„Druga
szansa”
Kobieta
wpatrywała się w dom, który stał na wzgórzu, lekko nieprzytomnym
wzrokiem. Bała się. Po raz pierwszy naprawdę się bała, bała się
tego, co za kilka minut może się wydarzyć. Nie wiedziała, czy
jest gotowa na konfrontacje z tymi wszystkimi osobami, które...
zdradziła. Byli dla niej przyjaciółmi, zwierzali się, powierzali
tajemnice, a ona to zaprzepaściła. Podjęła decyzję, która miała
ciągnąć się za nią do końca życia. Decyzję, której już
zawsze miała żałować. A wszystko miało się zacząć właśnie
teraz. W tej chwili, w Dolinie Godryka, w drodze do siedziby Zakonu
Feniksa.
Poczuła, jak dłoń
Nathana zaciska się na jej własnej ręce. Może nie wszystko było
stracone? Może mieli jakąś, nawet najmniejszą szansę na to, by
wrócić do normalnego życia? Miała taką nadzieję. Pragnęła
tego bardziej, niż czegokolwiek innego. Pragnęła normalnego życia.
W podświadomości wiedziała, że nigdy już takie nie będzie.
Mroczny znak zawsze będzie przypominał jej o tym, kim była. Kim
została, przez własną głupotę i tchórzostwo. Tak, właśnie to.
Ona po prostu stchórzyła. Wiedząc, że szanse Zakonu słabną,
wybrała łatwiejszą drogę do przeżycia. Teraz śmiała się sama
z siebie. Naprawdę wierzyła w to, że przeżyje. Dopiero po kilku
latach służby u Czarnego Pana zrozumiała, że niektórzy jego
słudzy giną, bo po prostu mu się znudzili. Wymieniał je na lepsze
modele, które czasami były zwykłym marionetkami w jego rękach.
Kierował ich życiem, by potem zakończyć je w sobie tylko
odpowiedniej chwili.
Ona również była
taką marionetką. Zdała sobie z tego sprawę już jakiś czas temu.
Była marionetką, a jednocześnie jedną z najlepszych. Wykonała
zadanie dokładnie, a mimo wszystko była tylko jednym małym
pionkiem na wielkim polu bitwy. Dlatego się wycofała. Znów wybrała
łatwiejszą drogę. To chyba było już wpisane w jej naturę. Taka
po prostu była. Jednak teraz... teraz miała nie być już pionkiem.
Teraz miała być osobą, która będzie decydowała za siebie.
Musiała zapracować na zaufanie, które straciła tak dawno temu.
Musiała odkupić swoje winy.
Poniosła rękę i
zapukała cicho w drewniane drzwi. Zagryzła wargę i spojrzała na
Nathana. Merlinie, jak on mógł być tak opanowany? Wywróciła
oczami. Wstrzymała oddech, gdy drzwi uchyliły się lekko i w
szparze ukazała się twarz, tak dobrze znanej jej osoby. Brązowe
włosy opadały jej na ramiona, a orzechowe oczy pozostawały bez
wyrazu. Jej pełne usta utworzyły się w literkę „o” i przez
chwilę wpatrywała się w Mary. Pokręciła głową, sprawiając, że
kilka kosmyków opadło jej na oczy i otworzyła drzwi szerzej,
gestem zapraszając ich do środka.
- Wszyscy są w
kuchni – powiedziała, odwieszając twarz Nathana na wieszak. -
Wejdźcie dalej, no, szybciej! Nie mamy przecież całej wieczności.
Meredith
przełknęła głośno ślinę i ruszyła do stołu. Pamiętała ten
czas jeszcze z czasów szkolnym. Przychodziła tutaj dość często,
bowiem tylko tutaj mogła spokojnie porozmawiać z Doreą. Zatrzymała
się przed białymi drzwiami i niepewnie spojrzała na swojego
towarzysza. Ten tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się do
niej. Teraz i tak nie było odwrotu. Nacisnęła klamkę i w tej
samej chwili rozmowy po tamtej stronie ucichły. Weszła do kuchni,
czując na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych. Po chwili od
stołu wstał Albus Dumbledore i kobieta poczuła się pewniej.
- Witajcie. Jak
minęła wam podróż?
- Chcesz zapytać,
czy nikogo tutaj nie doprowadziliśmy, Albusie?
- Nathan! -
syknęła kobieta. - Opanuj się.
- Zadaję tylko
pytania.
- Mógłbyś w
takim razie ich nie zadawać?
- Spokojnie, Mary
– dyrektor Hogwartu położył jej rękę na ramieniu. - Skoro
wszystko jest dobrze, przejdziemy może do konkretów? - uśmiechnął
się lekko. - Jak wiecie – zwrócił się do reszty – Meredith i
Nathan odwrócili się od Voldemorta. Dlatego Zakon musi zapewnić im
opiekę. Nikt nie może odejść z jego szeregów, gdy tylko będzie
chciał.
- Albusie –
Dorea zabrała głos. - Na ten dom jest rzuconych wiele potężnych
czarów, myślę, że mogą zatrzymać się tutaj. W Kwaterze zawsze
ktoś będzie, więc będą bezpieczni. O ile nie opuszczą domu, nie
będziemy w stanie chronić ich poza granicą, wiesz o tym.
- Nie opuścimy,
prawda, Nathan?
- Jasne, że nie.
Nie chcę się wystawić na łatwą śmierć. Ale nie będę tu
siedział przez wieczność. Nie jestem tchórzem. Odszedłem, bo
tego chciałem i nie mam zamiaru się ukrywać. Mary, bądźmy
szczerzy, jak myślisz, kto pierwszy ruszy w pościg?
- O czym ty
mówisz? - Alastor Moody spojrzał na niego groźnie.
Mary westchnęła
cicho i podrapała się po głowie. Do tej pory o tym nie myślała.
Nie chciała do siebie dopuścić takiej myśli, ale on miał racje.
Nie będą mogli się wiecznie ukrywać, bo zaczną cierpieć
niewinni ludzie. Z ich winy, tylko dlatego, że odeszli. Odetchnęła
głęboko.
- On mówi o
Bellatrix – mruknęła. - Ta dziewczyna... ona była pod moją
opieką. Bardzo chciała mu się przypodobać, być najlepszą, a
my... my dawaliśmy jej do tego tak jakby wolną drogę. Złapie nas,
odkryje gdzie jesteśmy, a wtedy... Bella jest bezwzględna.
- Mówisz o tej
młodej Lestrange? - Dorea otworzyła szerzej oczy.
- Tak, mówię o
niej. Dołączyła do szeregów całkiem niedawno, ale... Merlinie!
Nigdy nie widziałam kogoś, kto z tak wielką radością by
torturował. Dla nas, dla innych, to było obowiązkiem. Mugole się
dla nas nie liczyli, byli po prostu przeszkodą, którą
likwidowaliśmy, ale szczerze mówiąc, to nie zawsze przynosiło nam
radość. Oczywiście, nikt nie płakał nad ich śmiercią, to było
dla nas normalne. Bella... ona czerpie z tego jakby siłę. To
doprowadza ją na skraj szaleństwa. Ona nie zabija, ona ich
torturuje, wyrywa z ich podświadomości najgorsze wspomnienie i
karmi się nimi. Zabija ich dopiero wtedy, gdy błagają o śmierć.
Gdy pragną jej tak bardzo, że nie liczy się dla nich nic innego.
Ona pragnie się wybić, a my jesteśmy najkrótszą drogą do tego.
Zamilkła i
wpatrywała się tępo w ścianę. Wiedziała, że to wszystko będzie
do niej wracała, wiedziała, że te koszmary znów ją nawiedzą. A
mimo wszystko było to dla niej szokiem. Tak bardzo chciałaby
wymazać to szesnaście lat ze swojego życia. Zapomnieć i zacząć
od nowa. Z całkowicie czystą kartą, bez żadnej skazy. Gdyby wtedy
nie popełniła tego błędu, teraz by wraz z córką spędzała
święta. Miałaby rodzinę, której zawsze pragnęła. A tak, nie ma
nic.
Wątpiła, by
mogła to wszystko odzyskać. Dla świata czarodziejów w tamtej
chwili była nikim. Śmierciożerczynią, która zabijała bez
wyrzutów sumienia. Kobietą, która patrzyła na śmierć setek
ludzi. Matką, która porzuciła własne dziecko. Czarownicą, która
stchórzyła i wybrała łatwiejszą drogę życia. Kimś, kto nie
miał prawa żyć, kto nie miał prawa istnieć. Kimś, kto nie miał
prawa chodzić po tej ziemi. A mimo wszystko, była tutaj. Czekała
na decyzję. Czekała na swoją drugą szansę.
○○○
Prawdę mówiąc,
nadal nie wierzyła w to, że się zgodziła z nim spotkać. Jasne,
wyraziła na to zgodę przed świętami i miała masę czasu, by się
nad tym wszystkim zastanowić, ale prawda była taka, że zapomniała.
Na te kilka pięknych, cudownych dni, zapomniała o tym, że umówiła
się z Jamesem Potterem na randkę i tym razem nie będzie miała się
jak wymigać. Dlatego, gdy po przerwie świątecznej okularnik wrócił
do szkoły i oświadczył, że w najbliższą sobotę zabiera ją do
wioski, zamarła, by po chwili gorliwie zapewnić go o tym, że nie
może się doczekać. Takim też sposobem, od dwudziestu minut stała
przed szafą i przeglądała wszystkie swoje ubrania.
Naprawdę musiała
wybrać się na zakupy. Wszystkie jej rzeczy, albo nie nadawały się
na randkę, albo były zbyt... pewne siebie. A przecież nie mogła
iść z Potterem, mając na sobie czerwoną sukienkę bez ramiączek
i to przed kolano! Jeszcze by sobie coś pomyślał. Pokręciła
raptownie głową, sprawiając, że na jej oczy opadły rude kosmyki.
Przeklęła w myślach. Naprawdę potrzebowała dobrej wymówki, by
nie iść. Przez myśli przeszło jej zażycie jakiegoś eliksiru,
ale to byłoby zbyt dziwne. Bo co? Niby nagle zachorowała i to
akurat w dzień, gdy miała iść na spotkanie z Jamesem? Nie, na
pewno by się domyślił.
Westchnęła cicho
i opadła na łóżko, obok Gabrielle, która czytała jakąś
książkę. Szturchnęła ją lekko łokciem, a dziewczyn spojrzała
na nią mrużąc oczy.
- Co?
- Zabij mnie, albo
pochowaj żywcem – Lily ukryła twarz w dłoniach. - Nie mam się w
co ubrać.
- Nie dramatyzuj,
Jamesowi spodobasz się nawet bez ubrania.
- Gabrielle!
Blondynka
wzruszyła ramionami i wróciła do czytania książki. Czując na
sobie wzrok Rudej zamknęła ją z trzaskiem i wstała. Stanęła
przed dziewczynę i założyła ręce na biodra. Niecierpliwie
zaczęła tupać nogą. Lily skurczyła się w sobie, czując na
sobie spojrzenie jej niebieskich oczu. Naprawdę nie lubiła, gdy tak
na nią patrzyła. Czego chciała? Poznać jej myśli? Niedoczekanie!
- Jesteś uparta,
wiesz, Evans? - Blondynka pokręciła głową. - Umówiłaś się z
nim, tak? No to chyba mi nie powiesz, że chcesz iść na RANDKĘ z
Jamesem, ubrana w czarny golf z długim rękawem i spódnicę do
ziemi? Na Merlina, kobieto, czas się pokazać od tej lepszej strony!
- Myślałam, że
już to robię! Zresztą, on powinien się cieszyć już samym
faktem, że będzie przebywał w moim towarzystwie. Nadęty bufon,
myśli, że może mieć każdą? No to się chłopak zdziwi.
- Nie chcę ci nic
mówić, ale ty się z nim umówiłaś, więc on... Tak jakby już
cię ma.
Lily wywróciła
oczami.
- Darujmy sobie tą
rozmowę, bo i tak nic z niej nie wyjdzie.
- Ty po prostu nie
chcesz się przyznać do oczywistego, Lily.
- Jasne, jasne.
Pomożesz mi coś wybrać, czy będziesz się nadal nade mną
pastwić?
Blondynka machnęła
ręką i zaczęła przeglądać ubrania, które zielonooka wcześniej
wyrzuciła z szafy. Co chwilę na jej twarzy pojawiał się grymas
niezadowolenia i odrzucała kolejny ciuch na stertę, którą
określiła jako „rzeczy przeterminowane”. W końcu, po wielu
minutach poszukiwań, rzuciła jej zieloną bluzkę na ramiączkach,
czarny sweter i spodnie o tym samym kolorze. Uśmiechnęła się
zwycięsko.
- Musimy się
wybrać na zakupy.
Lily pokiwała
głową i machnęła krótko różdżką, a porozrzucane ubrania
wróciły na swoje miejsce. Związała włosy w wysokiego kucyka.
- Lily... powiedz
mi jedno.
- Już się
zaczynam bać, ale pytaj.
- Dlaczego nie
chcesz przyznać, że go kochasz?
Ruda przez chwilę
patrzyła na swoją przyjaciółkę ze zdziwieniem, a po chwili
uśmiechnęła się lekko.
- A dlaczego ty
nie przyznasz się do tego, że kochasz Syriusza?
I pozostawiając
Gabrielle z dziwnym wyrazem twarzy, wyszła.
○○○
Lily już od kilku
minut wpatrywała się w swój talerz, czując, że z każdą chwilą
ochota na jedzenie opuszcza ją coraz bardziej. Natomiast Gabrielle,
która siedziała obok niej, miała niesamowity apetyt. Właśnie
pochłaniała szóstą z rzędy kanapkę, gdy Lily spojrzała na nią
dziwnie.
- Czyli, gdy ktoś
ci mówi prawdę, a ty nie chcesz tego do siebie przyjąć, to jesz?
Harrison zmierzyła
ją ponurym spojrzeniem i zamiast odpowiedzieć, nałożyła na
talerz kawałek ciasta, które zaczęła zjadać w ekspresowym
tempie. Lily westchnęła cicho. Gdy było się przyjaciółką
takiej osoby, jak Gabrielle Harrison, trzeba było mieć naprawdę
dużą cierpliwość. Dlatego rudowłosa oparła głowę na ręce i
spokojnie czekała, aż blondynka wytrze usta serwetką, odrzuci
włosy do tyłu, zmierzy Gryfonów, którzy siedzieli w pobliżu,
zimnym spojrzeniem i w końcu przeniesie wzrok na nią.
- Nie wiem o czym
mówisz.
Lily wybuchnęła
głośnym śmiechem. Tak. To była cała Gabrielle. Chciała ominąć
temat, udawać, że go nie było. Ale nie z nią te numery. Skoro
blondynka sobie z nią pogrywała, to ona chyba też mogła.
- Wydaje mi się,
że doskonale wiesz, o czym mówię.
- Posłuchaj –
Gabrielle westchnęła cicho. - Ja... ja go nie kocham, jasne? On po
prostu mnie interesuje.
- Oj, jasne,
jasne. W takim razie nie doczekasz się chwili, w której powiem
Potterowi, że coś do niczego czuję.
- Jesteś uparta,
jak osioł! Przecież nie podejdę do niego z bukietem róż i nie
powiem, że go kocham!
- Czyli jednak go
kochasz? - Lily uniosła brwi.
- Nie, na Merlina,
nie!
- Ale... -
rudowłosa umilkła.
Zmrużyła oczy i
zaczęła obserwować sowę, która wylądowała na stole Gryfonów
tuż obok Dorcas. Spojrzała na dziewczynę, a ta lekko wzruszyła
ramionami i odwiązała Proroka Wieczornego i wrzuciła do sakiewki
pięć knutów. Sówka zahukała cicho i odleciała. Brunetka
spojrzała na pierwszą stronę i zamarła. Lily nachyliła się nad
nią i zaczęła czytać.
ZNANI
AURORZY NIE ŻYJĄ!
W
godzinach popołudniowych zginęli Katerina i Orion Meadowes, znani
Aurorzy, którzy zrobili wiele dla społeczności czarodziejów,
oddali swoje życie łapiąc Śmierciożerców oskarżonych o
morderstwa i torturowanie mugoli.
„To...
to jest straszne. Obydwoje byli tacy młodzi, mieli przed sobą całe
życie!” - mówi osoba z ich bliskiego otoczenia.
Przypominamy,
że Katerina i Orion mają szesnastoletnią córkę, Dorcas, która
obecnie jest na szóstym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa
Hogwart. Pragniemy wyrazić nasze współczucie. To wielka strata.
Byli
dobrymi przyjaciółmi, niesamowitymi Aurorami, a przede wszystkim
kochającymi rodzicami. Na zawsze pozostaną w naszej pamięci.
Lily przełknęła
ślinę i spojrzała na Dorcas. Jej spojrzenie pozostawało bez
wyrazu. Wpatrywała się w gazetę, którą wciąż trzymała w
rękach. Po chwili jednak z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Lily
przytuliła ją do siebie, szepcząc do ucha. Rzuciła szybkie
spojrzenie na stół nauczycieli. Albus Dumbledore właśnie wstawał
od stołu i ruszył do wyjścia, a tuż za nim wyszła profesor
McGonagall, która rzuciła Lily krótkie spojrzenie i uśmiechnęła
się blado.
- Dorcas, chodź,
nie ma sensu tu siedzieć.
Gabrielle zabrała
gazetę i wzięła brunetkę za rękę. Wyprowadziły ją z Wielkiej
Sali i usiadły na schodach, pozwalając, by dziewczyna rozpłakała
się na dobre.
§♠§
Rozdział mi
się... podoba. I po raz pierwszy od kilku tygodni pojawił się w
określonym czasie. Chociaż przyznać muszę, że notatka z Proroka
mnie nie uszczęśliwiła. Jest taka... dziwna, jakby bezuczuciowa,
ale nie potrafiłam tego zmienić. Zabierałam się za to kilka razy,
aż w końcu uznałam, że zostanie tak jak jest i koniec.
Chciałam Wam
również życzyć Wesołych Świąt i mokrego Lanego Poniedziałku
;)
Dodawaj szybko nowy!
OdpowiedzUsuńLilka.
Witaj;)
OdpowiedzUsuńMusze powiedzieć, że rozdział naprawdę świetnie Ci wyszedł. Nic dziwnego, że jesteś zadowolona;) czytało się bardzo przyjemnie;) no, ale od początku.
A więc biologiczna matka Lily w końcu zdecydowała się opuścić Voldemorta i dołączyć do Zakonu Feniksa. Nic dziwnego, że się obawia. W końcu piętno Śmierciożercy zostanie z nią na zawsze i nigdy nie odzyska pełnego zaufania innych czarodziejów. Poza tym Voldemort na pewno będzie chciał ich zlikwidować. A jeszcze jeśli naśle Bellę... Może być ciekawie. Bardzo ładnie opisałaś towarzyszące jej uczucia.
No i druga część. Lily szykująca się na randkę z Jamesem i jeszcze pełna obaw... Jejku, jakie to słodkie. I zajadanie zakłopotania przez Gabrielle... końcówka naprawdę nieciekawa. A więc uśmierciłaś rodziców Dorcas... Bardzo jestem ciekawa, co dalej... Moim zdaniem notka z Proroka właśnie wyszła Ci świetnie. W gazetach podają informacje w konkretny, bezuczuciowy sposób i tak zrobiłaś. Podsumowując, bardzo mi się podobało i czekam na więcej. Pozdrawiam i wesołych świąt [taniec-ze-smiercia]
Zostałaś nominowana do Liebster Awards!
OdpowiedzUsuńTu link -> http://plomienne-wspomnienia.blogspot.com/p/liebster.html
Notatka z Proroka wcale nie jest zła (: Rozdział jak zawsze świetny, szkoda tylko, że krótki :c Nie mogę się doczekać pierwszej randki Jamesa i Lily! ;3
OdpowiedzUsuńCzemu ja tu jestem dopiero teraz? o.O Dziwne...
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że mi się cholernie ten rozdział podobał! Ej! Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że któryś rozdział jest najlepszy, to całkowicie cofam te słowa! Bo najlepszy jest ten!
Matko, jak zaczęłam czytać, to myślałam, że mi to dłużej zejdzie. I tu nagle patrzę, a tu koniec. O.o Nie ogarniam tego naprawdę!
W ogóle ten ostatni fragment... Jak przeczytałam o tych aurorach, to aż mnie zatkało! Przecież rodzice Dorcas nie mogli zginąć. Czemu akurat oni? Rany, ale jej przygotowałaś przyszłość, nie ma co! I jeszcze u Ciebie Meadowes nie będzie z Syriuszem :( No, to ja nic szczęśliwego już w jej życiu nie widzę. Naprawdę. Rany, zaskoczyłaś mnie i to bardzo! Do tej pory nie wierzę.
I przez Ciebie moje szczęście i radość z tego, że Lily w końcu chce się spotkać z Jamesem, a co lepsze - Gabrielle naprawdę KOCHAAA Syriusza, spełzła na niczym. Teraz całkowicie tę euforię przyćmił smutek po stracie Dorcas. Naprawdę, nie wiem jak Ci się to udało, ale naprawdę mnie to zasmuciło. Aż sama się temu dziwię... I jeszcze ta Mary. nie wiem kim ona dokładnie jest, ale coś czuję, że odegra bardzo, ale to bardzo ważną rolę w opowiadaniu. A może ona wie kto zabił państwa Meadowes? Może to Bella? Ha, i powiedzenie,że Bella torturuje, bo jest niedoświadczona wydało mi się śmieszne wręcz! Jak ta Mary nie zna Bellatrix, ahha xd
Jejku, w sumie to dobrze, że nie przeczytałam wcześniej tego rozdziału, bo teraz będę krócej czekać, haha xd
A co do weny to bardzo się cieszę, że powróciła. I tak ma być! Powinno się przetrwać zawsze kryzys, bo ona lubi sobie wrócić po ciężkich chwilach ^^