„Prawda”
Rudowłosa
właśnie piła herbatę, gdy do Wielkiej Sali jak burza wpadła
Gabrielle. Ledwie co wyhamowała przed nią i usiadła na wolnym
miejscu. Przez kilka sekund uspakajała swój oddech, by po chwili
wziąć od Lily napój i upić łyk. Odetchnęła głęboko i
spojrzała na swoją przyjaciółkę z dziwnym błyskiem w oku.
- Widziała ją –
wyszeptała, sprawiając, że po plecach panny Evans przebiegł
dreszcz.
- Kogo widziałaś?
- spytała dziwnie zachrypniętym głosem.
Blondynka
spojrzała na nią, jakby była nienormalna i wywróciła oczami.
- Twoją matkę,
geniuszu. Szła do dyrektora, akurat kiedy ja szłam na śniadanie.
- Gabrielle, mogę
wiedzieć jakim cudem znalazłaś się pod gabinetem Dumbledora idąc
na śniadanie?
Niebieskooka
uśmiechnęła się lekko. No tak, czego innego można było się
spodziewać po takiej osobie, jaką była panna Harrison? To jasne,
że musiała mieć stu procentową pewność, inaczej ciekawość by
ją rozniosła. Więc poszła na przeszpiegi, a gdy dowiedziała się
wszystkiego – z czystym sumieniem mogła zająć się swoim życiem.
Prefekt Gryfonów westchnęła cicho. Jej matka pojawiła się w
zamku wczoraj, dokładnie wiedziała o której godzinie. Nie mogła
spać, więc siedziała na parapecie. Dziesięć minut po godzinie
dwudziestej pierwszej na terenie zamku pojawiły się dwie osoby.
Kobieta i mężczyzna – tego jednego była pewna. Od razu
wiedziała, że to ona. Po prostu to czuła.
Wiedziała,
że dzisiaj będzie musiała zmierzyć się z tym, co nieuniknione.
Będzie musiała przed nią stanąć, spojrzeć jej w twarz i
przetrwać. Nie wiedziała, czy jej wybaczy. Nie sądziła, by była
do tego zdolna. Przynajmniej nie teraz. Nie, gdy znów cierpiała,
nie gdy w głowie miała tylko jedną myśl. Zostawiła
cię. Dla władzy, dla
potęgi. Dla Voldemorta.
Odłożyła
tosta. Straciła apetyt. Zarzuciła torbę na ramię i pożegnała
się z Gabrielle. Musiała żyć normalnie, przestać myśleć o tym,
że może na którymś z korytarzy natknąć się na Meredith. Weszła
po schodach i skręciła w korytarz, który prowadził do sali
zaklęć. Jeśli tak dalej pójdzie, to będzie się bała nawet
własnego cienia. Poza tym, czego ona tak naprawdę się lękała?
Własnej matki? Nie mogła jej nic zrobić, nie tutaj. Nie w tym
zamku. Nie w jej domu.
Miała właśnie
usiąść na parapecie, by poczekać na rozpoczęcie zajęć, gdy go
zobaczyła. Stał oparty o pobliską ścianę i jak gdyby nigdy nic,
palił papierosa. Wpatrywał się w Zakazany Las, który z tego
piętra było widać doskonale. Brązowe włosy, ciemna cera, dobrze
zarysowana szczęka. Nie mogła się pomylić. To był ten sam
mężczyzna. Wciągnęła głęboko powietrze, gdy odwrócił głowę
i spojrzał na nią. Jego ciemne oczy hipnotyzowały, sprawiały, że
czuła się, jakby spadała w otchłań. Niekończącą otchłań
tajemnic. Na jego usta wpłynął delikatny uśmiech, a ona poczuła,
że nogi się pod nią uginają. Coś ścisnęło ją w gardle i
domyśliła się, że to najzwyklejszy w świecie strach. Cofnęła
się w chwili, gdy on ruszył w jej stronę.
Mężczyzna z
Hogsmeade.
- Jesteś Lily,
prawda?
Ze zdziwieniem
stwierdziła, że ma naprawdę miły głos. Skinęła lekko głową,
nadal wpatrując się w niego nieufnie. Co tutaj robił? Czego od
niej chciał? Jak dostał się do Hogwartu?
- Jestem Nathan.
Przybyłem do szkoły razem z Meredith.
A więc to on był
tą drugą osobą, którą widziała wczorajszego wieczoru. Był
towarzyszem jej biologicznej matki. Kto wie, może nawet kimś
więcej? Otworzyła lekko usta, uświadamiając sobie, że może mieć
przed sobą własnego ojca. Ale... Nie, nie była do niego podobna.
Ani trochę.
- Ona chciałaby
się z tobą spotkać.
- Nie jestem
pewna, czy to dobry pomysł – mruknęła.
Nie
miała pojęcia, dlaczego wdała się w tą bezsensowną rozmowę.
Mogła się odwrócić i po prostu odejść. Nic by jej nie zrobił.
Dziwne, ale miała wrażenie, że nie jest do niej wrogo nastawiony.
Wręcz przeciwnie, zachowywał się tak, jakby chciał zyskać jej
zaufanie.
- Byłeś tam, w
Hogsmeade. Dlaczego nie powiedziałeś Belli, że tam jesteśmy?
- A jak myślisz?
- westchnął i przetarł twarz dłonią. - Nie chciałem, żeby
wiedziała. To by się źle skończyło, a widzisz... Znudziłem się
tym. Potrzebowałem zmian i twoja matka sprawiła, że te zmiany
nadeszły. Tam, w wiosce, wiedziałem kim jesteś. Masz takie oczy
jak ona.
- Czego ode mnie
oczekujesz?
- Porozmawiaj z
nią. Tylko tyle cię proszę.
Odwróciła wzrok.
Nie mogła na niego patrzeć. I nie, nie chodziło o to, że był
Śmierciożercą. Pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia. Nie mogła
na niego patrzeć, bo nie sądziła, by był gotowa spełnić jego
prośbę. Przełknęła głośno ślinę, w jej oczach zebrały się
łzy. Nawet jeśli teraz za nim pójdzie, to co powie tej całej
Meredith? Nie znała jej, nie wiedziała, jak zareaguje. Co, jeśli
będzie ją traktowała tak, jakby nie się nie wydarzyło?
- Wiedziałeś, że
mam tu lekcje – mruknęła, chcąc przerwać ciszę. - Nie stałeś
tu przez przypadek, prawda?
Uniósł brwi i
uśmiechnął się lekko. Gdyby go spotkała na ulicy, nigdy nie
pomyślałaby, że ten człowiek mógł być w szeregach Voldemorta.
Lily wierzyła w
to, że ludzie się zmieniają, że każdy zasługuje na drugą
szansę. Ale wiedziała też, że kto już raz poznał zło, ten na
zawsze będzie miał zło w sercu. Będzie się tliło, z każdym
dniem oddalało, ale nigdy nie zniknie na zawsze.
- Nie, nie
przypadkowo – pokręcił głową. - Chciałem złapać cię jeszcze
przed zajęciami. To jak... spróbujesz?
○○○
Szła powoli za
Nathanem i przeklinała się w myślach. Na co ona się tak właściwie
zgodziła? I dlaczego, na Merlina, zachowywała w jego towarzystwie
taki spokój? Nie bała się go, już nie. Teraz był dla niej
tylko kolejną zagubioną osobą. Trochę przypominał jej Severusa.
Na samo
wspomnienie starego przyjaciela, zacisnęła ręce w pięści. Co
stało się z chłopakiem, którego znała? Co stało się z
chłopakiem, który opowiadał jej o magii? Nie potrafiła zrozumieć,
co skłoniło go do takiej decyzji. Ale jedno wiedziała na pewno:
ona nie mogła mu już pomóc.
- Lily?!
Skrzywiła się
lekko, rozpoznając ten głos. Odwróciła się na pięcie i stanęła
twarzą w twarz z Syriuszem. Przełknęła głośno ślinę.
- Co on tutaj
robi?
Łapa trzymał
ręce w kieszeni i rudowłosa miała niejasne wrażenie, że zaciska
dłoń na różdżce.
- On... Jest tutaj
z moją matką – wyszeptała. - James ci opowiedział o wszystkim,
prawda? Wiedz, że moja matka jest... była...
- Wiem, Lily. Ale
co on ma z tym wszystkim wspólnego?
- To jej
narzeczony. Nathan właśnie miał mnie zaprowadzić do Meredith, nie
wiem na co liczy, ale pójdę, skoro nalega. Idziesz ze mną? Będzie
mi raźniej.
Na twarzy
arystokraty przez chwilę widniało zdumienie. Wpatrywał się w
zielone oczy Evans, jakby szukając w nich odpowiedzi na jakieś
pytania. Jednak po chwili odwrócił głowę i spojrzał na Nathana,
a dziewczyna westchnęła. Podejrzewała, co czuje i wiedziała,
jakie pytanie chciałby zadać. Chodziło mu o Regulusa. Martwił się
o niego i to było oczywiste. Ukrywał fakt, że się o niego
troszczy, ale przed Lily nie musiał kłamać. Był jego bratem,
starszym bratem. A starsze rodzeństwo zawsze dbało o młodsze.
Z nią i Petunią
było podobnie. Kiedyś były prawdziwymi siostrami, kiedyś
potrafiły mówić sobie o wszystkim. Kiedyś. Potem
dowiedziała się, że jest czarownicą, a ich relacje uległy
diametralnej zmianie. Nigdy nie podejrzewała swojej starszej siostry
o taką zazdrość. Nigdy nie pomyślałaby, że się od niej
odsunie, odwróci, jakby nigdy przedtem się nie znały, świadomie
wbijając jej nóż w plecy. A w ubiegłe wakacje... Zamknęła oczy.
Było jeszcze gorzej. Petunia słyszała jej kłótnie z rodzicami,
usłyszała, że Lily nie jest ich biologiczną córką. I zaczęła
traktować Lily, jak intruza. Kogoś, kto nie miał prawa przebywać
z nią w jednym domu, kogoś, kto nie miał prawda nazywać jej
rodziców, swoimi. Dlatego tak cieszyła się na powrót do
Hogwartu. Jej jedynego, prawdziwego domu.
- Jasne, że
pójdę, ale co z Jamesem?
Wzruszyła
ramionami i odwróciła się na pięcie. Nie widziała Jamesa od
śniadania. Wczoraj, tuż po rozmowie z Gabrielle, rozmawiała
również z nim. Nie spodziewała się, że ją zrozumie, ale została
zaskoczona. Ponownie. Powiedział, że będzie dla niej zawsze
oparciem, że zawsze może na niego liczyć. Nie wciskał jej
bajeczek, że wszystko będzie dobrze, bo doskonale wiedział, że
nie będzie.
Nie mogła już
ukrywać sama przed sobą, że zależało jej na Jamesie.
Potrzebowała go blisko siebie, najpierw jako przyjaciela, w potem...
Sama już nie wiedziała, kim dla niej był. Ważne było, że
chłopak wspierał ją i traktował poważnie. Nie jak kolejną
dziewczynę, do zdobycia.
Skręcili w boczny
korytarz i stanęli przed gabinetem McGonagall. Dziewczyna przełknęła
nerwowo ślinę. Za tymi drzwiami wszystkiego miała zamiar się
dowiedzieć. Krzyknęła cicho, gdy ktoś położył jej dłoń na
ramieniu, a po chwili do jej nozdrzy dotarł subtelny zapach mięty.
Na jej usta wpłynął lekki uśmiech, kiedy odwróciła się w
stronę Jamesa. Kątem oka zobaczyła, że Syriusz chowa coś do
kieszeni i domyśliła się, że musiało to być dwukierunkowe
lusterko, o którym kiedyś słyszała od Ely. Okularnik złapał ją
za ręce i zmierzył uważnym spojrzeniem.
Nawet jego
poczochrane włosy już jej tak nie przeszkadzały, bo w sumie co to
za różnica? Wydoroślał, choć nadal był Huncwotem. Potrafił
zachować powagę w sytuacjach, którego tego wymagały. Nie był już
chłopakiem, którego unikała przez ostatnie pięć lat.
- Gotowa?
- Nie – odparła
szczerze.
Trzymając się za
rękę weszli do gabinetu.
○○○
Wyglądał
dokładnie tak, jak go zapamiętała. Dwa regały pełne książek,
duże drewniane biurko, stolik, dwa fotele i kanapa. Po jej lewej
stronie znajdowały się schody, które – jak podejrzewała –
prowadziły do sypialni Minerwy. Rozejrzała się nerwowo i dopiero
po chwili dostrzegła kobietę, która stała tuż przy biurku
profesorki i wpatrywała się w nią oczami pełnymi łez.
Nie przypominała
jej nikogo. Brązowe włosy opadały jej falami na ramiona, a na
bladych policzkach rozmazały się resztki tuszu do rzęs. Jedynie
oczy zdradzały ich pokrewieństwo. Były zielone i mimo łez, które
je wypełniały, tańczyły w nich wesołe iskierki, jakby kobieta
właśnie otrzymała wymarzony prezent Bożonarodzeniowy.
Rudowłosa
poczuła, że ręka James zaciska się mocniej na jej i odetchnęła
głęboko. Chciała jakoś zacząć rozmowę, chciała coś
powiedzieć, jednak głos uwiązł jej w gardle. I dopiero wtedy
dotarło do niej, że ona po prostu nie ma o czym rozmawiać z tą
kobietą. Nie znały się. Co miała robić? Podejść do niej i się
przedstawić, czy może nadal stać bezczynnie i wpatrywać się w
nią spojrzeniem wypranym z wszelkich emocji? Tak bardzo pragnęła
zapaść się pod ziemię, teleportować stamtąd. Marzyła, by to
wszystko okazało się snem, chciała obudzić się w swoim łóżku.
Naprawdę chciała śnić.
- Lily...
Wzdrygnęła się
lekko, gdy usłyszała głos Meredith. Spojrzała na nią niepewnie i
z niepokojem stwierdziła, że ta powoli idzie w jej kierunku.
Niezauważalnie cofnęła się o krok, pamiętając, że tuż za nią
powinien stać Nathan.
- Mary, daj jej
dojść do siebie.
- Co? - Meredith
uniosła brwi ze zdziwieniem i dopiero po chwili pokiwała głową. -
Tak, jasne. Przepraszam. Może usiądziecie?
Syriusz jako
pierwszy zajął wolny fotel i rozwalił się na nim, nie zwracając
uwagi na krytyczne spojrzenie Lily. Poruszył sugestywnie brwiami i
uśmiechnął się szeroko, na co rudowłosa parsknęła śmiechem.
Ten chłopak zdecydowanie potrafił poprawić jej humor w każdej
sytuacji.
- Pewnie chcesz
się wszystkiego dowiedzieć, prawda?
Evans prychnęła
cicho i pokręciła głową. Jej dobre samopoczucie ulotniło się
równie szybko, jak pojawiło.
- Wiem wszystko,
co powinnam wiedzieć. Naprawdę, nie muszę znać szczegółów.
- Chcę ci
wytłumaczyć, Lily...
- Nie chcę
twojego tłumaczenia, rozumiesz? - Prefekt nieświadomie zaczęła
gestykulować rękoma. - Pojawiasz się po szesnastu latach i chcesz
mi wytłumaczyć?! Teraz zachciało ci się odgrywać kochając
matkę?!
- Lily, uspokój
się...
- Nie, James! Nie
rozumiesz tego, prawda? - znów zwróciła się do Mary. - Przez te
wszystkie lata, żyłam, że świadomością, że to Juliette i
Benjamin są moimi rodzicami. Byłam szczęśliwa, myśląc tak. A ty
nagle się pojawiasz i niszczysz moje poukładane życie. Czego ode
mnie oczekujesz? Że zapomnę i będziemy wielką, szczęśliwą
rodziną?! - oddychała szybko. - No to cię rozczaruję. Nie
będziemy.
Wyrwała rękę z
uścisku Jamesa i wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami. Po jej
policzkach zaczęły płynąć łzy, zamazując wzrok. W tamtej
chwili dziękowała Merlinowi za to, że wszyscy byli na lekcjach.
Nie chciała by ktokolwiek ją zobaczył. Pociągnęła lekko nosem i
oparła się o ścianę, po której po chwili się osunęła. Zgięła
kolana i oparła na nich głowę.
- Lily?
Zamknęła oczy i
pokręciła lekko głową. Nie chciała teraz niczyjej pomocy,
chciała jedynie zostać sama. Siedziała nieruchomo, mając
nadzieję, że mężczyzna odejdzie.
- Przejdźmy się.
- Chcę być sama.
- Lily...
- Powiedziałam,
że CHCĘ BYĆ SAMA!
Wstała szybko i
wyjęła różdżkę, którą skierowała w stronę Nathana. Nie
panowała nad swoimi emocjami. Po prostu chciała, by odszedł. Miała
gdzieś, czy ucierpi, czy też nie. Potrzebowała samotności.
Niczego więcej.
- Odłóż
różdżkę.
- Idź sobie.
Zostaw mnie.
Odwróciła się
na pięcie i schowała różdżkę do tylnej kieszeni spodni.
Czekała. Czekała aż odejdzie.
○○○
James rozsiadł
się na kanapie i wyczarował sobie szklankę soku. Pijąc go, z
uwagą przypatrywał się matce Lily, która wyglądała na nieco
podenerwowaną. Ale co się dziwić. W końcu została w pokoju sama
wraz z dwoma największymi Huncwotami. Uśmiechnął się pod nosem i
spojrzał na Syriusza, który tępo wpatrywał się w sufit.
- Nie powinna się
pani przejmować – Black leniwie przeniósł wzrok na Mary. - Evans
to strasznie wybuchowa osóbka. Trzeba się do niej po prostu
przyzwyczaić.
- O, tak – James
pokiwał głową. - Uganiałam się za nią od pierwszej klasy, a ona
dopiero miesiąc temu się ze mną umówiła. Miesiąc temu!
Na twarzy Meredith
pojawił się lekki uśmiech i okularnik z ręką na sercu musiał
przyznać, że gdy ta kobieta się uśmiechała, wyglądała jak
całkiem inna osoba. Miała małe dołeczki w kącikach ust, zupełnie
jak Lily.
Brunetka w końcu
poruszyła się i usiadła na wolnym fotelu.
- Spotykasz się z
Lily, tak?
- Nie – brunet
pokręcił głową. - Jeszcze nie. Poza tym, jestem James. A tamten
pajac, to Syriusz.
- Meredith
Santiest. Jeszcze nie? - kobieta uniosła brwi.
- Tak jak mówiłem,
Evans jest uparta – Syriusz wyprostował się. - Mam pytanie.
- Śmiało, jeśli
będę znała odpowiedź, to ją uzyskasz.
- Czy Regulus
Black... - Mary pobladła. - Czy on jest...
- Ja... Nie wiem.
- Kobieta zaczerpnęła głęboko powietrza. - Wiem tylko, że był
na pierwszym spotkaniu. Wtedy, gdy byliście w wiosce. Nathan ich ram
zabrał.
- Co za spotkanie?
- Och... To coś
na wzór, czy ja wiem, zapoznania się. Osoby, które fascynuje
czarna magia, które podziwiają Czarnego Pana, a mugole są dla nich
niczym. Na takim spotkaniu muszą się wykazać. Przeważnie są to
najzwyklejsze w świecie tortury, muszą kogoś skrzywdzić, pokazać,
że nie są słabi, że nie obchodzi ich ludzie cierpienie. Wiem, że
Regulus był na tym spotkaniu. On... zainteresował mnie. Patrzył na
Voldemorta z uwielbieniem, jakby był dla niego jakimś wzorem.
Przypominał mi trochę Bellę. - Meredith odgarnęła włosy, które
opadły jej na twarz. - Jednak skoro pojawił się na tym zebraniu,
to nie ma odwrotu. W ciągu dwóch tygodni będzie miał Mroczny
Znak. Takie są zasady. To służba na śmierć i życie. Nie ma
odskoczni od reguły.
James podrapał
się po głowie. Niepewnie spojrzał na swojego przyjaciela. Patrzył
na ścianę, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Ale Potter,
wiedział, że toczy się w nim walka. Martwił się o Regulusa, to
było pewne. Ale nie mógł już nic z tym zrobić. Młody Black sam
pokierował swoim życiem. I dokonał złych wyborów, za które
najpewniej kiedyś będzie musiał zapłacić.
- A Snape?
Okularnik otworzył
szerzej oczy. No jasne, w końcu Snape też tam był.
- Severus Snape?
Został naznaczony miesiąc temu. Razem z tą młodą Lestrange.
Obydwoje są siebie warci. Nic nie znaczą, a chcą podbić świat.
Brunet zaklął
pod nosem. Po szkole najzwyczajniej w świecie chodzili sobie
Śmierciożercy. Przecież to był nienormalne! Zamknął oczy. Jak
to w ogóle było możliwe? Co takiego widzieli w Voldemorcie? Co
takiego ciągnęło ich do jego szeregów? Wzdrygnął się, gdy
drzwi otworzyły się i do pokoju wpadła Gabrielle, a tuż za nią
weszła profesor McGonagall.
- Tu jesteście –
Harrison uśmiechnęła się szeroko. - Szukam was po całym zamku!
Widzieliście Lily?
- Nie. Myślałem,
że poszła do ciebie.
- No to mamy
problem, bo ja myślałam, że jest tu. Może poszła do Dorcas.
Idziecie ze mną?
- Jasne, Łapo,
zbieramy się.
Huncwoci pożegnali
się i wyszli na korytarz. Harrison przyjrzała się Syriuszowi,
który za wszelką cenę starał się nie patrzeć w jej stronę. Ich
przyjaźń nadal wisiała na cienkim włosku, a ona nie miała
pojęcia, co z tym zrobić.
○○○
Nie odczuwała
zimna. Prawdę mówiąc, nie czuła nic. Minęła złość, żal i
smutek, była tylko pustka. Przecież nie mogła nic zrobić, po
prostu musiała się z tym pogodzić. Dopuścić do siebie myśl, że
Evansowie nie są jej rodzicami, że tak naprawdę nic ich nie łączy.
Otarła łzę, które spływała po jej policzku. Co miała ze sobą
zrobić? Za trzy miesiące miały zacząć się wakacje. Gdzie miała
wrócić? Nie utrzymywała kontaktu z rodzicami, nie odpisywała na
ich listy. Wiedziała, że rani ich takim zachowaniem, ale po prostu
nie umiała z nimi rozmawiać. Już nie.
Wyprostowała się,
gdy usłyszała, że ktoś się zbliża. Lekcje skończyły się
zaledwie dwadzieścia minut temu, więc wszyscy powinni być teraz na
obiedzie. A jednak, na korytarzu nagle pojawiły się trzy postacie,
które Lily rozpoznała od razu. Odwróciła głowę i wzrok
skierowała na Zakazany Las. Powietrze, które wpadało przez otwarte
okno gładziło jej twarz. Łzy już dawno wyschły, a trójka
przybyszy była coraz bliżej. Na pewno już ją zauważyli, ale
teraz to nie miało znaczenia. Miała naprawdę zły dzień i
wątpiła, by cokolwiek mogło go pogorszyć.
- Co tutaj robisz,
Evans?
Niechętnie
spojrzała na Avery'ego, który uśmiechał się cynicznie i patrzył
na nią z pogardą. Tuż za nim stał Severus, który unikał jej
spojrzenia i, oczywiście, Mulciber.
- Siedzę.
Zabronisz mi?
Chłopak uniósł
jedną brew i spojrzał na swoich kolegów, po czym wybuchnął
śmiechem. Lily zeskoczyła z parapetu i otarła łzy, które nadal
spływały po jej policzkach. Musiała być silna.
- Co cię tak
cieszy?
- Ty. - Zrobił
krok w jej stronę. - Biedna, mała szlama. Potter w końcu przejrzał
na oczy i cię zostawił?
- Nie twój
interes – warknęła.
- Próbowałem być
miły -wzruszył ramionami i podszedł do niej.
Wpatrywał się w
Lily, by po chwili unieść rękę i pogładzić ją po policzku.
Zmarszczył brwi i wyjął różdżkę, którą zaczął obracać w
palcach. Dziewczyna mimowolnie zadrżała. Była słaba. Zamknęła
na chwilę oczy i przełknęła głośno ślinę.
-
Boisz się, prawda? To widać – zaczerpnęła głęboko powietrza.
- Postaram się być... delikatny.
Stała
w bezruchu, patrząc w jego oczy. Po chwili przeniosła wzrok na
Severusa i nagle poczuła wielką chęć, by coś mu zrobić.
Uderzyć, zranić, cokolwiek! Stał tam i patrzył na nią, tym
wzrokiem pozbawionym wszelkich emocji. Jakby nic dla niego nie
znaczyła, jakby się nigdy nie przyjaźnili.
Syknęła cicho, gdy poczuła czubek różdżki Avery'ego na swoim przedramieniu. W miejscu, gdzie magiczny patyk zetknął się z jej skórą, poczuła pieczenie, jakby ktoś przygaszał na niej papierosa.
-
Lily! Syknęła cicho, gdy poczuła czubek różdżki Avery'ego na swoim przedramieniu. W miejscu, gdzie magiczny patyk zetknął się z jej skórą, poczuła pieczenie, jakby ktoś przygaszał na niej papierosa.
Podniosła
głowę i ujrzała Gabrielle, która szybko szła w jej stronę i
Syriusza, który rozbrajał Ślizgonów. Blondynka podbiegła do
Evans, odpychając Avery'ego na bok i złapała dziewczynę za
ramiona, potrząsając nią lekko.
-
N-nic mi nie jest.
Harrison
odwróciła się w stronę chłopaka, któremu Syriusz przystawiał
różdżkę do gardła. Zmierzyła go pochmurnym spojrzeniem i
uderzyła pięścią w twarz. Dało się słyszeć charakterystyczny
dźwięk łamanych zębów, a po brodzie Ślizgona spłynęła krew.
Otarł ją wierzchem dłoni i zaklął głośno.
-
Pożałujesz, Harrison.
-
Wątpię – warknęła. - Odczep się od moich przyjaciół, albo TY
pożałujesz.
Złapała
Lily za rękę i ruszyła przed siebie, zatrzymując się jeszcze na
chwilę obok Snape'a.
-
Prawdziwy z ciebie przyjaciel, Smarkerusie.
Lily
odwróciła wzrok. Nie mogła na niego patrzeć. Był dla niej nikim.
Już nic dla niej nie znaczył.
Musiała
rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. §♠§
Hej!
Udało mi się i powiem, że nawet jestem z tego powyżej zadowolona!
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następny rozdział, bo czeka
mnie tydzień pełen poprawek. Poza tym, zostałam nominowana do
Versatile Blogger, za co niezmiernie dziękuję. Na pytania odpowiem
tutaj i nie będę nikogo nominować, bo już kiedyś to robiłam ;)
1.
Nałogowo żuję gumy.
2.
Kocham oglądać seriale.
3.
Uwielbiam Iana Somerhaldera.
4.
Nie lubię węży.
5.
Kocham skakać na skakance xD
6.
Chciałabym uciec do Londynu (LOL)
7.
Chciałabym studiować prawo.
Za
nominację dziękuję (oczywiście) Kath i Lydii.
A
rozdział dedykuję Luie ;*
Kamień Filozoficzny zawsze i wszędzie!
OdpowiedzUsuńA tak wgl, to zaraz skomentuje, zabieram się do czytania.
Jej, rozdział! ;3
OK. To już. Z małym opóźnieniem jednak, bo musiałam jeszcze zrobić kilka rzeczy. Ale już przechodzę do rzeczy:
UsuńGENIALNIE!
Rany, fantastycznie. Fajnie to wyszło, że mimo wszystkiego James poszedł z Lily. Nie dziwię się Evans, że tak zareagowała na spotkaniu z Mary, kompletnie. Taka sytuacja... "Dosyć" dziwna.
Co do szablonu: śliczny. Mam tylko jedno "ale" ten nosek dziewczyny :D Ale poza tym jest cudowny =)
Ach, no i nie bardzo o co rozumiem o co chodzi w tym momencie: "... to (imiona) są..." Znaczy się, ze Lily nie chciała wypowiadać tych imion, czy jakoś tak? Pogubiłam się deczko :D
Pozdrawiam cieplutko i życzę ogromnej ilości czasu i weny ;3
O Boże! Hahaha, nie, nie o to chodziło z tymi imionami xD Po prostu nie byłam pewna, jak nazywają się jej rodzice i zostawiłam miejsce, żeby uzupełnić, a potem o tym zapomniałam i przegapiłam :D
UsuńDzięki za zwrócenie uwagi :)
Ach, drobiazg :D Ja sama też tak często robię więc to cud, że nic jeszcze nie pomyliłam :D
Usuń"Tal jakby w ogóle go nie obchodziła," - powinno być "tak" :)
OdpowiedzUsuńMiałam wczoraj wejść, ale po tym, jak wyszłaś z gg kompletnie o tym zapomniałam i poszłam spać xD.
W każdym razie, rozdział jest zajebisty i chyba o wiele dłuższy od poprzedniego? ;p Już Ci chyba pisałam, co sądzę o tych pierwszych scenach... tak mi się wydaje, a jeśli nie, to powiem Ci, że nieźle Ci wyszło ich spotkanie, tj, Meredith i Lily i normalnie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału - i rozwinięcia tego wątku ^^.
A co do ostatniej sceny, Ely jest świetna <3. Ona i ten jej prawy sierpowy <3. Cieszę się, że udało Ci się opisać tę scenę, bo jeszcze wczoraj mi chyba pisałaś, że nie za bardzo Ci to idzie. Nie mniej, naprawdę podoba mi się post i jestem zaszczycona, że to mi go właśnie zadedykowałaś ^^.
No, udało się! I tak, jest dłuższy, z czego jestem naprawdę dumna. Nie sądziłam, że mi taki wyjdzie, ale jest xD Zresztą - wiesz, jak to ze mną jest :D Mi nigdy nic nie wychodzi ;p
UsuńI dobrze, że jesteś dumna! ^^. Oj tam, od razu "nigdy". Każdy czasem ma swoje wzloty i upadki :).
UsuńŁoł!
OdpowiedzUsuńRozdział był super, czekam z niecierpliwością na następny, tylko szybciutko!
Genialne:)
Pozdrawiam,
Lilka.
Cieszę się, że Ci się podobał. Poza tym, mam do Ciebie prośbę. Czy mogłabyś zostawić mi adres swojego bloga? Bo Twoje konto na bloggerze jest "niedostępne" :)
UsuńPozdrawiam!
Ej, wściekłam się i to bardzo. Nie wiem, czy masz włączone moderowanie czy jak to się nazywa komentarzy czy co, ale ja tutaj dodawałam bodajże w sobotę komentarz! A jego nie ma :( Gdzie on się podział? Kurdeeee!!!
OdpowiedzUsuńNo to napiszę jeszcze raz, ale mam jednak nadzieję, iż jednak gdzieś tam jest!
Bardzo jest mi żal Lilki. U Ciebie jest ona wykreowana w sposób, w który da się ją lubić. po prostu nie jest taką zapatrzoną w siebie lalunią, tylko uczuciową dziewczyną, dbającą o innych. W dodatku mającą poważne problemy z rodziną. Fakt, iż została adoptowana z pewnością jakoś na nią wpłynął. Nawet bardzo! Ale mimo wszystko pozostała normalna. Nie oddaliła się od swych przyjaciół, tylko dalej z nimi jest. Pozwala, by byli blisko i ją wspierali.
Szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie, by Jamesa mogło zabraknąć przy Lily, gdy ta miała spotkać się z matką. W końcu potrzebowała jego wsparcia. Na szczęście Syriusz jest jednak inteligentna osobą i wie, co robić w danej chwili. gdy tylko wymaga tego sytuacja, potrafi podjąć właściwą decyzję. I tak było teraz, kiedy przywołał Jamesa. Chwała mu za to.
Kurcze, doskonale rozumiem rudą. Nie można tak po prostu po tylu latach nagle pozwolić, aby prawdziwa matka, której się nie znało, zawładnęła naszym życiem. Nie da się jej ot tak pokochać. Musi minąć sporo czasu, aż to wszystko jakoś się poukłada. Mimo wszystko młodzi ludzie mają pełno problemów i taka sytuacja jest dla nich końcem świata. Całe ich życie okazuje się przecież kłamstwem. Dlatego też nie winię Lilki za to, że tak naskoczyła na matkę. Ba, ja wręcz uważam, iż zrobiłabym dokładnie to samo. W końcu każdy młody człowiek odczułby taką sytuację, czyż nie?
Wiem, beznadziejny ten komentarz, ale naprawdę się starałam! Mam nadzieję, że mnie za niego nie ukamienujesz :(
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny!
Wcale nie beznadziejny! A co do poprzedniego, to poszukam go :D I zobaczę, co mogło sprawić, że się nie pojawił :)
UsuńStarałam się jakoś opisać te uczucia Lily, wyszło jako tako. Trochę brałam z mojego własnego doświadczenia, a trochę improwizowałam. Pomysł z lusterkiem wpadł mi do głowy przez przypadek, bo akurat myślałam o Zakonie Feniksa (filmie). Uwielbiam tą część xD
Pozdrawiam!
Witaj;)
OdpowiedzUsuńZła, niedobra Hanekawa musi przeprosić za tak późne pojawienie się u Ciebie. Wciąż nie mogę się uporać z zaległościami, mam ich od groma. No, ale już nie marudzę i zabieram sie za komentowanie rozdziału.
Nic dziwnego, że jesteś zadowolona, bo czytało się świetnie. Przede wszystkich bardzo realistycznie przedstawione uczucia. Chyba pierwszy raz spotykam taką Evans. Upartą, ale bez przesady, mającą problemy i nie zachowującą się jak idiotka. Polubiłam ją, a to duży wyczyn. Naprawdę jej nie zazdroszczę. Stanąć oko w oko z matką, która ją porzuciła, w dodatku jest Śmierciożerczynią. Ładny aforyzm o źle w sercu. Taka perełeczka;) Nie dziwi więc jej wybuch złości ani rozchwianie emocjonalne. No i wsparcie przyjaciół jest ukazane przepięknie. Nie tylko Jamesa, bo to akurat oczywiste, ale choćby Syriusza czy Gabrielle. Mam wrażenie, że u Ciebie ci wszyscy bohaterowie są bardziej dojrzali niż w w większości ff. I bardzo mnie to cieszy.
Podsumowując, rozdział naprawdę mnie ujął swoją szczerością. I te opisy uczuć... Cudo. Oby tak dalej;) Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]