piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 12


Hogsmeade”
Część 1

Przez chwilę stała w miejscu, po czym znów zaczęła chodzić. Jasne, nikt nie kazał jej tutaj przychodzić przed czasem, ale gdyby miała dalej siedzieć w dormitorium, zwariowałaby. No i gdyby posiedziała tam jeszcze minutę dłużej, to by najzwyklej w świecie stchórzyła, zakopała się w kołdrze i udawała, że jej nie ma. Dlatego też zebrała wszystkie swoje siły i wyszła na błonie, obsypane białym śniegiem. Wciągnęła głęboko powietrze, czując, jak wszystkie obawy powoli ją opuszczają. Od kilku godzin pocieszała się tym, że przecież nie będzie sama. Będą przy niej przyjaciele, bo przecież siedzą w tym razem. Kucnęła i złapała w ręce biały puch. Podrzuciła go do góry i zaczęła obracać się wokół własnej osi, śmiejąc się przy tym głośno.
Nie tak wyobrażała sobie tą sobotę. To prawda. Miała zamiar spać do dwunastej, potem coś zjeść i razem z Jamesem iść do wioski. Mieli ten dzień spędzić wspólnie. Co prawda, nadal nie była pewna tego, co do niego czuła. W końcu tyle lat go ignorowała... Nadal zachowywał się jak dziecko, ale zaczęła podejrzewać, że jemu już tak zostanie. James Potter po prostu będzie wiecznym dzieckiem. Trzeba było się z tym faktem pogodzić.
Westchnęła cicho. Miała niesamowity mętlik w głowie, a za każdym razem, gdy chciała sobie poukładać te wszystkie myśli, coś jej w tym przeszkadzało. Tak jakby wpadała na niewidoczną barierę. Jednak od jakiegoś czasu była pewna jednego: James ją intrygował i bardzo chciała go poznać. Chciała poznać tą jego drugą stronę. Może zbyt szybko go oceniała.
Otrzepała rękawiczki i odrzuciła rudą grzywkę, która spadła jej na oczy. Nie lubiła swoich włosów. Nie chodziło o ich kolor, bo prawdę mówiąc – kolor akurat lubiła. Poprzez niego wyróżniała się z tłumu. Bardziej irytowało ją to, że włosy za nic w świecie nie chciały się układać. Nie były kręcone, ani proste... były takie nijakie.
Spojrzała na wielkie wrota, przez które można się było dostać do zamku i uśmiechnęła się lekko. Jej oczom ukazała się grupka, składająca się z czterech osób. Pośród nich wyróżniała się jedna osoba. Blond włosa dziewczyna, która była o głowę niższa o każdego towarzyszącego jej chłopaka. Szła obok Syriusza z dość niezadowoloną miną. Dlatego, gdy zobaczyła rudowłosą, uśmiechnęła się szeroko i przyspieszyła kroku, by już po chwili mocno przytulić swoją przyjaciółkę. Złapała ją pod ramię i zawróciła. Po chwili stały przed Huncwotami. Lily przyjrzała się każdemu z nich z osobna, jednak niczego nie potrafiła wyczytać z ich min. Zmarszczyła nos.
- Gotowi? - Spojrzenie swoich zielonych oczu wlepiła w Remusa, która stał na wprost niej.
- A jeśli nie? Czy to cokolwiek zmieni? - Lunatyk uśmiechnął się blado i jako pierwszy ruszył w stronę Hogsmeade.
Lily została nieco w tyle. Patrzyła na swoich przyjaciół. Każde z nich wygasło. Tak jakby coś, co za każdym razem pozwalało im się uśmiechać – zniknęło. Wcale jej to nie odpowiadało. Wiedziała, że wisi nad nimi piętno zbliżającej się bitwy. Wiedziała, że każdy ma jakieś ponure myśli. Jednak tak bardzo chciała znaleźć jakiś jasny punkt w tym ciemnym tunelu. Tak bardzo chciała przekazać im jakąś szczęśliwą nowinę, która chociaż na chwilę odwróciłaby ich myśli od szarej rzeczywistości, która zdawała się ich coraz bardziej przygniatać. Z trudem powstrzymała łzy, które cisnęły się jej do oczu.
- Lily? - Spojrzała na Jamesa, który znalazł się obok niej. Uśmiechnęła się lekko. - Przykro mi, że z naszego wypadu nic nie wyszło.
- Tak, mi też.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Uwiniemy się z tym raz dwa, a za tydzień mi nie uciekniesz.
Zaśmiała się pod nosem. Spojrzała na chłopaka. Mogła mu się przyjrzeć z bliska. Już nie przypominał tego małego chłopczyka, który się za nią uganiał. Zmienił się nie tylko w wyglądzie, ale i w charakterze. Czyżby naprawdę dojrzał? Oczywiście, nikt nie mógł od niego wymagać, że nagle zacznie przestrzegać regulaminu szkolnego, bo to dla okularnika byłoby za dużo. Ale teraz postrzegał wszystko inaczej. Zapewne jak każdy.
Nawet pierwszacy zdawali się być czymś przerażeni. Po zamku chodzili w zbitych grupkach, jakby obawiali się o swoje bezpieczeństwo. A przecież każdy wiedział, że Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. To w Hogwarcie dyrektorem był Albus Dumbledore.
Stanęli przed Miodowym Królestwem. Rozejrzeli się na boki. Nie wiedzieli, gdzie powinni szukać. Każdy oczekiwał jakiegoś innego znaku, każdy z niepokojem zerkał w ciche uliczki, które ich otaczały. P{o raz pierwszy wioska nie przyprawiała ich o radosne miny. Po raz pierwszy, w tym miejscu, przechodziły ich dreszcze przerażenia. Po raz pierwszy mieli zamiar stamtąd uciec.
- No dobra, weźmy się w garść. - Gabrielle przerwała ciszę, która zaległa. - To chyba normalne, że musimy się rozejrzeć. Dlatego podzielimy się na grupki. Ja i Lily pójdziemy razem, a wy pójdziecie...
- Nie ma mowy – warknął James. - Któryś z nas idzie z wami, nie pójdziecie nigdzie same. Syriusz?
- Całkowicie się z tobą zgadzam. Idę z wami.
- No to pięknie – mina Gabrielle zrzedła. - W takim razie spotykamy się tutaj, za dwadzieścia minut. I jeśli chcecie, żebym nie dostała zawału, macie tutaj być na czas.
- Tak jest – James skinął na Remusa i obaj po chwili zniknęli.
Lily wyjęła różdżkę i ruszyła przed siebie, słysząc za sobą kroki jej towarzyszy. Po kilku minutach marszu stwierdziła, że ta cisza jej przeszkadza. Była nieznośna. Nie było słychać wiatru, ptaków. Nic. Tak jakby na cały świat rzucono zaklęcie wyciszające. Źle się czuła, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Panikowała i wcale nie zamierzała przestać. To całe zadanie coraz mnie się jej podobało. Mieli tu przyjść, zrobić swoje i wrócić do zamku, a nie bawić się w jakiegoś Sherlocka Holmesa! Przeklęła pod nosem, gdy weszła na suchą gałązkę, która pękła pod jej ciężarem. Usłyszała krzyk Gabrielle i Syriusza, który kazał się jej zamknąć. Odwróciła się.
- To mi się nie podoba. Tutaj jest za cicho. Poza tym tu nic nie ma, chcę wracać. Mogłam zostać w dormitorium – mruknęła.
- Ja też – blondynka spojrzała z wyrzutem na Syriusza, jakby to on był wszystkiemu winien. - Ta cisza mnie zabije.
- Jeszcze chwila, przecież i tak zmierzamy ku wyznaczonemu miejscu. Poza tym przestańcie tchórzyć. Nic nam się nie stanie.
- Łatwo ci mówić, to nie ciebie mogą szukać szmalcownicy* - warknęła Lily.
- Szmalcownicy? O czym ty mówisz?
- Nie mów, że gazet nie czytasz! - Lily wywróciła oczami i ruszyła przed siebie. - Już kilka osób, szlamowatej krwi, uściślając, zaginęło. Ministerstwo podejrzewa, że zostali zabici na zlecenie Sam-Wiesz-Kogo. Ktoś tych ludzi ochrzcił jako szmalcowników – wytłumaczyła.
- Kiedy się o tym dowiedziałaś?
- Całkiem niedawno. Chyba w ostatnim Proroku o tym pisali. Więc sam rozumiesz, że jestem jakby na... celowniku.
- Może to kłamstwo? Ktoś w Proroku może być pod działaniem klątwy.
- Możliwe. Ale już dawno zauważyłam, że do szkoły wróciło mnie osób nieczystej krwi. Nie mówię, że to ci którzy... no wiesz. Dużo osób nie wróciło na ten rok szkolny. Ich rodziny się boją. Szczerze mówiąc – przełknęła ślinę – rodzice też nie chcieli mnie puścić, ale dałam im do myślenia i wróciłam.
- Syriusz może mieć racje – Gabrielle spojrzała na Lily. - Przecież nie wiemy, co dokładnie dzieje się w Ministerstwie. Wszyscy uważają, że jesteśmy za młodzi, więc nic nam nie mówią. Sama-Wiesz-Kto może mieć tam swoich szpiegów, kto wie, może nawet ma we władzy Proroka. A wszyscy tak wierzą w to, co tam piszą. Zwróć zresztą uwagę, że ta wredna Bradley pisze wszystko, co jej ślina na język przyniesie. Wydaje mi się, że nie warto wierzyć w te bzdury, które tam piszą.
- Sama nie wiem. Co nie zmienia faktu, że Sami-Wiecie-Kto chce oczyścić świat z takich osób, jak ja. Oni wszyscy, czysto krwiści, podchodzą do tej sprawy tak samo.
- Nie wszyscy – Syriusz spojrzał groźnie na dziewczynę. - Ja do tego tak nie podchodzę. Gabrielle, James, Remus ani reszta też nie. Gdybyśmy tak do tego podchodzili, już dawno leżałabyś martwa dwa metry pod ziemią.
Lily roześmiała się. Skinęła głową i rozejrzała po uliczce. Byli sami. Spojrzała na zegarek i z niepokojem stwierdziła, że jest już pięć minut po czasie, który sobie wyznaczyli. Zaczęła błądzić wzrokiem po uliczce, ale nic nie zauważyła. Po chwili ktoś pociągnął ją za rękę i zatkał usta. Odwróciła się przerażona i zaczęła okładać swojego oprawcę pięściami.
James stał przed nią zdezorientowany, dopiero po chwili zobaczył strach, który czaił się w jej oczach. Złapał jej ręce i unieruchomił.
- Nie chciałem cię przestraszyć.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej – wysyczała. - Co wy tu robicie?
- Patrz.
Spojrzała w stronę, którą wskazywał i zamarła. Przez bramę przeszła właśnie trójka Ślizgonów. Wyglądali na bardzo pewnych siebie. Szli do przodu, nie oglądając się na boki. Nie sądzili, że ktoś może ich obserwować. Pierwszego z nich, dziewczyna rozpoznała od razu. Przecież tyle lat się przyjaźnili, a raczej uważali, że tak jest. Stwarzali idealną iluzję przyjaźni. Tuż za Severusem Snapem szła Clarisse Lestrange. Na jej twarzy błąkał się lekki uśmiech, gdy dumnie szła przed siebie. Cały ten pochód zamykał Regulus Black. On jeden wyglądał na niepewnego. Z takiej odległości nie mogła tego stwierdzić dokładnie, ale była niemal pewna, że gdyby podeszła bliżej, zobaczyłaby w jego oczach strach. Spojrzała z lękiem na Syriusza, który stał za nią. Jego twarz nie wyrażała jednak niczego. Żadnych uczuć. Patrzył beznamiętnie na wychowanków Domu Węża, tak jakby nie zwrócił uwagi na to, że wśród nich jest członek jego rodziny.
James nadal trzymał ją za rękę, jednak nie zwracała na to uwagi. Powoli wyszła z ich kryjówki i podążyła śladem przyszłych Śmierciożerców. Czuła się jak w filmie dla mugoli. Szli na palcach, tak, by nikt ich nie zauważył. Starali się wtopić w tło, jednak nie bardzo im to wychodziło. Gdy Ślizgoni wyszli na skraj wioski i ruszyli ku górkom, które znajdowały się za nią – odetchnęli. Spokojnie mogli iść dalej, bowiem głazy, które się tutaj znajdowały doskonale ich zakrywały. Po kilku minutach szybkiego marszu, Lily była wyczerpana. Z powrotem zaczęła marzyć o ciepłym łóżku i odprężającej kąpieli.
Przyczaili się za dużym kamieniem, skąd mieli doskonały widok. Ślizgoni zatrzymali się na równym terenie i czekali. Clarisse oparła się o pobliski głaz i zaczęła przyglądać swoim paznokciom. Tylko z niej emanował spokój. Wiedziała po co tu przyszła i wiedziała, czego chce. Żaden z nich nie wyglądał, jakby przyszedł tu pod przymusem.
Po chwili rozległ się trzask i pojawiły się dwie postacie.
Lily od razu rozpoznała kuzynkę Syriusza, Bellatrix. Kobieta rozejrzała się, jakby szukając jakiegoś zagrożenia, po czym spojrzała na Clarisse. Uśmiechnęła się szeroko, po czym uściskała dziewczynę. Musiały być ze sobą blisko. W sumie Syriusz coś wspominał o tym, że jego „kuzyneczka” wyszła za kogoś z rodziny Clarisse. Drugą osobą, która pojawiała się wraz z kobietą, był mężczyzna. Miał ciemne włosy, był dość wysoki i dobrze zbudowany. Stanął z boku i z niechęcią wpatrywał się w swoją towarzyszkę, która przypatrywała się przybyłym.
- Nikt was nie śledził?
- Nikt nie wie, że tu jesteśmy – Clarisse wyprostowała się. - Wyszliśmy z zamku niepostrzeżenie, wszyscy byli w Wielkiej Sali.
- Cudownie. O to właśnie chodziło. Nie chcemy przecież, żeby nasz ukochany dyrektor dowiedział się o tym spotkaniu – mruknęła. - Rudolf bardzo się cieszy, że podjęłaś taką, a nie inną decyzję, Clar.
- Inną? - Lestrange roześmiała się. - Urodziłam się po to, by służyć Czarnemu Panu, Bello. Nigdy bym nie stanęła przeciwko niemu.
Starsza kobieta skinęła głową i wyciągnęła rękę. Każdy z nich złapał ją i zniknęli z głośnym trzaskiem. Mężczyzna, który pojawił się wraz z Bellą, został jeszcze na chwilę. Nadal się rozglądał. Evans wstrzymała oddech, gdy jego wzrok spoczął na niej. Wpatrywał się prosto w jej oczy. Swoimi brązowymi, prawie czarnymi, badał każdy fragment jej twarzy. Po chwili uśmiechnął się lekko i również teleportował.
Gabrielle pociągnęła Lily za rękę, a ta bez zastanowienia jej uległa. Nadal przed oczami miała jego twarz, a w głowie huczała jej jedna myśl. Mimowolnie, nie kontrolując swoich ruchów, biegła za resztą. Zatrzymała się dopiero przy bramie. Syriusz spojrzał na nią z ukosa i również stanął, a za jego przykładem poszła reszta. Wszyscy wpatrywali się w Lily, która przełknęła głośno ślinę.
- On mnie widział.
§♠§

Oto i jest! Nie powiem: nawet mi się podoba. Coś mnie wzięło i postanowiłam podzielić go na dwie części. Mam nadzieję, że wybrnę z tego obronną stroną. Kolejny rozdział zaplanowałam na 15 lutego, jednak nie jestem pewna, czy ukarze się w czasie. Zaczęły mi się ferie i nie wiem, czy będę miała dostęp do internetu.

3 komentarze:

  1. No i bardzo dobrze, że jesteś zadowolona, bo masz z czego;)Naprawdę interesujący rozdział, minął mi zaskakująco szybko i aż szkoda, ze nie dodałaś więcej. Bardzo ładnie opisane uczucia Lily, widać, że wczuwanie się w tę postać przychodzi Ci z łatwością. Bardzo naturalne uczucia, strach, chęć ucieczki uczyniły z niej niezwykle realną postać. Taką ludzką... Przez to wydaje i się bliższa;) Całkiem udany nastrój napięcia, poddenerwowania. W końcu to młodzi ludzie, ich pierwsza misja, nic dziwnego, że nie wiedzą, czego się spodziewać. Spotkanie Ślizgonów intrygujące... Czego się można dalej spodziewać? Tak naprawdę niewiele wiadomo, oprócz tego, że Clarisse chce służyć Voldiemu;) No i końcówka wyszła świetnie. Zrobiła odpowiednie wrażenie. Mam nadzieję, że to, iż Lily została zauważona nie pociągnie za sobą jakiś konsekwencji... Chociaż znając życie na pewno się tak stanie. Co mogę dodać? Już nie mogę się doczekać kolejnej notki. Ach te ferie... Ja ez prawie je zaczęłam i planuję trochę w związku z blogami, aczkolwiek czarno to widzę;P Pozdrawiam serdecznie! [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  2. No i dobrze, że CI się podoba, bo mi także się podoba! ^^
    kurcze, cały czas towarzyszyło mi poczucie takiej tajemniczości, doskonale odczuwałam tę atmosferę, która towarzyszyła Huncwotom i dziewczynom podczas tej wyprawy. Tylko zauważyłam, że nie wspomniałaś nic o Peterze? Nie jest tutaj ważny, czy to dlatego,że wcale go nie było? Może już planuje wstąpić w szeregi Czarnego Pana? -.-
    Tak czy inaczej Lily jest w niebezpieczeństwie, prawda? Bo skoro ten tajemniczy mężczyzna ją widział, to na pewno nie zostanie to pozostawione obłogiem. Z pewnością będą chcieli ją jakoś uciszyć, aby nie wyjawiła nikomu prawdy. W dodatku jest "szlamą". Nic nie stoi im więc na przeszkodzie ;/ No, może oprócz kochających przyjaciół i mogącego dać się za nią pokroić Jamesa. I taaak, James na pewno wydoroślał. W końcu czasy się całkowicie zmieniają, więc musi walczyć o swoje i w końcu przestać zachowywać się jedynie jak dziecko, czyż nie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział naprawdę mi się spodobał. Świetnie opisałaś sytuację, dzięki czemu z niebywałą łatwością udało mi się wczuć w atmosferę :). Oczami wyobraźni doskonale widziałam wszystko, co się tam po kolei dzieje.
    Tak, James się zmienił i to zdecydowanie na lepsze. To na serio pozostaje tylko kwestią czasu, jak Lilka się w nim bujnie :). Hmm, no cóż, rozdział zakończyłaś w bardzo intrygującym momencie... ciekawi mnie, co teraz zrobi ten mężczyzna. Tak więc, czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy