piątek, 29 marca 2013

Rozdział 15


 „Druga szansa”

Kobieta wpatrywała się w dom, który stał na wzgórzu, lekko nieprzytomnym wzrokiem. Bała się. Po raz pierwszy naprawdę się bała, bała się tego, co za kilka minut może się wydarzyć. Nie wiedziała, czy jest gotowa na konfrontacje z tymi wszystkimi osobami, które... zdradziła. Byli dla niej przyjaciółmi, zwierzali się, powierzali tajemnice, a ona to zaprzepaściła. Podjęła decyzję, która miała ciągnąć się za nią do końca życia. Decyzję, której już zawsze miała żałować. A wszystko miało się zacząć właśnie teraz. W tej chwili, w Dolinie Godryka, w drodze do siedziby Zakonu Feniksa.
Poczuła, jak dłoń Nathana zaciska się na jej własnej ręce. Może nie wszystko było stracone? Może mieli jakąś, nawet najmniejszą szansę na to, by wrócić do normalnego życia? Miała taką nadzieję. Pragnęła tego bardziej, niż czegokolwiek innego. Pragnęła normalnego życia. W podświadomości wiedziała, że nigdy już takie nie będzie. Mroczny znak zawsze będzie przypominał jej o tym, kim była. Kim została, przez własną głupotę i tchórzostwo. Tak, właśnie to. Ona po prostu stchórzyła. Wiedząc, że szanse Zakonu słabną, wybrała łatwiejszą drogę do przeżycia. Teraz śmiała się sama z siebie. Naprawdę wierzyła w to, że przeżyje. Dopiero po kilku latach służby u Czarnego Pana zrozumiała, że niektórzy jego słudzy giną, bo po prostu mu się znudzili. Wymieniał je na lepsze modele, które czasami były zwykłym marionetkami w jego rękach. Kierował ich życiem, by potem zakończyć je w sobie tylko odpowiedniej chwili.
Ona również była taką marionetką. Zdała sobie z tego sprawę już jakiś czas temu. Była marionetką, a jednocześnie jedną z najlepszych. Wykonała zadanie dokładnie, a mimo wszystko była tylko jednym małym pionkiem na wielkim polu bitwy. Dlatego się wycofała. Znów wybrała łatwiejszą drogę. To chyba było już wpisane w jej naturę. Taka po prostu była. Jednak teraz... teraz miała nie być już pionkiem. Teraz miała być osobą, która będzie decydowała za siebie. Musiała zapracować na zaufanie, które straciła tak dawno temu. Musiała odkupić swoje winy.
Poniosła rękę i zapukała cicho w drewniane drzwi. Zagryzła wargę i spojrzała na Nathana. Merlinie, jak on mógł być tak opanowany? Wywróciła oczami. Wstrzymała oddech, gdy drzwi uchyliły się lekko i w szparze ukazała się twarz, tak dobrze znanej jej osoby. Brązowe włosy opadały jej na ramiona, a orzechowe oczy pozostawały bez wyrazu. Jej pełne usta utworzyły się w literkę „o” i przez chwilę wpatrywała się w Mary. Pokręciła głową, sprawiając, że kilka kosmyków opadło jej na oczy i otworzyła drzwi szerzej, gestem zapraszając ich do środka.
- Wszyscy są w kuchni – powiedziała, odwieszając twarz Nathana na wieszak. - Wejdźcie dalej, no, szybciej! Nie mamy przecież całej wieczności.
Meredith przełknęła głośno ślinę i ruszyła do stołu. Pamiętała ten czas jeszcze z czasów szkolnym. Przychodziła tutaj dość często, bowiem tylko tutaj mogła spokojnie porozmawiać z Doreą. Zatrzymała się przed białymi drzwiami i niepewnie spojrzała na swojego towarzysza. Ten tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niej. Teraz i tak nie było odwrotu. Nacisnęła klamkę i w tej samej chwili rozmowy po tamtej stronie ucichły. Weszła do kuchni, czując na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych. Po chwili od stołu wstał Albus Dumbledore i kobieta poczuła się pewniej.
- Witajcie. Jak minęła wam podróż?
- Chcesz zapytać, czy nikogo tutaj nie doprowadziliśmy, Albusie?
- Nathan! - syknęła kobieta. - Opanuj się.
- Zadaję tylko pytania.
- Mógłbyś w takim razie ich nie zadawać?
- Spokojnie, Mary – dyrektor Hogwartu położył jej rękę na ramieniu. - Skoro wszystko jest dobrze, przejdziemy może do konkretów? - uśmiechnął się lekko. - Jak wiecie – zwrócił się do reszty – Meredith i Nathan odwrócili się od Voldemorta. Dlatego Zakon musi zapewnić im opiekę. Nikt nie może odejść z jego szeregów, gdy tylko będzie chciał.
- Albusie – Dorea zabrała głos. - Na ten dom jest rzuconych wiele potężnych czarów, myślę, że mogą zatrzymać się tutaj. W Kwaterze zawsze ktoś będzie, więc będą bezpieczni. O ile nie opuszczą domu, nie będziemy w stanie chronić ich poza granicą, wiesz o tym.
- Nie opuścimy, prawda, Nathan?
- Jasne, że nie. Nie chcę się wystawić na łatwą śmierć. Ale nie będę tu siedział przez wieczność. Nie jestem tchórzem. Odszedłem, bo tego chciałem i nie mam zamiaru się ukrywać. Mary, bądźmy szczerzy, jak myślisz, kto pierwszy ruszy w pościg?
- O czym ty mówisz? - Alastor Moody spojrzał na niego groźnie.
Mary westchnęła cicho i podrapała się po głowie. Do tej pory o tym nie myślała. Nie chciała do siebie dopuścić takiej myśli, ale on miał racje. Nie będą mogli się wiecznie ukrywać, bo zaczną cierpieć niewinni ludzie. Z ich winy, tylko dlatego, że odeszli. Odetchnęła głęboko.
- On mówi o Bellatrix – mruknęła. - Ta dziewczyna... ona była pod moją opieką. Bardzo chciała mu się przypodobać, być najlepszą, a my... my dawaliśmy jej do tego tak jakby wolną drogę. Złapie nas, odkryje gdzie jesteśmy, a wtedy... Bella jest bezwzględna.
- Mówisz o tej młodej Lestrange? - Dorea otworzyła szerzej oczy.
- Tak, mówię o niej. Dołączyła do szeregów całkiem niedawno, ale... Merlinie! Nigdy nie widziałam kogoś, kto z tak wielką radością by torturował. Dla nas, dla innych, to było obowiązkiem. Mugole się dla nas nie liczyli, byli po prostu przeszkodą, którą likwidowaliśmy, ale szczerze mówiąc, to nie zawsze przynosiło nam radość. Oczywiście, nikt nie płakał nad ich śmiercią, to było dla nas normalne. Bella... ona czerpie z tego jakby siłę. To doprowadza ją na skraj szaleństwa. Ona nie zabija, ona ich torturuje, wyrywa z ich podświadomości najgorsze wspomnienie i karmi się nimi. Zabija ich dopiero wtedy, gdy błagają o śmierć. Gdy pragną jej tak bardzo, że nie liczy się dla nich nic innego. Ona pragnie się wybić, a my jesteśmy najkrótszą drogą do tego.
Zamilkła i wpatrywała się tępo w ścianę. Wiedziała, że to wszystko będzie do niej wracała, wiedziała, że te koszmary znów ją nawiedzą. A mimo wszystko było to dla niej szokiem. Tak bardzo chciałaby wymazać to szesnaście lat ze swojego życia. Zapomnieć i zacząć od nowa. Z całkowicie czystą kartą, bez żadnej skazy. Gdyby wtedy nie popełniła tego błędu, teraz by wraz z córką spędzała święta. Miałaby rodzinę, której zawsze pragnęła. A tak, nie ma nic.
Wątpiła, by mogła to wszystko odzyskać. Dla świata czarodziejów w tamtej chwili była nikim. Śmierciożerczynią, która zabijała bez wyrzutów sumienia. Kobietą, która patrzyła na śmierć setek ludzi. Matką, która porzuciła własne dziecko. Czarownicą, która stchórzyła i wybrała łatwiejszą drogę życia. Kimś, kto nie miał prawa żyć, kto nie miał prawa istnieć. Kimś, kto nie miał prawa chodzić po tej ziemi. A mimo wszystko, była tutaj. Czekała na decyzję. Czekała na swoją drugą szansę.

○○○

Prawdę mówiąc, nadal nie wierzyła w to, że się zgodziła z nim spotkać. Jasne, wyraziła na to zgodę przed świętami i miała masę czasu, by się nad tym wszystkim zastanowić, ale prawda była taka, że zapomniała. Na te kilka pięknych, cudownych dni, zapomniała o tym, że umówiła się z Jamesem Potterem na randkę i tym razem nie będzie miała się jak wymigać. Dlatego, gdy po przerwie świątecznej okularnik wrócił do szkoły i oświadczył, że w najbliższą sobotę zabiera ją do wioski, zamarła, by po chwili gorliwie zapewnić go o tym, że nie może się doczekać. Takim też sposobem, od dwudziestu minut stała przed szafą i przeglądała wszystkie swoje ubrania.
Naprawdę musiała wybrać się na zakupy. Wszystkie jej rzeczy, albo nie nadawały się na randkę, albo były zbyt... pewne siebie. A przecież nie mogła iść z Potterem, mając na sobie czerwoną sukienkę bez ramiączek i to przed kolano! Jeszcze by sobie coś pomyślał. Pokręciła raptownie głową, sprawiając, że na jej oczy opadły rude kosmyki. Przeklęła w myślach. Naprawdę potrzebowała dobrej wymówki, by nie iść. Przez myśli przeszło jej zażycie jakiegoś eliksiru, ale to byłoby zbyt dziwne. Bo co? Niby nagle zachorowała i to akurat w dzień, gdy miała iść na spotkanie z Jamesem? Nie, na pewno by się domyślił.
Westchnęła cicho i opadła na łóżko, obok Gabrielle, która czytała jakąś książkę. Szturchnęła ją lekko łokciem, a dziewczyn spojrzała na nią mrużąc oczy.
- Co?
- Zabij mnie, albo pochowaj żywcem – Lily ukryła twarz w dłoniach. - Nie mam się w co ubrać.
- Nie dramatyzuj, Jamesowi spodobasz się nawet bez ubrania.
- Gabrielle!
Blondynka wzruszyła ramionami i wróciła do czytania książki. Czując na sobie wzrok Rudej zamknęła ją z trzaskiem i wstała. Stanęła przed dziewczynę i założyła ręce na biodra. Niecierpliwie zaczęła tupać nogą. Lily skurczyła się w sobie, czując na sobie spojrzenie jej niebieskich oczu. Naprawdę nie lubiła, gdy tak na nią patrzyła. Czego chciała? Poznać jej myśli? Niedoczekanie!
- Jesteś uparta, wiesz, Evans? - Blondynka pokręciła głową. - Umówiłaś się z nim, tak? No to chyba mi nie powiesz, że chcesz iść na RANDKĘ z Jamesem, ubrana w czarny golf z długim rękawem i spódnicę do ziemi? Na Merlina, kobieto, czas się pokazać od tej lepszej strony!
- Myślałam, że już to robię! Zresztą, on powinien się cieszyć już samym faktem, że będzie przebywał w moim towarzystwie. Nadęty bufon, myśli, że może mieć każdą? No to się chłopak zdziwi.
- Nie chcę ci nic mówić, ale ty się z nim umówiłaś, więc on... Tak jakby już cię ma.
Lily wywróciła oczami.
- Darujmy sobie tą rozmowę, bo i tak nic z niej nie wyjdzie.
- Ty po prostu nie chcesz się przyznać do oczywistego, Lily.
- Jasne, jasne. Pomożesz mi coś wybrać, czy będziesz się nadal nade mną pastwić?
Blondynka machnęła ręką i zaczęła przeglądać ubrania, które zielonooka wcześniej wyrzuciła z szafy. Co chwilę na jej twarzy pojawiał się grymas niezadowolenia i odrzucała kolejny ciuch na stertę, którą określiła jako „rzeczy przeterminowane”. W końcu, po wielu minutach poszukiwań, rzuciła jej zieloną bluzkę na ramiączkach, czarny sweter i spodnie o tym samym kolorze. Uśmiechnęła się zwycięsko.
- Musimy się wybrać na zakupy.
Lily pokiwała głową i machnęła krótko różdżką, a porozrzucane ubrania wróciły na swoje miejsce. Związała włosy w wysokiego kucyka.
- Lily... powiedz mi jedno.
- Już się zaczynam bać, ale pytaj.
- Dlaczego nie chcesz przyznać, że go kochasz?
Ruda przez chwilę patrzyła na swoją przyjaciółkę ze zdziwieniem, a po chwili uśmiechnęła się lekko.
- A dlaczego ty nie przyznasz się do tego, że kochasz Syriusza?
I pozostawiając Gabrielle z dziwnym wyrazem twarzy, wyszła.

○○○

Lily już od kilku minut wpatrywała się w swój talerz, czując, że z każdą chwilą ochota na jedzenie opuszcza ją coraz bardziej. Natomiast Gabrielle, która siedziała obok niej, miała niesamowity apetyt. Właśnie pochłaniała szóstą z rzędy kanapkę, gdy Lily spojrzała na nią dziwnie.
- Czyli, gdy ktoś ci mówi prawdę, a ty nie chcesz tego do siebie przyjąć, to jesz?
Harrison zmierzyła ją ponurym spojrzeniem i zamiast odpowiedzieć, nałożyła na talerz kawałek ciasta, które zaczęła zjadać w ekspresowym tempie. Lily westchnęła cicho. Gdy było się przyjaciółką takiej osoby, jak Gabrielle Harrison, trzeba było mieć naprawdę dużą cierpliwość. Dlatego rudowłosa oparła głowę na ręce i spokojnie czekała, aż blondynka wytrze usta serwetką, odrzuci włosy do tyłu, zmierzy Gryfonów, którzy siedzieli w pobliżu, zimnym spojrzeniem i w końcu przeniesie wzrok na nią.
- Nie wiem o czym mówisz.
Lily wybuchnęła głośnym śmiechem. Tak. To była cała Gabrielle. Chciała ominąć temat, udawać, że go nie było. Ale nie z nią te numery. Skoro blondynka sobie z nią pogrywała, to ona chyba też mogła.
- Wydaje mi się, że doskonale wiesz, o czym mówię.
- Posłuchaj – Gabrielle westchnęła cicho. - Ja... ja go nie kocham, jasne? On po prostu mnie interesuje.
- Oj, jasne, jasne. W takim razie nie doczekasz się chwili, w której powiem Potterowi, że coś do niczego czuję.
- Jesteś uparta, jak osioł! Przecież nie podejdę do niego z bukietem róż i nie powiem, że go kocham!
- Czyli jednak go kochasz? - Lily uniosła brwi.
- Nie, na Merlina, nie!
- Ale... - rudowłosa umilkła.
Zmrużyła oczy i zaczęła obserwować sowę, która wylądowała na stole Gryfonów tuż obok Dorcas. Spojrzała na dziewczynę, a ta lekko wzruszyła ramionami i odwiązała Proroka Wieczornego i wrzuciła do sakiewki pięć knutów. Sówka zahukała cicho i odleciała. Brunetka spojrzała na pierwszą stronę i zamarła. Lily nachyliła się nad nią i zaczęła czytać.
ZNANI AURORZY NIE ŻYJĄ!
W godzinach popołudniowych zginęli Katerina i Orion Meadowes, znani Aurorzy, którzy zrobili wiele dla społeczności czarodziejów, oddali swoje życie łapiąc Śmierciożerców oskarżonych o morderstwa i torturowanie mugoli.
To... to jest straszne. Obydwoje byli tacy młodzi, mieli przed sobą całe życie!” - mówi osoba z ich bliskiego otoczenia.
Przypominamy, że Katerina i Orion mają szesnastoletnią córkę, Dorcas, która obecnie jest na szóstym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Pragniemy wyrazić nasze współczucie. To wielka strata.
Byli dobrymi przyjaciółmi, niesamowitymi Aurorami, a przede wszystkim kochającymi rodzicami. Na zawsze pozostaną w naszej pamięci.

Lily przełknęła ślinę i spojrzała na Dorcas. Jej spojrzenie pozostawało bez wyrazu. Wpatrywała się w gazetę, którą wciąż trzymała w rękach. Po chwili jednak z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Lily przytuliła ją do siebie, szepcząc do ucha. Rzuciła szybkie spojrzenie na stół nauczycieli. Albus Dumbledore właśnie wstawał od stołu i ruszył do wyjścia, a tuż za nim wyszła profesor McGonagall, która rzuciła Lily krótkie spojrzenie i uśmiechnęła się blado.
- Dorcas, chodź, nie ma sensu tu siedzieć.
Gabrielle zabrała gazetę i wzięła brunetkę za rękę. Wyprowadziły ją z Wielkiej Sali i usiadły na schodach, pozwalając, by dziewczyna rozpłakała się na dobre.


§♠§

Rozdział mi się... podoba. I po raz pierwszy od kilku tygodni pojawił się w określonym czasie. Chociaż przyznać muszę, że notatka z Proroka mnie nie uszczęśliwiła. Jest taka... dziwna, jakby bezuczuciowa, ale nie potrafiłam tego zmienić. Zabierałam się za to kilka razy, aż w końcu uznałam, że zostanie tak jak jest i koniec.

Chciałam Wam również życzyć Wesołych Świąt i mokrego Lanego Poniedziałku ;)

5 komentarzy:

  1. Dodawaj szybko nowy!
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj;)
    Musze powiedzieć, że rozdział naprawdę świetnie Ci wyszedł. Nic dziwnego, że jesteś zadowolona;) czytało się bardzo przyjemnie;) no, ale od początku.
    A więc biologiczna matka Lily w końcu zdecydowała się opuścić Voldemorta i dołączyć do Zakonu Feniksa. Nic dziwnego, że się obawia. W końcu piętno Śmierciożercy zostanie z nią na zawsze i nigdy nie odzyska pełnego zaufania innych czarodziejów. Poza tym Voldemort na pewno będzie chciał ich zlikwidować. A jeszcze jeśli naśle Bellę... Może być ciekawie. Bardzo ładnie opisałaś towarzyszące jej uczucia.
    No i druga część. Lily szykująca się na randkę z Jamesem i jeszcze pełna obaw... Jejku, jakie to słodkie. I zajadanie zakłopotania przez Gabrielle... końcówka naprawdę nieciekawa. A więc uśmierciłaś rodziców Dorcas... Bardzo jestem ciekawa, co dalej... Moim zdaniem notka z Proroka właśnie wyszła Ci świetnie. W gazetach podają informacje w konkretny, bezuczuciowy sposób i tak zrobiłaś. Podsumowując, bardzo mi się podobało i czekam na więcej. Pozdrawiam i wesołych świąt [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Awards!
    Tu link -> http://plomienne-wspomnienia.blogspot.com/p/liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Notatka z Proroka wcale nie jest zła (: Rozdział jak zawsze świetny, szkoda tylko, że krótki :c Nie mogę się doczekać pierwszej randki Jamesa i Lily! ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu ja tu jestem dopiero teraz? o.O Dziwne...
    Tym bardziej, że mi się cholernie ten rozdział podobał! Ej! Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że któryś rozdział jest najlepszy, to całkowicie cofam te słowa! Bo najlepszy jest ten!
    Matko, jak zaczęłam czytać, to myślałam, że mi to dłużej zejdzie. I tu nagle patrzę, a tu koniec. O.o Nie ogarniam tego naprawdę!
    W ogóle ten ostatni fragment... Jak przeczytałam o tych aurorach, to aż mnie zatkało! Przecież rodzice Dorcas nie mogli zginąć. Czemu akurat oni? Rany, ale jej przygotowałaś przyszłość, nie ma co! I jeszcze u Ciebie Meadowes nie będzie z Syriuszem :( No, to ja nic szczęśliwego już w jej życiu nie widzę. Naprawdę. Rany, zaskoczyłaś mnie i to bardzo! Do tej pory nie wierzę.
    I przez Ciebie moje szczęście i radość z tego, że Lily w końcu chce się spotkać z Jamesem, a co lepsze - Gabrielle naprawdę KOCHAAA Syriusza, spełzła na niczym. Teraz całkowicie tę euforię przyćmił smutek po stracie Dorcas. Naprawdę, nie wiem jak Ci się to udało, ale naprawdę mnie to zasmuciło. Aż sama się temu dziwię... I jeszcze ta Mary. nie wiem kim ona dokładnie jest, ale coś czuję, że odegra bardzo, ale to bardzo ważną rolę w opowiadaniu. A może ona wie kto zabił państwa Meadowes? Może to Bella? Ha, i powiedzenie,że Bella torturuje, bo jest niedoświadczona wydało mi się śmieszne wręcz! Jak ta Mary nie zna Bellatrix, ahha xd
    Jejku, w sumie to dobrze, że nie przeczytałam wcześniej tego rozdziału, bo teraz będę krócej czekać, haha xd
    A co do weny to bardzo się cieszę, że powróciła. I tak ma być! Powinno się przetrwać zawsze kryzys, bo ona lubi sobie wrócić po ciężkich chwilach ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy