piątek, 22 marca 2013

Rozdział 14


Święta”

- LILY! LILY! Wstawaj kobieto!
Gabrielle wskoczyła na łóżko swojej rudej przyjaciółki i zaczęła okładać ją poduszką po głowie. Zielonooka otworzyła leniwie oczy i spojrzała na blondynkę z żądzą mordu w oczach. Zepchnęła ją z siebie i uniosła się na łokciach, patrząc na Gabrielle jak na wariatkę. Dziewczyna szczerzyła się do niej i co pięć sekund poprawiała włosy, które opadały jej na oczy. Zaczęła wymachiwać rękami w bliżej nieokreślonym kierunku i w końcu wskazała na wielką górę prezentów, które leżały obok jej łóżka.
- Twoje też tam są – powiedziała. - Pozwoliłam sobie je zabrać i położyć obok moich, żebyśmy mogły je razem oglądać. No, już, zbieraj się!
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem o nienormalności swojej przyjaciółki i powoli zwlokła się z łóżka. Usiadła na podłodze obok prezentów i powoli zaczęła je otwierać. Nie spodziewała się takiej ilości podarków. Szybko odkryła, że trzy paczki są od Gabrielle, jedna od rodziców, jedna od Dorcas i cztery od każdego Huncwota. Wywróciła oczami i spojrzała na swoją przyjaciółkę, która w najlepsze objadała się czekoladowymi żabami i zrywała papier z kolejnego prezentu.
Lily niechętnie sięgnęła po paczkę od Syriusza Blacka. Drżącymi rękami zerwała papier i zastygła w bezruchu. Trzymała w ręku niczym nie wyróżniające się białe pudełko z niebieską kokardką. Odetchnęła głęboko i jednym ruchem ręki rozplątała wstążkę, która upadła na podłogę. Zdjęła pokrywkę pudełka i zaklęła, co sprawiło, że Gabrielle spojrzała na nią z niedowierzaniem. Lily zmarszczyła nos i wyjęła z pudełka czerwoną bieliznę. Spojrzała na nią krytycznym wzrokiem.
- Gabrielle, jesteś pewna, że to nie dla ciebie?
- Nie – ucięła blondynka. - Ja dostałam czarny komplet, a twój jest czerwony pewnie dlatego, że James lubi ten kolor.
Lily zmierzyła przyjaciółkę mrożącym krew w żyłach spojrzeniem i zaczęła otwierać pozostałe prezenty. Od rodziców dostała zieloną sukienkę, która sięgała przed kolano i srebrny wisiorek z jej inicjałem. Pierwszym prezentem od Gabrielle, były zmysłowe perfumy, o słodkim, różanym zapachu. Drugim komplet mugolskich lakierów do paznokci, trzecim... oczywiście. Lily ze zdziwieniem wpatrywała się w książkę, którą trzymała w ręce. „Jak poderwać chłopaka w jeden tydzień i zatrzymać do przy sobie na wieki” głosił jej tytuł. Książka miała miły dla oka czerwony kolor, a na okładce widoczna był całująca się para, która co chwilę z uśmiechem spoglądała na rudowłosą. Dziewczyna z rezygnacją odłożyła książkę tuż obok reszty prezentów i niepewnie sięgnęła po prezent od Jamesa.
Zagryzła wargę. Od jego wyjazdu do domu minęły zaledwie dwa dni, a ona już zaczynała tęsknic. Przez ten krótki czas zaczęła się nad tym wszystkim zastanawiać i stwierdziła, że to jest po prostu głupie. Niesamowicie głupie. Przez tyle lat go ignorowała, a tu nagle umówiła się z nim na randkę. Nadal nie wiedziała, co czuje. To wszystko było jedną wielką, wybuchową mieszanką, a ona zaczynała się bać. Co jeśli zacznie dawać mu jakieś nadzieje, a potem okaże się, że zauroczenie minęło? Że było tylko chwilowe? Będzie czuła się podle, wiedząc, że go zraniła, choć wcale tego nie chciała.
Westchnęła i otworzyła małe pudełeczko, które trzymała w ręce. W środku znajdowała się srebrna bransoletka z jedną zawieszką, która przedstawiała jelenia. W miejscu jego oczu widoczne były małe, zielone rubiny. Uśmiechnęła się pod nosem i najdelikatniej, jak potrafiła, włożyła prezent z powrotem do pudełka. Wielką paczkę, którą dostała od Petera odłożyła od razu na bok, wiedząc, że w jej wnętrzu znajdzie same słodycze. Prezent od Lunatyka kilka minut oglądała z każdej strony, aż w końcu postanowiła go otworzyć. W środku znalazła komplet nowych piór do pisania i duży, granatowy kalendarz.
Odetchnęła głęboko i położyła się na podłodze, kątem oka obserwując Gabrielle, która objadała się Fasolkami Wszystkim Smaków.
- Co się tak patrzysz?
- Zastanawiam się – Ruda wzruszyła ramionami.
- A ja jakoś ci w tym pomagam, tak? Cóż, to fajnie, ale czuję się nieswojo, gdy tak wlepiasz we mnie te swoje zielone oczy. Więc z łaski swojej znajdź sobie inny obiekt, w który będziesz mogła się wpatrywać, co?
- Jakoś nie wydaje mi się, że to konieczne, Gabrielle. Jesteś wprost idealna, by się w ciebie wpatrywać. W każdym calu, a poza tym musimy iść na świąteczny obiad, więc chyba trzeba się przygotować, co?
- Jasne – dziewczyna poruszyła zabawnie brwiami. - Co ty na to, bym przebrała się za choinkę?
- Nie, dziękuję. Mam dość wrażeń po poprzednich świętach, gdy Syriusz wparował do sali jako renifer, a Potter jako Mikołaj. Wydaje mi się, że choinki bym nie przeżyła.
- No nie wiem, ja bym była najpiękniejszą choinkę, jaką byś kiedykolwiek widziała. Poza tym, ten renifer też był niczego sobie – Gabrielle zaśmiała się głośno i ruszyła w stronę szafy.
Lily przypatrywała się jej z lekkim uśmiechem. Dziewczyna wyrzucała z szafy wszystkie ubrania i po chwili w całym pokoju walały się jej bluzki, spodnie, spódniczki i sweterki. Obróciła się w stronę zielonookiej i podniosła z ziemi czarne rajstopy. Podeszła do prezentów Lily i wygrzebała z nich sukienkę. Przyjrzała się jej krytycznym wzrokiem po czym wzruszyła ramionami i rzuciła ją Lily. Evans pokręciła głową i poszła się przebrać.
- Jesteś nie do zniesienia, Gabrielle. Chyba brakuje ci Syriusza, co?
- Tego imbecyla?
- Tak, właśnie tego imbecyla.
- Nie, nie brakuje mi go.
Lily uśmiechnęła się pod nosem.

○○○

Wielka Sala była piękna. Na samym środku stała choinka, która sięgała sufity. Była ozdobiona w duże, czerwone bombki i złote lampki, które migotały wesoło. Na samym czubku widoczna była gwiazda, od której bił jasny blask. Przed choinką stał ogromny stół, przy którym zasiedli już nauczyciele i uczniowie, którzy postanowili zostać w szkole. Lily zajęła miejsce pomiędzy Gabrielle i Remusem, życząc chłopakowi wesołych świąt i dziękując za prezent. Odetchnęła głęboko i spojrzała wyczekująco na dyrektora. Po chwili starzec wstał i rozejrzał się po sali.
- Kochani – zaczął, a na jego ustach pojawił się uśmiech – pragnę życzyć wam wesołych świąt. Niektórzy z was nie mogą ich spędzić ze swoimi rodzinami, a inni po prostu zostali tutaj, by dotrzymać nam wszystkim towarzystwa. Chcę abyście wiedzieli, że mimo wszystko jesteście wśród rodziny.
Lily uśmiechnęła się blado i schyliła głowę. Chciałaby spędzać te święta z rodziną, która teraz pewnie szykowała się do tego, by wieczorem zasiąść wspólnie przy stole. Chciałaby, ale czym w obecnej chwili były jej zachcianki? Niczym, zupełnie niczym. Była z nimi pokłócona i nie planowała w najbliższym czasie się godzić. Była zbyt bardzo zraniona, to wszystko za bardzo weszło w głąb niej, by teraz mogła tak po prostu zapomnieć. Nie umiała i gdzieś w głębi czuła, że tego nie chce. Westchnęła cichutko i pokręciła głową, sprawiając, że rude kosmyki włosów opadły jej na oczy.
Ocknęła się z zamyślenia, gdy Gabrielle szturchnęła ją w bok. Patrzyła na nią krytycznie, po czym spojrzała wymownie na jej pusty talerz.
- Lily, naprawdę nie musisz dbać o linie. Wyglądasz świetnie.
- Doskonale wiesz, że się nie odchudzam. Po prostu się... zamyśliłam – mruknęła, nakładając na talerz sałatkę warzywną, która stała najbliżej. - Poza tym, gdy się denerwuje to jem.
- Co się stało?
- Nic. - Ruda pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko. - Po prostu... to takie dziwne, wiesz. Te święta. Zawsze spędzała je w domu. Londyn jest naprawę piękny o tej porze. A w domu... w domu zawsze rano ubierałam choinkę, a potem nucąc kolędy pomagałam mamie. Czuję się nieswojo. To tyle.
- Wiem, co chcesz przez to powiedzieć – blondynka kiwnęła głową. - Wydaje ci się, że dzisiaj tutaj nie pasujesz, prawda? Tak jakbyś psuła idealny układ rzeczy. Czuję to samo. Czuję się, jak intruz. Hogwart był i zawsze będzie moim domem, ale dziś... Wydaje mi się, że wszyscy znają moje myśli, które, no cóż, nie są wesołe. Gdy ktoś na mnie patrzy, zdaje mi się, że widzę w jego spojrzeniu współczucie, którego tak nienawidzę. Jesteśmy w tym we dwie, Lily. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną, wiesz?
Zielonooka uśmiechnęła się ciepło. Czasami miała wrażenie, że blondynka po prostu czyta jej w myślach. Zaczęła powoli jeść, co chwilę zerkając na uczniów. Wszyscy byli pochłonięci rozmową, słychać było śmiechy. Tylko jedna osoba siedziała cicho i tępo wpatrywała się w jedno miejsce. Poczuła niesamowitą złość i zawód, gdy spojrzała na swojego starego przyjaciela.
Severusa, jakby wyczuwając, że ktoś się w niego wpatruje, podniósł głowę. Rozejrzał się nerwowo po sali i po chwili jego spojrzenie padło na rudowłosą. Lily zmierzyła go wrogim spojrzeniem, po czym odwróciła się, by kontynuować przerwaną rozmowę z przyjaciółką.
- Ten typek działa mi na nerwy – warknęła Gabrielle. - Nie wiem, jak on może się nam pokazywać na oczy. Po tym wszystkim co zrobił. Gnojek.
- Wiesz, że ja miałam jeszcze nadzieję? Naprawdę. Miałam ochotę mu wybaczyć, wybaczyć to, że nazwał mnie szlamą. Ale potem... to towarzystwo, w którym się obracał, jego większe zamiłowanie do czarnej magii. Od dawna wiedziałam, że on chce do nich dołączyć. Miałam nadzieję, głupią nadzieje. Mały promyczek, który z każdym dniem stawał się mniejszy, aż w końcu kilka tygodni temu znikł. Rozpłynął się, a nadzieja odeszła razem z nim.
- Wiesz, że go nie lubię. Takie osoby jak on, nie zasługują na przyjaźń osób takich, jak ty. Jesteś i zawsze byłaś dla niego zbyt dobra.
- Skończmy ten temat, zgoda? To chyba nie jest czas na przygnębiające rozmowy, co?
- Wiesz co? Mam genialny pomysł – oczy dziewczyny zabłysły. - Skoro obie tutaj „nie pasujemy” to może się stąd ulotnimy? Pójdziemy do Pokoju Życzeń. Urządzimy sobie własne święta.
- W takim razie chodźmy.
Gabrielle wstała, głośno odsuwając krzesło. Lily poszła w jej ślady i grzecznie pożegnała się z innymi, po czym wymaszerowała z Wielkiej Sali, starając się nadążyć za szybko idącą blondynką. Po chwili dziewczyna się zatrzymała i przeszła trzy raz wzdłuż ściany, gdzie po chwili pojawiły się wielkie drzwi. Pchnęła je i weszła do pomieszczenia. Lily uśmiechnęła się i weszła tuż za nią.
Stanęła i głośno zaczerpnęła powietrza. Stała w dużym pokoju, o bordowych ścianach. Na drewnianej podłodze leżał biały, puchaty dywan. Tuż obok kominka, w którym wesoło palił się ogień, stała duża choinka, przyozdobiona w srebrne bombki oraz niebieski łańcuch i lampki. Na samym środku pokoju stał średniej wielkości stół z białym obrusem i zielonymi serwetkami. Na jego środku stała jedna świeczka. Zastawiony był dla dwóch osób. Gabrielle zajęła już swoje miejsce, a Lily po chwili do niej dołączyła.
- Wyobraziłam sobie pokój mojej babci. Co prawda, byłam mała, gdy spędzałam tam święta, ale mam mgliste wspomnienia
Dziewczyna machnęła różdżką i na stole pojawiała się miska z sałatką, ziemniaki i indyk. Rudowłosa zabrała się za krojenie mięsa i po chwili jadły w ciszy, uśmiechając się pod nosem.
- Dziękuję, Gabrielle.
- Daj spokój, rudzielcu – Lily skrzywiła się lekko. - Co prawda nie jest to jakaś wielka uczta, ale... zawsze coś i najważniejsze jest to, że spędzamy święta w miłym gronie, prawda?
- Jesteś najlepszą przyjaciółką, mówiłam ci to już?
- Rac, może dwa... ewentualnie milion.
Zielonooka zaśmiała się głośno. Kochała tą dziewczynę, naprawdę kochała. Była dla niej jak siostra, której mogła ufać, mogła się zwierzać, wypłakać w ramię, a czasami po prostu wspólnie z nią pomilczeć. Petunia taka nie była. Zawsze oschła, nieczuła, a jej stosunek do Lily uległ jeszcze większemu oziębieniu, gdy rudowłosa została czarownicą Więc... tak. Gabrielle była jej siostrą, powierniczką tajemnic i najlepszą przyjaciółką. Wróciła myślami do ich pierwszego spotkania. Tak, to było w Wielkiej Sali.

Właśnie zakończyła się ceremonia przydziału. Lily siedziała przy stole Gryffindoru, obok niejakiego Jamesa Pottera. Chłopak powoli zaczynał ją denerwować. Ta jego pewność siebie... Dziewczyna zaczęła błądzić wzrokiem po sali, przy okazji słuchając przemowy dyrektora, który wspominał coś o zakazie wstępu do Lasu. W końcu go odnalazła. Siedział przy stole na końcu sali.
Nie patrzył na nią, zbyt zajęty rozmową z jakimś blondynem, który na pewno był od nich starszy o kilka lat. Śmiał się. Pewnie powoli zaczynał o niej zapominać. W głowie zahuczał jej jego głos: „Dobrze by było, gdybyś trafiła do Slytherinu.” Ale to się nie stało. Od tego dnia zaczął dzielić ich cały świat, a murowanie ceglanego muru właśnie się zaczęło.
Westchnęła cicho i odwróciła głowę, za wszelką cenę chcąc powstrzymać łzy. Nalała sobie soku i nałożyła na talerz kurczaka. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest głodna. Sięgnęła właśnie po chleb, gdy puchar z sokiem dyniowym się przewrócił, wylewając się na stół.
- O Merlinie! - Lily zatkała uczy, gdy tuż obok jej ucha rozległ się głośny krzyk. - Ja naprawdę nie chciała. Niezdara ze mnie, wiem, ale nic nie mogę na to poradzić. Poza tym jestem tak bardzo podekscytowana Hogwartem, że nie zwracam uwagi na to co robię. Tak w ogóle to jestem Gabrielle, Gabrielle Harrison, ale możesz mi mówić Ely. Moje imię jest za długie, normalnie nie wiem dlaczego tak mnie nazwali.
Lily wpatrywała się w dziewczynę z otwartymi ustami. Po chwili pokręciła głową.
- A ty... to kto?
- Lily Evans.

O, tak. Gabrielle Harrison od początku była pewna siebie, rozgadana i czasami nie wiedziała co się wokół niej dzieje. A przede wszystkim była szczera. Choć wiedziała, że prawda może zaboleć, mówiła wszystko, co leżało jej na sercu.
Była całkowitym przeciwieństwem Lily, która była milcząca i często nie nadążała za tokiem myślenia blondynki. Bardzo często nie zgadzała się z nią, ale nigdy nie wchodziła jej w drogę, gdy ta miała coś do zrobienia.
- Wiesz, Lily, moim zdaniem powinnaś się z nimi pogodzić.
- Mówisz o moich rodzicach? Nie wiem, Ely. To cholernie boli, wiesz? To, że mnie oszukali. Kocham ich, naprawdę, ale nie umiem im zaufać. Po prostu nie umiem.
- Powinnaś z nimi porozmawiać, wyjaśnić...
- Nie potrafię, nie chcę słuchać ich przeprosić, widzieć ich łez.
- Posłuchaj mnie – Gabrielle wyprostowała się. - Ja też się kłóciłam z moimi rodzicami, ale... Dopiero, gdy umarli zrozumiałam, że niektóre z tych kłótni były całkowicie bezsensowne, kłóciliśmy się o głupie rzeczy. Dopiero, gdy odeszli poczułam, że to wszystko nie powinno tak wyglądać. Powinnaś z nimi porozmawiać, bo potem może nie być okazji, a ty będziesz tego żałować.
- To nie takie proste – mruknęła rudowłosa. Spróbuj się postawić na moim miejscu. Skoro oni nie są moimi rodzicami, to kto? Spróbuj zrozumieć, jak się czuję. Ja... ja nie wiem kim jestem.
Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Te święta przynosiły za sobą zbyt wiele wyznań.

§♠§

Szczerze? To chyba najdłuższy rozdział, jaki napisałam do tej pory. Przynajmniej takie mam wrażenie. Pisało mi się go naprawdę dobrze i w sumie to jestem z niego zadowolona. To chyba tyle. Następny rozdział powinien pojawić się już w piątek, choć jeszcze go nie napisałam, ale w tym tygodniu będę miała dużo wolnego czasu, więc na pewno coś wymyślę.

3 komentarze:

  1. Ty chyba już wiesz, co sądzę o tym rozdziale :D. Jest naprawdę świetny i cholernie cieszę się, że w taki sposób przedstawiłaś relacje łączące Lily i Gabrielle ^^. Ale i tak nie mogę doczekać się, kiedy wrócą Huncwoci ;D.
    Szybko pisz dalej! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. "Dziewczyna szczerzyła się do niej i co pięć sekund poprawiała włosy, którego opadały jej na oczy." - "które"
    "Zaczęła wymachiwać rękami w bliżej nie określonym kierunku i w końcu wskazała na wielką górę prezentów" - "nieokreślonym" razem. Nie z przymiotnikami zawsze raem ^^
    "Zdjęła pokrywkę pudełka i zaklęła, co sprawiło, że Gabrielle spojrzała na nią z nie dowierzaniem." - "niedowierzaniem"

    Ha! Prezent od Łapy mnie powalił. On to zawsze coś wymyśli... Wiecznie tylko jedno i to samo mu w głowie ;d Mółby chociaż przyszłej żonie swego przyjaciela odpuścić, no. W końcu to tak nie wypada... Ale jedno jest pewne. Podziwiam go za niesamowity dystans do siebie samego i innych. Cokolwiek zrobi, jest nie tylko zabawne, ale i nie ma się do niego żadnych pretensji. Jedynie uśmiech wkrada się na usta. W końcu to Syriusz, na niego się nie da gniewać ;d
    Ooo... Lilka jednak naprawdę świadomiła sobie w końcu, że czuje coś do Jamesa. I bardzo dobrze, bo on jest kochany i pasują do Ciebie ;d Wiesz co u Ciebie najbardziej lubię? Że wykreowałaś Lilkę na super dziewczynę. Nie jest jakaś bardzo niemiła i zarozumiała. Ja moją właśnie tak przedstawiłam, ale nie wiem czy żałuję. Tym większy będzie sukces Rogasia :P Nie mniej jednak dobrze, że u Ciebie jest ona godną Jamesa osobą, bo on naprawdę zasługuje chociaż na te kilka lat szczęścia :) Poza tym całe życie się za nią ugania! I tu oto widzimy, dlaczego ;d
    James oczywiście z umiarem, ale... Ten skromny prezent tak naprawdę mówi bardzo wiele. Takiej biżuterii nie daje się przecież byle komu. Nie chciał jej dać czegoś śmiesznego, albo czegoś praktycznego, jak Lunatyk ( temu wiecznie w głowie pióra i kalendarze ;d ). Chciał, żeby w razie czego miała po nim wspaniałą pamiątkę. I tak też się stało. Na pewno Lily będzie się wgapiać w tę bransoletkę godzinami. Przynajmniej ja bym tak robiła ^^
    Syriusz był reniferem? Ojeeeej! Ja bym chciała go zobaczyć w takim wydaniu, haha ^^ Z pewnością musiał wyglądać uroczo, jak to Syriusz, ale jeszcze świetniej! W takiej nie aroganckiej, tylko zabawnej wersji ^^ Kurcze, czemu tego nie opisałaś?! :D
    Lily ma naprawdę dobrze z Gabrielle. Sama chciałabym mieć taką przyjaciółkę, z którą szczerze sobie na wszystkie tematy porozmawiam. W sumie myślę, że jestem jak Lilka. nie potrafię mówić o swoich uczuciać tak na żywo, do nikogo. Po prostu tak jakoś... Lilka jest skryta bardzo, ale to nie za dobrze, bo nie powinno się tłumić w sobie emocji. Kiedy zbyt dużo się ich nazbiera, może nastąić wybuch, który naprawdę może zakończyć się bardzo źle. Całkowicie ją rozumiem. Gdybym dowiedziała się, że jestem adoptowana to pewnie także nie potrafiłabym określić jednoznacznie swojej osoby. To działa na psychikę i zdecydowanie zaburza poczucie własnej tożsamości. Mam jednak nadzieję, że Lilka sobie da radę z tym wszystkim. Oczywiście liczę także na ingerencjię Jamesa! ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj;)
    Tak sie jakoś świątecznie zrobiło... Rozdział naprawdę mi się podobał. Pierwszy raz widzę takie ukazanie świat. Nie, jako magicznego czasu, a momentu, kiedy niektórzy ludzie czują się wyobcowani. Nie dziwię sie Lily, że jest nieswoja. W końcu święta to czas rodzinny i tak go zazwyczaj spędzała. A teraz musiała zostać w Hogwarcie... Mam nadzieję, że się jednak z nimi kiedyś pogodzi. Bardzo taka sielankowa scena z rozpakowywania prezentów. Bielizna heh;D Tego można spodziewać sie było po Syriuszu. No, ale prezent od Jamesa mnie zaskoczył. Całkiem... normalny. Lily, samym obawianiem się tego, że mogłaby go skrzywdzić daje dowody miłości. W końcu nie myśli sie o takich rzeczach, jeśli się kogoś nie kocha. Piękny opis wspólnego pobytu Gabrielle i Lily w Pokoju Życzeń. Pierwszy raz ukazałaś, jak mocno sięga ich więź. No a retrospekcja z pierwszego spotkania dziewczyn nieco uszczęśliwiła rozdział;) Słowem, świetne i tyle. Już nie mogę sie doczekać NN. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy