„Pocałunek"
Oparła głowę
na dłoni, gdy sędzia ponownie ogłosił, że Gryfoni zdobyli gola.
Poważnie zaczynała wątpić w to, że ten mecz ma jakikolwiek sens.
No bo na poważnie – czy nie od początku było wiadomo, że
wygrają? Kibice Ślizgonów jednak wciąż mieli nadzieję i
wydzierali się na cały stadion, nie zważając na to, że cała
reszta Hogwartu już miała wizję Jamesa Pottera zdobywającego
coraz więcej punktów oraz Gabrielle Harrison trzymającą znicza w
ręce.
Naprawdę
podziwiała ich za to, że mimo przesądzonego od początku wyniku –
nie tracili nadziei. Zerknęła na Remusa i z uśmiechem stwierdziła,
że i on przestał przejmować się tym, co działo się na boisku.
-
Więc – zaczęła Lily – powiesz mi na jak wielką imprezę mam
się przygotować?
-
Znając pomysłowość tych dwóch, na wielką.
-
No tak, ale gdyby coś, siedzisz w tym razem ze mną. Mam dość
ciągłych uwag naszej kochanej opiekunki.
Remus
posłał jej słaby uśmiech, a ona dopiero po chwili zdała sobie
sprawę z tego, że coś jest nie tak.
-
Uch... to dzisiaj, prawda?
Chłopak
pokiwał lekko głową. Rudowłosa zawsze chciała mu jakoś pomóc,
ale nie mogła. Chyba nikt nie mógł. Zagryzła wargę i wywróciła
oczami, gdy sędzia krzyknął:
-
GABRIELLE HARRISON ŁAPIE ZNICZA!
Gryfoni
podnieśli się i szybko zaczęli wybiegać na boisko, by dostać się
do jakże cudownej drużyny. Chcąc nie chcąc ruszyła za nimi. Jak
na złość obydwie przyjaciółki Lily musiały grać w quidditcha.
Utorowała sobie przejście, przepychając się przez tłum, który
wrzeszczał, skakał i (tutaj głównie chodzi o dziewczyny)
piszczał. Dotarła w końcu do Gabrielle, która zsiadała z miotły
i do Dorcas, z niesmakiem patrzącą na dziewczyny, które o
mały włos, a zaczęłyby się bić aby znaleźć się bliżej
Blacka i Pottera. Uśmiechnęła się do nich promiennie, a one po
chwili odwzajemniły ten gest.
-
Gratuluje.
-
Daj spokój. Wynik z góry był przesądzony. A ta Lestrange!
Widziałaś, jak ona się porusza? Na Merlina! Czy ona kiedykolwiek
miała do czynienia z miotłą? - blondynka pokręciła głową –
No, to teraz czeka nas impreza? Już się boję co na to powie
McGonagall, no wiecie, początek roku, a Gryfoni świętują.
-
Daj spokój, powinna się cieszyć, że wygraliśmy! - mruknęła
Dorcas.
-
Hej, Evans! - opornie odwróciła się w stronę okularnika –
Widziałaś, jak ryzykowałem wymijając tłuczka?
-
Wybacz, zbyt zajęta byłam oglądaniem swoich paznokci, Potter! -
odkrzyknęła i odwróciła się w stronę zamku.
Razem
zresztą uczniów ruszyła w stronę wejścia.
○○○
Uśmiechnęła
się szeroko do Dorcas, która tańczyła na środku Pokoju z jakimś
siódmoklasistą. Bądź co bądź, ale zabawy po wygranym meczu
Gryfonów zawsze były huczne i tłoczne. Każdy (począwszy od
pierwszaków) chciał na nich być i nikt nie zwracał uwagi na
krzyki Prefekta Naczelnego. Zdarzało się nawet, że ignorowana była
sama opiekunka Gryffindoru, Minerwa McGonagall. Lily usiadła na
sofie i ze zdziwieniem spojrzała na Blacka i Pottera, którzy
siedzieli przed kominkiem ze szklankami, w których ewidentnie
znajdował się sok.
-
Potter, od kiedy jesteś abstynentem? - spytała.
-
Och, Evans. Nie znasz mnie.
-
Możliwe, ale pytam na serio, od kiedy unikasz alkoholu?
-
Tego wieczoru mam... - wzdrygnęła się, gdy chłopak zmierzył ją
wzrokiem – ciekawsze rzeczy do robienia. Wiem, że miałaś
nadzieję na dobrą zabawę ze mną, ale dziś niestety moje plany
nie obejmują twojej osoby.
-
Wybacz, ale nie miałam nadziei na ŻADNĄ zabawę z udziałem TWOJEJ
osoby. Poza tym bardzo się cieszę, że TWOJE plany nie obejmują
MOJEJ osoby, bo w końcu będę mogła odetchnąć i odpocząć od
twojego widoku.
-
Przykro mi, że cię zawiodę, ale jutro znów będziesz na mnie
skazana - warknął.
-
Jakoś przeżyję. Żyję z tym już sześć lat, jeszcze rok mnie
nie zbawi.
-
Wiesz co, Evans, znajdź sobie inne miejsce.
-
Oj, uraziłam cię? Ucierpiało twoje biednego ego, Potter?
Przepraszam, nie wiedziałam, że jesteś tak podatny na szczere
odpowiedzi.
Patrzyła,
jak chłopak wstaje i zwraca się w jej stronę.
-
Poważnie chcesz mnie sprowokować do kłótni? Wierz mi, mało
brakuje, bo dziś nie mam naprawdę kiepski humor.
-
Tak? A to dlaczego? Może oszukiwałeś w meczu? - dziewczyna uniosła
brwi.
-
Oszukiwałeś?!
-
James, uspokój się - chłopak strącił rękę Syriusza.
-
Nie wiesz o czym mówisz, Evans.
-
A może wszystkie mecze były... oszustwem? No wiesz. Ci słynni
Huncwoci.
-
Co z tobą nie tak? Jesteś zazdrosna?
-
Zazdrosna?! - krzyk dziewczyny niemalże przerodził się w pisk. - O
kogo? Ciebie? Czy może o to, co wyprawiasz na boisku? Bo wierz mi,
nie interesuje mnie twoja osoba. Ani to, co robisz.
-
Sama...
Chłopak
przerwał wpół zdania, gdy został brutalnie przewrócony na
ziemię. Rudowłosa spojrzała na blondynkę, która nie zważając
na okularnika podeszła do Syriusza i złapała za szatę.
Przyciągnęła go do siebie i zaczęła namiętnie całować. Usta
Lily uformowały się w idealne „o”, a James, który wciąż
leżał na ziemi – zamrugał kilkakrotnie oczami. Sam Black nic nie
robił. Po chwili Gabrielle oderwała się od chłopaka i głęboko
wciągnęła powietrze. Bez słowa odwróciła się na pięcie i
pewnym krokiem ruszyła do dormitorium.
-
C-co to było? - Evans spojrzała z pogardą na szukającego, który
wpatrywał się w drzwi dormitorium dziewczyn.
Ruszyła
za dziewczyną. Wiedziała co jutro będzie plotką numer jeden w
całej szkole. A jej przyjaciółka zapewne będzie unikać tego
tematu, jak ognia, udając, że nic takiego nie miało miejsca.
Dlatego najlepszą okazją do zadania kilku pytań, był ten wieczór,
gdy alkohol huczał jej jeszcze w głowie. Prawdopodobnie nie powinna
aż tyle pić, ma za słabą głową. Ale cóż – jeśli chodziło
o tą osobę, to można było mówić jak do ściany. Uparta i tyle.
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem za rudowłosą, gdy ta stanęła
przed blondynką.
-
Wytłumaczysz mi co... się właśnie stało?
-
To był pocałunek, Lily. P-o-c-a-ł-u-n-e-k. - przeliterowała.
-
Wiem co to było! Pytam się, dlaczego nic nie wiedziałam o tym, że
Black ci się podoba?
-
Podoba? Podoba?! Żartujesz? - niebieskooka wybuchnęła
niekontrolowanym śmiechem
–
Błagam
cię. Nie widzisz, że właśnie szykuję się na randkę z Navidsem?
-
Co? Z tym Ślizgonem? Rozum ci odjęło? - dziewczyna patrzyła na
Gabrielle z niedowierzaniem – Przecież... Zresztą nieważne.
Chodzicie ze sobą?
-
Nie, ale zaprosił mnie... więc nie odmówiłam. Dlaczego miałabym?
Dlatego, że jest ze Slytherinu? Przecież nie mam zamiaru się za
niego wychodzić od razu! Mała randka nikomu jeszcze nie
zaszkodziła.
-
Wierz mi, jemu może zaszkodzić, gdy Black się o tym dowie. Chociaż
bardziej może zaszkodzić samemu Blackowi, bo jak to usłyszy, to
padnie na zawał.
Gabrielle
machnęła tylko ręką i ruszyła w stronę łazienki.
○○○
Blond
loki opadły jej na ramiona. Uśmiechnęła się do swojego odbicia,
po czym zarzuciła torbę na ramię. Wyglądała tak normalnie, a
jednocześnie tak niesamowicie. Przeszła przez pokój wspólny, a
każdemu jej kroki towarzyszyły coraz to nowsze szepty. Ignorując
je wyszła z Pokoju i skierowała się do Wielkiej Sali. Opadła na
wolne miejsce obok Lily i wzięła do ręki tosta. Ugryzła kawałek,
po czym przełknęła głośno ślinę. Rozejrzała się i jej wzrok
padł na Syriusza, który uparcie się w nią wpatrywał. Uśmiechnęła
się do niego szeroko i odwróciła wzrok.
-
Jesteś pewna tego, że chcesz iść na randkę z... - Lily wciągnęła
głośno powietrze – Navidsem?
-
Słucham?! - rudowłosa spojrzała ze strachem na Syriusza, który
zacisnął dłoń na widelcu i świdrował wzrokiem Gabrielle. -
Idziesz na randkę ze Ślizgonem?!
-
Coś ci się nie podoba, Black? Nigdy tego nie rozumiałam. No wiesz,
twój brat jest Ślizgonem.
-
Ten gnojek... Nie zmieniaj tematu!
-
Nie zmieniam, rozmawiamy o uczniach Slytherinu, tak?
-
Wczoraj, gdy się na mnie rzuciłaś, sądziłem, że dał ci się we
znaki alkohol, ale teraz wiem, że ty już taka po prostu jesteś.
-
Taka, czyli jaka?
-
Nierozgarnięta i fałszywa, Harrison. - odparł i ruszył do
wyjścia, po drodze przewracając kielich z sokiem dyniowym –
James, idziesz?
-
Jasne.
Blondynka
odprowadziła ich wzrokiem i zwróciła się do Lily.
-
O co mu chodziło?
-
Wiesz, wydaje mi się, że o wczorajszy pocałunek. Nie chcę się
krytykować, ale nawet moim zdaniem to nie jest... miłe. Nie pałam
do niego jakąś wielką sympatią, właściwe to w ogóle nie pałam
do niego żadną sympatią, ale chyba wiem, jak się czuje.
-
To... nie ważne. Nie ma prawa...
-
Wydaje mi się, że jednak ma - dziewczyna spojrzała pytająco na
Remusa – Po prostu... przemyśl to, co mu powiedziałaś.
Dziewczyna
pokręciła głową i bez słowa ruszyła do wyjścia. Kto by
pomyślał, że jeden błąd może zaważyć na jej osobowości? Może
powiedziała odrobinę za dużo, ale czy możliwe jest to, że tymi
słowami zraniła Syriusza? Do tej pory nie zauważyła, żeby
poruszanie tematu jego brata jakoś na niego wpływało. Black
wydawał się w ogóle nie pamiętać o istnieniu Regulusa. Jednak
nie to chciała wyjaśnić samej sobie. Chodziło raczej o coś
innego. O to, co podpowiadała jej intuicja. Czy to możliwe, że
zaczęła się liczyć ze zdaniem Blacka? Że zaczęła liczyć się
z jego... uczuciami?
○○○
Lily
z rezygnacją usiadła obok Remusa i wpatrzyła w kominek.
-
Gdzie Harrison? - Lily westchnęła i spojrzała na Syriusza, który
wyczekiwał odpowiedzi.
-
Przecież wiesz, gdzie poszła. Ale jeśli chcesz wiedzieć, to mnie
również nie podoba się fakt, że umówiła się ze Ślizgonem.
Może gdyby to był ktoś inny, ale to jest Navidson. Ten chłopak po
prostu mi się nie podoba.
-
Miło wiedzieć, że choć w jednym się zgadzamy.
Pokiwała
głową i westchnęła cicho. Czasami ta blond włosa istotka
doprowadzała ją do białej gorączki. Upartość była jej
najgorszą cechą, aczkolwiek czasami było całkiem przydatna.
Jednak teraz... sytuacja była w istocie beznadziejna. I wydawało
się, że tylko Lily zdawała sobie sprawę z CAŁEJ powagi tej
sytuacji. Bowiem miała całkiem uzasadnione przypuszczenie, że jej
przyjaciółka właśnie w tej chwili jest sam na sam, ze
śmierciożercą.
-
I co zamierzasz zrobić?
-
Ja? - Lily spojrzała na Syriusza z irytacją – Nie mam zamiaru nic
robić.
-
Evans, na Merlina, to twoja przyjaciółka!
-
Owszem, ale to nie ja pożeram ją wzrokiem na każdym kroku, więc
nie będę przerywać jej randki. Poza tym nietaktownie by było do
niej podejść i powiedzieć, że musi kończyć, bo mi się to nie
podoba. A tak dla jasności to przypomnę ci, że to ty jesteś
Huncwotem. I to wam udaje się za każdym razem wyjść cało z
opresji. Więc z łaski swojej, wytęż swój mózg i znajdź proste
i TAKTOWNE rozwiązanie, tak aby Gabrielle nie zorientowała się, że
maczaliśmy w tym palce, jasne?
-
Nie wierzę, że namawiasz mnie do tego, żebym wywinął jakiś
kawał.
-
Wcale cię do tego nie namawiam! - odparła oburzona – To nie ja
jestem zazdrosna o Ely.
-
Kto mówi, że jestem zazdrosny?!
-
Skoro nie, to nie, ja idę do biblioteki.
Skierowała
się w stronę wyjścia. Tego jeszcze brakowało, aby miała
uzmysławiać Syriuszowi co ON czuje do Gabrielle! Dobra, dowodów
oczywistych nie miała, ale intuicja jej podpowiadała, że coś jest
na rzeczy. A kobieca intuicja jest podobno niezawodna. Jeśli jednak
traktuje ją tylko jak przyjaciółkę, to co mu zaszkodzi wyrwać ją
z rąk Ślizgona?
-
Evans, stój! Nie będę za tobą biegał po bibliotece, bo jestem
uczulony na to miesjce. A z tego co wiem, na tego typu uczulenie nie
znaleziono jeszcze eliksiru. To co robimy?
-
My? To, co zaraz powiem... będę tego żałowała do końca życia,
ale to ty jesteś mózgiem tej operacji.
-
No nie! - dziewczyna spojrzała na okularnika, który wyglądał
jakby go piorun strzelił – Nie schrzań tego, Łapciu, bo szanowna
pani Prefekt się załamie.
-
Wiesz co, jesteś bardziej nienormalny niż myślałam, Potter.
-
Już wiem! - dziewczyna zerknęła na Syriusza, który uśmiechał
się, jak opętany.
-
Oby to było coś, co wyciągnie ją z tej randki.
-
Wierz mi, przeznaczeniem tej misji jest powodzenie. Jednak mój plan
wymaga... ofiary.
○○○
Blondynka
patrzyła w przestrzeń czując na swoim ramieniu dłoń chłopaka.
Odwróciła głowę, gdy usłyszała swoje imię.
-
Och, tylko nie ty, Black.
-
No nareszcie! Szukałem cię dosłownie wszędzie!
-
Ciekawe, po co?
-
Lily jest w Skrzydle. Pokłóciła się z Jamesem i doszło do...
różdżkoczynów.
-
Słucham?! - stanęła na równych nogach i zmierzyła Blacka
krytycznym spojrzeniem. Jak mogło do tego dojść?!
-
Andrew... muszę iść. - Pocałowała chłopaka w policzek i odeszła
za Syriuszem, który bił się z myślami.
Zagryzła
wargę i zacisnęła pięści. Jak mogło do tego dojść? James
zaatakował Lily? Jakim cudem nie odparła ataku?! Przekroczyła próg
Skrzydła Szpitalnego, jak burza i szybko podeszła do łóżka
swojej przyjaciółki.
-
No dobra. O co tym razem poszło? Jakim cudem Jamesowi w ogóle udało
się ciebie zaatakować? I dlaczego nie zareagowałaś?!
-
Spokojnie – Lily uśmiechnęła się lekko. - W sumie to sama nie
wiem, o co poszło. O to, co zwykle. To wszystko stało się tak
szybko, zamurowało mnie i... czy muszę się tłumaczyć z tego,
dlaczego leżę w Skrzydle?
-
Biorąc pod uwagę, że twój wypadek przerwał mi randkę...
-
Przepraszam, zgoda? - Evans wywróciła oczami.
-
Jasne. On był słodki, ale wiesz...
Rudowłosa
pokiwała głową i wstała z łóżka.
-
Idziemy?
Blondynka
pokiwała głową i ruszyła do wyjścia, co jakiś czas zerkając za
siebie, sprawdzając, czy Lily za nią idzie. Podała Grubej Damie
hasło i weszła do tłocznego Pokoju Wspólnego, swoje kroki od razu
kierując ku fotelom, które stały przed kominkiem. Zajęła jeden z
nich, a Evans opadła na wolne miejsce obok Remusa.
-
I jak było na randce, Harrison? - zmierzyła Blacka morderczym
spojrzeniem i odrzuciła włosy do tyłu.
-
Wydaje mi się, że to nie twoja sprawa, Black. Ale mogę ci
zdradzić, że gdyby nie wypadek Lily, to nie skończyłoby się na
pocałunku w policzek – odparła z lekkim uśmiechem.
Chłopak
zacisnął pięści i zwrócił się do Lily.
-
Nie tak miało to wyglądać.
-
Co? - dziewczyna zmarszczyła brwi. - Ach, to. Nie musisz się
przejmować.
-
Czy ja o czymś nie wiem? - wzrok Gabrielle wędrował od jednego do
drugiego, aż w końcu zatrzymał się na Lily. - Dlaczego mówisz do
niego tak... delikatnie?
-
Delikatnie?! Oj, daj spokój!
Rudowłosa
machnęła ręką. Jeszcze tego by brakowało, żeby wydało się to,
iż „współpracowała” z Blackiem! Gabrielle westchnęła
teatralnie.
-
Gdzie Dorcas?
-
Szczerze, to nie widziałam jej od śniadania.
I
jednej, i drugiej przez głowę przeszła ta sama myśl: oby nie
wpakowała się w kłopoty.
○○○
-
Bella! - krzyk brunetki odbił się echem po cichej alejce. -
Przestań się bawić!
-
Jeden mugol w tą stronę, czy w tą, co to za różnica? -
dziewczyna zwana Bellą opuściła różdżkę.
-
Czarny Pan dał nam wyraźne polecenie. Przez twoje idiotyczne
wybryki spóźnimy się na spotkanie z Nottem! Bellatrix!
-
Przecież idę!
Brunetka
pokręciła głową. Owszem, dziewczyna potrafiła torturować i z
racji tego, iż jego rodzina popierała Czarnego Pana i jego idee –
nienawidziła mugoli, szlam. Jednak była zbyt roztrzepana. Nie
potrafiła zrozumieć, że czasami bardziej od zabijania, liczyło
się wykonanie zadania. Inni mogli tłumaczyć sobie, że to dlatego,
iż jest młoda. Jednak ona wiedziała swoje. Bella po prostu chciała
zasłużyć sobie na szacunek innych,
Skręciła
w boczną uliczkę i wyszła na plac oświetlony nikłym światłem
ulicznej lampy. Rozejrzała się i powolnym krokiem zaczęła
zmierzać do niskiego budynku, otoczonego jedynie płotem. Otworzyła
furtkę, która lekko zaskrzypiała i przytrzymała ją dla Belli,
która z pogardą patrzyła na samochody stojące na podjeździe
każdego z ulicznych domów. Po chwili oczekiwania przeszła na plac.
-
Bella, ogarnij się!
-
Mugole...
-
Nie są dziś naszym zmartwieniem! Mamy zadanie, pamiętaj o tym! -
warknęła.
-
Meredith.
Kobieta
obróciła się wokół własnej osi, zaciskając rękę na różdżce.
-
Witaj, Nott.
-
Widzę, że masz towarzyszkę.
-
Bellatrix Black, niedługo Lestrange, z tego co słyszałam. Sprawia
więcej kłopotów niż myślałam. O mały włos, a byśmy się
spóźniły.
-
Ale jesteście na czas. Aurorzy pojawią się lada chwila. Do tego
czasu musimy zatrzeć wszelkie ślady. Oby nam się udało.
-
I tak będą wiedzieć, jeśli już ich tu nie ma.
-
Mamy zadanie, musimy zrobić wszystko, by je wykonać. Chyba nie
boisz się aurorów, Mary? - Nott uśmiechnął się chytrze.
-
Zróbmy to i tyle.
Kobieta
wraz ze swoją towarzyszką ruszyła za Nottem. Mężczyzna wyszedł
na ulicę i skierował kroki ku pogrążonemu w ciemności parku. Po
chwili wyciągnął różdżkę i zerknął na Meredith, która
prychnęła jak rozjuszona kotka.
-
Wciąż nie wiem, po co ten mężczyzna potrzebny jest Czarnemu Panu.
-
Podobno ma jakieś cenne informacje.
Informacje...
wiele osób posiadało informacje na temat Czarnego Pana, albo inne,
które by były mu potrzebne. Jednak tylko niektórzy mieli zginąć,
na innych wystarczyło rzucić proste zaklęcie, by zaczęli mówić.
Po chwili Nott stanął, a Bellatrix o mały włos na niego nie
wpadła. Meredith rozejrzała się czujnie i szybko wyciągnęła
różdżkę, gdy ujrzała jakiś ruch.
-
Bella! - dziewczyna spojrzała na kobietę i szybko wyciągnęła
różdżkę, jak ówcześnie Meredith.
Po
chwili wokół trójki śmierciożerców pojawiły się inne postacie
i bez ostrzeżenia zaczęli atakować. Meredtih uniknęła czerwonego
płomienia i skierowała różdżkę w aurora, który ją zaatakował.
-
Drętwota! - zaklęcie ugodziło mężczyznę w pierś. - Nott, gdzie
on jest?!
-
Po ich stronie, walczy!
-
Teleportujemy się! TERAZ! - złapała Belle za rękę i zniknęła z
trzaskiem.
Wylądowały
przed wielkim domem, pogrążonym w ciemności. Bella pchnęła lekko
bramę.
◄►
Od autorki: Wiem, że rozdział pojawia się z opóźnieniem, jednak szkoła nie daje mi wyboru i nie mam czasu na dodawanie notek. Z powyższej dumna nie jestem. Była pisana dawno, gdy pisałam jeszcze w pierwszej osobie, więc mogą pojawiać się błędy. Opis meczu (tak, jak uprzedzałam) jest beznadziejny, jednak po prostu nie umiem tego robić, a nie wiedziałam co rozdział piąty mógłby zawierać. To chyba na tyle, pozdrawiam!
Rozdział szósty postaram się dodać zgodnie z terminem, ale nic nie obiecuje.
EDIT!
Kilka informacji:
1. Zakładka "Sowia Poczta" została zaktualizowana. Niektórzy zostali z niej usunięci, inni dodani. Jeśli ktoś jeszcze się w niej nie znajduje, a powinien, proszę napiszcie mi o tym!
2. Wiem, że mam kilka zaległości w czytaniu Waszych blogów, postaram się to nadrobić w najbliższym tygodniu.
Zaklepuję miejsce! ;D
OdpowiedzUsuńA więc, rozdział jest jak zwykle zajebisty <3 Jednak w niektórych miejscach mogłoby się pojawić więcej opisów :). Nie wiem, czy już Ci to mówiłam, ale świetny pomysł z tym Ślizgonem. A końcowa akcja była rewelacyjna; taka tajemnicza i intrygująca :).
UsuńPozdrawiam! ;*
A tam przesadzasz. Wcale nie wyszedł beznadziejnie. Zbyt samokrytyczna jesteś, wiesz? Ja tam na opis meczu nie narzekam. Dobrze wiem, jak ciężko jest opisywać tak dynamiczne fragmenty historii. Moim zdaniem zrobiłaś to wystarczająco. Poza tym rozdział obfity w wydarzenia. Naprawdę nie rozumiem Gabrielle... No, ale bardzo jestem ciekawa, jak rozwinie się jej relacja z Syriuszem. No i ciekawy pomysł ze Ślizgonem oraz intrygą mającą na celu wyrwanie Gabrielle z randki. Naprawdę lekko i przyjemnie się czytało, a tego oczekuję po historii o Huncwotach. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuńW końcu nowy rozdział! Naczekałam się na niego.
OdpowiedzUsuńRozdział jest dobry. Może nie bardzo dobry, ale dobry.
Chyba nikt nigdy nie zrozumie zachowania dziewczyn, bo w końcu "Kobieta zmienną jest". Wyczuwam małe spięcie między Lily, a Jamesem. Dobrze myślę? ;)
Pozdrawiam !
Ach, skarbie, Ty mi nie narzekaj na rozdział! Długi i ciekawy. Podobał mi się pocałunek Gabrielle z Syriuszem, ale później potraktowała go naprawdę okropnie! Generalnie Gabrielle zachowywała się dziwnie. I podziwiam Lilkę, że zaufała Syriuszowi. Ja chyba bałabym się zrobić coś tak szalonego.
OdpowiedzUsuńOpis meczu niezły. Jedyne, co nie było idealne to dialogi. Nie zawsze mogłam zorientować się, któ mówi. Tak poza tym - świetnie :)
Dużo weny i pisz szybko :)
James Potter łapie zniczaaa! Kurcze, takie jakieś ciareczki są, nie wiem czemu. Sam fakt, że czyta się o kimś, kto niestety umrze. Pisze się opowiadanie, przeżywa wszystko z nimi, a oni i tak znikną niedługo. Głupie to i chore. A idzie się strasznie przyzwyczaić. I i tak jak się to czyta, to mimo, że się człowiek powinien skupić na tym, o czym jest opowiadanie, to go tak w dołku ściska, bo wie, że oni poprostu zginą. Przeminą... Cholera, za bardzo się ostatnio zagłębiam w życie bohaterów opowiadań xd
OdpowiedzUsuńOczywiście Gryffonom gratulacje, w końcu złapali znicza ;d Ale takie olanie pana Pottera przez Lily? Hhaha, dziewczyna jest genialna! :D Żałuję tylko, że nie opisałaś choć trochę gry, ona mnie osobiście fascynuje ^^ Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś taki opisik pokaże, ale nie nalegam , hehe ;d
No więc jeśli chodzi o drugą część, to Lily mnie wkurzyła. Bo w sumie ten jej stosunek do Jamesa wcale nie był jakiś śmieszny tylko chamski. Po prostu zachowała się chamsko. Widzi przecież, że chłopak jest jakiś wkurzony, a i tak gada jakieś głupoty i chce go wyprowadzić z równowagi. No, podpadła mi dzisiaj !
Za to zachowanie Gabrielle zaskakujące, nie powiem. Się tak patrzyłam na to i nie wierzyłam, że pocałowałą Syriusza, haha xd
Ja nie wierzę, że Lily podrzegała Syriusza do złego, nie wierzę po prostu! Dziewczyna się zmienia, oj zmienia. Ale zachowanie Gabrielle i tak strasznie. Tutaj mogłabym się pokusić o pewne niemiłe jej określenie, ale tego nie zrobię, bo to jednak miejsce publiczne, czyż nie? Więc zachowam to dla siebie, a Ty się możeszjedynie domyślić o co mi chodzi :)
Mwhahahhaha Bellatrix *.* Tak, ona kocha torturować, jest w tym najlepsza. Niestety Longbotomowie się o tym przekonali na własnej skórze ;/ Ale wracając! O jakiego mężczyznę im chodziło? Hmm... bardzo ciekawe, nie powiem. Tak pomyślałam o pewnym gościu i mam nadzieję, że to jednak nie on, bo wtedy byś mi ukradła pomysł, hihi! ^^ Ale zobaczymy, zobaczymy ;d
Nie no, podobało mi się. Co prawda nie dałaś się wykazać Huncwotom z jakimiś wielkimi psotami, ale to logiczne, bo ileż można. To nudzi! Poza tym Ty piszesz o Lily, nie? Więc z jej punktu widzenia ^^
I końcóweczka taka mroczniejsza, co daje dużego plusa ^^ No ładnie, ładnie, podobało mi się , powtarzam :))
Znalazłam kilka błędów. Czasami zabrakło 'się', a czasami było ono podwojone. :D
OdpowiedzUsuńZdążyłam już zatęsknić za Twoim pisaniem. Uwielbiam Twój styl i opisy. Może i nie umiesz pisać opisu meczu, jednak nie zwróciłaś na niego większej uwagi i dobrze z tego wybrnęłaś. Opisałaś publiczność, a nie przebieg meczu i zrobiłaś to tak dobrze, ze nie brakowało mi tego.
Rozdział bardzo udany i mi się podoba. Nie wiem czemu nie jesteś z niego zadowolona?
Rozumiem, że spóźniłaś się z dodaniem rozdziału. Ze szkołą trudno jest być na bieżąco w świecie bloggera. Wiem coś o tym. ;D
Jednak, gdy znajdziesz chwilę to zapraszam do siebie. ;)
Pozdrawiam i życzę weny. :*
Och, wreszcie się doczekałam rozdziału :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszelkie opowiadania, w których jest quidditch. Pomimo Twoich wcześniejszych obaw - wcale się nie zawiodłam, opisy były dynamiczne, w miarę dokładne i naprawdę dobre. Więc kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego jesteś niezadowolona :)
Ach, uroki szkoły, każdy przez to przechodzi. Jak powtarza moja mama - najważniejsze to umieć gospodarować czasem. Jak ktoś już umie, to doba się wydłuża o 10 godzin :D I tego właśnie Tobie życzę!