czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 20

Nowe życie”

Myśl, że zostawiła córkę, a teraz na powrót chciała wrócić do jej życia, nie dawała Mary spokoju. Bo jak miała jej wytłumaczyć, dlaczego ją porzuciła? Przecież sama do końca tego nie rozumiała. Była wtedy młoda, głupia. Chciała uciec jak najdalej od problemów, chciała być po stronie, która miała największe szanse w zbliżającej się wojnie. A wtedy wydawało jej się, że największe szanse ma armia Czarnego Pana. W końcu czarna magia była potężna. Uciekła, wybierając łatwiejszą opcję. Ale nie mogła wziąć ze sobą Lily. Co powiedziałby jej nowy plan, gdyby się dowiedział, że to dziecko zwykłego mugola? W końcu tak bardzo nienawidził mieszańców! A ona... Po prostu ją zostawiła, jak nic nie warty śmieć. Jakby się nią brzydziła. Wolała ułożyć sobie życie od nowa i zapomnieć o tej swojej małej „wpadce”.
Otarła łzę, która spływała po jej policzku. I prawie się jej udało. „Prawie” bo Dumbledore nie pozwolił jej tak łatwo zapomnieć. Przypominał, sprawiając, że czuła jeszcze większe wyrzuty sumienia. I w końcu postanowiła się poddać, bo po co walczyć z czymś, co i tak by zwyciężyło?
Nadal nie mogła sobie wybaczyć. Zostawiła dziecko, zabiła nawet mężczyznę, którego kochała, byleby przypodobać się swoim nowym „przyjaciołom”. Byleby uważali ją ze jedną z nich. Była złym człowiekiem, wiedziała to. Wiedziała również, że żaden czyn tego nie zmieni. Odwróciła się od ludzi, którzy byli dla niej jak rodzina. Zapomniała o nich, zabijała. A oni teraz znów ją przyjęli, starali się zapomnieć. Jednak ona wiedziała, że pamiętają. Widziała te ukradkowe spojrzenia rzucane w jej stronę, słyszała szepty, gdy przechodziła przez korytarz. Jakby nie było... Była zła. Była Śmierciożercą. I nic tego nie zmieni, bo gdy ktoś raz nim zostanie, pozostaje nim na zawsze. Czarny Pan nie zwalnia ludzi ze służby.
Pociągnęła nosem i zatrzasnęła wieko kufra. Chciałaby cofnąć czas, zacząć od nowa. Mieć czystą kartę. Ale nie potrafiła tego zrobić. Musiała odpowiedzieć za swoje przewinienia, musiała cierpieć, bo tylko ból pozwalał jej jeszcze nie zwariować. No i miała Nathana. Ale w takich chwilach nawet on nie potrafił jej pomóc. Radził sobie całkiem inaczej, lepiej. Jak gdyby nie miał Mrocznego Znaku. Śmiał się, żartował, wieczorami pił nawet Ognistą Whisky z innymi, grając w szachy czarodziejów. Jak mógł podchodzić do wszystkiego z taką beztroską?
- Mary?
Spojrzała w stronę drzwi. Stała w nich brązowowłosa kobieta i uśmiechała się do niej ciepło. Dorea Potter była jedyną osobą, z którą potrafiła porozmawiać. Kiedyś, lata temu były naprawdę dobrymi koleżankami, potrafiła jej zaufać. Odetchnęła głęboko i poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Pani Potter zamknęła drzwi i zajęła wskazane miejsce, wpatrując się w Meredith.
- Co się dzieje?
Mary przełknęła głośno ślinę. Znów chciało się jej płakać. Przez tyle lat nie płakała, a teraz... Teraz łzy spływały po jej policzkach codziennie. Cierpiała w samotności, wtedy gdy nikt nie widział.
- Co ja mam jej powiedzieć, Doreo? Przecież ona mnie znienawidzi, nie będzie chciała znać - wychlipała. - Zaprzepaściłam jedyną szanse jaką miałam. Zniszczyłam wszystko. Naprawdę nie wiem, czego oczekiwałam. Moje życie nie będzie już nigdy takie samo. Dla innych już zawsze będę Śmierciożercą.
Dorea pokręciła głową i złapała brunetkę za rękę. Uśmiechnęła się lekko.
- Jesteś jej matką. Zawsze będziesz jej matką.
Meredith westchnęła cicho i wstała. Złapała za kufer. Musiała zmierzyć się ze swoim nowym życiem.

○○○

-Lily! Lily Evans!
Rudowłosa odwróciła się raptownie i spojrzała na dziewczynę, która szła w jej stronę. Była to zielonooka brunetka, o dość bladej cerze. Uśmiechała się, ukazując swoje równe, białe zęby. Zatrzymała się przed prefekt Gryffindoru i wyciągnęła rękę w jej stronę.
- Phoebe Finn, jestem Krukonką.
- Miło mi cię poznać. Mogę wiedzieć dlaczego za mną biegłaś?
- Och, tak, jasne. Jesteś wzywana do dyrektora. To chyba ważne, bo McGonagall nie wyglądała na szczęśliwą - wzruszyła ramionami. - Powodzenia!
Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, dziwnie wymachując rękami. Zielonooka zmarszczyła brwi i ruszyła w stronę gabinetu Dumbledore'a. Co prawda, miała jeszcze eliksiry, ale wzywał ją dyrektor, więc to ją chyba usprawiedliwiało. Stanęła przed kamiennym gargulcem i wywróciła oczami. Przecież nie znała hasła! Rozejrzała się nerwowo, ale w zasięgu jej wzroku nie było nikogo. Przełknęła głośno ślinę i ponownie spojrzała na ukryte wejścia. Miała się stawić u dyrektora!
Czego od niej chciał? Nie zrobiła nic złego, a przynajmniej tak się jej wydawało. A może to Huncwoci chcieli w coś ją wrobić? Chociaż... Nie. Ostatnio trochę się uspokoili. Dokładne od rozmowy z Gabrielle. Westchnęła. No właśnie - Gabrielle. Stała się jakaś cicha, zamknęła się w sobie. Nie rozmawiałyśmy ze sobą tak często, jak wcześniej. A wszystko przez to, że panna Harrison uważała, że Clarisse dostrzegła w niej zło. Zło! Ubzdurała sobie coś i tyle. Nikt nie potrafił wybić jej tego z głowy.
- Panna Evans?
Otrząsnęła się z zamyślenia i przeniosła lekko zamglone spojrzenie na profesor McGonagall, która wpatrywała się w nią surowym spojrzeniem.
- Nie powinna być pani u dyrektora?
- Ja...ee... tak pani profesor. Ale ja nie znam hasła.
Spojrzała na nią surowo i Lily była pewna, że gdyby spojrzenie mogło zabijać - już od kilku sekund leżałaby martwa. Profesorka ominęła ją i rzuciła w stronę gargulca hasło. Lily zmarszczyła brwi, nigdy by nie pomyślała, że sekretów Albusa Dumbledore'a mogą strzec czekoladowe żaby! Wywróciła oczami i ruszyła za opiekunką jej domu, nie odzywając się. Minerwa i tak wyglądała na podenerwowaną, a ona nie chciała pogarszać jej humoru. Niczym cień weszła za starszą kobietą do gabinetu. Swój wzrok od razu wlepiła w dyrektora, który siedział przy biurku. Po dłuższej chwili spojrzał w końcu na przybyłą dziewczynę, a przez jego twarz przebiegł ledwie zauważalny uśmiech.
- Panna Evans. Proszę, usiądź.
Niepewnie usiadła na wskazanym miejscu, wciąż nie odrywając spojrzenia od starszego mężczyzny. Czuła, że to, co dziś tu usłyszy, wcale jej się nie spodoba. Ale czy miała jakiś wybór? Była w gabinecie, nie miała już szansy na ucieczkę. Nie mogła się odwrócić i wyjść, nie była taka. Wolała w spokoju wszystkiego wysłuchać, a potem... Potem zobaczyć, co ma z tym zrobić. Jednak dyrektor wcale nie spieszył się z wyjaśnieniami. Rudowłosa miała nawet wrażenie, że nie wie, jak zacząć rozmowę. Rozglądał się po pokoju, a potem wzrok spuścił na swoje ręce. Ręce! Co takiego miały w sobie jego ręce? Prychnęła cicho, mając nadzieję, że nikt jej nie usłyszy.
- Wiem, że się niecierpliwisz, Lily – mruknął w końcu Albus. - Jednak nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. To jest dość... delikatna sprawa.
- Niech pan zacznie od początku.
Próbowała się uśmiechnąć, jednak wyszedł jej tylko grymas. Zagryzła wargę, a dyrektor w tym samym momencie zaczął mówić.
Była adoptowana, no ale przecież to już wiedziała! Nie mogła się z tym przez pewien czas pogodzić, ale potem przyjęła tą wiadomość. Cóż, była kim była i nikt nie mógł tego zmienić. Nadal pozostawała dawną Lily Evans, prawda? Słuchała więc w spokoju, starając się nie przerywać, jednak gdy dyrektor oświadczył jej, że zna jej matkę i, co jeszcze dziwniejsze, ona przybywa dziś do zamku, zamarłą. Przyjeżdża do jej szkoły. Do jej domu. Zaczerpnęła powietrza i wpatrywała się w dyrektora z lekką dezorientacją.
- Jednak Lily... Musisz wiedzieć coś jeszcze – wyszeptał.
Zmarszczyła brwi. Co musiała jeszcze wiedzieć? Dziś miała po raz pierwszy zobaczyć swoją matkę. Dziś miała się dowiedzieć, dlaczego ją zostawiła. Czy potrzebowała czegoś więcej? Pokręciła głową, chcąc odgonić niechciane myśli.
- Ona... Meredith nie jest taka, jak sobie wyobrażasz. Robiła w życiu różne rzeczy, niekoniecznie dobre.

○○○

Przebiegła przez Pokój Wspólny i wpadła do dormitorium. Dorcas rzuciła jej zdziwione spojrzenie, jednak nie zwracała na to uwagi. Od razu ruszyła w stronę łazienki. Trzasnęła drzwiami i oparła się o umywalkę.
Chciałaby, żeby ktoś wyczyścił jej pamięć. Chciałaby zapomnieć o dzisiejszym dniu. Po co jej to wszystko było? Po co jej to mówili? Otarła wierzchem dłoni łzy, które spływały po jej twarzy.
To nic nie zmieniło. Nadal nie miała matki. Nie chciała jej mieć. Zostawiła ją. I to dla kogo! Wybrała Voldemorta, a teraz, po szesnastu latach obudziła się w niej matczyna troska?
- Lily?
Odetchnęła głęboko i spojrzała na drzwi. Wiedziała, że przyjaciele ją wesprą, ale jak miała im to powiedzieć?
- Nic mi nie jest, zaraz wyjdę!
Kłamała. Sama sobie dziwiła się, że przeszło jej to tak łatwo przez gardło. Ale czy to teraz miało jakiekolwiek znaczenie? Za kilka godzin próg tego zamku miała przekroczyć Meredith Flow. Jej biologiczna matka.
Opłukała twarz zimną wodą i spojrzała na swoje odbicie. Rude włosy, zielone, opuchnięte oczy, zadarty nos, blada cera i kilka piegów. Tak. Była Lily Evans. I nic, ani nikt nie mógł tego zmienić. W końcu była Gryfonką z krwi i kości.
Uchyliła drzwi i rozejrzała się po pomieszczeniu. Gabrielle siedziała po turecku na podłodze, a Dorcas stała przy oknie. Odchrząknęła lekko i obydwie natychmiast na nią spojrzały.
- Co się dzieje, Lily?
- Nic - mruknęła. - Właśnie się dowiedziałam, że moja matka przybywa dziś do Hogwartu.

○○○

Hogwart. Przez większość czarodziei zwany najbezpieczniejszym miejscem w ich świecie.
Hogwart. Jej dawny dom. Tutaj odnalazła szczęście. Odnalazła przyjaciół.
Hogwart. Miejsce, gdzie miała zacząć wszystko od nowa.
Ścisnęła mocniej rękę Nathana. To on dodawał jej odwagi, nie pozwalał się poddać. Odetchnęła głęboko i przekroczyła bramę, która prowadziła do zamku. Pora zmierzyć się z własnym życiem.


◄►
To jest jeden z tych rozdziałów, które naprawdę podobają mi się najmniej. Napisanie tych zaledwie trzech stron zajęło mi strasznie dużo czasu. Nie umiałam nic ubrać w słowa i wyszło co wyszło. Ale wydaje mi się, że moje siły wróciły i jeśli tylko mi się uda, kolejny rozdział pojawi się bardzo szybko.


7 komentarzy:

  1. Każdy ma swoje wzloty i upadki, kochana ^^. Fakt, rozdział wyszedł Ci dość krótki - nawet się trochę zdziwiłam, bo Ty na ogół piszesz dłuższe ;p. W każdym razie, pomimo tego, co napisała w notce pod rozdziałem, wyszedł Ci o wiele lepiej niż myślisz. Nieźle wyszła Ci także scena z Mary, choć mi mówiłaś, że ciężko Ci się ją pisało. Niemniej, mam nadzieje, że następny będzie nieco dłuzszy ^.^ I pamiętaj, ze w razie czego mogę Ci w czymś pomóc ;).

    ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było źle, zaciekawiłaś mnie i czekam na kolejny rozdział!
    Powodzenia,zapraszam do mnie,
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  3. „Co powiedziałby jej nowy plan, gdyby się dowiedział, że to dziecko zwykłego mugola?” – „Pan”
    „Przełknęła głośno ślinę i ponownie spojrzała na ukryte wejścia.” – „wejście”
    „Nie rozmawiałyśmy ze sobą tak często, jak wcześniej. A wszystko przez to, że panna Harrison uważała, że Clarisse dostrzegła w niej zło.” – „nie rozmawiały”
    O mamuniu. Czy to chodzi o tę Lily? O tę małą, rudowłosą jędzę, która u Ciebie jest zaskakująco sympatyczna i po prostu da się ją lubić? Bo jeśli tak, to zapowiada się naprawdę ciekawie! Lily córką kogoś, kto służy Czarnemu Panu? Ale mam pewne „ale” Snape także był półkrwi, sam Voldemort był półkrwi. On nienawidził jedynie czystych szlam, a nie wszystkich. Owszem, sam nienawidził swego ojca Toma Riddle’a za to, że był mugolem, że nadano mu takie samo imię jak ten, który go spłodził, co uważał za obrazę, ale ostatecznie był półkrwi i miał kilku poddanych, którzy także tacy byli. Ale swoją drogą ciekawe jakby to wszystko się potoczyło, gdyby Lily rzeczywiście była córką czarownicy i mugola. Czy weszłaby w szeregi Voldzia, gdyby od początku znała swoje pochodzenie? Hmm…
    Niemniej jednak nie chciałabym być na miejscu Mary. To jest naprawdę trudne. Nie dość, że na karku ma Śmierciożerców, bo przecież zdradziła Czanrego Pana i nic tego nie zmieni, będzie ją ścigał, aby ją zabić, to jeszcze musi zmierzyć się z przeszłością. A jak to powiedział Rafiki z „Króla Lwa” – „Przeszłość często boli. Można przed nią uciekać, bądź też wyciągnąć z niej jakieś wnioski” (Przyznaj, że niezwykle życiowe i cenne słowa zawarte są w „Królu Lwie”, no!) I tutaj jest to samo. Mary musi zmierzyć się z tym, co było. I nawet, jeśli Lily jej nie wybaczy, bo przecież to nie jest takie proste, to mimo wszystko będzie miała jakąś nauczkę. Może kiedyś wyciągnie z tego jakieś wnioski, następnym razem pomyśli dwa razy zanim coś zrobi.
    Napisałaś, że jedynie przez ból Meredith jest w stanie nie zwariować. Ja też tak uważam czasami. A jeszcze pamiętam, że ktoś kiedyś powiedział, iż to ból sprawia, że czujemy, iż jeszcze żyjemy. Chociaż nie wiadomo jak wielki miałby być, przypomina nam o naszym istnieniu. Kurcze, strasznie podobają mi się te słowa ^^
    Dorea się pojawiła! Jak ja uwielbiam tę kobietę! Ona jest po prostu nieziemska ;d
    Ja nie rozumiem, czemu ciągle narzekasz, no! (ja już się u mnie tym znudziłam ;d) Naprawdę bardzo dobrze Ci wychodzą rozdziały, więc nie potrafię pojąć Twojej logiki. Puk puk, jest coś w tej głowie? Bo chyba nie, skoro właścicielka w ogóle nie docenia swojego talentu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiego talentu? O.o
      Ej, czasami (racja, że zdarza się to bardzo rzadko) rozdział mi się podoba! Co do Voldemorta, to wiem, że ma w swoich szeregach półkrwi czarodziejów, jednak jakoś musiałam opisać logikowanie Mary. Co do jej osoby, to serio nie wiem jak to wszystko się potoczy xD Będzie... spontanicznie.

      Usuń
  4. Witaj;)
    No po prostu wydziwiasz. Co Ci się niby nie podoba? Mnie tam się rozdział bardzo podoba, tylko że mógłby być dłuższy, bo ja nigdy nie mam dość. No, ale do rzeczy.
    Mary faktycznie narobiła sporo głupot i to kierując się niezbyt szczytnymi pobudkami. I teraz przyszło jej za to płacić, niestety. Ale mimo wszystko jakoś ta postać mnie ujęła. Widać, że żałuje i cierpi. Bardzo ładnie opisałaś jej strach, poczucie winy i taką świadomość własnej podłości. Ma prawo sie bać, skoro zostawiła dziecko z czystego egoizmu. Na pewno nie będzie jej łatwo nawiązać więź.
    Z drugiej strony mamy Lily. Wiesz, rzadko gdzie ta postać jest tak sympatyczna i głęboka, jak u Ciebie. I uczuciowa. A tu ładnie pokazałaś, że spotkanie z matką, która była, jaka była, trochę ją przerasta. Może stara sie być silna, ale myślę, że w końcu pęknie. No, ale zobaczymy.
    Podsumowując, rozdział naprawdę udany.Uwielbiam Twój talent do opisywania uczuć w trudnych sytuacjach. Przedstawisz wszystko w tak przejmujący sposób... Co mam rzec? Czekam na NN. I muszę powiedzieć, że całkiem niezły ten nowy szablon;) Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, świetne opowiadanie! Styl w jakim piszesz oraz postacie, które kreujesz są super. Urzekło mnie wszysko. Szablon też śliczny.
    Co do tego rozdziału: Jak to jest, że za błędy zawsze się płaci. Dobrze, że Mary chociaż żałuje, widać, że jednak poruszyło ją to wszystko. Bardzo ciekawa postać.
    Będę czytać to opowiadanie. :)
    Dodatkowo zapraszam do mnie na francuska-pokusa.blogspot
    Jest to opowiadanie o dziewczynie Gabrielle, która przeniosła się z Francji do Anglii i teraz musi rozpocząć ostatni, siódmy rok nauki w Hogwarcie ;) Co ją czeka? Czy znajdzie przyjaciół i prawdziwą miłość? Możesz się przekonać czytając ;) Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wątek z tym, że Lily została adoptowana i w ogóle to wszystko kim jest jej biologiczna matka jest bardzo oryginalny i zdaję sobie sprawę, że bardzo trudny do opisania:) No, ale Tobie wychodzi to super! Rozdział bardzo dobry, ale zdecydowanie za krótki i niezaspokajający mojej ciekawości, ale to też wychodzi na plus, bo czekam na kolejny z jeszcze większą niecierpliwością! I będzie się go czytać z podwójną przyjemnością!:D
    Nominowałam Cię do Versatile Blogger, szczegóły tutaj - http://neew-beginning.blogspot.com/p/nominacje_4.html :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy