"Hogsmeade cz.2"
Siedziała
i wpatrywała się w czubki swoich butów. Gdzieś jakby z oddali
dolatywały do niej głosy przyjaciół. Czuła na sobie wzrok
Gabrielle, czuła się obserwowana. Nie brała udziału w dyskusji,
która wywiązała się wraz z wejściem do gabinetu dyrektora.
Słyszała, jak Syriusz informuje Albusa Dumbledore'a o tym, że Lily
była zauważona. Słyszała, jak Gabrielle odpowiada za nią. Znów
czuła się taka pusta. Jak porcelanowa lalka, która ma pod sobą
przepaść. Ona właśnie spadała. Leciała w dół, wymachiwała
rękami, chcąc się czegoś złapać. Ale wokół niej była tylko
ciemność. Leciała, aż w końcu doszła do wniosku, że musi
pogodzić się ze swoim losem. Upadła.
Czuła, jak się rozsypuje. Rozległ się głos tłuczonego szkła i
dziewczyna wybudziła się z letargu. Znów siedziała na krześle, a
blondynka trzymała rękę na jej ramieniu.
Podniosła
głowę i spojrzała w przenikliwe oczy dyrektora. Zawsze, gdy na nią
patrzył, miała wrażenie, że czyta jej w myślach. A może właśnie
to w tej chwili robił? Grzebał w jej głowie, szukając informacji,
których przecież nie mógł tam znaleźć! Patrzył na nią, jak na
kogoś wyjątkowego, na ustach miał uśmiech. A przecież była taka
niedoskonała! Jak rysa na nieskazitelnym kawałku szkła. Czuła się
w tej chwili wybrakowana, czuła, że jest niepotrzebnym elementem w
tej całej układance. Jak puzzel, który nie pasuje do tysiąca
innych. Czuła się taka inna.
Znów
wbiła wzrok w swoje buty, starając się uspokoić serce, które
biło jak oszalałe. Denerwowała się bez powodu, szukała czegoś w
czym mogłaby zawinić. Jeszcze raz przed oczami stawały jej
wszystkie rzeczy, które robiła. Nie musiała czuć się winna, a
jednak czuła. Zaczerpnęła powietrza. Przecież nie znała tego
mężczyzny, nigdy wcześniej go nie widziała i miała wielką
nadzieję, że więcej go nie zobaczy. W ogóle nie powinna iść do
tej wioski! Powinna zostać w zamku, powinna zachować się jak
tchórz, a wtedy to wszystko nie miałoby miejsca.
-
Lily? - Pokręciła głową, jakby chcąc odgonić wszelkie myśli.
Spojrzała
na dyrektora ponownie. Siedział w tej samej pozycji i wciąż się w
nią wpatrywał. W gabinecie zaległa niesamowita, niczym nie zmącona
cisza. Nie była przyjemna. Drażniła uszy, pchała ludzi na skraj
szaleństwa, jednak nikt nie miał odwagi się odezwać. Nikt nie
chciał powiedzieć pierwszego słowa, które mogło zaważyć na
dalszej konwersacji. Wszyscy wpatrywali się w jakieś odległe
punkty, tylko ona tkwiła w miejscu i uparcie patrzyła w oczy
starca, który siedział tuż przed nią. Nie chciała opuścić
wzroku. Czuła, że gdy to zrobi – przegra. Podjęła grę, w
której stawką było wszystko. Jej
uczucia, jej obawy, jej myśli. Gdyby
teraz się poddała, oznaczałoby to, że miała rację. Że jest
słaba. Zagryzła wargę, nie opuszczając wzroku. Nie
mogła być tą pierwszą.
-
Czy jest cokolwiek, co chciałabyś dodać, do wyjaśnień pani
przyjaciół?
-
Nie. - Powiedziała to stanowczo, nie miała zamiaru nic dodawać,
tym bardziej, że nie dokładnie słuchała tego, co mówili
wcześniej.
-
W takim razie mam jeszcze jedno pytanie, ten mężczyzna, czy
widziałaś go kiedykolwiek? W gazecie, na ogłoszeniu, gdziekolwiek?
-
Nie, zobaczyła go dziś po raz pierwszy. Nigdy wcześniej go nie
widziałam.
-
Dziękuję – dyrektor wstał. - Cieszę się, że wam się udało.
A teraz uciekajcie na kolacje.
Lily
wstała i ruszyła do drzwi. Nie panowała nad swoim ciałem, szła
tak jakby była robotem. Zeszła po schodach, skręciła, szła
prosto, skręciła. Zacisnęła pięści. Musiała się otrząsnąć.
Takie zachowanie mogło wpędzić ją w chorobę, a przecież nie
chciała wylądować w Mungu. Ostatnimi czasy często zachowywała
się dziwnie, często przestawała kontaktować z rzeczywistością,
chodziła zamyślona. Nie reagowała, gdy ktoś do niej mówił. Tak,
zachowywała się co najmniej dziwnie.
-
Lily?
-
Tak, Gabrielle?
-
Jak się czujesz? Słuchaj... Wiem, że możesz być nieco
przewrażliwiona, ale nie mamy pewności, że ten mężczyzna cię
widział. No wiesz, może ci się tylko...
-
Nie zdawało mi się, widział mnie. Nie chcę o tym rozmawiać. Było
minęło.
-
I takie podejście mi się podoba – Syriusz zaczął jeść
szarlotkę. - No wiesz, co ma być to będzie, racja? Zresztą, gdyby
chciał nam coś zrobić, to by to zrobił, a on się teleportował
Merlin wie gdzie.
Lily
uśmiechnęła się lekko. Miał racje. Gdyby chciał ich zaatakować,
po prostu by to zrobił. Odetchnęła. Zerknęła na Syriusza, który
teraz grzebał widelcem w swoim talerzu. Zmarszczyła brwi. Była
prawie pewna, że wie, co mu chodzi po głowie. Wszystko sprowadzało
się do jednego. Do młodszego brata Syriusza, Regulusa Blacka. Mogła
tylko podejrzewać, co chłopak teraz czuje. Owszem, nie mieli zbyt
dobrych kontaktów, w sumie, to nie mieli w ogóle kontaktów. Mijali
się na korytarzach bez słowa, rzucali w swoją stronę ironiczne
spojrzenia, czasami Łapa rzucił nawet w stronę swojego brata jakąś
kąśliwą uwagę. Mimo to byli braćmi. Coś ich łączyło. Może
żaden nie chciał się do tego przyznać, ale zależało im na sobie
nawzajem. Jednak byli z innych domów, a już samo to postawiło
między nimi jakiś niewidoczny mur, który z każdym dniem się
powiększał, a oni zdawali się do tego przywyknąć. W końcu
starszy Black przestał spędzać czas w domu, zaczął mieszkać u
Jamesa i to właśnie okularnik stał się jego bratem.
Lily
powoli zaczęła jeść ciasto, które wcześniej nałożyła sobie
na talerz. Każde z nich tak wiele już straciło. Wojna tak naprawdę
się jeszcze nie zaczęła, a ludzie już odnosili starty. Każdego
dnia gazety informowały o nowych zaginięciach, morderstwach,
porwaniach. Każdego dnia, ktoś dowiadywał się, że już więcej
nie zobaczy swojego bliskiego. A ona? Co ona miała?
Okłamywali
ją. Tak wiele razy ją okłamali! Przez prawie siedemnaście lat jej
życia, nie wspomnieli o tym, że nie jest ich biologiczną córką.
Sami sprawili, że zaczęła się od nich oddalać. Rodzice nie
powinni oszukiwać swoich dzieci. Nie powinni ich okłamywać. Może
ich kłamstwo by jeszcze zniosła, ale wzroku Petunii, nie potrafiła
znieść. Patrzyła na nią z pogardą, z wyższością. Jakby była
lepsza. A gdy dowiedziała się prawdy... Zaczęła traktować ją
jak powietrze. Ona, jej własna siostra, przed którą nigdy nie
miała tajemnic, z którą zawsze mogła o wszystkim porozmawiać,
zaczęła udawać, że nie istnieje. To bolało.
-
Halo! Ziemia do Lily! - Ocknęła się i spojrzała na blondynkę. -
No nareszcie! Nad czym tak gorączkowo rozmyślałaś? Dobra,
nieważne. Chodź, idziemy. Trzeba wyciszyć wieżę Gryffindoru.
Syriusz wspominał coś o imprezie.
-
Imprezie? - Lily uniosła brwi i uśmiechnęła się chytrze. -
Pamiętasz co wydarzyło się na ostatniej? Tym razem nie zapomnę o
aparacie.
-
Tym razem nic takiego się nie wydarzy – ucięła niebieskooka. -
Może szanowny pan Black o tym marzy, ale nie tym razem.
-
Daj spokój, serio w to wierzysz? Trochę alkoholu i będziesz jego.
-
Słucham?! Za kogo ty mnie masz?!
-
Za bardzo atrakcyjną dziewczynę, która podoba się Syriuszowi i
której on się również podoba, czy jakoś tak.
-
Dobry żart, serio. Długo nad nim myślałaś? - Lily wywróciła
oczami. - Ja nie wiem... Co wy wszyscy macie z tym swataniem. On mi
się nie podoba.
-
Jasne, jasne. Wmawiaj sobie. Karmelki.
Gruba
Dama patrzyła na nie z uśmiechem, po czym otworzyła wejście do
pokoju. Lily od razu zajęła miejsce na kanapie, obok kominka i ze
stołu porwała jakąś książkę. Po chwili była jednak zmuszona
oddać ją jakiemuś pierwszoklasiście. Założyła ręce na piersi.
Spojrzała ponuro na przyjaciółkę.
-
Wcale nie podoba mi się pomysł Syriusza.
-
Nie bądź taka naburmuszona, no! Przecież będzie fajnie, może ty
i James...
-
GABRIELLE! Kompletnie zbzikowałaś?
-
No przecież miałaś iść z nim na randkę.
-
To nie miała być randka, tylko spotkanie... dwójki kolegów. Poza
tym do niczego nie doszło, pamiętasz? Między mną, a nim nic nie
ma. NIC. To pajac.
-
Jasne, wmawiaj sobie – blondynka pokazała jej język i czmychnęła
do dormitorium.
○○○
Impreza
nie doszła do skutku. A raczej doszła, ale została brutalnie
przerwana przez opiekunkę Gryfonów, która nagle wparowała do
pokoju wspólnego i ukarała Gryffindor utratą dwudziestu punkt za
zakłócanie ciszy nocnej, a Huncwotów tygodniowym szlabanem, za
zorganizowanie zabawy bez jej wiedzy. Tak więc Lily wraz z Gabrielle
i Dorcas siedziały w swoim dormitorium i zastanawiały się co robić
ponieważ, mimo późnej godziny, żadnej z nich nie chciało się
spać. Rudowłosa wgramoliła się na łóżko blondynki i usiadła
za nią, zaczynając bawić się jej włosami. W końcu zdecydowała,
że zrobi jej warkocza i ignorując protesty przyjaciółki, wzięła
się do pracy.
-
Czyli jeśli pokonacie teraz Puchonów, to tak naprawdę puchar macie
w ręce? - Lily spojrzała na obie dziewczyny.
-
Niedokładnie. Czekają nas w sumie jeszcze trzy mecze, a poza tym
musimy pilnować wyników innych. Jeśli wygramy z Puchonami, a potem
oni wygrają z Krukonami, a my pokonamy następnie Krukonów, to na
naszej drodze będą stali tylko i wyłącznie Ślizgoni. Ale Puchoni
musieliby wygrać z Krukonami przewagą stu pięćdziesięciu
punktów, co z ich obecnym składem... Powiem tak: wszystko zależy
od tego, czy wygramy. Na końcu i tak będziemy musieli zmierzyć się
z tym obślizgłymi gadami – wywróciła oczami. - Ostatnio są w
kiepskiej formie, więc będzie łatwo. Poza tym mamy Jamesa no i
Gabrielle. Ich się nie da zastąpić!
-
Hej! Zawstydzasz mnie! - Blondynka teatralnie spuściła głowę. -
Chodzi o to, że wszystko zależy od Puchonów, rozumiesz, prawda?
Rudowłosa
skinęła głową i po chwili usiadła obok Dorcas na podłodze.
-
W tym roku na pewno wam się uda. Jesteście świetni.
-
Dobra, Lily, co się dzieje? - Dorcas uniosła brwi. - Rozmawiasz z
nami o QUIDDITCHU. Ty, osoba, która chyba najbardziej nie lubi tej
gry!
-
Tu nie chodzi o to, że jej nie lubię, po prostu nie potrafię
zrozumieć. Ale masz rację. Ja się w tym wszystkim trochę gubię.
-
Co masz na myśli?
-
No wiesz, dowiedziałam się, że jestem adoptowana, rodzice mnie
okłamywali. Nie chcę wracać tam na święta, dlatego postanowiłam
spędzić je w zamku. Poza tym trochę poplątałam się w moich
uczuciach. Głównie chodzi o...
-
Jamesa? - wpadła jej w słowo Gabrielle. - A nie mówiłam ci, że
go kochasz?! Ale ty nigdy nie chcesz mnie słuchać! A chyba pora
zacząć. Zobaczysz, jeszcze będę ci pomagać wybierać suknię
ślubną!
-
Jasne, zacznij już planować wesele, a najlepiej by było, gdybyś
wymyślała już imiona dla naszych dzieci.
-
Ty wiesz, że to wcale nie jest taki głupi pomysł?
-
Dasz mi dokończyć, czy nie? No więc chodzi o to, że zaczęłam
JAMESA traktować inaczej. Tak jakby dostrzegać jego inną stronę?
Sama już nie wiem. Zaczął mnie interesować. Chciałabym odkryć
jego sekrety, poznać jego marzenia... Merlinie, wariuję. A
najgorsze jest to, że każdego dnia zastanawiam się, czy nie
oceniałam go zbyt surowo.
Umilkła
i założyła ręce na piersi. Wcale nie miała zamiaru przyznawać
się do tego, że się zakochała. Do samej siebie nie dopuszczała
tej myśli, nie chciała o tym słyszeć, a co dopiero wypowiedzieć
to na głos! Pogrążyłaby się ostatecznie, a Gabrielle nie dałaby
mu spokoju. To byłby jej ostateczny koniec. Ona i James Potter!
Przecież byli, jak ogień i woda. Wcale do siebie nie pasowali. On –
psotnik, Huncwot. Ona – pani prefekt. Czy to się nie wykluczało?
Miłość
to jednak niesamowicie skomplikowana sprawa.
◄►
Ten rozdział jest taki nijaki. Może to tylko moje wrażenie, ale w nim się nic nie klei! No normalnie nic! Nawet nie wiem dlaczego go napisałam. Po prostu, ot tak, bo mi się zachciało.
Przepraszam wszystkich, których nie powiadomiłam o dodaniu ostatniego rozdziału!
I zapraszam na mojego nowego bloga: Sekret przeznaczenia (tematyka nie Potterowska!)
A więc mam odpowiedź na temat, czy tamto drugie opowiadanie jest autorskie, hehe ;d
OdpowiedzUsuńAle teraz jesteśmy tutaj!
No, ja całkowicie rozumiem Lily. Gdybym dowiedziała się, że jestem adoptowana, to też bym się tak zagubiła. Kto wie, co jeszcze bym zrobiła. Nie wiem, czy byłabym w stanie wybaczyć im, że mnie przez cały ten czas okłamywali. To jest straszne. Ale w końcu pewnie i tak bym się przemogła i z nimi porozmawiała, wybaczyła. Najgorsze to, że i tak zawsze bym pamiętała.
A Petunia? Nienawidzę jej, od zawsze. Jest głupią, zazdrosną dziewuchą. Nie rozumie, że tak naprawdę Lily się nie prosiła o to, co dostała. A gdyby to Petunia miała ten dar, a nie Lily? Wtedy pewnie czułaby się lepsza, bo to ona jest "większa" aniżeli Lily. Po prostu jest to durne, zazdrosne, narcystyczne dziewczę, które naprawdę nie dba o innych, tylko o siebie ;x
Co do Gabrielle i Syriusza, to chyba każdy wie, że oni będą razem ;d To po prostu jest im zapisane w gwiazdach i tyle. A jeśli nie, to Syriusz będzie samotny ;d
I cieszę się, że u Ciebie także jest tak, że Blackowie jednak się kochają i zależy im na sobie, mimo iż nie potrafią sobie tego powiedzieć. No, ale to niestety jest niemożliwe. Żaden z nich się nie ugnie, przecież są zbyt silni, hardzi ;x
No więc jestem i już komentuję;)
OdpowiedzUsuńJa tam nie wiem, czemu rozdział uważasz za nijaki. Mnie się podobał. Wcale sie nie dziwię, że Lily ma nieco namieszane w głowie. Wiadomość o adopcji, stres związany z misją oraz zakochanie... To może skołować człowieka. Bardzo ładnie oddałaś mętlik w jej głowie. I Dumbledore... Tego gościa nigdy nie mogłam rozgryźć, ale to chyba właśnie jest w nim takie interesujące.
Co do rodziców, to chyba straszna wiadomość. Najbardziej irytujące jest jednak zachowanie Petunii. Może gdyby jakoś wsparła Lily, jakoś łatwiej byłoby jej się ze wszystkim pogodzić. Tymczasem wolała się od niej całkowicie odwrócić. Ech...
No i w końcu miłość. Zdanie podsumowujące rozdział bardzo ładnie ją oddaje;) Lily i Gabrielle wciąż nie mogą zrozumieć, że zakochały się w facetach, którzy są tak niepasujący do ich wyobrażeń;)
I co Ty piszesz? To ostatni rozdział?? No weź... Mam nadzieję, że jednak nie;)
A i mam jeszcze pytanie. Jak Ci się udało ustawić tak ładnie linki w menu?? Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]