„Ja
dbam o swoich przyjaciół”
Siedziała na
parapecie i wpatrywała się w jezioro. Gładka tafla przyciągała
wzrok bardziej, niż kiedykolwiek. Hagrid robił porządki w ogródku,
a nieliczni spacerowali po błoniach. Gabrielle wyszła z dormitorium
wcześnie rano, a Dorcas od dobrych czterdziestu minut siedziała w
łazience. W taki właśnie sposób, Lily została sam na sam, ze
swoimi przemyśleniami, które przynosiły jej coraz więcej.
Całą
noc, w głowie tłukły jej się słowa Dorcas. Musi ruszyć dalej,
zapomnieć o tym, co było i zająć się tym, co dopiero mogło się
zdarzyć. Przecież nadal miała przyjaciół! Co lepsze, zaczęła
dogadywać się nawet z Syriuszem Blackiem, co jeszcze kilka tygodni
temu, wydawałoby się wręcz niemożliwe. Oczywiście, nie obywało
się bez małych kłótni, ale potrafili mówić również takim
samym językiem, a to już można było zaliczyć na plusa.
Westchnęła cicho i zeskoczyła gładko na podłogę. Związała
włosy w niedbałego kucyka i zarzuciła torbę na ramię. Rozejrzała
się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy aby na pewno wszystko
ma, po czym wyszła.
Dojście
do zielarni zajęło jej dobre dziesięć minut. Uczniowie właśnie
skończyli śniadanie, więc na korytarzach było ich pełno.
Odetchnęła głęboko i przeszła obok grupki Ślizgonów, którzy
patrzyli na nią spode łba. Uniosła głowę i stanęła obok
Gabrielle, która rozmawiała o czymś z Remusem. Uśmiechnęła się
do niej lekko.
-
Nie było cię na śniadaniu – bardziej stwierdziła, niż spytała
blondynka.
-
Potrzebowałam chwili samotności. Musiałam przemyśleć parę
spraw, przeanalizować za i przeciw, wiesz o co mi chodzi.
-
Nie będziesz głodna?
-
W każdej chwili mogę wpaść do kuchni – Lily wzruszyła
ramionami. - Z głodu chyba nie umrę, co?
Gabrielle
uśmiechnęła się lekko. Po chwili drzwi od zielarni otworzyły się
i wszyscy weszli do środka. Lily zajęła swoje zwykłe miejsce
między Gabrielle i Jamesem, po czym przyjrzała się rośliną,
które stały przed nią. Były to ciemierniki, rośliny o czarnych
łodygach i śnieżnobiałych płatkach. Z tego, co o nich czytała,
leczyły wszelkie rany po zaklęciach, więc były bardzo przydatne.
Jednak, gdy przyglądała się im, stwierdziła, że nie wszystkie
płatki ciemierników, są tak białe, jak powinny. Niektóre można
już było zaliczyć do szarości. Spojrzała na profesor Sprout,
która odkaszlnęła lekko, czekając na spokój.
-
To są ciemierniki. Płatki tych roślin, używane są do stworzenia
eliksiru wiggenowego*. Poza tym, leczą one wszystkie rany, po
zaklęciach – umilkła i rozejrzała się po wszystkich. - Jak
niektórzy mogli zauważyć, nie wszystkie płatki są białe, tak,
jak powinny. Waszym dzisiejszym zdaniem będzie oddzielenie białych
płatków ciemiernika, od tych, które już się do niczego nie
nadają. Do pracy!
Lily
westchnęła i wyciągnęła rękę po roślinę, w tej samej chwili,
w której zrobił to James. Gdy ich dłonie się zetknęły, po ciele
dziewczyny przebiegł dreszcz, a ona sama poczuła, że się rumieni.
Speszona odwróciła wzrok i wbiła spojrzenie w podłogę. Wypuściła
powietrze i rozejrzała się po sali. Uśmiechnęła się lekko na
widok Syriusza, którego cała twarz usmarowana była ziemią.
Następnie jej spojrzenie przeniosło się na Remusa, która cicho
chichocząc kręcił głową z niedowierzaniem. Po chwili uniósł
wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Rudowłosa wyszczerzyła zęby
i pomachała mu ręką. Stojący obok niej James parsknął śmiechem.
Dziewczyna zmroziła go spojrzeniem.
-
Z czego się śmiejesz? - uniosła brwi.
-
Z niczego, po prostu...
-
Lepiej nie odpowiadaj – westchnęła.
-
Oj, Evans, Evans.
-
Tak, Potter? Chciałeś coś powiedzieć?
-
Poprzestanę na wcześniejszym zdaniu – puścił do niej oko, a po
chwili zarzucił torbę na ramię i jakby nigdy nic, ruszył do
drzwi. Dziewczyna otworzyła usta, jednak po chwili na powrót je
zamknęła, słysząc dzwonek.
Zagryzła
wargę i powoli ruszyła w stronę wyjścia. Zatrzymała się
raptownie, gdy wyrosła przed nią sylwetka Clarrise. Na twarzy
dziewczyny, jak zwykle gościł ironiczny uśmieszek. Zmierzyła
postać Lily nienawistnym spojrzeniem.
-
Słyszałam, Evans, że miałaś niezłe przeżycia.
-
Coś mi się wydaje, że to nie twój interes, Lestrange – warknęła
Gabrielle, która nagle pojawiła się przy swojej przyjaciółce.
-
No proszę, Harrison, a gdzie Black? Ostatnio wszędzie się za tobą
włóczy...
-
No wiesz, za mną przynajmniej ktoś chodzi z własnej woli, a nie
tak, jak za tobą... latają na smyczy.
-
Nikt cię nie nauczył, że do lepszych powinno się mówić z
szacunkiem?
-
Nie widzę w pobliżu nikogo lepszego, ale jak kogoś spotkam, to na
pewno zwrócę na to uwagę.
-
Gabrielle... chodź – Lily pociągnęła dziewczynę za szatę i
ruszyła do wyjścia, potrącając po drodze Severusa.
-
Uważaj na ciemne zaułki, Evans! Kto wie, co może się w nich
czaić! - krzyknęła Ślizgonka i zaśmiała się drwiąco.
Rudowłosa
uniosła brwi i zagryzła wargę. Zacisnęła rękę na różdżce i
powoli odliczyła do dziesięciu. Minął czas, gdy ta dziewucha
bezkarnie mogła się tak do niej odzywać! Jeszcze raz to zrobi, a
będą ą zbierali z podłogi miotłą! Jej śmiech towarzyszył
myślą Lily aż do Wielkiej Sali.
Od
pięciu minut wpatrywała się w swój talerz bez większego celu.
Nałożyła na niego coś do jedzenia, jednak straciła apetyt już
po pierwszym spojrzeniu na obiad. Westchnęła cicho i spojrzała na
Gabrielle, która pochłaniała drugą porcję szarlotki. Drugą, a
może trzecią. W pewnym momencie przestała liczyć i zajęła się
własnymi przemyśleniami, która zajęły ją na tyle, że nie
zauważyła, gdy tuż obok usiał Syriusz. Szturchnął ją lekko
ramieniem. Spojrzała na niego nieprzytomnie.
-
Źle wyglądasz, powinnaś się przejść do pani Pomfrey.
-
Od kiedy to o mnie dbasz, co? - uśmiechnęła się lekko.
Wzruszył
ramionami.
-
Daję ci po prostu dobrą radę.
-
Dzięki, ale naprawdę dobrze się czuję. Nic mi nie jest. No...
może nie licząc zmęczenia – odparła. - Źle sypiam.
-
Wcale ci się nie dziwię, też bym źle sypiał, gdyby w moim
dormitorium kogoś zaatakowano.
-
Bądźmy ze sobą szczerzy, Syriuszu, tobie wystarczyłaby jedna
butelka Ognistej Whiskey i wcale nie potrzebowałbyś snu.
Chłopak
parsknął śmiechem.
-
Co racja, to racja. Ale pomyśl, ile by potem zabawy było!
-
Zarobiłbyś szlaban na cały ten rok i połowę przyszłego, gdybyś
stanął oko w oko z McGonagall.
-
Tak, tak. Nasza opiekunka jest nieco... sztywna.
Evans
uśmiechnęła się lekko i wstała. Szturchnęła Gabrielle, która
otarła usta wierzchem dłoni i ruszyła w stronę wyjścia. Syriusz
złapał ją za skrawek szaty i dziewczyna nachyliła się nad nim.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
-
Widzisz, Evans, ja dbam o swoich przyjaciół – wyszeptał i
odwrócił głowę, sięgając po sok dyniowy.
◄►
*eliksir regenerujący zdrowie. Szukałam w różnych źródłach i w jednych pisze, że ciemierniki nie mają z nim nic wspólnego, gdzie indziej, że tak.
No dobra. Szczerze powiem, że rozdział wcale mi się nie podoba. Po prostu to nie jest... to. Długo nad nim siedziałam, dużo dłużej niż nad jakimkolwiek innym. Nie wiedziałam kompletnie, co napisać i w pewnym momencie uznałam, że chyba to zakończę. Ale potem zebrałam się w sobie i powstało to, co powstało. Nie powiem - pierwszy raz, gdy pomyślałam o zawieszeniu bloga, zrezygnowałam tej z myśli. Nie wiem, jak będzie później. Nie wiem.
C h c i a ł a b y m również przeprosić za długość rozdziału, a raczej jego krótkość. Po prostu potem nie wiedziałam co napisać. Zupełna pustka w głowie, więc uznałam, że lepiej dodać krótki rozdział, a nie taki, który nie miałby żadnego sensu. Przepraszam!
Witaj!
OdpowiedzUsuńDługo Cię tutaj nie było. Rozdział o wiele za krótki. Już powoli zaczęłam się wkręcać w klimat, a tu pach! koniec. Oby kolejny był dłuższy, bo czuję ogroooomny niedosyt.
Może Lily powinna posłuchać Syriusza i odwiedzić Skrzydło Szpitalne? Jeszcze coś złego z tego wszystkiego wyniknie.
Za mało scen z Jamesem i Lily! :( Z niecierpliwością czekałam na nich, a tutaj tylko kilkadziesiąt linijek. Szkoda.
Na koniec życzę ci dużo weny żebyś ze spokojem napisała kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Każdy czasami ma jakiś przestój w pisaniu, więc nie ma za co przepraszać. Normalna, ludzka rzecz. Psikusy "Wena" są bardzo niefajne. Jest strasznie kapryśny ;/
OdpowiedzUsuńJak na rozdział, w którym zupełnie nie wiedziałaś co napisać, wyszedł Ci bardzo dobrze. :) I znalazły się dialogi, i, co oczywiście ważniejsze! , opisy! ^^ Z czego jestem bardzo zadowolona ;d
Rozdział może i krótki, ale wierzę, że następnego długość powali nas na kolana i sprawi, że szczęki nam opadną ^^
Ja się doczepię jedynie do Bellatrix. Ash, gdzie jest ta ześwirowana kobieta, nieobliczalna niczym matematyka! Brakuje mi jej ostrego charakterku, tańczącego na granicy z szaleństwem. Popraw to, bo miło byłoby w końcu ujrzeć Bellę w jej prawdziwej skórze *.* W akcji! Jak kogoś aaatakuje, mwhahaha xd Tak, wiem... mam się zamknąć ;x ;ddd
Cześć, nowa czytelniczka z tej strony. :) Nadrobiłam dziś wszystkie zaległe rozdziały i bardzo, bardzo ciekawi mnie co będzie dziać się dalej. Ah. I proszę. Zabij Clarrise, bo szlag mnie z nią trafia. xd
OdpowiedzUsuńNo więc na początek przeprasza, iż pojawiam się tak późno. Niestety, brak czasu. A co do rozdziału... Ja tam nie zauważyłam, by był jakiś kryzys. No, może tylko pod względem długości, bo chętnie poczytałabym więcej. Ale poza tym nie zauważyłam jakiś wad;) Bardzo ładnie opisane uczucia i przemyślenia Lily. Na pewno całkowite odcięcie się od przeszłości nie jest łatwe, ale trzeba żyć dalej;) No i ta scena w klasie i reakcja Lily na dotyk Jamesa... Słodkie;) Ja już czekam na kolejny rozdział. mam nadzieję, że wena dopisze;) Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuń