan przyjął mnie z
otwartymi ramionami, teoretycznie. Czysta krew, dobra rodzina, dla
niego odeszłam od Zakonu. Pozostało tylko jedno. Miałam wykonać
zadanie. Wiedzieli, że mam męża.
Lily
zamknęła oczy i zacisnęła pięści. Więc w chwili, gdy jej matka
zdradzała przyjaciół, ona była u dziadków. Na samą myśl o nich
zrobiło jej się cieplej na sercu. Czy jeszcze kiedykolwiek ich
spotka? Czy żyli?
-
W domu pojawiłam się sama. Dwóch Śmierciożerców czekało na
zewnątrz. Wydaje mi się, że Greg wiedział, co się święci.
Spojrzał na mnie smutno i pokręcił głową. „To twój świat i
twoje decyzje. Pamiętaj tylko o Lily.” powiedział. Gdy wyciągałam
różdżkę, ręka lekko mi drżała. Patrzyłam mu w oczy i
przypominałam sobie każde chwile razem spędzone. Nie mogłam
jednak inaczej. Zabiłam go. Patrzyłam jak jego ciało upada na
podłogę, a spojrzenie staje się martwe. To dziwne, ale wydaje mi
się, że się uśmiechał.
Gdy
wyszłam z domu, ich już nie było. Teleportowałam się więc do
ciebie. Twoi dziadkowie nic nie mówili, o niczym nie wiedzieli. Nie
wiedzieli, że córka, w której pokładali wszelkie nadzieje,
zdradzi ich. Zabrałam cię do mugolskiej części Londynu.
Zostawiłam pod domem mugoli, których obserwowałam od dawna. Mieli
córkę.
To
głupie, wiem, ale wtedy myślałam, że to najlepsze wyjście. Co
innego mogłam zrobić? Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie oprócz
tego, że chciałam, aby to wszystko się zakończyło.
○○○
Gabrielle
westchnęła cicho i odwróciła się w stronę Dorcas. Brunetka
siedziała na podłodze i wystawiała twarz w stronę słońca.
Harrison uśmiechnęła się lekko i usiadła obok dziewczyny,
szturchając ją łokciem.
-
Co o tym wszystkim myślisz, co?
-
Chodzi ci o Zakon? - Meadowes wyprostowała się i spojrzała na
dziewczynę. - Sama nie wiem. Chodzi o to, że moi rodzice w to
wierzyli, wiesz. A ja chcę po prostu lepszego świata. Chcę mieć
pewność, że nasze dzieci któregoś dnia się obudzą z uśmiechem
na ustach, a Sama-Wiesz-Kto będzie tylko osobą, którą straszy się
niegrzeczne maluchy.
Blondynka
uśmiechnęła się, ukazując wszystkie zęby. Wszyscy tego
pragnęli. Obudzić się i stwierdzić, że to wszystko nigdy nie
miało miejsca. Żyć w świecie wolnym od wojen, świecie, gdzie nie
ma zła. Ale taka wizja była zbyt idealna, to nie mogło się
wydarzyć.
-
W sumie to chciałabym walczyć. Wiesz, wydaje mi się, że powinni
dopuścić do głosu nasze pokolenie. Zresztą, wtedy u dyrektora,
słyszałaś wszystko. To my zadecydujemy o wyniku tej wojny. W końcu
to na naszych barkach będzie los innych. Bo kto niby ma walczyć?
Nie ma co się oszukiwać, członkowie Zakonu wcale nie są najmłodsi
– Dorcas wzruszyła ramionami.
-
Wiesz, gdyby to ode mnie zależało, to już dawno bym zaczęła
szukać Voldemorta na własną rękę. Nie ma sensu siedzieć w
miejscu, w czasie gdy on na pewno zbiera nowych popleczników.
Olbrzymy? Błagam cię, jeśli nadal będzie tak jak jest, to oni
będą najmniejszym z naszych zmartwień. Kto wie, co on może
jeszcze zrobić? - Gabrielle westchnęła. - Nie potępiam
Dumbledore. Rodzice zawsze mi powtarzali, że on wie co robi i
naprawdę chciałabym w to wierzyć, ale na Merlina, Dorcas, nawet on
nie wie, co dzieje się w głowie Sama-Wiesz-Kogo. Dyrektor jest
naprawdę mądrym człowiekiem, Voldemort się go boi, ale nawet on
nie jest w stanie go pokonać. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, gdyby
mógł to zrobić, to teraz nie siedziałybyśmy tutaj i nie
rozmawiały o tym. To wszystko dawno by się już skończyło.
-
Wiesz, czasami myślę, że nie wyjdziemy z tej wojny cało.
-
Nie mów tak! - Gabrielle szeroko otworzyła oczy. - Nie teraz, gdy
Syriusz leży w Skrzydle Szpitalnym, nie teraz, gdy połowa powoli
traci nadzieję. Wyjdziemy z tego, zobaczysz. Któregoś dnia
będziemy opowiadać tą historię swoim wnukom. – Złapała
brunetkę za ręce. - Obiecuje.
○○○
Lily
przetarła twarz dłonią i spojrzała na Mary, która teraz stała
obok okna. Wiedziała, ile ta opowieść ją kosztuje. Musiała
wracać myślami do tamtych dni, na nowo to wszystko przeżywać. Ale
nie potrafiła jej w żaden sposób pomóc. Chciała poznać całą
prawdę, skoro już tu była. Wstała i podeszła do kobiety.
Przełknęła głośno ślinę i położyła jej rękę na ramieniu.
-
Jeśli nie chcesz... - mruknęła.
-
Dumbledore był jedynym, który wiedział, co chodzi mi po głowie –
kontynuowała. - Nigdy nie powiedział mi tego prosto w twarz, nie
dał po sobie poznać, ale wiedział. Musiał wiedzieć. Kilka
miesięcy po wstąpieniu w szeregi Czarnego Pana, gdy na moim
przedramieniu widniał już Mroczny Znak, dostałam pierwszy list.
Muszę przyznać, że spodziewałam się go już od dłuższego
czasu.
Pytał
mnie w nim o błahe rzeczy. Moje samopoczucie, czy wszystko jest w
porządku. Dajesz wiarę? Zdradziłam go, wbiłam mu nóż w plecy, a
on się pytał, jak się czuję. Nie odpisałam. Ale listy nadal
przychodziły. Czasami raz w miesiącu, czasami częściej. Chyba
chciał mnie złamać. Chciał, żebym przed samą sobą przyznała
się do tego, że żałuję. Ale ja nie potrafiłam. I chyba nie
chciałam. I w pewnym momencie listy przestały przychodzić. Przez
siedem lat żyłam w swoim świecie, bez żalu. W tamtym czasie
poznałam też Nathana. Zakochałam się w nim, od razu, od
pierwszego wejrzenia. Wcześniej nie sądziłam, że jeszcze
kiedykolwiek będę szczęśliwa. Nie wierzyłam, że zasługuję na
szczęście. Ale on mi je dał. Pokazał na nowo, co to znaczy
kochać.
Był
jedyną osobą, której zaufałam na tyle, by wszystko opowiedzieć.
Na początku myślałam, że mnie zdradzi, odejdzie. Ale on został.
Został i był przy mnie cały czas. Obiecał, że pomoże.
Ale
spokój nie mógł trwać wiecznie. Po siedmiu latach znów dostałam
list, na którym postanowiłam odpisać. Miałam nadzieję, że wtedy
dadzą mi spokój. Przyznałam się w nim do tego, że żałuję. Że
każdego dnia płacę za swoje błędy. Ale zawarłam w nim również
coś jeszcze. Odcięłam ostatni sznurek, który łączył mnie z
Zakonem. Zagroziłam, że teraz już nie jesteśmy ze sobą związani
i jeśli będziemy musieli walczyć, nie zawaham się. Zabiję.
I
wszystko ucichło, a ja znów zakopałam się w bezpiecznym miejscu,
przy Nathanie.
Umilkła
i odwróciła się tak, że teraz stała twarzą do Lily. W jej
oczach lśniły łzy, twarz była blada. Przygryzała wargę.
-
Dopiero w tym roku przełamałam się. Dostałam pod opiekę
Bellatrix Lestrange – uśmiechnęła się blado. - Ta kobieta nie
ma skrupułów. Patrząc na to, jak torturuje, jak zabija,
stwierdziłam, że nie chcę taka być. Tak, byłam Śmierciożercą
przez szesnaście lat, a dopiero po takim czasie zdałam sobie z tego
sprawę. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, robiłam co miałam
zrobić i tyle. Ale z nią... To było coś innego. Widziałam chęć
mordu w jej oczach, była jak obłąkana. Nic nie mogło jej
powstrzymać. I skontaktowałam się z Albusem, który, o dziwo,
przyjął mnie z otwartymi ramionami, jakby od dawna czekał na ten
moment. W ten sposób wiedziałam wszystko o twoim życiu, o tobie. I
zapragnęłam znów być twoją matką.
Posłuchaj.
Wiem, że mnie nienawidzisz. Masz do tego prawo, sama bym siebie
nienawidziła. Nienawidzę. Za to, co zrobiłam. Ale dziękuję, że
ze mną porozmawiałaś. Że mnie wysłuchałaś.
Lily
westchnęła głęboko i znów usiadła na fotelu. To było za dużo,
jak na jeden dzień. Musiała to wszystko przemyśleć jeszcze raz.
Mimo to, była wdzięczna Gabrielle za to, że zmusiła ją do tej
rozmowy. Potrzebowała tego. Potrzebowała poznać swoją matkę.
Zamknęła oczy i policzyła powoli do dziesięciu. Wstała i
skierowała się w stronę drzwi. Zatrzymała się, trzymając rękę
na klamce.
-
Co z wami będzie?
-
Od niego nie wolno tak po prostu odejść – Mary wzruszyła
ramionami. - Z tego, co wiem, Bellatrix pragnie naszej krwi.
Poradzimy sobie, zawsze sobie radzimy.
Rudowłosa
skinęła głową i wyszła. Skierowała się w stronę wieży
Gryffindoru, gdzie miała nadzieję spotkać Gabrielle. Korytarze
były już puste, prawdopodobnie wszyscy byli w Pokojach Wspólnych,
albo w Wielkiej Sali. Sama nie wiedziała, straciła rachubę czasu i
nie była pewna, czy kolacja już się skończyła.
Wchodziła
właśnie po schodach, gdy usłyszała, że ktoś ją woła.
Mimowolnie uśmiechnęła się na dźwięk tego głosu i odwróciła
na pięcie.
-
James, co się dzieje?
-
Syriusza właśnie zabrali do Munga, Gabrielle siedzi w Skrzydle
Szpitalnym.
-
Coś się stało? - Lily zbiegła po schodach i stanęła obok
Jamesa.
-
Nie – okularnik pokręcił głową. - Po prostu... Pielęgniarka
nie potrafi mu pomóc. Dyrektor stwierdził, że Mung będzie
najlepszym rozwiązaniem.
Lily
westchnęła i mimowolnie przyspieszyła kroku. Gabrielle musiała
czuć się okropnie. Sama czułaby się podobnie, gdyby zamiast
Syriusza leżał tam James. Na jej policzkach wykwitł lekki
rumieniec. Czasami zastanawiała się, czy powinna o nim tak myśleć.
Niby byli na randce, podobał jej się, ale nie wiedziała, czy jest
gotowa na ten związek. Prychnęła pod nosem. Miała za dużo na
głowie.
Wparowała
do Skrzydła i od razu ruszyła w stronę Harrison, która siedziała
na stołku, a pielęgniarka właśnie podawała jej herbatę. Już
nie płakała, chociaż oczy nadal miała lekko zaczerwienione.
Podziękowała jej skinieniem głowy i uśmiechnęła się do Lily.
-
Uzdrowiciel powiedział, że wyjdzie z tego – wyszeptała.
-
No jasne, że wyjdzie. W końcu to Black!
Blondynka
zaśmiała się cicho i o mały włos nie wylała herbaty na podłogę.
Spojrzała na okno, a przez jej twarz przemknął cień.
-
Co się dzieje, Ely?
-
Wojna. Też to czujesz?
-
Jeśli pytasz, czy mam wrażenie, że z każdego kąta ktoś na mnie
patrzy, to tak.
-
Nadchodzi. I będziemy musieli się z tym zmierzyć.
§♠§
Tadadam!
Udało mi się! Wprawdzie wyszło nieco inaczej, niż oczekiwałam,
ale jest i to jeszcze w wakacje :D Nie wierzę, że już jutro
rozpoczęcie. Kurcze, za szybko to wszystko minęło, za szybko.
Ale
co do rozdziału. Wszystko jest w sumie ok, chociaż mogłabym
przyczepić się trochę do rozmowy Gabrielle i Dorcas, ale tylko
dlatego, że rozmowy z Dorcas jakoś nie wychodzą mi zbyt dobrze.
Poza tym w sumie jestem zadowolona xD Wow.
No
i powoli zbliżamy się do końca. Żeby nie było, od razu wolę
napisać. Nie planuję żadnej wielkiej bitwy ani nic, w najbliższych
rozdziałach ;)
To
chyba tyle. Następny, o ile mi się uda, za dwa tygodnie, ale nic
nie obiecuję.
Czekam na kolejny :-D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdzial jak każdy, co tu dużo mówić. Błędów chyba nie ma, albo ją nie znalazlam żadnych.
Mnie zdziwiła reakcja Lily, wydawała się taka opanowana i w ogole, ją to bym pewnie w jakiś szał wpadła czy coś, ale to jestem ja :P
Przyjemnie mi się czytało, pozdrawiam z wanny :-*
Buziaki,
Cyziulka z www.sekretna-strona.blogspot.com
Błędy pewnie są, ale ja też ich nie dostrzegam, więc możemy to pominąć xD Co do Lily, to wiem. Ja pewnie też bym wybuchła i (zapewne) zaczęła rzucać wszystkim, co miałabym pod ręką. Ale Lily, przynjamniej takie mam wrażenie, już wiele razy krzyczała, wybuchała i te sprawy, więc stwierdziłam, że najlepiej będzie nie wprowadzać żadnego zamieszania. Wysłuchała jej i tyle. W sumie to Evans jest chyba całkowitym przeciwieństwem mnie xD Ale ja nie o tym.
UsuńPozdrawiam!
Jej, rozdział ciekawy i zaskakujący. Eh, nie lubię Meredeith i chyba nie polubię,ale super opisałaś jej historię.
OdpowiedzUsuńW następnym rozdziale proszę więcej Lily i Jamesa! Fajnie o nich piszesz, chciałabym, by pojawiło się coś o nich;)
Pozdrawiam,Lilka.
Zaskakujący? No może xD Hahaha xD A moje zdanie o niej jest neutralne. Ani jej nie lubie, ani lubie. Za to Nathana lubię bardzo xD Co prawda żadko się pojawia i wgl. ale mam do niego jakiś taki sentyment xD
UsuńDo końca pozostały trzy rozdziały, które mam naprawdę wielką nadzieję napisać. Ale to nie o tym miałam pisać. Jily (? o.O) planuję poświęcić prawie cały rozdział 27. Tak, w nastepnym jeszcze się nie pojawią. I chyba tyle.
Xo, Xo.
"No i powoli zbliżamy się do końca." ;< Smutne czasy nastały, zaiste, powiadam Wam, i te sprawy... Kurczę, wiem, że wszystko co dobre, szybko się kończy, ale... No jednak szkoda. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, co mam tu napisać? Wszystko idealnie, naprawdę. Lubię Meredith, mimo wszystko. Wiem, że w gruncie rzeczy nie jest złą osobą, po prostu brakło jej pewności oraz wiary. Gdyby nie to - cóż, może Lily nie miałaby rodziców? Może byłaby sierotą? Może gdyby Meredith nie zdecydowała się na wstąpienie do szeregów Voldemorta, zginąłby nie tylko Greg, ale i matka Lily? W końcu Mary należała do Zakonu Feniksa a wiadomo, że członkowie tej organizacji byli zawsze na celowniku, razem z ich rodzinami. A może byłoby całkiem inaczej? Może udałoby im się przeżyć? Za dużo tych pytań, człowieku, co ty ze mną zrobiłaś xD
Czytając Twój wcześniejszy komentarz zauważyłam coś takiego: "Jily (? o.O) planuję poświęcić prawie cały rozdział 27." TAK!!! Wprost nie mogę się doczekać :D Uwielbiam Jily - jeden z moich ulubionych parringów (których swoją drogą i tak mam niewiele 'ulubionych').
Normalnie Ci mówię, że jestem załamana. 2 wrzesień tak szybko - serio? Nie dało się tego jakoś spowolnić? Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby był jeszcze sierpień. Chociaż połowa. Nie wiem, czy jestem psychicznie gotowa na szkołę. Nie potrafię się jeszcze oswoić z myślą, że będę musiała jutro wstać o tej cholernej 6 rano mimo tego, że mam na 8.50, wsiąść do autobusu o 7 i czekać na lekcję godzinę, bo o tej porze i tak nie ma nic otwartego w mieście. W ogóle jestem jakaś taka teraz osowiała. Pogoda, to wszystko... Nawet ten ciemny, śliczny szablon jest przeciwko mnie! :D Dobija mnie, że jeszcze 20 minut temu było dosyć jasno na polu. Po prostu w pewnym momencie jest tak, że BANG! i nagle z szarówki robi się ciemno.
Rany, co ja w ogóle pieprzę? To przez pogodę. I szkołę. I w ogóle. Rany, dobra, tyle. Kończę.
Życzę Ci weny, dużo, dużo czasu, udanego początku szkoły(to jak najbardziej się przyda), ciepłego, nieprzygnębiającego września... No i z tego, co pamiętam, to zdajesz w tym roku (szkolnym) testy - 3 gimnazjum, prawda? W takim razie wiem,że jeszcze wcześnie, ale już teraz pożyczę Ci także tego, byś zdała te egzaminy jak najlepiej :D
Hej! Hahaha, kurcze, jesteś jedną z tych osób, których komentarze naprawdę lubię czytać xD Normalnie zawsze na mojej twarzy pojawia się uśmiech xD Ale ja to nie o tym miałam pisać.
UsuńWiem, że dużo pytać i pewnie na połowę z nich nigdy nie będzie odpowiedzi. Mary, to Mary. Niby ją stworzyłam, ale sama nie wiem jak potoczyłby się jej los, gdyby nie zdradziła. Och, tak, Jily, w 27 i prawdopodobnie to będzie ostatni rozdział w tej historii, gdzie pojawią się na dłużej, ale cóż :D
Ja to bym mogła mieć jeszcze spokojnie połowę lipca. Jutro wstaję dwadzieścia minut później niż Ty i dwadzieścia minut później mam autobus, więc też nie mam za wesoło xD Czuję, że moja psychika padnie po pierwszy dniu.
No taaak, egzamin :D Dam radę jakoś xD Dzięki ;*
Pozdrawiam!
Ha! To patrz waćpanna, udaje mi się wywołać czyjś uśmiech :D Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy, bo serio lubię, jak ktoś się śmieje/uśmiecha z mojego powodu. Dlatego często robię z siebie tak kompletna idiotkę, że sama nie wiem, jak ludzie jeszcze ze mną gadają i nie patrzą na mnie o tak: o.O (Znaczy się patrzą, ale... No ale nieważne :D To są z reguły osoby postronne albo takie bez humoru. W każdym razie nawet jak ktoś, kto mnie dobrze zna ma taką minę, to później wybucha śmiechem, Więc chyba jest dobrze :D)
UsuńChyba nie powinnam się rozpisywać znowu, bo jeszcze ta odpowiedź wyjdzie mi dłuższa niż mój pierwszy komentarz... :D
Wiesz co, to skoro połowa lipca, to może być nawet czerwiec, a co!
Mój plan to jedna wielka teksańska masakra piłą mechaniczną. No albo drukarką. Ewentualnie systemem ;x W każdym razie mam 3 razy w tygodniu na 8.50, więc muszę albo zapierdzielać 2-3 kilometry, żeby pojechać busikiem o 8.13 i akurat być na dzwonek, albo jechać o 7 i czekać ponad godzinę. Fascynujące -,-
W ogóle to zaraz wybuchnę, tak, że będzie tylko BANG, JEB, DUP, BUMSHOT, PIERDUT, i tyle. Normalnie poryczę się, pookaleczam bijąc moim pustym łbem w ścianę albo w podłoge, nie wykluczam żadnej możliwości, a przy okazji powrzeszczę na siostrę. Co ta szkoła robi z ludźmi... Jest dopiero 3 września, a ja już mam jej cholernie dosyć. A najlepiej to podłoże jakąś bombę. Kurde. W ogóle, rany, jak ty przebrniesz przez te bzdury to chwałą Ci, Niewiasto, bo ledwie się kontroluję. Mam ochotę kląć, na czym świat stoi i się zakopać się pod łóżkiem.
A wiesz, że miałam kończyć paręnaście zdań wcześniej...? To dobra, już się zamykam :D Dobranoc!
Pozdrawiam ;3
Hahaha xD Ludzie to "teraz na tą młodzież" zawsze patrzą o tak: O.O, lol :D
UsuńJa tam jeszcze planu stałego nie mam xD Do piątku mogę się cieszyć XD Bo jak go dostane to normalnie ZAŁAMKA. Jakoś przebrnę, za dużego wyboru nie mam xD
SU ;*
Ja to jakaś masakra.. Niby nam powiedzieli, że się jeszcze MOŻE zmienić plan, ale to chyba tylko w mojej naiwnej głowie. No proszę Cię, kto mądry robi trzy lekcji pod rząd z jedną babką - i to wychowawczynią?! Wiem, że czasem może być i cztery lekcje te same, ale ja chyba nie polubię naszej nowej pani wychowawczyni... Czy raczej Pani Wychowawczyni. A szkoda, bo uczy polskiego, a ja chodzę na humana... :D Ty możesz do piątku się cieszyć, a ja do piątku chyba zgłupieję :D Bo w piątek jest geografia... Na ostatniej lekcji, cholercia. Z takim 'przemiłym' panem, który, jak się może domyśliłaś, wcale nie jest miły. I pierwszy raz mam nadzieję, że uda mi się dostać do pierwszej-drugiej ławki: ja naprawdę chcę być pytana przy mapie jak najmniej.
UsuńNo cóż, to życzę przetrwania :D
Pozdrawiam cieplutko!
Właśnie przeczytałam twojego bloga, wczoraj zaczęłam. Zakochałam się (co zdarza się nie tak często mimo, że czytam miliardy Jily. I mogę powiedzieć śmiało że umiem odróżnić dobrą robotę od kupy jakiejś. I twoje opowiadanie to zdecydowanie to pierwsze. Jak przeczytałam że niedługo koniec to się załamałam. Serio. Totalnie masakrycznie się załamałam. Nie wiem czemu ty nam - czytelnikom to robisz. Znaczy... hmm, na pewno masz jakieś powody, ale to i tak smutne :<
OdpowiedzUsuńNo trudno, takie życie, czekam na ten "27" rozdział z Jily bo James jest kochany.
Kocham i pozdrawiam, życzę weny oraz czasu wolnego <3 :3
O właśnie, tak jak tytuł tego rozdziału. ZŁA DECYZJA bejbe.
UsuńWszystko się kiedyś musi skończyć. I to opowiadanie też. Każde kiedyś ma swój koniec, racja? Przecież nie mogę go ciągnąć w nieskończoność. Wydaje mi się, że 28 rozdziałów to dobry wynik. Poza tym, prowdzę jeszcze jednego bloga :)
UsuńPoza tym do końca jeszcze dwa rozdziały, a dopiero potem Epilog, więc wiesz xD Trochę czytania pozostało.
Pozdrawiam!
Ohh wieem, wieeem. Ja rozumiem, na prawdę. Nie będę cię nawet przekonywała, ani nic, twój blog, twoja decyzja, a co ważniejsze, twoja wena. Po prostu mój mózg tego nie akceptuje, ja tego nie akceptuję, bo to cholernie przykre. Niestety. Ale każdy blog musi się kiedyś zakończyć, jak powiedziałaś i ja to rozumiem.
UsuńOooo i mi się coś przypomniało. Bo często pod rozdziałami piszesz 'nie podoba mi się' albo 'nie jest aż tak źle, bla bla bla' albo inną kupę i mnie krew wtedy zalewa.
UsuńPo 1. Nie pitol, bo jest zajebiście w chuj.
Po 2. Jak ci się nie podoba to trzeba było zmienić, albo wcale nie pisać (oczywiście tego nie chcę i cię nie namawiam do tego, w żadnym wypadku), bo takie pierdolenie o Chopinie mnie wkurwia strasznie, wybacz, ale jestem szczerą osobą i niczego ukrywać nie będę.
No, to tyle.
Również pozdrawiam.
Witaj;)
OdpowiedzUsuńAle jestem niedobrym człowiekiem, znowu przybywam z tak wielkim opóźnieniem... Przepraszam, ale od pierwszego dnia szkoły jestem zajęta. W końcu jednak wzięłam się do roboty i przeczytałam.
No to po kolei. Jak dla mnie nie jest "w sumie ok", tylko bardzo dobrze;) I nie wiem, czemu czepiasz się rozmowy z Dorcas. jak dla mnie wychodzą Ci ładnie, z odpowiednią dojrzałością dla tej postaci. Śmierć rodziców przyśpieszyła jej dojrzewanie, ot co.
Historia Meredith naprawdę ciekaw. Strasznie nie wciągnęła i muszę przyznać, że miałaś świetny pomysł. Żadne tam mniejsze zło, jakiś heroizm. Kobieta najzwyczajniej w świecie chciała wygrać. To takie... prawdziwe. Bez zbędnego koloryzowania. Za to właśnie bardzo lubię Twoje opowiadanie. I żeby tak zabić męża. Naprawdę musiała być zdesperowana. Nic dziwnego, że teraz Lily ma mętlik w głowie. Jej matka bez wątpienia nie postąpiła dobrze i w sumie ciekawi mnie, w jakim kierunku pójdzie ich relacja.
Podsumowując, naprawdę świetny rozdział. No i biedny Syriusz wylądował w Mungu... Cóż, prędzej czy później musiało się to stać, skoro nic się nie polepszało. Uwielbiam to opowiadanie za prawdziwość. Jest w sumie takie inne od oryginalnej historii... i za to brawa, bo, bez obrazy, Harry'ego jakoś nie trawie. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
No cześć :)
UsuńSzkoła chyba każdemu dała się we znaki. Ja też prawie na nic nie mam czasu i cudem znajduje go trochę na pisanie. Cały tydzień poza domem, można powiedzieć.
A dla mnie jest właśnie w sumie ok. Kurcze, pisałam to już kiedyś (nie wiem kiedy) ale czy tylko ja dostrzegam minusy moich rozdziałów? Mniejsza o to jednak. Dziękuję za miłe słowa, w każdym razie. Co do Syriusza... Wysłanie go do Munga było spontaniczne, wiesz? Wcale tego nie planowałam, po prostu się stało :D
Pozdrawiam!