niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział 11


Paranoja”



Ból. Cierpienie. Zawiść. Przerażenie. Szok.
Musiała powoli zacząć przyzwyczajać się do tych odczuć. Wiedziała, że od teraz mogą jej towarzyszyć już zawsze. Codziennie wstawała rano i patrzyła w lustro dziwnie martwym spojrzeniem. W odbiciu nadal widziała tą rudą osóbkę, którą była. Jednak od jakiegoś czasu w jej spojrzeniu nie dało się wyłapać tych wesołych ogników, które przeważnie tam gościły. Wszystko było piękne, aż nadszedł środek listopada, a ona zapadła się w sobie. Nie potrafiła odnaleźć Lily, którą tak niedawno była. Zdawała sobie sprawę, że o n a wciąż się tam kryje, ale była zbyt głęboko, by wyjść na powierzchnie. Miała wrażenie, że nie ona jedyna się tak czuła. Huncwoci przestali kpić i żartować ze wszystkich naokoło, przygaśli. Gabrielle stała się milcząca, co u niej śmiało można by określić mianem choroby.
Jednak to wszystko najbardziej odbijało się na niej, na Lily Evans.
Wszystko zaczęło się od pamiętnej rozmowy z Albusem Dumbledorem, który zlecił im zadanie dla Zakonu Feniksa. Pierwsza reakcja? Szczęście, podniecie, chęć wykazania się. Ale potem? Potem było gorzej. Gdy po wielu godzinach rozmowy w wieży Gryffindoru doszli do wspólnych wniosków, całą radość szlag trafił. Bali się. Cholernie się bali. Zadanie z pozoru wydawało się łatwe, ale jednak... coś ich przerażało. Jakaś nieznana siła mąciła im w głowach, by w końcu zamieścić tam jedną myśl.
Niebezpieczeństwo.
Co prawda byli bardzo dobrymi czarodziejami. Młodymi, ale dobrymi. Wiedzieli, że sobie poradzą. Bo w końcu czy tak trudno walczyć o dobrą sprawę?

Piątka uczniów patrzyła na dyrektora uważnie. Spijali każde jego słowo, chcąc zapamiętać dokładnie to, co do nich mówił. Byli zniecierpliwieni.
- Zakon ma informacje na temat tego, że niedługo w Hogsmeade pojawią się Śmierciożercy – Gabrielle zaczerpnęła głośno powietrza. - Chciałbym was prosić o to, abyście obserwowali wioskę tego dnia. Dokładną datę wam podam, bowiem informacje o dniu spotkania jeszcze do mnie nie dotarły. Zapewne zastanawiacie się, dlaczego nie mogą zrobić tego aurorzy, prawda? - Starzec uśmiechnął się lekko. - To proste. Wy, jako uczniowie nie będziecie zwracać na siebie uwagi. Nikt nie będzie was podejrzewał o to, że wykonujecie zadanie. Aurorzy mogliby się zdradzić, tym bardziej, że poplecznicy Voldemorta stali się ostatnimi czasy bardzo uważni. Chcę jednak, żebyście wiedzieli, że będziecie mieć zabezpieczoną opiekę. Gdyby coś poszło po nie naszej myśli... zostaniecie eskortowani z powrotem do zamku.

Odetchnęła głęboko. Minęły dwa tygodnie od tej rozmowy, a oni jeszcze nie znali konkretnego dnia. Mimo to, Lily od pewnego czasu nie jadała śniadań, obiadów i kolacji. Gdy Syriusz przynosił jej jakieś kanapki, zjadała je z wielką gulą w gardle. Nie mogła nic przełknąć. Źle sypiała po nocach. Rankiem była zmęczona, co sprawiało, że nie bardzo uważała na lekcjach. Wszystko to miało związek z jej obecnym wyglądem i stanem psychicznym. Jej blada cera, teraz była bladsza od zwykłej kartki papieru. Pod oczami miała sińce, które ukrywała dzięki pomocy magii. Wciąż ziewała. Gabrielle martwiła się o nią, choć sama nie była w lepszym stanie. Huncwoci po kilku kłótniach przestali poruszać temat jej samopoczucia, co w sumie było jej na rękę.
N i e w i e d z i a ł a czemu tak reaguje.
Przecież od końca piątej klasy wiedziała, co chce robić. Wiedziała, że będzie miała czynny udział w wojnie, która się zbliżała. Miała być aurorem i walczyć o lepsze jutro. O lepszy świat. Walczyć o to, by przyszłe pokolenia miały lepsze życie od niej. Od nich wszystkich. A zwykłe zadanie ją przerażało.
Odetchnęła głęboko i zarzuciła torbę na ramię. Czas zmierzyć się z rzeczywistością. Czas przestać się bać.
Otrzepała szatę z niewidocznego kurzu i ruszyła w stronę wyjścia z dormitorium. Gabrielle już w nim nie było, a Dorcas nadal smacznie spała w swoim łóżku. No tak, już wcześniej mówiła, że nie zamierza wstawać w sobotę z samego ranka. Jak to stwierdziła „do czegoś ten weekend musi wykorzystać”. Rudowłosa uśmiechnęła się lekko i weszła do pokoju wspólnego.
Jej wzrok od razu powędrował do foteli przy kominku, ale ze smutkiem stwierdziła, że są one puste. Wzruszyła ramionami i porwała z wieszaka swój granatowy płaszcz. Zarzuciła go na siebie i szczelnie opatuliła szalikiem. Na ręce założyła zielone rękawiczki i ruszyła ku wyjściu. Zaczęła szybko zbiegać po schodach i już po paru minutach stała w sali wejściowej, patrząc na wielkie drzwi, które się przed nią znajdowały. Na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Pchnęła je i po chwili patrzyła na błonia zasypane białym puchem.
O tak, w połowie listopada spadł śnieg. Biały puch sięgał poza kostki i przyozdabiał drzewa. Wszystko wyglądało, jak z bajki. Spojrzała na rzeźbę lodową, która stała tuż przy wejściu. Przedstawiała ona potężnego lwa, opatulonego szalikiem, w paszczy trzymał wijącego się węża. Doskonale pamiętała dzień w którym Gabrielle wpadła do dormitorium i opowiedziała jej o swoim dziele sztuki, które wykonała przy małej pomocy Syriusza. Ale ona nie miała wtedy zamiaru na oglądanie rzeźb. Nie miała ochoty na nic.
Wciąż z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę jeziora, po drodze mijając bałwana, który do niej pomachał. Zaśmiała się głośno, a po chwili biegiem ruszyła na przód, widząc przed sobą blond czuprynę swojej przyjaciółki. Skoczyła na nią i obydwie wpadły w zaspę. Gabrielle spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Lily?
- A kto niby inny? - zielonooka wyszczerzyła zęby. - Już dobrze.
- Cieszę się.
Blondynka objęła dziewczynę, jednak nie mogły długo cieszyć się swoją obecnością, bowiem na twarzy Lily wylądowała sporych rozmiarów śnieżka. Krzyknęła głośno i rozejrzała się. Jej wzrok spoczął na Jamesie, który patrzył wymownie w niebo. Wytrzeszczyła oczy i niewiele myśląc rzuciła się na niego, nacierając jego twarz śniegiem.

- Harrison, przestań kichać – Syriusz spojrzał na dziewczynę morderczym wzrokiem.
- Mogłeś o tym pomyśleć zanim nawrzucałeś mi śniegu za koszulkę, bałwanie! - warknęła. - Lily, pomogłabyś mi!
Zielonooka spojrzała na swoją przyjaciółkę, jakby ta była psychicznie chora. Wcale nie zamierzała wtrącać się w jej stosunki z chłopakiem.
- Nie wydaje mi się, żeby moja pomoc była ci potrzebna – rzuciła. - Doskonale sobie sama radzisz.
Blond włosa spojrzała na nią oburzona i odwróciła się ku Syriuszowi. Ten wyszczerzył zęby i uniósł brwi do góry.
- Black, doprowadzasz mnie do szału! Nie możesz sobie znaleźć innego obiektu westchnień? N i e j e s t e m zainteresowana, rozumiesz? - wywróciła oczami. - Wierz mi, nie należę do grupy twoich wielbicielek. Może byś spełnił marzenie któreś z nich, co?
- Chciałbym, ale jakoś żadna nie potrafi się ze mną dogadać tak, jak ty.
- Dogadać?! Na brodę Merlina, człowieku! My na siebie warczymy!
- No właśnie – podsumował.
Lily spojrzała na Remusa, który wybuchnął śmiechem i złapał się za brzuch. Pierwszy raz widziała chłopaka tak z czegoś zadowolonego. Zaczęła się obawiać, że zachorował, ale po chwili się opamiętała. Chłopak wskazywał ręką na Jamesa, który stał nieopodal. Wzrok rudowłosej również się tam przeniósł i zamarła. Przez chwilę zastanawiała się, co ma zrobić, by po chwili dołączyć do blondyna.
Okularnik stał przed brunetką z siódmego roku z pudełkiem czekoladek. Z wcześniejszej rozmowy Lily wywnioskowała, że chyba chciał się z nią umówić. Tuż obok chłopaka stał Gryfon, którego znała tylko z widzenia, mimo to szybko wywnioskowała, że on i brunetka są parą. Niestety, James nie miał tyle szczęścia i już po chwili wisiał głową w dół, a siódmoklasista wpatrywał się w niego z furią.
- To moja dziewczyna, idioto – wysyczał.
Lily wyszczerzyła zęby i puściła oko do Lunatyka, który nadal uśmiechnięty usiadł obok niej na kanapie. Zerknęła na książkę, którą trzymał w ręce. Nie miała tytułu. Czarna okładka wyglądała na bardzo starą, rogi były pozaginane. Zmarszczyła brwi. Widziała już gdzieś tą książkę, zapewne w dziale Ksiąg Zakazanych – już sam jej tytuł, który właśnie sobie przypomniała, do tego sprowadzał „Tajniki Czarnej Magii oraz jak ją przezwyciężyć”. Kiedyś chciała ją wypożyczyć, ale w ostateczności zrezygnowała z tego pomysłu.
- Lily? - dziewczyna spojrzała na Gabrielle.
- Coś się stało?
- Nie, skądże. No, może Black doprowadził mnie do szału i mam ochotę go zabić i sprawić, żeby jego śmierć była bardzo bolesna, ale poza tym to nic. Po prostu chciałam pogadać. Chyba dopada mnie... paranoja.
- Paranoja?
- No tak – pociągnęła Lily za rękę i zatrzymała się pod oknem, usiadły. - Bo widzisz, chodzi o to zadanie.
Och.
- Tylko proszę, nie weź mnie za jakąś wariatkę, dobra? - Blondynka uśmiechnęła się blado. - Bo widzisz, chodzi o to, że gdziekolwiek bym się nie znalazła mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Na przykład dziś, podczas długiej przerwy szłam do toalety Jęczącej Marty, no wiesz, lubię czasami tam iść ot tak, posiedzieć. No i szłam pustym korytarzem i nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Rozglądałam się na boki, ale nikogo nie zauważyłam. Nikogo, a przecież gdyby ktoś tam był, to bym chyba tą osobę widziała, tak?  
- A może...
- Wiem, mogło mi się wydawać. Ale od pewnego czasu wciąż towarzyszy mi to samo uczucie. Tak jakbym była śledzona. Dlatego ostatnio byłam taka cicha, nie chciałam czegoś głupiego, a zarazem ważnego wypaplać. Może to nie byłoby takie dziwne, gdyby nie fakt, że za każdym razem, gdy to uczucie mi towarzyszy, to potem niespodziewanie wpadam na Clarisse. Wiesz, że działa mi na nerwy, ale ostatnio... zaczęłam się jej obawiać. Jest, jak cień! Gorzej niż Snape. Skrada się, czai, by na końcu zaatakować. Jeśli tak dalej pójdzie, to w przypływie paniki zabije ją na miejscu.
- Daj spokój! Może po prostu to sobie wyobrażasz, bo boisz się tego zadania? To zupełnie, jak ja. Musiałam się z tym uporać, bo cały czas się bałam, że coś pójdzie źle. A przecież wiesz, że ja z natury się nie boję.
- Wiem, wiem. Ale... przecież dyrektor zapewnił, że nic nam się nie stanie.
- Wiem – wyszeptała.
Krzyknęła cicho, gdy na jej kolanach wylądowała mała, brązowa sowa. Patrzyła na nią swoimi przenikliwymi, czarnymi oczami. Do nóżki miała przywiązany mały kawałek pergaminu. Lily drżącymi rękami odwiązała go, a jej nowa towarzyszka, po cichym zahukaniu – odleciała. Dziewczyna spojrzała na ładne, pochyłe pismo i pokazała liścik Gabrielle. Przełknęła ślinę.

Wioska Hogsmeade, sobota, godzina 16:00. Uważajcie na siebie. Powodzenia.
Albus Dumbledore

◄►
No... wiem, że się trochę spóźniłam. Jakoś nie chciało mi się publikować tej notki, ale w końcu się zmotywowałam i oto jest. Ocenę jej pozostawiam Wam. Mam również kilka (właściwie to dwie) informacji:
  1. Postanowiłam, że będę odpowiadała na Wasze komentarze. Dlatego możecie się spodziewać, że zawsze znajdziecie odpowiedź. Zobaczę, jak mi to będzie wychodziło ;)
  2. Kolejny rozdział pojawi się za około trzy tygodnie. Wiem, że późno, ale muszę nadrobić zaległości w szkole, po nieobecnościach.
Nienawidzę być chora -.- Ale przynajmniej mam co oglądać. Po prostu zakochałam się w Zagubionych

A tak z innej beczki, to kiedy zaczynacie ferie? ;) Ja dopiero w lutym ;o.   

9 komentarzy:

  1. Hej;)
    Co do ferii, znam Twój ból, zaczynam dopiero 11 lutego w ostatniej turze. Ja już się czuję feriowo, a tu jeszcze trzy tygodnie... Cieszę się, że udało ci się wstawić rozdział. Ciekawa byłam dalszego przebiegu wydarzeń. No i masz śliczny, taki subtelny nowy szablon;)
    A teraz do rzeczy, czyli o rozdziale. Całkiem spokojny, co wcale nie oznacza, że nudny. Wręcz tak jakoś szybko mi minął. Bardzo ładnie opisane uczucia Lily, jak i pozostałych bohaterów. Takie były prawdziwe... Strach jest całkiem naturalny w takiej sytuacji i cieszę się, że nie są tacy nieustraszeni. Nie no opisy to zdecydowanie Twoja mocna strona. Kłótnie Harrison i Syriusza jak zawsze mnie powalają. Tacy są uroczy... No i w kocu otrzymali datę zadania. Bardzo jestem ciekawa, jak im pójdzie. No i czy obawy Gabrielle związane z Clarisse są uzasadnione. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ja też mam w ostatniej turze ;D No... cóż sprawa Clarisse oczywiście się wyjaśni, jednak będzie trzeba na to trochę poczekać ;)

      Usuń
  2. Zacznę od najprzyjemniejszego! Ja już mam ferie ;D No, tydzień mi został :( Zagubionych także uwielbiam, co już pisałam, więc wiiitaj w klubie ;d
    Jeśli chodzi o rozdział, to był jak dla mnie krótki. Albo po prostu szybko go przeczytałam, nie wiem... W każdym bądź razie podoba mi się. Ja to się zaczęłam śmiać już wtedy, kiedy Gabrielle powiedziała SYriuszowi, że na siebie WARCZĄ, a on "no właśnie". Taaak, psy uwielbiają na siebie warczeć, to i jemu to sprawia przyjemność ;d Żal mi Jamesa, biedaczysko zostało wystawione, o nie. Nie został wystawiony. On został poniżony przez siódmoklasistę! hahahha xd Jejku, po cóż on chciał się umawiać z tą dziewczyną? Nie wystarczy mu Lily? ;>
    Strasznie ciekawi mnie jak przebiegnie wizyta młodych członków Zakonu w Hogsmeade. CIekawe, czy będzie jakiś rozlew krwi. Może tak? ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęściara!
      No tak, rozdział wcale nie należy do najdłuższych i muszę Cię zmartwić, bo kolejny teraz raczej nie będzie do nich należał. Piszę aż mi się wena nie skończy, a potem nie próbuję nic dodawać na siłę, bo moim zdaniem wyglądałoby to "sztucznie". Co do tej krwi... Nie lubię krwi ;D Poza tym musisz poczekać na kolejny rozdział, by przekonać się, co to zadanie wniesie do opowiadania ;)

      Usuń
  3. Witaj!
    Ja właśnie powoli kończę 2 tydzień ferii... :( Nawet nie chcę myśleć o powrocie do szkoły i czekających mnie sprawdzianach, kartkówkach i wielu innych nie fajnych rzeczach.
    Co do rozdziału, to faktycznie trochę za krótki. Czuje lekki niedosyt. Ale koniec krytykowania! Masz lekki styl pisania i nie plątasz się bezsensownie w długaśnych opisach za co ogromny plus.
    Będę śledzić tego bloga na bieżąco i zapraszam do siebie w wolnej chwili na jestes-jedyny i zapomniane-twarze.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od tego - cudowny szablon :)
    Wybacz, że nie będę się dziś długo rozpisywać, ale czas mnie goni. Rozdział był lekki i przyjemny, a najbardziej zauroczyły mnie w nim przemyślenia Lily. Jest naprawdę dojrzała i podchodzi do sprawy ze zdrowym rozsądkiem, jeśli można tak powiedzieć. Dobrze odbiera rzeczywistość i co najważniejsze - jej postać nie jest przesadzona i wyolbrzymiona, z czym często się spotyka w historiach o podobnej tematyce, więc brawo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na www.ocenowo.blogspot.com pojawiła się informacja.
    Serdecznie przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie.
    Z przykrościom informuję, że ocenialnia Ocenowo zakańcza swoją działalność. Niestety ocena twojego bloga nie zostanie opublikowana.
    Za wszelkie trudności przepraszamy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas ferie też wypadają w ostatniej turze :) Taki urok mojego województwa. Ale przynajmniej my będziemy odpoczywać, gdy inni już pracują, no i po feriach będzie już bliżej do wakacji!
    Czytam Twoje opowiadanie od jakiegoś czasu i sprawia mi wielką przyjemność - jest takie leciutkie i zabawne, dokładnie takie, jakie powinny być historie o Jamesie i Lily. To jest taka nieśmiertelna historia miłosna! Uwielbiam!
    Nie zapominasz o wojnie, co też się chwali, wielu ludzi pomija fakt, że Voldemort już wtedy działał :)
    Z niecierpliwością czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy