"Tchórz"
Listopad* przyniósł
do Hogwartu wiele śniegu. Uczniowie przestali spędzać dłuższe
przerwy na dworze, a zaczęli zaszywać się w swoich dormitoriach,
bądź bibliotece, która ostatnimi dniami zaczęła pękać w
szwach. Lily błądziła po cichych korytarzach, starając się na
jakiś czas zapomnieć o rozmowie, którą całkiem niedawno odbyła
z profesor McGonagall.
Lily
przełknęła głośno ślinę i lekko, niepewnie, zapukała do drzwi
gabinetu jej opiekunki. Zagryzła wargę, gdy usłyszała „Proszę!”
i weszła do pomieszczenia. Serce momentalnie zaczęło jej szybciej
bić, oddech stał się jakby nierówny, poczuła, że robi jej się
nie dobrze. Skarciła się w duchu za swoje zachowanie. Przecież nie
miała nic na sumieniu! Nic! Jeśli już, to na pewno została
wezwana tu w sprawie Huncwotów. Na pewno.
Mimo
to, gdy siadała przed biurkiem, poczuła się nagle winna.
-
Panno Evans, pewnie zastanawiasz się, po co cię tu wezwałam –
profesor poprawiła okulary, które zsunęły jej się na czubek
nosa. - Wiem, że wolałabyś o tym zapomnieć, aby nikt cię już o
nic nie pytał, ale niestety... Pan Black postawił sobie za punkt
honoru dowiedzieć się, kto jest odpowiedzialny za włamanie do
dormitorium dziewcząt.
Lily
wypuściła powietrze, które od dłuższego czasu się w niej
zbierało i odetchnęła z ulgą.
-
No tak, Syriusz.
-
Pan Black i panna Harrison... cóż, byli u mnie i podzielili się
swoimi przypuszczeniami.
-
Chodzi o Snape'a, prawda? Syriusz za wszelką cenę chce udowodnić
jego winę.
-
Lily, posłuchaj – Minerwa wstała i zaczęła przechadzać się po
gabinecie. - Nie mamy żadnych dowodów na to, że za to wszystko
odpowiedzialny jest Severus Snape. Jednak ten chłopak... na Merlina!
Zmienił się nie do poznania. Zadaje się z najgorszymi typkami ze
Slytherinu. Najlepiej będzie dla ciebie i twoich przyjaciół, jeśli
będziecie się od tego chłopaka trzymać, jak najdalej. Jeśli to
prawda i to on jest za to odpowiedzialny, to obawiam się, że on
zmienił się o wiele bardziej, niż ktokolwiek mógłby
przypuszczać.
Jasne.
Przecież od dawna wiedziała, że Severus chce zostać
Śmierciożercą. Ale czy McGonagll dawała jej do zrozumienia, że
tak w istocie się stało? Westchnęła cicho. Z tego by wynikało,
że Syriusz i reszta mieli rację, a ona broniła kogoś, kto wcale
na to nie zasłużył. Najlepiej będzie dla ciebie i twoich
przyjaciół, jeśli będziecie się od tego chłopaka trzymać, jak
najdalej. Tylko, jak, na Merlina, trzymać Syriusza i
Pottera z dala od kogokolwiek? Przecież oni są jak wiecznie głodne
testrale, które gdy poczują zapach mięsa, lecą do niego bez
chwili zastanowienia. Takim mięsem był dla Pottera i Syriusza
właśnie Severus.
Nieświadomie
weszła po schodach na siódme piętro. Zamyślona mimowolnie ominęła
któregoś z kolei ucznia i po chwili stwierdziła, że na powrót
jest sama. Skręciła i usiadła pod jedną z ścian. Włożyła
głowę między nogi i zaczęła szarpać się za włosy. Skoro
wszystko świadczyło przeciwko niemu, to dlaczego nadal w niego
wierzyła? Mimo tego, ile razy ją zranił. Mimo tego, że powinna
szczerze go nienawidzić. Nadal wierzyła, ufała, że
gdzieś tam w środku nadal jest jej Sev. Wyprostowała się
raptownie, gdy usłyszała czyjś krzyk i cichy śmiech. Zerwała się
na równe nogi i zacisnęła dłoń mocniej na różdżce. Ruszyła
przed siebie, doskonale wiedząc, gdzie powinna się udać. Intuicja.
Zatrzymała
się przed zakrętem i lekko wychyliła głowę zza ściany.
Wciągnęła głęboko powietrze, gdy zobaczyła Severusa z resztą
jego zgrai. Stali nad jakąś dziewczyną z różdżkami w ręku.
Dziewczyna miała rozcięty policzek. Lily syknęła cicho. Całe
szczęście, że między Ślizgonami nie było Lestrange. Gdyby teraz
miała ją pod rękę, na pewno by ją zabiła.
Oddychając
głęboko wyszła zza ściany z różdżką przed sobą. Severus
odwrócił się w jej kierunku z mściwym uśmiechem. Dziewczyna
mimowolnie poruszyła różdżką, wyczarowując przed sobą
niewidoczną tarczę, która odbiła zaklęcie. Zmrużyła oczy.
Zaatakował. To wystarczyło, by Lily porzuciła wszelkie nadzieje.
-
Lily! - spojrzała przelotnie na Jamesa, który z przerażoną miną
biegł w jej stronę, a tuż za nim biegli Syriusz, Remus i
Gabrielle.
Nie
zwróciła na nich uwagi. Całkowicie skupiła się na Ślizgonie.
Jej umysł kodował tylko jedną myśl: wróg. Zagrażał
jej. Chciał zaatakować, zranić. Co z tego, że kiedy byli
przyjaciółmi? Ta przeszłość wydawała się tak daleka, że w tej
chwili nie miała kompletnie żadnego znaczenia. Przestała istnieć,
już nie była częścią jej życia. Była mglistym wspomnieniem,
które z każdą minutą blakło coraz bardziej. Jego już nie było
i miał nie wrócić za jej życia. Rzucała zaklęcia na oślep.
Wiedziała, że żadne z nich nie trafiło w Gryfonów, bo cały czas
słyszała ich glosy. Również walczyli. Ona miała jeden cel.
Tym
celem był chłopak, który wciąż z mściwym uśmiechem na twarzy
cofał się, zakryty zaklęciem tarczy.
- Tchórz –
wysyczała.
Nie
poznawała sama siebie. Straciła wszelką nadzieję. Stała się
kimś, kim nigdy nie była. Czuła się tak, jakby miała szósty
zmysł. Nie wiedziała z której strony lecą zaklęcia, jednak
potrafiła wyczuć, kiedy ktoś celował w nią różdżką.
Machinalnie blokowała zaklęcia, uśmiechając się szeroko. Gdyby
tylko tak na chwilę stracił wątek... gdyby się zapomniał. Byłby
jej. Skończyłaby z nim szybko.
-
Nie nazywaj mnie tchórzem, Evans.
-
Kiedy właśnie nim jesteś, Snape! Tchórzem! Zwyczajnym
chłoptasiem, który myśli, że coś znaczy!
-
Licz się ze słowami, szlamo!
Uchyliła
się przed zaklęciem, która pomknęło w jej stronę. Zaśmiała
się. Nie poznawała siebie. Kierował nią zwykły
instynkt. Zaatakować, obronić się.
-
SECTUMSEMPRA! - wrzasnęła.
Usłyszała
to zaklęcie z jego ust. Widziała jego skutki. Wiedziała, że jest
czarno magiczne. Nie zwracała na to uwagi. Patrzyła, jak chłopak
na chwilę opuszcza tarczę i patrzy na nią z niedowierzaniem. To
wystarczyło. Jej zaklęcie ugodziło go w brzuch. Upadł na kolana
wypuszczając różdżkę z dłoni. Przez chwilę miał otwarte usta.
Patrzyła na niego z mściwą satysfakcją.
-
Lily – poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wciągnęła
głęboko powietrze, rozkoszując się jego zapachem. Nie poznawała
sama siebie. - Trzeba wezwać dyrektora i pielęgniarkę, Syriuszu.
Harrison, zwiąż ich. Ta Gryfonka... co z nią?
-
Nie za dobrze, na szczęście jest nadal przytomna, ale... -
dziewczyna zawiesiła głos. - Szkoda, że to nie ja trafiłam Snape
tym zaklęciem.
Zielonooka
przeniosła wzrok na Ślizgona, który leżał w kałuży własnej
krwi. Odetchnęła głęboko i odwróciła się na pięcie. Wtuliła
się w ramię Jamesa i zaczęła płakać. Nie zwracała uwagi na to,
że wokół nich zjawili się nauczyciele. Ktoś przeniósł Severusa
na niewidzialne nosze. James objął ją lekko i zaczął gdzieś
prowadzić. Zapewne do gabinetu dyrektora. Wiedziała, że ma
kłopoty. Nie powinna tego robić. Ale co z tego? Wszystkie jej
nadzieje, to że próbowała go bronić za wszelką cenę... wszystko
to na nic! On był i zawsze będzie... jej wrogiem. Kimś, kto nie
zasługiwał na drugą szansę.
Chłopak
posadził ją na krześle i kucnął obok. Pogładził ją lekko po
policzku, ocierając łzy, które wciąż po nim spływały.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Dopiero teraz zauważyła,
jakie piękne ma oczy. Gdy się w nie patrzyło... były jak studnia
bez dna. Tonęła w nich i czuła, że nie ma już szans na ucieczkę.
Odetchnęła głęboko i odwróciła głowę w stronę dyrektora,
który właśnie wszedł do gabinetu.
-
Panno Evans?
Dziewczyna
spojrzała na mężczyznę. Na jego twarzy gościł przyjazny
uśmiech, co sprawiło, że Lily poczuła się jeszcze gorzej.
Wolałaby, żeby na nią krzyczał, powiedział, że się na jej
zawiódł, że masz szlaban, że... wszystko byłoby lepsze, od tej
ciszy! Dziewczyna przełknęła ślinę, nie odrywając wzroku od
Albusa Dumbledore, który usiadł za biurkiem i zetknął ze sobą
opuszki palców. Patrzył na nią tym przenikliwym wzrokiem, jakby
chcąc odczytać jej myśli. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że
właśnie to robi, ale odrzuciła od siebie tą myśl i na powrót
skupiła się na tym, dlaczego się tu znalazła. Odetchnęła
głęboko, w końcu wydobywając z siebie jakiś dźwięk.
-
J-jaka kara mnie czeka? - Choć starała się panować nad swoim
głosem, on i tak drżał jej niesamowicie.
-
Kara? - mężczyzna zaśmiał się. - Żadna kara cię nie czeka,
Lily. Wręcz przeciwnie. Mam dla ciebie, Jamesa, Syriusza i twojej
przyjaciółki, Gabrielle, pewną propozycję.
Spojrzała
na niego mrużąc oczy. Propozycję? Chciał im
złożyć propozycje?
-
Jak zapewne wiecie, Lord Voldemort, rośnie w siłę. Ma po swojej
stronie wielu popleczników, a ostatnimi czasy w swoje szeregi
przyjmuje również tych, którzy nie ukończyli jeszcze Hogwartu –
spojrzał znacząco na Lily. - Ale i ja, i Ministerstwo nie
próżnujemy. Minister Magii zarządził przyjmowania większej
ilości aurorów, a ja... cóż, działam na własną rękę.
Zwołałem swoich przyjaciół, którzy postanowili walczyć i z ich
pomocą założyłem Zakon Feniksa, organizacje, której zadaniem
jest walka z Voldemortem.
-
Mama mi o tym wspominała – wyszeptał James. - No, może nie
wspominała, ale słyszałem o tym, co w sumie na jedno wychodzi. Ona
do niej należy, prawda? Walczy ze śmierciożercami, tak?
-
Tak, pańska matka, panie Potter, jest jedną z najbardziej
zaangażowanych osób.
-
No dobrze... - Gabrielle wyszła z cienia i stanęła za Lily. - Ale
co ten cały Zakon ma wspólnego z nami?
Rudowłosa
zerknęła na swoją przyjaciółkę.
-
I tu się wszystko zaczyna. Wiem, że nie powinienem was o to prosić,
jesteście jeszcze tacy młodzi... Ale jesteście również
doskonałymi czarodziejami, którzy na pewno sobie z tym poradzą. Bo
widzicie, chciałbym was prosić, abyście wykonali pewne zadanie dla
Zakonu.
*Pozwoliłam
sobie na mały przeskok w czasie. Inaczej bym w ogóle nic nie
napisała, bo nic mi się nie kleiło. A kiedy zaczęłam od
listopada j a k o ś mi to poszło. J A K O Ś.
◄►
Nie podoba mi się. Po prostu. Napisałam go tuż przed "przerwą" jaką sobie zrobiłam i po prostu... nie przekonałam się do niego. Jedyne znaczenie w nim, ma zadanie, które główni bohaterowie otrzymali. Miałam je wprowadzić nieco później, ale z braku pomysłu na rozdział, wprowadziłam mój plan w życie teraz.
Moja wena nadal nie jest taka, jak bym chciała żeby była, ale myślę, że jest poprawnie. Ba! Mam nawet rozdział, który spokojnie czeka na dodanie i który naprawdę mi się podoba.
W każdym bądź razie odsyłam do t a b l i c y - na której pojawiło się kilka istotnych informacji.
Najbardziej w tym opowiadaniu podoba mi się Minerwa McGonagall! Ubóstwiam ją!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to był świetny!
Na naszych oczach rodzi się Zakon Feniksa! Chyba to pierwsze taki opowiadanie. Większość się skupia na Lily i Jamesie.
:)
PS.No więc NN na new-deal-2012.blogspot.com
Zapraszam :)
Ok, zdenerwowałam się, bo właśnie przed chwilą napisałam dość długi komentarz i jak go opublikowałam, to wyskoczył jakiś błąd na blogu i się nie dodał, a zawartości nie skopiowałam, bo tego nie przewidziałam -.- Tak, że na pewno zapomnę o czymś napisać teraz, jak zawsze ;/
OdpowiedzUsuńNiech pomyślę, co tam było... Na pewno pisałam, że rozdział już wczoraj przeczytałam, ale nie miałam siły skomentować. Takie jakieś zmęczenie ostatnimi czasy...
Ale przechodząc do wątku:
Na pewno uważam, że sytuacja z Lily i Severusem wyszła bardzo pozytywnie. Moim zdaniem Lily powinna była w końcu pokazać pazur i całkowicie oswobodzić się z myśli o Sevciu. W końcu każdy widzi, że nie jest on wcale osobą, którą był kiedyś. Zmienił się całkowicie, nie do poznania. Po co więc miałaby dalej krzewić w sobie nadzieje, że może jednak da się go odzyskać?
Uważam także, że Sevciowi należała się taka kara. Ktoś w końcu pokazał mu, że nie może sobie od tak wszystkich ranić, rzucać na każdego zaklęć. I bardzo dobrze, że tą osobą była właśnie Lilka!
Podoba mi się także to, że wplotłaś do tej akcji zaciągnięcie do szeregów Zakonu Feniksa młodzików. W końcu się dowiedzieli o tej organizacji ( James oczywiście wszystko już wiedział ;d ). Jak dla mnie, bardzo dobrze dobrany moment, aczkolwiek mogłaś go bardziej rozpisać, zamieścić więcej informacji. Mam jednak nadzieję, że wspomnisz coś o tym w następnym rozdziale :D
I oczywiście mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z pisania. Często tak bywa, a naprawdę szkoda by było zmarnować całe opowiadanie, zwłaszcza, że akcja nagle przybrała szybkiego biegu i chyba zmierzasz do głównego wątku, prawda? :)
Życzę więc powrotu weny całkowitego, a informować o nowych rozdziałach mnie nie musisz, ponieważ jestem Twym wiernym obserwatorem i Cię widzę zawsze i wszędzie ;d
No więc po pierwsze przepraszam, że pojawiam się dopiero teraz, ale brak czasu nie pozwala mi na odwiedzanie blogów tak często, jakbym chciała. W każdym razie cieszę się, że wróciłaś tak szybko i znowu mogę poczytać rozdział u Ciebie.
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy. Zupełnie nie rozumiem Twojego niezadowolenia tym rozdziałem. Mnie się bardzo podobał, przede wszystkim ze względu na całą sytuację z Severusem i emocjami Lily. Skoro McGonagall powiedziała jej takie słowa, to chyba faktycznie Snape lekko zabłądził. Mimo wszystko podobało mi się, że nie przekreśliła go od razu, mimo wszystko, ale sie wahała. W końcu kiedyś byli przyjaciółmi... Takie ukazanie jej stosunku do Snape'a wyszło bardzo realistycznie. No i całe zajście. Pokazałaś Lily od zupełnie innej strony, za co brawa. Taka się groźna zrobiła. No, ale rozczarowanie starym przyjacielem robi swoje. I te pierwsze symptomy zakochania w Jamesie... Bardzo ładne opisy uczuć, wręcz buchały one z tego rozdziału. No i zaintrygowała mnie końcówka. Ciekawe, jakież to zadanie powierzy im Dumbledore... Pozostaje mi się przekonać;) W każdym razie powrót uważam za udany, rozdział czytało sie świetnie. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]