„Paranoja”
Ból.
Cierpienie. Zawiść. Przerażenie. Szok.
Musiała
powoli zacząć przyzwyczajać się do tych odczuć. Wiedziała, że
od teraz mogą jej towarzyszyć już zawsze. Codziennie wstawała
rano i patrzyła w lustro dziwnie martwym spojrzeniem. W odbiciu
nadal widziała tą rudą osóbkę, którą była. Jednak od jakiegoś
czasu w jej spojrzeniu nie dało się wyłapać tych wesołych
ogników, które przeważnie tam gościły. Wszystko było piękne,
aż nadszedł środek listopada, a ona zapadła się w sobie. Nie
potrafiła odnaleźć Lily, którą tak niedawno była. Zdawała
sobie sprawę, że o n a wciąż się tam kryje, ale
była zbyt głęboko, by wyjść na powierzchnie. Miała wrażenie,
że nie ona jedyna się tak czuła. Huncwoci przestali kpić i
żartować ze wszystkich naokoło, przygaśli. Gabrielle stała się
milcząca, co u niej śmiało można by określić mianem choroby.
Jednak
to wszystko najbardziej odbijało się na niej, na Lily Evans.
Wszystko
zaczęło się od pamiętnej rozmowy z Albusem Dumbledorem, który
zlecił im zadanie dla Zakonu Feniksa. Pierwsza reakcja? Szczęście,
podniecie, chęć wykazania się. Ale potem? Potem było gorzej. Gdy
po wielu godzinach rozmowy w wieży Gryffindoru doszli do wspólnych
wniosków, całą radość szlag trafił. Bali się. Cholernie się
bali. Zadanie z pozoru wydawało się łatwe, ale jednak... coś ich
przerażało. Jakaś nieznana siła mąciła im w głowach, by w
końcu zamieścić tam jedną myśl.
Niebezpieczeństwo.
Co
prawda byli bardzo dobrymi czarodziejami. Młodymi, ale dobrymi.
Wiedzieli, że sobie poradzą. Bo w końcu czy tak trudno walczyć o
dobrą sprawę?
Piątka
uczniów patrzyła na dyrektora uważnie. Spijali każde jego słowo,
chcąc zapamiętać dokładnie to, co do nich mówił. Byli
zniecierpliwieni.
-
Zakon ma informacje na temat tego, że niedługo w Hogsmeade pojawią
się Śmierciożercy – Gabrielle zaczerpnęła głośno powietrza.
- Chciałbym was prosić o to, abyście obserwowali wioskę tego
dnia. Dokładną datę wam podam, bowiem informacje o dniu spotkania
jeszcze do mnie nie dotarły. Zapewne zastanawiacie się, dlaczego
nie mogą zrobić tego aurorzy, prawda? - Starzec uśmiechnął się
lekko. - To proste. Wy, jako uczniowie nie będziecie zwracać na
siebie uwagi. Nikt nie będzie was podejrzewał o to, że wykonujecie
zadanie. Aurorzy mogliby się zdradzić, tym bardziej, że
poplecznicy Voldemorta stali się ostatnimi czasy bardzo uważni.
Chcę jednak, żebyście wiedzieli, że będziecie mieć
zabezpieczoną opiekę. Gdyby coś poszło po nie naszej myśli...
zostaniecie eskortowani z powrotem do zamku.
Odetchnęła
głęboko. Minęły dwa tygodnie od tej rozmowy, a oni jeszcze nie
znali konkretnego dnia. Mimo to, Lily od pewnego czasu nie jadała
śniadań, obiadów i kolacji. Gdy Syriusz przynosił jej jakieś
kanapki, zjadała je z wielką gulą w gardle. Nie mogła nic
przełknąć. Źle sypiała po nocach. Rankiem była zmęczona, co
sprawiało, że nie bardzo uważała na lekcjach. Wszystko to miało
związek z jej obecnym wyglądem i stanem psychicznym. Jej blada
cera, teraz była bladsza od zwykłej kartki papieru. Pod oczami
miała sińce, które ukrywała dzięki pomocy magii. Wciąż
ziewała. Gabrielle martwiła się o nią, choć sama nie była w
lepszym stanie. Huncwoci po kilku kłótniach przestali poruszać
temat jej samopoczucia, co w sumie było jej na rękę.
N
i e w i e d z i a ł a czemu tak reaguje.
Przecież
od końca piątej klasy wiedziała, co chce robić. Wiedziała, że
będzie miała czynny udział w wojnie, która się zbliżała. Miała
być aurorem i walczyć o lepsze jutro. O lepszy świat. Walczyć o
to, by przyszłe pokolenia miały lepsze życie od niej. Od nich
wszystkich. A zwykłe zadanie ją przerażało.
Odetchnęła
głęboko i zarzuciła torbę na ramię. Czas zmierzyć się z
rzeczywistością. Czas przestać się bać.
Otrzepała
szatę z niewidocznego kurzu i ruszyła w stronę wyjścia z
dormitorium. Gabrielle już w nim nie było, a Dorcas nadal smacznie
spała w swoim łóżku. No tak, już wcześniej mówiła, że nie
zamierza wstawać w sobotę z samego ranka. Jak to stwierdziła „do
czegoś ten weekend musi wykorzystać”. Rudowłosa uśmiechnęła
się lekko i weszła do pokoju wspólnego.
Jej
wzrok od razu powędrował do foteli przy kominku, ale ze smutkiem
stwierdziła, że są one puste. Wzruszyła ramionami i porwała z
wieszaka swój granatowy płaszcz. Zarzuciła go na siebie i
szczelnie opatuliła szalikiem. Na ręce założyła zielone
rękawiczki i ruszyła ku wyjściu. Zaczęła szybko zbiegać po
schodach i już po paru minutach stała w sali wejściowej, patrząc
na wielkie drzwi, które się przed nią znajdowały. Na jej twarzy
wykwitł szeroki uśmiech. Pchnęła je i po chwili patrzyła na
błonia zasypane białym puchem.
O
tak, w połowie listopada spadł śnieg. Biały puch sięgał poza
kostki i przyozdabiał drzewa. Wszystko wyglądało, jak z bajki.
Spojrzała na rzeźbę lodową, która stała tuż przy wejściu.
Przedstawiała ona potężnego lwa, opatulonego szalikiem, w paszczy
trzymał wijącego się węża. Doskonale pamiętała dzień w którym
Gabrielle wpadła do dormitorium i opowiedziała jej o swoim dziele
sztuki, które wykonała przy małej pomocy Syriusza. Ale ona nie
miała wtedy zamiaru na oglądanie rzeźb. Nie miała ochoty na nic.
Wciąż
z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę jeziora, po drodze mijając
bałwana, który do niej pomachał. Zaśmiała się głośno, a po
chwili biegiem ruszyła na przód, widząc przed sobą blond czuprynę
swojej przyjaciółki. Skoczyła na nią i obydwie wpadły w zaspę.
Gabrielle spojrzała na nią z niedowierzaniem.
-
Lily?
-
A kto niby inny? - zielonooka wyszczerzyła zęby. - Już dobrze.
-
Cieszę się.
Blondynka
objęła dziewczynę, jednak nie mogły długo cieszyć się swoją
obecnością, bowiem na twarzy Lily wylądowała sporych rozmiarów
śnieżka. Krzyknęła głośno i rozejrzała się. Jej wzrok spoczął
na Jamesie, który patrzył wymownie w niebo. Wytrzeszczyła oczy i
niewiele myśląc rzuciła się na niego, nacierając jego twarz
śniegiem.
-
Harrison, przestań kichać – Syriusz spojrzał na dziewczynę
morderczym wzrokiem.
-
Mogłeś o tym pomyśleć zanim nawrzucałeś mi śniegu za koszulkę,
bałwanie! - warknęła. - Lily, pomogłabyś mi!
Zielonooka
spojrzała na swoją przyjaciółkę, jakby ta była psychicznie
chora. Wcale nie zamierzała wtrącać się w jej stosunki z
chłopakiem.
-
Nie wydaje mi się, żeby moja pomoc była ci potrzebna – rzuciła.
- Doskonale sobie sama radzisz.
Blond
włosa spojrzała na nią oburzona i odwróciła się ku Syriuszowi.
Ten wyszczerzył zęby i uniósł brwi do góry.
-
Black, doprowadzasz mnie do szału! Nie możesz sobie znaleźć
innego obiektu westchnień? N i e j e s t e m zainteresowana,
rozumiesz? - wywróciła oczami. - Wierz mi, nie należę do grupy
twoich wielbicielek. Może byś spełnił marzenie któreś z nich,
co?
-
Chciałbym, ale jakoś żadna nie potrafi się ze mną dogadać tak,
jak ty.
-
Dogadać?! Na brodę Merlina, człowieku! My na siebie warczymy!
-
No właśnie – podsumował.
Lily
spojrzała na Remusa, który wybuchnął śmiechem i złapał się za
brzuch. Pierwszy raz widziała chłopaka tak z czegoś zadowolonego.
Zaczęła się obawiać, że zachorował, ale po chwili się
opamiętała. Chłopak wskazywał ręką na Jamesa, który stał
nieopodal. Wzrok rudowłosej również się tam przeniósł i
zamarła. Przez chwilę zastanawiała się, co ma zrobić, by po
chwili dołączyć do blondyna.
Okularnik
stał przed brunetką z siódmego roku z pudełkiem czekoladek. Z
wcześniejszej rozmowy Lily wywnioskowała, że chyba chciał się z
nią umówić. Tuż obok chłopaka stał Gryfon, którego znała
tylko z widzenia, mimo to szybko wywnioskowała, że on i brunetka są
parą. Niestety, James nie miał tyle szczęścia i już po chwili
wisiał głową w dół, a siódmoklasista wpatrywał się w niego z
furią.
-
To moja dziewczyna, idioto – wysyczał.
Lily
wyszczerzyła zęby i puściła oko do Lunatyka, który nadal
uśmiechnięty usiadł obok niej na kanapie. Zerknęła na książkę,
którą trzymał w ręce. Nie miała tytułu. Czarna okładka
wyglądała na bardzo starą, rogi były pozaginane. Zmarszczyła
brwi. Widziała już gdzieś tą książkę, zapewne w dziale Ksiąg
Zakazanych – już sam jej tytuł, który właśnie sobie
przypomniała, do tego sprowadzał „Tajniki Czarnej Magii oraz
jak ją przezwyciężyć”. Kiedyś chciała ją wypożyczyć,
ale w ostateczności zrezygnowała z tego pomysłu.
-
Lily? - dziewczyna spojrzała na Gabrielle.
-
Coś się stało?
-
Nie, skądże. No, może Black doprowadził mnie do szału i mam
ochotę go zabić i sprawić, żeby jego śmierć była bardzo
bolesna, ale poza tym to nic. Po prostu chciałam pogadać. Chyba
dopada mnie... paranoja.
-
Paranoja?
-
No tak – pociągnęła Lily za rękę i zatrzymała się pod oknem,
usiadły. - Bo widzisz, chodzi o to zadanie.
- Och.
-
Tylko proszę, nie weź mnie za jakąś wariatkę, dobra? - Blondynka
uśmiechnęła się blado. - Bo widzisz, chodzi o to, że
gdziekolwiek bym się nie znalazła mam wrażenie, że ktoś mnie
obserwuje. Na przykład dziś, podczas długiej przerwy szłam do
toalety Jęczącej Marty, no wiesz, lubię czasami tam iść ot tak,
posiedzieć. No i szłam pustym korytarzem i nagle poczułam na sobie
czyjś wzrok. Rozglądałam się na boki, ale nikogo nie zauważyłam.
Nikogo, a przecież gdyby ktoś tam był, to bym chyba tą osobę
widziała, tak?
-
A może...
-
Wiem, mogło mi się wydawać. Ale od pewnego czasu wciąż
towarzyszy mi to samo uczucie. Tak jakbym była śledzona.
Dlatego ostatnio byłam taka cicha, nie chciałam czegoś głupiego,
a zarazem ważnego wypaplać. Może to nie byłoby takie dziwne,
gdyby nie fakt, że za każdym razem, gdy to uczucie mi towarzyszy,
to potem niespodziewanie wpadam na Clarisse. Wiesz, że działa mi na
nerwy, ale ostatnio... zaczęłam się jej obawiać. Jest, jak cień!
Gorzej niż Snape. Skrada się, czai, by na końcu zaatakować. Jeśli
tak dalej pójdzie, to w przypływie paniki zabije ją na miejscu.
-
Daj spokój! Może po prostu to sobie wyobrażasz, bo boisz się tego
zadania? To zupełnie, jak ja. Musiałam się z tym uporać, bo cały
czas się bałam, że coś pójdzie źle. A przecież wiesz, że ja z
natury się nie boję.
-
Wiem, wiem. Ale... przecież dyrektor zapewnił, że nic nam się nie
stanie.
-
Wiem – wyszeptała.
Krzyknęła
cicho, gdy na jej kolanach wylądowała mała, brązowa sowa.
Patrzyła na nią swoimi przenikliwymi, czarnymi oczami. Do nóżki
miała przywiązany mały kawałek pergaminu. Lily drżącymi rękami
odwiązała go, a jej nowa towarzyszka, po cichym zahukaniu –
odleciała. Dziewczyna spojrzała na ładne, pochyłe pismo i
pokazała liścik Gabrielle. Przełknęła ślinę.
Wioska
Hogsmeade, sobota, godzina 16:00. Uważajcie na siebie. Powodzenia.
Albus
Dumbledore
◄►
No...
wiem, że się trochę spóźniłam. Jakoś nie chciało mi się
publikować tej notki, ale w końcu się zmotywowałam i oto jest.
Ocenę jej pozostawiam Wam. Mam również kilka (właściwie to dwie)
informacji:
- Postanowiłam, że będę odpowiadała na Wasze komentarze. Dlatego możecie się spodziewać, że zawsze znajdziecie odpowiedź. Zobaczę, jak mi to będzie wychodziło ;)
- Kolejny rozdział pojawi się za około trzy tygodnie. Wiem, że późno, ale muszę nadrobić zaległości w szkole, po nieobecnościach.
Nienawidzę
być chora -.- Ale przynajmniej mam co oglądać. Po prostu
zakochałam się w Zagubionych ♥
A
tak z innej beczki, to kiedy zaczynacie ferie? ;) Ja dopiero w lutym
;o.
Hej;)
OdpowiedzUsuńCo do ferii, znam Twój ból, zaczynam dopiero 11 lutego w ostatniej turze. Ja już się czuję feriowo, a tu jeszcze trzy tygodnie... Cieszę się, że udało ci się wstawić rozdział. Ciekawa byłam dalszego przebiegu wydarzeń. No i masz śliczny, taki subtelny nowy szablon;)
A teraz do rzeczy, czyli o rozdziale. Całkiem spokojny, co wcale nie oznacza, że nudny. Wręcz tak jakoś szybko mi minął. Bardzo ładnie opisane uczucia Lily, jak i pozostałych bohaterów. Takie były prawdziwe... Strach jest całkiem naturalny w takiej sytuacji i cieszę się, że nie są tacy nieustraszeni. Nie no opisy to zdecydowanie Twoja mocna strona. Kłótnie Harrison i Syriusza jak zawsze mnie powalają. Tacy są uroczy... No i w kocu otrzymali datę zadania. Bardzo jestem ciekawa, jak im pójdzie. No i czy obawy Gabrielle związane z Clarisse są uzasadnione. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
No tak, ja też mam w ostatniej turze ;D No... cóż sprawa Clarisse oczywiście się wyjaśni, jednak będzie trzeba na to trochę poczekać ;)
UsuńZacznę od najprzyjemniejszego! Ja już mam ferie ;D No, tydzień mi został :( Zagubionych także uwielbiam, co już pisałam, więc wiiitaj w klubie ;d
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o rozdział, to był jak dla mnie krótki. Albo po prostu szybko go przeczytałam, nie wiem... W każdym bądź razie podoba mi się. Ja to się zaczęłam śmiać już wtedy, kiedy Gabrielle powiedziała SYriuszowi, że na siebie WARCZĄ, a on "no właśnie". Taaak, psy uwielbiają na siebie warczeć, to i jemu to sprawia przyjemność ;d Żal mi Jamesa, biedaczysko zostało wystawione, o nie. Nie został wystawiony. On został poniżony przez siódmoklasistę! hahahha xd Jejku, po cóż on chciał się umawiać z tą dziewczyną? Nie wystarczy mu Lily? ;>
Strasznie ciekawi mnie jak przebiegnie wizyta młodych członków Zakonu w Hogsmeade. CIekawe, czy będzie jakiś rozlew krwi. Może tak? ;d
Szczęściara!
UsuńNo tak, rozdział wcale nie należy do najdłuższych i muszę Cię zmartwić, bo kolejny teraz raczej nie będzie do nich należał. Piszę aż mi się wena nie skończy, a potem nie próbuję nic dodawać na siłę, bo moim zdaniem wyglądałoby to "sztucznie". Co do tej krwi... Nie lubię krwi ;D Poza tym musisz poczekać na kolejny rozdział, by przekonać się, co to zadanie wniesie do opowiadania ;)
Witaj!
OdpowiedzUsuńJa właśnie powoli kończę 2 tydzień ferii... :( Nawet nie chcę myśleć o powrocie do szkoły i czekających mnie sprawdzianach, kartkówkach i wielu innych nie fajnych rzeczach.
Co do rozdziału, to faktycznie trochę za krótki. Czuje lekki niedosyt. Ale koniec krytykowania! Masz lekki styl pisania i nie plątasz się bezsensownie w długaśnych opisach za co ogromny plus.
Będę śledzić tego bloga na bieżąco i zapraszam do siebie w wolnej chwili na jestes-jedyny i zapomniane-twarze.blogspot.com
Pozdrawiam!
Zacznę od tego - cudowny szablon :)
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie będę się dziś długo rozpisywać, ale czas mnie goni. Rozdział był lekki i przyjemny, a najbardziej zauroczyły mnie w nim przemyślenia Lily. Jest naprawdę dojrzała i podchodzi do sprawy ze zdrowym rozsądkiem, jeśli można tak powiedzieć. Dobrze odbiera rzeczywistość i co najważniejsze - jej postać nie jest przesadzona i wyolbrzymiona, z czym często się spotyka w historiach o podobnej tematyce, więc brawo :)
Na www.ocenowo.blogspot.com pojawiła się informacja.
OdpowiedzUsuńSerdecznie przepraszam.
Witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZ przykrościom informuję, że ocenialnia Ocenowo zakańcza swoją działalność. Niestety ocena twojego bloga nie zostanie opublikowana.
Za wszelkie trudności przepraszamy.
Pozdrawiam.
U nas ferie też wypadają w ostatniej turze :) Taki urok mojego województwa. Ale przynajmniej my będziemy odpoczywać, gdy inni już pracują, no i po feriach będzie już bliżej do wakacji!
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje opowiadanie od jakiegoś czasu i sprawia mi wielką przyjemność - jest takie leciutkie i zabawne, dokładnie takie, jakie powinny być historie o Jamesie i Lily. To jest taka nieśmiertelna historia miłosna! Uwielbiam!
Nie zapominasz o wojnie, co też się chwali, wielu ludzi pomija fakt, że Voldemort już wtedy działał :)
Z niecierpliwością czekam na więcej.