„Rozmawiamy o Blacku”
Odetchnęła
głęboko i zarzuciła na głowę kaptur czarnej bluzy. Otarła łzy,
które znów spływały jej po policzkach. Musiała być teraz silna.
Musiała. Po cichu wyszła z dormitorium tak, by nie obudzić swoich
współlokatorek, które nadal spały. Przeszła przez pusty Pokój
Wspólny i wyszła na cichy korytarz. Pokręciła głową i równym
krokiem ruszyła do gabinetu dyrektora. Już nie płakała. W pewnym
momencie zabrakło jej łez. Teraz ogarnęła ją wściekłość.
Była zła na wszystko. Nawet na samą siebie.
Wypowiedziała
hasło i kamienny gargulec odsunął się, ukazując przed nią
schody, które prowadziły do gabinetu Dumbledore'a. Wciągnęła
głęboko powietrze. Nie mogła się teraz poddać. Teraz liczyło
się tylko to. Zapukała i bez zaproszenia weszła do środka.
Przez
chwilę stała zaskoczona, jednak opanowała się w miarę szybko.
Rzuciła krótkie spojrzenie opiekunce jej domu, która stała w rogu
pokoju. Po chwili przeniosła wzrok na mężczyznę, który stał
przy biurku i przypatrywał się jej z zainteresowaniem. O tak,
doskonale znała Alastora Moody'ego z odpowiadań rodziców. Zrzuciła
kaptur i przeniosła spojrzenie na dyrektora.
-
Dorcas, czy mogę ci w czymś pomóc?
-
Oczywiście, że pan może. Wydaje mi się, że tylko pan może mi
pomóc.
Zdziwiła
się, że powiedziała to tak pewnie. Głos się jej nie załamał i
cały czas utrzymywała kontakt wzrokowy. W tym momencie nie
obchodziło ją to, że profesor wpatruje się w nią, jakby chcąc
odczytać jej myśli.
-
W takim razie słucham. Może usiądziesz?
-
Chcę wstąpić do Zakonu Feniksa, profesorze.
Dumbledore
uśmiechnął się lekko, jakby od dawna wiedział, że właśnie to
chce mu powiedzieć. Podrapał się po brodzie i wstał. Zaczął
przechadzać się od jednej ściany do drugiej, nie zwracając uwagi
na to, że w pokoju znajdowały się inne osoby. Wydawał się o nich
zapomnieć, gorączkowo nad czymś myśląc.
Dorcas
wyłamywała sobie palce. Jeśli jej odmówi to i tak będzie
walczyć. Tego jej nie zabroni. Za miesiąc będzie pełnoletnia, co
oznacza, że będzie decydować za siebie. Wtedy nie będą mogli jej
niczego zabronić. Zrobi co zechce.
-
To nonsens, Albusie! Ona jest niepełnoletnia!
-
Za miesiąc mam urodziny! - Dorcas spojrzała na swoją opiekunkę ze
złością. - Co to za różnica?!
-
Nie masz siedemnastu lat, Dorcas!
-
Ale mam większy zapał do walki, niż starsi ode mnie! To ja będę
walczyła o lepsze czasy dla przyszłych pokoleń! To my zadecydujemy
o tym, czy one nadejdą! Nie będę stała bezczynnie i patrzyła,
jak umierają następni! Ja już straciłam rodziców! Rodzice
Gabrielle też umarli! Kto jeszcze ma zginąć, żebyście w końcu
zrozumieli, że czas dopuścić do głosu innych!? Mam prawo walczyć
o to, w co wierzę!
-
Dorcas... - dyrektor Hogwartu spojrzał na nią łagodnie.
-
Nie! Jeśli nie będę walczyła dla Zakonu, z Zakonem... Będę
walczyła sama. Czy tego chcecie, czy nie.
Stanęła
prosto. Dumna i władcza. Odpowiedź nie miała znaczenia. Będzie
walczyła tak, czy siak. Nawet jeśli przez to miałaby nie skończyć
szkoły. Pff! Komu w tych czasach będzie potrzebna wiedza na temat
wojen goblinów?! Czy Śmierciożercy będą pytać, kiedy było
jedno z większych powstań goblinów? No tak, przecież ta wiedza
może zadecydować o naszym życiu. Dobra odpowiedź, punkt dla nas!
Prychnęła. Obrona przed czarną magią, to była nauka. Dzięki
niej mogli się jako tako przygotować, jednak nawet ten przedmiot
wydawał się teraz zbędny. Nie uczyli ich, czego mają się
spodziewać poza Hogwartem. Nie przygotowywali ich na sytuację, gdy
będą musieli stanąć oko w oko ze śmiercią.
Ale
ona wiedziała, jak to jest. Widziała przerażenie na twarzy matki,
gdy w domu pojawiali się aurorzy, widziała ulgę, gdy mówili, że
wszystko jest w porządku. Widziała ten niepokój, gdy się z nią
żegnali na dworcu, albo gdy wychodzili gdzieś z domu. Oni
wiedzieli, że mogą już nie wrócić. Wiedzieli, że każdego dnia
mogą spodziewać się najgorszego. I nieświadomie przygotowywali
Dorcas do walki. Nieświadomie przekazywali jej wszystko to, co
powinna wiedzieć.
I
wiedziała. Była pewna swojej decyzji. Chciała zajrzeć śmierci w
oczy. Choćby to była ostatnia rzecz, jaką miałaby zrobić,
chciała walczyć o lepszy świat. Bo jeśli to ich pokolenie miało
przynieść nadzieję, niech tak będzie. Będzie walczyć, a gdy
przyjdzie jej zginąć... zginie jako bohaterka. Kobieta, która
walczyła.
-
Dorcas, to poważna decyzja. Gdyby twoi rodzice...
-
Oni nie żyją, dyrektorze. Ja wiem, co by powiedzieli. Kazaliby mi
czekać do urodzin. Ale ja nie chcę czekać! Nie ma na to czasu. On
z każdą minutą ma więcej zwolenników. Pan myśli, że ja nie
wiem? Zakon traci nadzieję, prawda? Co chwilę piszą o nowych
śmierciach. Wszyscy tracą nadzieję, ludzie się boją o swoje
bezpieczeństwo. Każdy się boi, że zaśnie, ale już nie wstanie.
Nikt nie może spać spokojnie. Pora zacząć działać.
-
Jesteś podobna do matki, Dorcas.
Dziewczyna
spojrzała na Moody'ego, który do tej pory się nie odzywał.
-
Tak samo wyszczekana, nieogarnięta, ale przede wszystkim odważna.
Wydaje mi się, że będziesz dla Zakonu bardzo cenna.
Dyrektor
pokręcił głową.
-
Witaj w Zakonie, Dorcas Meadowes.
○○○
Lily
weszła do Wielkiej Sali razem z Syriuszem, który przyczepił się
do niej na schodach. Co prawda, większość uczniów już dawno
przyzwyczaiła się do tego, że rudowłosa pani prefekt, koleguje, a
nawet przyjaźni się, ze starszym Blackiem, jednak mimo wszystko ich
pojawienie się wywołało lekki szmer. Dziewczyna wywróciła
oczami, gdy chłopak nagle objął ją ramieniem i poprowadził w
stronę ich stołu. Naprawdę, czasami zastanawiała się, kto jest
bardziej dziecinny: Syriusz, czy James? Do tej pory pozostawało to
dla niej zagadką.
Usiadła
obok Dorcas, która w spokoju jadła śniadanie i obrzucała
wszystkich ponurym spojrzeniem. Wczoraj do bardzo późna siedziała
razem z Gabrielle na łóżku brunetki, starając się ją jakoś
pocieszyć. Sama nie wiedziała, na co liczyły. Dziewczyna cały
czas płakała i powtarzała, że to tylko sen, że oni żyją i są
bezpieczni w domu. W końcu, gdy wycieńczona opadła na łóżko i
usnęła, Lily odetchnęła. Naprawdę nie wiedziała, co mogła w
takiej sytuacji dla niej zrobić. Ona nie straciła rodziców, po
prostu... Nie, ona nie była w takiej sytuacji. Nawet jej blond włosa
przyjaciółka nie bardzo wiedziała, co powiedzieć pannie Meadowes,
choć jej rodzice również nie żyli. Czuły się wtedy takie
bezradne.
Posmarowała
tosta dżemem i zajrzała Syriuszowi przez ramię do gazety, którą
czytał.
-
Nic nowego – mruknął.
-
O, jasne. Bo przecież morderstwa są teraz na poziomie dziennym, co
nie? - prychnęła.
-
Serio, za niedługo będziemy się o tym uczyć na historii magii.
-
Przynajmniej nie byłoby tak nudno, jak teraz – chłopak wzruszył
ramionami i napił się soku.
-
To mnie trochę przeraża, wiesz? Wyjdę ze szkoły i wejdę prosto w
paszczę smoka. Teraz Hogwart wydaje się najlepszym rozwiązaniem.
-
Nawet Hogwart nie może się bronić wiecznie. W końcu będą
chcieli go zdobyć.
-
No, ale mamy Dumbledore'a, nie? - Dziewczyna spojrzała pobłażliwe
na Petera, który wtrącił się do rozmowy.
Pokręciła
głową i znów zajęła się jedzeniem. Tak, mieli dyrektora, ale
czy on będzie mógł ich ochraniać wiecznie? W końcu będą
musieli zadbać o siebie sami.
-
Lily?
Dziewczyna
zerknęła na Dorcas i uśmiechnęła się lekko. Brunetka nadal
miała lekko zaczerwienione oczy, co oznaczało, że całkiem
niedawno płakała. Mimo to uśmiechała się do zielonookiej.
-
Możemy porozmawiać? Same, w jakiejś klasie?
-
Och, jasne, że tak.
Ruda
wstała i to samo uczyniła Dorcas. Wyszły z Wielkiej Sali i ruszyły
na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się sala od zaklęć, która
o tej godzinie powinna stać pusta. Lily weszła do niej jako
pierwsza i usiadła na ławce. W spokoju obserwowała przyjaciółkę,
która nerwowo wyginała palce. Co chwilę rzucała jej niepewne
spojrzenia.
-
No dobra, co zrobiłaś, że się tak denerwujesz?
-
Nic! - Dorcas pokręciła głową. - Chodzi o to... No bo widzisz...
Nie wiem jak ci to powiedzieć!
-
Najlepiej zacznij od początku i usiądź.
-
Jasne, od początku. Byłam dziś u dyrektora – zamilkła, a Lily
wywróciła oczami.
-
Kontynuuj.
-
No więc byłam u dyrektora, bo... Bo chciałam dołączyć do Zakonu
Feniksa. Nie przerywaj mi! - Krzyknęła, widząc, że Lily już
otwiera usta. - Po tym, jak dowiedziałam się, że moi rodzice nie
żyją, ja zaczęłam układać sobie to wszystko w głowie. Niedługo
będę miała siedemnaście lat. Wrócę do domu i prawda jest taka,
że będę tam sama. A Zakon... Zakon to dobre rozwiązanie. Będę
mogła walczyć, mając przy sobie innych, będę mogła walczyć o
lepszą przyszłość, rozumiesz? Ja wiem, że to jest niebezpieczne.
Ale ja nie mam teraz nikogo, Lily! Już od dawna wiedziałam, że
chcę zostać aurorem. Bo czy inna praca w tych czasach się przyda?
Uzdrowiciele, aurorzy... To oni są teraz cenni. No bo co może
zrobić osoba, która pracuje w księgarni? Zakon będzie wstępem do
tego, co tak naprawdę chcę robić. Chcę walczyć. I Dumbledore
mnie przyjął.
-
CO?! Jak to cię przyjął?!
-
Powiedzmy, że nie dałam mu innego wyboru. Byłam uparta i nawet
McGonagall by mnie od tego nie odwiodła. Jeśli nie dla Zakonu,
walczyłabym dla siebie.
-
Czyli mówisz mi, że jesteś w Zakonie Feniksa... Czy... czy ja też
mogę?
-
Nie – Dorcas pokręciła głową. - Prawdę mówiąc nie powinnaś
o tym wiedzieć. To miała być tajemnica, ale jesteś moją
przyjaciółką i ja...
-
Rozumiem, nikomu nic nie powiem.
○○○
Blondynka
siedziała pod wielkim dębem i wrzucając kamyki do wody, kątem oka
obserwowała bijącą wierzbę. Pociągnęła lekko nosem. Nie lubiła
zimy. Owszem, święta i te sprawy... Ale ten biały puch już się
jej znudził. Pragnęła znów ujrzeć ciepłe słońce, które
będzie świeciło na jej twarz. Znów chciała zakładać krótkie
spodenki i spacerować po błoniach, śmiejąc się z chłopaków,
którzy zakładali się, kto więcej wytrzyma pod wodą. Znów
chciała usłyszeć śpiew ptaków, zrywać kwiatki.
Westchnęła.
Dobijał ją widok tych wszystkich par, które się wszędzie
przytulały, całowały...
Wywróciła
oczami. Czy naprawdę była inna? Owszem, może nie potrafiła
wyznawać uczuć, ale czy to źle? Nie była na tyle głupia, by na
środku sali wejściowej wykrzyczeć, że kogoś kocha. To nie była
ona, nie jej styl. Potrafiła się kłócić, walczyć o swoje
zdanie, była odważna i nie bała się odezwać. Ale... bała się
odrzucenia. Bała się tego, że wszystko może źle pójść i się
zbłaźni. Nie chciała niszczyć tak długiej przyjaźni, tylko po
to, by się dowiedzieć, czy kiedykolwiek coś by z tego było. W tej
kwestii była tchórzem.
Zaśmiała
się w duchu. Sama namawiała Lily, by powiedziała Jamesowi, co do
niego czuje. A ona? Sama się bała własnych uczuć. To
takie głupie, pomyślała. Wszystko byłoby o wiele
łatwiejsze, gdyby mogła mu czytać w myślach. Wtedy by wiedziała,
czy jej nie wyśmieje. W końcu wszystkie dziewczyny mogły być
jego, dlaczego więc miałby zechcieć być z nią? Kłócili się,
dogryzali sobie, razem się śmiali. Ale co to wszystko znaczyło?
Każdy przyjaciel tak robi. Był przy niej i ją pocieszał. A tamten
pocałunek... To wydarzyło się przez alkohol. W normalny dzień
nigdy by do tego nie doszło.
-
Gabrielle?
Dziewczyna
krzyknęła cicho i spojrzała groźnie na Remusa. Chłopak uniósł
ręce w geście obronnym.
-
Przysłała mnie Lily – mruknął. - Kazała ci przynieść koc.
Sama nie mogła przyjść, bo siedzi z Dorcas.
-
Koc? A po co mi koc? - Blondynka zmarszczyła nos.
-
Gabrielle, jest zima, a ty siedzisz na pniu drzewa. Na pewno
zamarzasz.
-
No wiesz... - wzruszyła ramionami.
Tak
naprawdę nie czuła zimna. Zbyt była zajęta swoimi przemyśleniami,
by dotarło do niej, że nogi już jej zamarzły. Poczuła, jak Remus
zarzuca jej koc na plecy i mimowolnie opatuliła się nim ciaśniej.
Spojrzała na chłopaka z uśmiechem i wstała. Miała ochotę na
spacer. Złapała Lunatyka pod ramię i ruszyła wzdłuż jeziora.
-
Długo tak tu siedzisz?
-
Od śniadania. Wyszłam z dormitorium przed Lily, wzięła kilka
tostów i przyszłam tutaj. Musiała pomyśleć.
I
myślała. Jednak nadal nie wiedziała, co ma zrobić. Gdyby tylko
dostała jakiś sygnał... Gdyby tylko wiedziała, jak postąpić.
Lily miała łatwiej. James zaprosił ją na randkę. A ona? Ona tak
naprawdę stała w miejscu i nie wiedziała w którą stronę ma iść.
Czy zrobić krok w przód i zaryzykować, czy cofnąć się i schować
w cień.
-
Coś cię gnębi, prawda?
-
Sama nie wiem, Remusie. Jestem beznadziejna.
Pokręciła
głową. Wszyscy mówili, że do siebie pasują, że kiedyś będą
razem. A jednak... Ani ona, ani on nie zrobili pierwszego kroku. Ona
się bała, a brunet... Czego tak naprawdę chciał? Czego pragnął?
Zaklęła pod nosem. Nie znała jego pragnień! A tak bardzo chciała
wiedzieć o nim wszystko. Co lubi, czego nienawidzi. Co z tego, że
się przyjaźnili? Co z tego, że spędzała z nim masę czasu? W
pewnym momencie to wszystko stało się niczym. Zbyt mało rozmów.
Tęskniła za nim.
-
Nie jesteś beznadziejna, Gabrielle! Kto ci tak powiedział?
-
Nikt. Ja to po prostu wiem – wzruszyła ramionami. - Remusie...
-
Nie o to chodzi, prawda? Nie chodzi wcale o ciebie, Gabrielle. To nie
w tym tkwi problem, mam rację?
-
Nie, nie w tym.
Czy
mogła mu powiedzieć? Zdanie Lily już znała. Wyznać mu prawdę.
Czekać na jego reakcję. Zrobić pierwszy krok nie licząc się z
konsekwencjami. Jeśli by ją odrzucił, to znaczy, że na nią nie
zasługuje. Co z tego? Ona nadal by to czuła. Byłaby zawiedziona.
Zresztą, czy to nie oznaczałoby końca ich przyjaźni? Czy mogliby
sobie po tym patrzeć w oczy? Normalnie rozmawiać, przebywać w
swoim towarzystwie? Pokręciła głową, a długa grzywka opadła jej
na oczy.
-
Gabrielle, na Merlina! Mów o co chodzi!
-
Kiedy to nie jest takie proste! - Dziewczyna dokładnie widziała,
jak chłopak wywraca oczami, więc sama zrobiła minę
niezadowolonego dziecka i dla zasady założyła ręce na piersi. -
Mówię poważnie. Sprawa jest delikatna.
-
A czy ja mówię, że nie jest? Po prostu mówisz tak zagadkowo,
że... Nieważne. Powiesz o co chodzi?
Blondynka
odwróciła głowę i spojrzała na Zakazany Las. Dlaczego miała
takie opory? Przecież powinna iść tam i mu to powiedzieć.
Poczekać na jego reakcję, a potem godnie przyjąć jego odmowę.
Poza tym, dlaczego od razu zakładała, że będzie źle? Może czuł
to samo, może była dla nich szansa.
Spojrzała
na Remusa, mrużąc oczy.
-
Przyrzeknij, że nie będziesz się śmiał.
-
Obiecuję.
-
Jeśli się zaśmiejesz, to cię zabije. Wiesz na co się piszesz,
Remusie Lupinie?
Chłopak
zatrzymał się i zmierzył jej postać uważnym spojrzeniem.
Wiedział, że sprawa musiała być poważna.
-
Doskonale wiem, co robię. Więc mów.
-
Chodzi o Syriusza.
Spojrzała
na Lunatyka niepewnie. A co jeśli o wszystkim powie Łapie? Co jeśli
się wygada? Owszem, ufała mu. Najbardziej ze wszystkich Huncwotów.
Wiedziała, że może powiedzieć mu o wszystkim. Był, jak Lily. Co
prawda, to dziewczyna wiedziała o niej najwięcej. Jednak Remus...
Zawsze mogła z nim porozmawiać, pośmiać się, albo nawrzeszczeć
na Syriusza, gdy ten przesadzał. Byli tak jakby zespołem. Zaśmiała
się cicho.
-
Co z tym Syriuszem? Znowu coś zrobił? Mam go serdecznie dość!
Wiecznie pakuje się w jakieś tarapaty razem z Jamesem, a potem ja
muszę ich tłumaczyć! Czy oni sobie za punkt honoru wzięli
zdobycie jak największej ilość szlabanów w tym roku?
-
Nie, nie! Nic mi nie zrobił, innym chyba też nie, z tego co wiem.
-
Więc o co chodzi? Gabrielle, mów!
-
No dobra – wciągnęła powietrze. - Chodzi o to, że ja chyba,
że... no wiesz.
-
Że ty co? - Remus znów wywrócił oczami.
-
Nie każ mi tego mówić, Remusie! To takie głupie.
-
Gabrie...
-
No dobra! Ja go chyba KOCHAM.
Odwróciła
się na pięcie i ukryła twarz w dłoniach. Czuła się dziwnie.
Myśleć o tym, a wyznać to na głos, to całkiem coś innego. Teraz
już nie mogła po prostu od tego uciec. Musiała się do tego
przyzwyczaić, nauczyć nad tym panować. Przecież nie mogła za
każdym razem ślinić się na jego widok! Uznałby ją za chorą
psychicznie, albo jeszcze gorzej! Pokręciła głową i spojrzała na
chłopaka. Na jego twarzy gościł lekki uśmiech, patrzył gdzieś
ponad jej ramieniem, jakby zapominając o jej obecności. Odetchnęła
głęboko. Może celowo ją ignorował? W sumie tak byłoby chyba
lepiej, mogłaby spokojnie stąd odejść i zaszyć się gdzieś.
W
chwili, gdy podjęła decyzję, by odejść w stronę zamku, Remus
spojrzał na nią. Przez chwilę po prostu wpatrywał się w jej
twarz. Przeczesał ręką włosy i pokręcił głową, jakby chcąc
odgonić natłok myśli, który się w niej zebrał. Westchnął
cicho i założył ręce na piersi. Wyglądał naprawdę dziwnie.
-
To poważna sprawa, Ely.
Od
dawna nie słyszała tego zdrobnienia z jego ust. Brzmiało wtedy tak
głupio. Dużo bardziej wolała, gdy zwracał się do niej pełnym
imieniem. Gdy słyszała, jak je wypowiada, na myśl od razu
przychodził jej ojciec, który miał taki sam akcent, jak Remus.
-
Chodzi o to, że to Syriusz, racja? Nigdy nie wiesz, jak on może
zareagować. Oczywiście, nie zrani cię świadomie, ale może to
zrobić mimowolnie. - Chłopak pokręcił głową. - On... ja wiem,
że ty też nie jesteś mu obojętna. Ale rozmawiamy o Blacku. Nikt
nie może być pewny, co w jego mniemaniu oznacza miłość.
-
Ja wiem. Myślisz, że dlaczego mu nie powiedziałam? To... On... -
zaczerpnęła powietrza. - Boję się jego reakcji. Boję się tego
co mi powie. Rozumiesz? Po raz pierwszy boję się tego, co powie mi
chłopak! Na Merlina! Nigdy nie bałam się, że ktoś mnie odrzuci,
bo masie chłopaków się podobałam. Wiesz, to ja ich przeważnie
rzucałam. A boję się reakcji takiego idioty, jak Syriusz Black!
Tak
- pomyślała
- tylko, że
zdanie tego idioty po prostu cię obchodzi.
◄►
Z
pierwszych części zadowolona nie jestem. Prawdę mówiąc
najbardziej podoba mi się rozmowa Remusa i Gabrielle. Pisało mi się
ją najłatwiej, ręce tak jakoś same wszystko pisały. No i
rozdział ma sześć stron, czyli jak na razie najwięcej na tym
blogu! Normalnie cud, biorąc pod uwagę, że przeważnie wszystkie
miały cztery strony. Kto wie, może uda mi się napisać coś
dłuższego? W każdym razie, na razie utknęłam w rozdziale
siedemnastym, gdzie muszę opisać tą nieszczęsną randkę Rogacza
z Lily. Mam jedną stronę i nie potrafię ruszyć dalej!
Dobra,
koniec narzekania.
Co
Wy sądzicie o rozdziale?
Na ocenialni Niebieskim Piórem została opublikowana ocena Twojego bloga. Zapraszam do zapoznania się z nią i wyrażenia opinii.
OdpowiedzUsuńOceniająca Yokita.
/Nie oceniła rozdziału 16, dopiero teraz zauważyłam, że go dodałaś. Ma nadzieję, że to nie problem?/
Super!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i mam nadzieję na więcej Lily i Jamesa!
Lilka.
Świetnie! Bardzo podoba mi się jak opisałaś wszystkie uczucia Gabrielle, idealnie ci to wyszło (: A pierwsza część też jest dobra! Nie spodziewałam się takiego zachowania Dorcas, ale to miłe zaskoczenie. Postąpiła bardzo odważnie i dojrzale. No podsumowując rozdział cuudny! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWitaj;)
OdpowiedzUsuńZnowu przybywam z opóźnieniem, to już chyba tradycja. Ja tam nie wiem, co masz sobie do zarzucenia. Mnie tam się podobała całość. Ale zacznijmy od początku.
Dorcas zaskakująco sie zmotywowała po śmierci rodziców, ale w sumie jej sie nie dziwię. Skoro już wcześniej myślała o pracy aurora, to całkiem logiczne wyjście. Poza tym zawsze lepiej udać się do Zakonu niż pustego domu. Bardzo ładny i taki dobitny opis jej zachowania podczas wizyty u dyrektora... Poważnieją nam młodzi, ech...
A co do rozmowy Remusa z Gabrielle, faktycznie świetnie Ci wyszła. bardzo naturalnie. No i zaskoczyłaś mnie faktem, że Gabrielle porozmawiała o tym właśnie z Lupinem;) Poniekąd oboje mają rację, Syriusz jest nieprzewidywalny. Sama chciałabym wiedzieć, jakby zareagował;)
Podsumowując, świetny rozdział bardzo ładnymi opisami. Już nie mogę się doczekać następnego! No i masz śliczny, nowy szablon o bardzo takiej pasującej mi kolorystyce. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
Co do Dorcas, to mam jeszcze do niej plany. Od dłuższego czasu już wiedziałam, że jej rodzice zginą, a ona właśnie z tego powodu tak szybko dołączy do Zakonu. Rozmowa Luniaczka z Harrison... Pisało mi się ją niesamowicie lekko! No normalnie po raz pierwszy odkąd założyłam tego bloga, coś pisało mi się tak dobrze. Początkowo miała porozmawiać o tym z Lily, ale stwierdziłam, że trzeba się trochę odbić od tych ich rozmów i wprowadzić coś nowego ;)
UsuńOo, szablon mi też się bardzo podoba :D
Pozdrawiam!
A ja uważam, że pierwsza część jest lepsza. Wiesz czemu? Bo tam jest coś bardzo konkretnego. i jest wzmianka o Zakonie Feniksa. Trudno mi uwierzyć, że Dorcas dostała pozwolenie na przystanie do Zakonu, bo przecież rzeczywiście jest niepełnoletnia. No, ale... przecież Harry też należał, a pełnoletni nie był! ( chyba ;d ) Tak czy inaczej jest bardzo uparta i cieszę się z tego powodu, bo może dokonać bardzo wiele dzięki temu ^^ Ale dalej nie mogę uwierzyć, że nie chciałaś, aby była z Syriuszem, no! Ja to ich widzę zawsze razem <3 ;d
OdpowiedzUsuńAle... Rozmowa Gabrielle z Remusem także mi się podobała, haha xd Powiem Ci, że Luniaczek to zawsze uczynny jest. Każdemu pomoże w obojętne czym. Byleby tylko innym lepiej się żyło. jest niesamowicie miły i w ogóle troszczy się o innych. Ja też chcę takiego przyjaciela, no!
A Gabrielle nie powinna nic mówić Syriuszowi, bo chłopak może się przestraszyć. W końcu z pewnością nie chce być uwięziony. On woli być dla wszystkich, ale nie konkretnie z kimś. No, co prawda z Gabrielle pewnie bardzo chciałby być, ale... To jednak Syriusz. Poważna decyzja, więc może jeszcze trochę sobie dziewczyna pocierpi, ale w końcu będą razem, co? Syriusz aż tak się bać nie może, no! ;d
No nic, przepraszam, że tak późno, ale naprawdę troszkę mało czasu. Matura się zbliża, przerażająco szybko ;O
Tak czy inaczej na czytanie się znajduje jeszcze czas :) Czekam więc na nowy rozdział! Może w nim Lupin pogada z Syriuszem? I oby randka Jamesa się udała, haha xd Bo z nim to nigdy nie wiadomo... ;D
Hahahaha! Wiesz, że ja też zawsze widziałam Syriusza tylko i wyłącznie z Dorcas? Nie wiem dlaczego, tak było i już. Ale gdy dodałam swoją postać (i to dziewczynę ;p) to wiedziałam, że to właśnie ona będzie z Łapą. Możesz być pewna, że Black jeszcze długo się nie dowie o uczuciach blondynki. Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy się w ogóle o nich dowie w tym opowiadaniu. Ale kto wie...
UsuńO braku czasu, to ja wiem akurat sporo. Może nie czeka mnie matura, ani nic takiego, ale nauczyciele normalnie się uwzięli, by pozbawić nas wolnego czasu! Masakra.
Nominuję Cię do The Versatile Blogger, więcej dowiesz się u mnie http://lily-i-rogacz.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń