„Święta”
- LILY!
LILY! Wstawaj kobieto!
Gabrielle
wskoczyła na łóżko swojej rudej przyjaciółki i zaczęła
okładać ją poduszką po głowie. Zielonooka otworzyła leniwie
oczy i spojrzała na blondynkę z żądzą mordu w oczach. Zepchnęła
ją z siebie i uniosła się na łokciach, patrząc na Gabrielle jak
na wariatkę. Dziewczyna szczerzyła się do niej i co pięć sekund
poprawiała włosy, które opadały jej na oczy. Zaczęła wymachiwać
rękami w bliżej nieokreślonym kierunku i w końcu wskazała na
wielką górę prezentów, które leżały obok jej łóżka.
- Twoje też tam
są – powiedziała. - Pozwoliłam sobie je zabrać i położyć
obok moich, żebyśmy mogły je razem oglądać. No, już, zbieraj
się!
Dziewczyna
mruknęła coś pod nosem o nienormalności swojej przyjaciółki i
powoli zwlokła się z łóżka. Usiadła na podłodze obok prezentów
i powoli zaczęła je otwierać. Nie spodziewała się takiej ilości
podarków. Szybko odkryła, że trzy paczki są od Gabrielle, jedna
od rodziców, jedna od Dorcas i cztery od każdego Huncwota.
Wywróciła oczami i spojrzała na swoją przyjaciółkę, która w
najlepsze objadała się czekoladowymi żabami i zrywała papier z
kolejnego prezentu.
Lily niechętnie
sięgnęła po paczkę od Syriusza Blacka. Drżącymi rękami zerwała
papier i zastygła w bezruchu. Trzymała w ręku niczym nie
wyróżniające się białe pudełko z niebieską kokardką.
Odetchnęła głęboko i jednym ruchem ręki rozplątała wstążkę,
która upadła na podłogę. Zdjęła pokrywkę pudełka i zaklęła,
co sprawiło, że Gabrielle spojrzała na nią z niedowierzaniem.
Lily zmarszczyła nos i wyjęła z pudełka czerwoną bieliznę.
Spojrzała na nią krytycznym wzrokiem.
- Gabrielle,
jesteś pewna, że to nie dla ciebie?
- Nie – ucięła
blondynka. - Ja dostałam czarny komplet, a twój jest czerwony
pewnie dlatego, że James lubi ten kolor.
Lily zmierzyła
przyjaciółkę mrożącym krew w żyłach spojrzeniem i zaczęła
otwierać pozostałe prezenty. Od rodziców dostała zieloną
sukienkę, która sięgała przed kolano i srebrny wisiorek z jej
inicjałem. Pierwszym prezentem od Gabrielle, były zmysłowe
perfumy, o słodkim, różanym zapachu. Drugim komplet mugolskich
lakierów do paznokci, trzecim... oczywiście. Lily ze zdziwieniem
wpatrywała się w książkę, którą trzymała w ręce. „Jak
poderwać chłopaka w jeden tydzień i zatrzymać do przy sobie na
wieki” głosił jej tytuł.
Książka miała miły dla oka czerwony kolor, a na okładce widoczna
był całująca się para, która co chwilę z uśmiechem spoglądała
na rudowłosą. Dziewczyna z rezygnacją odłożyła książkę tuż
obok reszty prezentów i niepewnie sięgnęła po prezent od Jamesa.
Zagryzła
wargę. Od jego wyjazdu do domu minęły zaledwie dwa dni, a ona już
zaczynała tęsknic. Przez ten krótki czas zaczęła się nad tym
wszystkim zastanawiać i stwierdziła, że to jest po prostu głupie.
Niesamowicie głupie. Przez tyle lat go ignorowała, a tu nagle
umówiła się z nim na randkę. Nadal nie wiedziała, co czuje. To
wszystko było jedną wielką, wybuchową mieszanką, a ona zaczynała
się bać. Co jeśli zacznie dawać mu jakieś nadzieje, a potem
okaże się, że zauroczenie minęło? Że było tylko chwilowe?
Będzie czuła się podle, wiedząc, że go zraniła, choć wcale
tego nie chciała.
Westchnęła i
otworzyła małe pudełeczko, które trzymała w ręce. W środku
znajdowała się srebrna bransoletka z jedną zawieszką, która
przedstawiała jelenia. W miejscu jego oczu widoczne były małe,
zielone rubiny. Uśmiechnęła się pod nosem i najdelikatniej, jak
potrafiła, włożyła prezent z powrotem do pudełka. Wielką
paczkę, którą dostała od Petera odłożyła od razu na bok,
wiedząc, że w jej wnętrzu znajdzie same słodycze. Prezent od
Lunatyka kilka minut oglądała z każdej strony, aż w końcu
postanowiła go otworzyć. W środku znalazła komplet nowych piór
do pisania i duży, granatowy kalendarz.
Odetchnęła
głęboko i położyła się na podłodze, kątem oka obserwując
Gabrielle, która objadała się Fasolkami Wszystkim Smaków.
- Co się tak
patrzysz?
- Zastanawiam się
– Ruda wzruszyła ramionami.
- A ja jakoś ci w
tym pomagam, tak? Cóż, to fajnie, ale czuję się nieswojo, gdy tak
wlepiasz we mnie te swoje zielone oczy. Więc z łaski swojej znajdź
sobie inny obiekt, w który będziesz mogła się wpatrywać, co?
-
Jakoś nie wydaje mi się, że to konieczne, Gabrielle. Jesteś
wprost idealna, by się w ciebie wpatrywać. W każdym calu, a poza
tym musimy iść na świąteczny obiad, więc chyba trzeba się
przygotować, co?
- Jasne –
dziewczyna poruszyła zabawnie brwiami. - Co ty na to, bym przebrała
się za choinkę?
- Nie, dziękuję.
Mam dość wrażeń po poprzednich świętach, gdy Syriusz wparował
do sali jako renifer, a Potter jako Mikołaj. Wydaje mi się, że
choinki bym nie przeżyła.
- No nie wiem, ja
bym była najpiękniejszą choinkę, jaką byś kiedykolwiek
widziała. Poza tym, ten renifer też był niczego sobie –
Gabrielle zaśmiała się głośno i ruszyła w stronę szafy.
Lily przypatrywała
się jej z lekkim uśmiechem. Dziewczyna wyrzucała z szafy wszystkie
ubrania i po chwili w całym pokoju walały się jej bluzki, spodnie,
spódniczki i sweterki. Obróciła się w stronę zielonookiej i
podniosła z ziemi czarne rajstopy. Podeszła do prezentów Lily i
wygrzebała z nich sukienkę. Przyjrzała się jej krytycznym
wzrokiem po czym wzruszyła ramionami i rzuciła ją Lily. Evans
pokręciła głową i poszła się przebrać.
- Jesteś nie do
zniesienia, Gabrielle. Chyba brakuje ci Syriusza, co?
- Tego imbecyla?
- Tak, właśnie
tego imbecyla.
- Nie, nie brakuje
mi go.
Lily uśmiechnęła
się pod nosem.
○○○
Wielka Sala była
piękna. Na samym środku stała choinka, która sięgała sufity.
Była ozdobiona w duże, czerwone bombki i złote lampki, które
migotały wesoło. Na samym czubku widoczna była gwiazda, od której
bił jasny blask. Przed choinką stał ogromny stół, przy którym
zasiedli już nauczyciele i uczniowie, którzy postanowili zostać w
szkole. Lily zajęła miejsce pomiędzy Gabrielle i Remusem, życząc
chłopakowi wesołych świąt i dziękując za prezent. Odetchnęła
głęboko i spojrzała wyczekująco na dyrektora. Po chwili starzec
wstał i rozejrzał się po sali.
- Kochani –
zaczął, a na jego ustach pojawił się uśmiech – pragnę życzyć
wam wesołych świąt. Niektórzy z was nie mogą ich spędzić ze
swoimi rodzinami, a inni po prostu zostali tutaj, by dotrzymać nam
wszystkim towarzystwa. Chcę abyście wiedzieli, że mimo wszystko
jesteście wśród rodziny.
Lily uśmiechnęła
się blado i schyliła głowę. Chciałaby spędzać te święta z
rodziną, która teraz pewnie szykowała się do tego, by wieczorem
zasiąść wspólnie przy stole. Chciałaby, ale czym w obecnej
chwili były jej zachcianki? Niczym, zupełnie niczym. Była z nimi
pokłócona i nie planowała w najbliższym czasie się godzić. Była
zbyt bardzo zraniona, to wszystko za bardzo weszło w głąb niej, by
teraz mogła tak po prostu zapomnieć. Nie umiała i gdzieś w głębi
czuła, że tego nie chce. Westchnęła cichutko i pokręciła głową,
sprawiając, że rude kosmyki włosów opadły jej na oczy.
Ocknęła się z
zamyślenia, gdy Gabrielle szturchnęła ją w bok. Patrzyła na nią
krytycznie, po czym spojrzała wymownie na jej pusty talerz.
- Lily, naprawdę
nie musisz dbać o linie. Wyglądasz świetnie.
- Doskonale wiesz,
że się nie odchudzam. Po prostu się... zamyśliłam – mruknęła,
nakładając na talerz sałatkę warzywną, która stała najbliżej.
- Poza tym, gdy się denerwuje to jem.
- Co się stało?
- Nic. - Ruda
pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko. - Po prostu... to
takie dziwne, wiesz. Te święta. Zawsze spędzała je w domu. Londyn
jest naprawę piękny o tej porze. A w domu... w domu zawsze rano
ubierałam choinkę, a potem nucąc kolędy pomagałam mamie. Czuję
się nieswojo. To tyle.
- Wiem, co chcesz
przez to powiedzieć – blondynka kiwnęła głową. - Wydaje ci
się, że dzisiaj tutaj nie pasujesz, prawda? Tak jakbyś psuła
idealny układ rzeczy. Czuję to samo. Czuję się, jak intruz.
Hogwart był i zawsze będzie moim domem, ale dziś... Wydaje mi się,
że wszyscy znają moje myśli, które, no cóż, nie są wesołe.
Gdy ktoś na mnie patrzy, zdaje mi się, że widzę w jego spojrzeniu
współczucie, którego tak nienawidzę. Jesteśmy w tym we dwie,
Lily. Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną, wiesz?
Zielonooka
uśmiechnęła się ciepło. Czasami miała wrażenie, że blondynka
po prostu czyta jej w myślach. Zaczęła powoli jeść, co chwilę
zerkając na uczniów. Wszyscy byli pochłonięci rozmową, słychać
było śmiechy. Tylko jedna osoba siedziała cicho i tępo wpatrywała
się w jedno miejsce. Poczuła niesamowitą złość i zawód, gdy
spojrzała na swojego starego przyjaciela.
Severusa, jakby
wyczuwając, że ktoś się w niego wpatruje, podniósł głowę.
Rozejrzał się nerwowo po sali i po chwili jego spojrzenie padło na
rudowłosą. Lily zmierzyła go wrogim spojrzeniem, po czym odwróciła
się, by kontynuować przerwaną rozmowę z przyjaciółką.
- Ten typek działa
mi na nerwy – warknęła Gabrielle. - Nie wiem, jak on może się
nam pokazywać na oczy. Po tym wszystkim co zrobił. Gnojek.
- Wiesz, że ja
miałam jeszcze nadzieję? Naprawdę. Miałam ochotę mu wybaczyć,
wybaczyć to, że nazwał mnie szlamą. Ale potem... to towarzystwo,
w którym się obracał, jego większe zamiłowanie do czarnej magii.
Od dawna wiedziałam, że on chce do nich dołączyć. Miałam
nadzieję, głupią nadzieje. Mały promyczek, który z każdym dniem
stawał się mniejszy, aż w końcu kilka tygodni temu znikł.
Rozpłynął się, a nadzieja odeszła razem z nim.
- Wiesz, że go
nie lubię. Takie osoby jak on, nie zasługują na przyjaźń osób
takich, jak ty. Jesteś i zawsze byłaś dla niego zbyt dobra.
- Skończmy ten
temat, zgoda? To chyba nie jest czas na przygnębiające rozmowy, co?
- Wiesz co? Mam
genialny pomysł – oczy dziewczyny zabłysły. - Skoro obie tutaj
„nie pasujemy” to może się stąd ulotnimy? Pójdziemy do
Pokoju Życzeń. Urządzimy sobie własne święta.
- W takim razie
chodźmy.
Gabrielle wstała,
głośno odsuwając krzesło. Lily poszła w jej ślady i grzecznie
pożegnała się z innymi, po czym wymaszerowała z Wielkiej Sali,
starając się nadążyć za szybko idącą blondynką. Po chwili
dziewczyna się zatrzymała i przeszła trzy raz wzdłuż ściany,
gdzie po chwili pojawiły się wielkie drzwi. Pchnęła je i weszła
do pomieszczenia. Lily uśmiechnęła się i weszła tuż za nią.
Stanęła i głośno
zaczerpnęła powietrza. Stała w dużym pokoju, o bordowych
ścianach. Na drewnianej podłodze leżał biały, puchaty dywan. Tuż
obok kominka, w którym wesoło palił się ogień, stała duża
choinka, przyozdobiona w srebrne bombki oraz niebieski łańcuch i
lampki. Na samym środku pokoju stał średniej wielkości stół z
białym obrusem i zielonymi serwetkami. Na jego środku stała jedna
świeczka. Zastawiony był dla dwóch osób. Gabrielle zajęła już
swoje miejsce, a Lily po chwili do niej dołączyła.
- Wyobraziłam
sobie pokój mojej babci. Co prawda, byłam mała, gdy spędzałam
tam święta, ale mam mgliste wspomnienia
Dziewczyna
machnęła różdżką i na stole pojawiała się miska z sałatką,
ziemniaki i indyk. Rudowłosa zabrała się za krojenie mięsa i po
chwili jadły w ciszy, uśmiechając się pod nosem.
- Dziękuję,
Gabrielle.
- Daj spokój,
rudzielcu – Lily skrzywiła się lekko. - Co prawda nie jest to
jakaś wielka uczta, ale... zawsze coś i najważniejsze jest to, że
spędzamy święta w miłym gronie, prawda?
- Jesteś
najlepszą przyjaciółką, mówiłam ci to już?
- Rac, może
dwa... ewentualnie milion.
Zielonooka
zaśmiała się głośno. Kochała tą dziewczynę, naprawdę
kochała. Była dla niej jak siostra, której mogła ufać, mogła
się zwierzać, wypłakać w ramię, a czasami po prostu wspólnie z
nią pomilczeć. Petunia taka nie była. Zawsze oschła, nieczuła, a
jej stosunek do Lily uległ jeszcze większemu oziębieniu, gdy
rudowłosa została czarownicą Więc... tak. Gabrielle była jej
siostrą, powierniczką tajemnic i najlepszą przyjaciółką.
Wróciła myślami do ich pierwszego spotkania. Tak, to było w
Wielkiej Sali.
Właśnie
zakończyła się ceremonia przydziału. Lily siedziała przy stole
Gryffindoru, obok niejakiego Jamesa Pottera. Chłopak powoli zaczynał
ją denerwować. Ta jego pewność siebie... Dziewczyna zaczęła
błądzić wzrokiem po sali, przy okazji słuchając przemowy
dyrektora, który wspominał coś o zakazie wstępu do Lasu. W końcu
go odnalazła. Siedział przy stole na końcu sali.
Nie patrzył na
nią, zbyt zajęty rozmową z jakimś blondynem, który na pewno był
od nich starszy o kilka lat. Śmiał się. Pewnie powoli zaczynał o
niej zapominać. W głowie zahuczał jej jego głos: „Dobrze by
było, gdybyś trafiła do Slytherinu.” Ale to się nie stało. Od
tego dnia zaczął dzielić ich cały świat, a murowanie ceglanego
muru właśnie się zaczęło.
Westchnęła
cicho i odwróciła głowę, za wszelką cenę chcąc powstrzymać
łzy. Nalała sobie soku i nałożyła na talerz kurczaka. Dopiero
teraz poczuła, jak bardzo jest głodna. Sięgnęła właśnie po
chleb, gdy puchar z sokiem dyniowym się przewrócił, wylewając się
na stół.
- O Merlinie! -
Lily zatkała uczy, gdy tuż obok jej ucha rozległ się głośny
krzyk. - Ja naprawdę nie chciała. Niezdara ze mnie, wiem, ale nic
nie mogę na to poradzić. Poza tym jestem tak bardzo podekscytowana
Hogwartem, że nie zwracam uwagi na to co robię. Tak w ogóle to
jestem Gabrielle, Gabrielle Harrison, ale możesz mi mówić Ely.
Moje imię jest za długie, normalnie nie wiem dlaczego tak mnie
nazwali.
Lily wpatrywała
się w dziewczynę z otwartymi ustami. Po chwili pokręciła głową.
- A ty... to
kto?
- Lily Evans.
O, tak. Gabrielle
Harrison od początku była pewna siebie, rozgadana i czasami nie
wiedziała co się wokół niej dzieje. A przede wszystkim była
szczera. Choć wiedziała, że prawda może zaboleć, mówiła
wszystko, co leżało jej na sercu.
Była całkowitym
przeciwieństwem Lily, która była milcząca i często nie nadążała
za tokiem myślenia blondynki. Bardzo często nie zgadzała się z
nią, ale nigdy nie wchodziła jej w drogę, gdy ta miała coś do
zrobienia.
- Wiesz, Lily,
moim zdaniem powinnaś się z nimi pogodzić.
- Mówisz o moich
rodzicach? Nie wiem, Ely. To cholernie boli, wiesz? To, że mnie
oszukali. Kocham ich, naprawdę, ale nie umiem im zaufać. Po prostu
nie umiem.
- Powinnaś z nimi
porozmawiać, wyjaśnić...
- Nie potrafię,
nie chcę słuchać ich przeprosić, widzieć ich łez.
- Posłuchaj mnie
– Gabrielle wyprostowała się. - Ja też się kłóciłam z moimi
rodzicami, ale... Dopiero, gdy umarli zrozumiałam, że niektóre z
tych kłótni były całkowicie bezsensowne, kłóciliśmy się o
głupie rzeczy. Dopiero, gdy odeszli poczułam, że to wszystko nie
powinno tak wyglądać. Powinnaś z nimi porozmawiać, bo potem może
nie być okazji, a ty będziesz tego żałować.
- To nie takie
proste – mruknęła rudowłosa. Spróbuj się postawić na moim
miejscu. Skoro oni nie są moimi rodzicami, to kto? Spróbuj
zrozumieć, jak się czuję. Ja... ja nie wiem kim jestem.
Dziewczyna ukryła
twarz w dłoniach. Te święta przynosiły za sobą zbyt wiele
wyznań.
§♠§
Szczerze? To chyba
najdłuższy rozdział, jaki napisałam do tej pory. Przynajmniej
takie mam wrażenie. Pisało mi się go naprawdę dobrze i w sumie to
jestem z niego zadowolona. To chyba tyle. Następny rozdział
powinien pojawić się już w piątek, choć jeszcze go nie
napisałam, ale w tym tygodniu będę miała dużo wolnego czasu,
więc na pewno coś wymyślę.
Ty chyba już wiesz, co sądzę o tym rozdziale :D. Jest naprawdę świetny i cholernie cieszę się, że w taki sposób przedstawiłaś relacje łączące Lily i Gabrielle ^^. Ale i tak nie mogę doczekać się, kiedy wrócą Huncwoci ;D.
OdpowiedzUsuńSzybko pisz dalej! ;*
"Dziewczyna szczerzyła się do niej i co pięć sekund poprawiała włosy, którego opadały jej na oczy." - "które"
OdpowiedzUsuń"Zaczęła wymachiwać rękami w bliżej nie określonym kierunku i w końcu wskazała na wielką górę prezentów" - "nieokreślonym" razem. Nie z przymiotnikami zawsze raem ^^
"Zdjęła pokrywkę pudełka i zaklęła, co sprawiło, że Gabrielle spojrzała na nią z nie dowierzaniem." - "niedowierzaniem"
Ha! Prezent od Łapy mnie powalił. On to zawsze coś wymyśli... Wiecznie tylko jedno i to samo mu w głowie ;d Mółby chociaż przyszłej żonie swego przyjaciela odpuścić, no. W końcu to tak nie wypada... Ale jedno jest pewne. Podziwiam go za niesamowity dystans do siebie samego i innych. Cokolwiek zrobi, jest nie tylko zabawne, ale i nie ma się do niego żadnych pretensji. Jedynie uśmiech wkrada się na usta. W końcu to Syriusz, na niego się nie da gniewać ;d
Ooo... Lilka jednak naprawdę świadomiła sobie w końcu, że czuje coś do Jamesa. I bardzo dobrze, bo on jest kochany i pasują do Ciebie ;d Wiesz co u Ciebie najbardziej lubię? Że wykreowałaś Lilkę na super dziewczynę. Nie jest jakaś bardzo niemiła i zarozumiała. Ja moją właśnie tak przedstawiłam, ale nie wiem czy żałuję. Tym większy będzie sukces Rogasia :P Nie mniej jednak dobrze, że u Ciebie jest ona godną Jamesa osobą, bo on naprawdę zasługuje chociaż na te kilka lat szczęścia :) Poza tym całe życie się za nią ugania! I tu oto widzimy, dlaczego ;d
James oczywiście z umiarem, ale... Ten skromny prezent tak naprawdę mówi bardzo wiele. Takiej biżuterii nie daje się przecież byle komu. Nie chciał jej dać czegoś śmiesznego, albo czegoś praktycznego, jak Lunatyk ( temu wiecznie w głowie pióra i kalendarze ;d ). Chciał, żeby w razie czego miała po nim wspaniałą pamiątkę. I tak też się stało. Na pewno Lily będzie się wgapiać w tę bransoletkę godzinami. Przynajmniej ja bym tak robiła ^^
Syriusz był reniferem? Ojeeeej! Ja bym chciała go zobaczyć w takim wydaniu, haha ^^ Z pewnością musiał wyglądać uroczo, jak to Syriusz, ale jeszcze świetniej! W takiej nie aroganckiej, tylko zabawnej wersji ^^ Kurcze, czemu tego nie opisałaś?! :D
Lily ma naprawdę dobrze z Gabrielle. Sama chciałabym mieć taką przyjaciółkę, z którą szczerze sobie na wszystkie tematy porozmawiam. W sumie myślę, że jestem jak Lilka. nie potrafię mówić o swoich uczuciać tak na żywo, do nikogo. Po prostu tak jakoś... Lilka jest skryta bardzo, ale to nie za dobrze, bo nie powinno się tłumić w sobie emocji. Kiedy zbyt dużo się ich nazbiera, może nastąić wybuch, który naprawdę może zakończyć się bardzo źle. Całkowicie ją rozumiem. Gdybym dowiedziała się, że jestem adoptowana to pewnie także nie potrafiłabym określić jednoznacznie swojej osoby. To działa na psychikę i zdecydowanie zaburza poczucie własnej tożsamości. Mam jednak nadzieję, że Lilka sobie da radę z tym wszystkim. Oczywiście liczę także na ingerencjię Jamesa! ;d
Witaj;)
OdpowiedzUsuńTak sie jakoś świątecznie zrobiło... Rozdział naprawdę mi się podobał. Pierwszy raz widzę takie ukazanie świat. Nie, jako magicznego czasu, a momentu, kiedy niektórzy ludzie czują się wyobcowani. Nie dziwię sie Lily, że jest nieswoja. W końcu święta to czas rodzinny i tak go zazwyczaj spędzała. A teraz musiała zostać w Hogwarcie... Mam nadzieję, że się jednak z nimi kiedyś pogodzi. Bardzo taka sielankowa scena z rozpakowywania prezentów. Bielizna heh;D Tego można spodziewać sie było po Syriuszu. No, ale prezent od Jamesa mnie zaskoczył. Całkiem... normalny. Lily, samym obawianiem się tego, że mogłaby go skrzywdzić daje dowody miłości. W końcu nie myśli sie o takich rzeczach, jeśli się kogoś nie kocha. Piękny opis wspólnego pobytu Gabrielle i Lily w Pokoju Życzeń. Pierwszy raz ukazałaś, jak mocno sięga ich więź. No a retrospekcja z pierwszego spotkania dziewczyn nieco uszczęśliwiła rozdział;) Słowem, świetne i tyle. Już nie mogę sie doczekać NN. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]