środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 9

"Tchórz"


Listopad* przyniósł do Hogwartu wiele śniegu. Uczniowie przestali spędzać dłuższe przerwy na dworze, a zaczęli zaszywać się w swoich dormitoriach, bądź bibliotece, która ostatnimi dniami zaczęła pękać w szwach. Lily błądziła po cichych korytarzach, starając się na jakiś czas zapomnieć o rozmowie, którą całkiem niedawno odbyła z profesor McGonagall.

Lily przełknęła głośno ślinę i lekko, niepewnie, zapukała do drzwi gabinetu jej opiekunki. Zagryzła wargę, gdy usłyszała „Proszę!” i weszła do pomieszczenia. Serce momentalnie zaczęło jej szybciej bić, oddech stał się jakby nierówny, poczuła, że robi jej się nie dobrze. Skarciła się w duchu za swoje zachowanie. Przecież nie miała nic na sumieniu! Nic! Jeśli już, to na pewno została wezwana tu w sprawie Huncwotów. Na pewno.
Mimo to, gdy siadała przed biurkiem, poczuła się nagle winna.
- Panno Evans, pewnie zastanawiasz się, po co cię tu wezwałam – profesor poprawiła okulary, które zsunęły jej się na czubek nosa. - Wiem, że wolałabyś o tym zapomnieć, aby nikt cię już o nic nie pytał, ale niestety... Pan Black postawił sobie za punkt honoru dowiedzieć się, kto jest odpowiedzialny za włamanie do dormitorium dziewcząt.
Lily wypuściła powietrze, które od dłuższego czasu się w niej zbierało i odetchnęła z ulgą.
- No tak, Syriusz.
- Pan Black i panna Harrison... cóż, byli u mnie i podzielili się swoimi przypuszczeniami.
- Chodzi o Snape'a, prawda? Syriusz za wszelką cenę chce udowodnić jego winę.
- Lily, posłuchaj – Minerwa wstała i zaczęła przechadzać się po gabinecie. - Nie mamy żadnych dowodów na to, że za to wszystko odpowiedzialny jest Severus Snape. Jednak ten chłopak... na Merlina! Zmienił się nie do poznania. Zadaje się z najgorszymi typkami ze Slytherinu. Najlepiej będzie dla ciebie i twoich przyjaciół, jeśli będziecie się od tego chłopaka trzymać, jak najdalej. Jeśli to prawda i to on jest za to odpowiedzialny, to obawiam się, że on zmienił się o wiele bardziej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Jasne. Przecież od dawna wiedziała, że Severus chce zostać Śmierciożercą. Ale czy McGonagll dawała jej do zrozumienia, że tak w istocie się stało? Westchnęła cicho. Z tego by wynikało, że Syriusz i reszta mieli rację, a ona broniła kogoś, kto wcale na to nie zasłużył. Najlepiej będzie dla ciebie i twoich przyjaciół, jeśli będziecie się od tego chłopaka trzymać, jak najdalej. Tylko, jak, na Merlina, trzymać Syriusza i Pottera z dala od kogokolwiek? Przecież oni są jak wiecznie głodne testrale, które gdy poczują zapach mięsa, lecą do niego bez chwili zastanowienia. Takim mięsem był dla Pottera i Syriusza właśnie Severus.

Nieświadomie weszła po schodach na siódme piętro. Zamyślona mimowolnie ominęła któregoś z kolei ucznia i po chwili stwierdziła, że na powrót jest sama. Skręciła i usiadła pod jedną z ścian. Włożyła głowę między nogi i zaczęła szarpać się za włosy. Skoro wszystko świadczyło przeciwko niemu, to dlaczego nadal w niego wierzyła? Mimo tego, ile razy ją zranił. Mimo tego, że powinna szczerze go nienawidzić. Nadal wierzyła, ufała, że gdzieś tam w środku nadal jest jej Sev. Wyprostowała się raptownie, gdy usłyszała czyjś krzyk i cichy śmiech. Zerwała się na równe nogi i zacisnęła dłoń mocniej na różdżce. Ruszyła przed siebie, doskonale wiedząc, gdzie powinna się udać. Intuicja.
Zatrzymała się przed zakrętem i lekko wychyliła głowę zza ściany. Wciągnęła głęboko powietrze, gdy zobaczyła Severusa z resztą jego zgrai. Stali nad jakąś dziewczyną z różdżkami w ręku. Dziewczyna miała rozcięty policzek. Lily syknęła cicho. Całe szczęście, że między Ślizgonami nie było Lestrange. Gdyby teraz miała ją pod rękę, na pewno by ją zabiła.
Oddychając głęboko wyszła zza ściany z różdżką przed sobą. Severus odwrócił się w jej kierunku z mściwym uśmiechem. Dziewczyna mimowolnie poruszyła różdżką, wyczarowując przed sobą niewidoczną tarczę, która odbiła zaklęcie. Zmrużyła oczy. Zaatakował. To wystarczyło, by Lily porzuciła wszelkie nadzieje.
- Lily! - spojrzała przelotnie na Jamesa, który z przerażoną miną biegł w jej stronę, a tuż za nim biegli Syriusz, Remus i Gabrielle.
Nie zwróciła na nich uwagi. Całkowicie skupiła się na Ślizgonie. Jej umysł kodował tylko jedną myśl: wróg. Zagrażał jej. Chciał zaatakować, zranić. Co z tego, że kiedy byli przyjaciółmi? Ta przeszłość wydawała się tak daleka, że w tej chwili nie miała kompletnie żadnego znaczenia. Przestała istnieć, już nie była częścią jej życia. Była mglistym wspomnieniem, które z każdą minutą blakło coraz bardziej. Jego już nie było i miał nie wrócić za jej życia. Rzucała zaklęcia na oślep. Wiedziała, że żadne z nich nie trafiło w Gryfonów, bo cały czas słyszała ich glosy. Również walczyli. Ona miała jeden cel.
Tym celem był chłopak, który wciąż z mściwym uśmiechem na twarzy cofał się, zakryty zaklęciem tarczy.
Tchórz – wysyczała.
Nie poznawała sama siebie. Straciła wszelką nadzieję. Stała się kimś, kim nigdy nie była. Czuła się tak, jakby miała szósty zmysł. Nie wiedziała z której strony lecą zaklęcia, jednak potrafiła wyczuć, kiedy ktoś celował w nią różdżką. Machinalnie blokowała zaklęcia, uśmiechając się szeroko. Gdyby tylko tak na chwilę stracił wątek... gdyby się zapomniał. Byłby jej. Skończyłaby z nim szybko.
- Nie nazywaj mnie tchórzem, Evans.
- Kiedy właśnie nim jesteś, Snape! Tchórzem! Zwyczajnym chłoptasiem, który myśli, że coś znaczy!
- Licz się ze słowami, szlamo!
Uchyliła się przed zaklęciem, która pomknęło w jej stronę. Zaśmiała się. Nie poznawała siebie. Kierował nią zwykły instynkt. Zaatakować, obronić się.
- SECTUMSEMPRA! - wrzasnęła.
Usłyszała to zaklęcie z jego ust. Widziała jego skutki. Wiedziała, że jest czarno magiczne. Nie zwracała na to uwagi. Patrzyła, jak chłopak na chwilę opuszcza tarczę i patrzy na nią z niedowierzaniem. To wystarczyło. Jej zaklęcie ugodziło go w brzuch. Upadł na kolana wypuszczając różdżkę z dłoni. Przez chwilę miał otwarte usta. Patrzyła na niego z mściwą satysfakcją.
- Lily – poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wciągnęła głęboko powietrze, rozkoszując się jego zapachem. Nie poznawała sama siebie. - Trzeba wezwać dyrektora i pielęgniarkę, Syriuszu. Harrison, zwiąż ich. Ta Gryfonka... co z nią?
- Nie za dobrze, na szczęście jest nadal przytomna, ale... - dziewczyna zawiesiła głos. - Szkoda, że to nie ja trafiłam Snape tym zaklęciem.
Zielonooka przeniosła wzrok na Ślizgona, który leżał w kałuży własnej krwi. Odetchnęła głęboko i odwróciła się na pięcie. Wtuliła się w ramię Jamesa i zaczęła płakać. Nie zwracała uwagi na to, że wokół nich zjawili się nauczyciele. Ktoś przeniósł Severusa na niewidzialne nosze. James objął ją lekko i zaczął gdzieś prowadzić. Zapewne do gabinetu dyrektora. Wiedziała, że ma kłopoty. Nie powinna tego robić. Ale co z tego? Wszystkie jej nadzieje, to że próbowała go bronić za wszelką cenę... wszystko to na nic! On był i zawsze będzie... jej wrogiem. Kimś, kto nie zasługiwał na drugą szansę.
Chłopak posadził ją na krześle i kucnął obok. Pogładził ją lekko po policzku, ocierając łzy, które wciąż po nim spływały. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Dopiero teraz zauważyła, jakie piękne ma oczy. Gdy się w nie patrzyło... były jak studnia bez dna. Tonęła w nich i czuła, że nie ma już szans na ucieczkę. Odetchnęła głęboko i odwróciła głowę w stronę dyrektora, który właśnie wszedł do gabinetu.
- Panno Evans?
Dziewczyna spojrzała na mężczyznę. Na jego twarzy gościł przyjazny uśmiech, co sprawiło, że Lily poczuła się jeszcze gorzej. Wolałaby, żeby na nią krzyczał, powiedział, że się na jej zawiódł, że masz szlaban, że... wszystko byłoby lepsze, od tej ciszy! Dziewczyna przełknęła ślinę, nie odrywając wzroku od Albusa Dumbledore, który usiadł za biurkiem i zetknął ze sobą opuszki palców. Patrzył na nią tym przenikliwym wzrokiem, jakby chcąc odczytać jej myśli. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że właśnie to robi, ale odrzuciła od siebie tą myśl i na powrót skupiła się na tym, dlaczego się tu znalazła. Odetchnęła głęboko, w końcu wydobywając z siebie jakiś dźwięk.
- J-jaka kara mnie czeka? - Choć starała się panować nad swoim głosem, on i tak drżał jej niesamowicie.
- Kara? - mężczyzna zaśmiał się. - Żadna kara cię nie czeka, Lily. Wręcz przeciwnie. Mam dla ciebie, Jamesa, Syriusza i twojej przyjaciółki, Gabrielle, pewną propozycję.
Spojrzała na niego mrużąc oczy. Propozycję? Chciał im złożyć propozycje?
- Jak zapewne wiecie, Lord Voldemort, rośnie w siłę. Ma po swojej stronie wielu popleczników, a ostatnimi czasy w swoje szeregi przyjmuje również tych, którzy nie ukończyli jeszcze Hogwartu – spojrzał znacząco na Lily. - Ale i ja, i Ministerstwo nie próżnujemy. Minister Magii zarządził przyjmowania większej ilości aurorów, a ja... cóż, działam na własną rękę. Zwołałem swoich przyjaciół, którzy postanowili walczyć i z ich pomocą założyłem Zakon Feniksa, organizacje, której zadaniem jest walka z Voldemortem.
- Mama mi o tym wspominała – wyszeptał James. - No, może nie wspominała, ale słyszałem o tym, co w sumie na jedno wychodzi. Ona do niej należy, prawda? Walczy ze śmierciożercami, tak?
- Tak, pańska matka, panie Potter, jest jedną z najbardziej zaangażowanych osób.
- No dobrze... - Gabrielle wyszła z cienia i stanęła za Lily. - Ale co ten cały Zakon ma wspólnego z nami?
Rudowłosa zerknęła na swoją przyjaciółkę.
- I tu się wszystko zaczyna. Wiem, że nie powinienem was o to prosić, jesteście jeszcze tacy młodzi... Ale jesteście również doskonałymi czarodziejami, którzy na pewno sobie z tym poradzą. Bo widzicie, chciałbym was prosić, abyście wykonali pewne zadanie dla Zakonu.


*Pozwoliłam sobie na mały przeskok w czasie. Inaczej bym w ogóle nic nie napisała, bo nic mi się nie kleiło. A kiedy zaczęłam od listopada j a k o ś mi to poszło. J A K O Ś. 


◄►

Nie podoba mi się. Po prostu. Napisałam go tuż przed "przerwą" jaką sobie zrobiłam i po prostu... nie przekonałam się do niego. Jedyne znaczenie w nim, ma zadanie, które główni bohaterowie otrzymali. Miałam je wprowadzić nieco później, ale z braku pomysłu na rozdział, wprowadziłam mój plan w życie teraz. 
Moja wena nadal nie jest taka, jak bym chciała żeby była, ale myślę, że jest poprawnie. Ba! Mam nawet rozdział, który spokojnie czeka na dodanie i który naprawdę mi się podoba. 
W każdym bądź razie odsyłam do t a b l i c y - na której pojawiło się kilka istotnych informacji. 



3 komentarze:

  1. Najbardziej w tym opowiadaniu podoba mi się Minerwa McGonagall! Ubóstwiam ją!
    A co do rozdziału, to był świetny!
    Na naszych oczach rodzi się Zakon Feniksa! Chyba to pierwsze taki opowiadanie. Większość się skupia na Lily i Jamesie.

    :)
    PS.No więc NN na new-deal-2012.blogspot.com
    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, zdenerwowałam się, bo właśnie przed chwilą napisałam dość długi komentarz i jak go opublikowałam, to wyskoczył jakiś błąd na blogu i się nie dodał, a zawartości nie skopiowałam, bo tego nie przewidziałam -.- Tak, że na pewno zapomnę o czymś napisać teraz, jak zawsze ;/
    Niech pomyślę, co tam było... Na pewno pisałam, że rozdział już wczoraj przeczytałam, ale nie miałam siły skomentować. Takie jakieś zmęczenie ostatnimi czasy...
    Ale przechodząc do wątku:
    Na pewno uważam, że sytuacja z Lily i Severusem wyszła bardzo pozytywnie. Moim zdaniem Lily powinna była w końcu pokazać pazur i całkowicie oswobodzić się z myśli o Sevciu. W końcu każdy widzi, że nie jest on wcale osobą, którą był kiedyś. Zmienił się całkowicie, nie do poznania. Po co więc miałaby dalej krzewić w sobie nadzieje, że może jednak da się go odzyskać?
    Uważam także, że Sevciowi należała się taka kara. Ktoś w końcu pokazał mu, że nie może sobie od tak wszystkich ranić, rzucać na każdego zaklęć. I bardzo dobrze, że tą osobą była właśnie Lilka!
    Podoba mi się także to, że wplotłaś do tej akcji zaciągnięcie do szeregów Zakonu Feniksa młodzików. W końcu się dowiedzieli o tej organizacji ( James oczywiście wszystko już wiedział ;d ). Jak dla mnie, bardzo dobrze dobrany moment, aczkolwiek mogłaś go bardziej rozpisać, zamieścić więcej informacji. Mam jednak nadzieję, że wspomnisz coś o tym w następnym rozdziale :D
    I oczywiście mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z pisania. Często tak bywa, a naprawdę szkoda by było zmarnować całe opowiadanie, zwłaszcza, że akcja nagle przybrała szybkiego biegu i chyba zmierzasz do głównego wątku, prawda? :)
    Życzę więc powrotu weny całkowitego, a informować o nowych rozdziałach mnie nie musisz, ponieważ jestem Twym wiernym obserwatorem i Cię widzę zawsze i wszędzie ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. No więc po pierwsze przepraszam, że pojawiam się dopiero teraz, ale brak czasu nie pozwala mi na odwiedzanie blogów tak często, jakbym chciała. W każdym razie cieszę się, że wróciłaś tak szybko i znowu mogę poczytać rozdział u Ciebie.
    A teraz do rzeczy. Zupełnie nie rozumiem Twojego niezadowolenia tym rozdziałem. Mnie się bardzo podobał, przede wszystkim ze względu na całą sytuację z Severusem i emocjami Lily. Skoro McGonagall powiedziała jej takie słowa, to chyba faktycznie Snape lekko zabłądził. Mimo wszystko podobało mi się, że nie przekreśliła go od razu, mimo wszystko, ale sie wahała. W końcu kiedyś byli przyjaciółmi... Takie ukazanie jej stosunku do Snape'a wyszło bardzo realistycznie. No i całe zajście. Pokazałaś Lily od zupełnie innej strony, za co brawa. Taka się groźna zrobiła. No, ale rozczarowanie starym przyjacielem robi swoje. I te pierwsze symptomy zakochania w Jamesie... Bardzo ładne opisy uczuć, wręcz buchały one z tego rozdziału. No i zaintrygowała mnie końcówka. Ciekawe, jakież to zadanie powierzy im Dumbledore... Pozostaje mi się przekonać;) W każdym razie powrót uważam za udany, rozdział czytało sie świetnie. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy