niedziela, 9 września 2012

Rozdział 4

  Tajemnica Huncwota!"


Chłopak cicho przemykał po pustych korytarzach Hogwartu. Choć pozostawał niewidzialny, nie zmieniało to faktu, że wciąż ktoś mógł go usłyszeć. Po drodze mogła się napatoczyć ta głupia kotka Flicha, która jakimś cudem widziała to, co dla innych pozostawało niewidoczne. Albo najprościej w świecie, mógł nagle pojawić się jakiś nauczyciel, który bez słowa wyjaśnienia odesłałby go do dormitorium. A na to absolutnie nie mógł sobie pozwolić. Przeklął się w myślach za to, że nie zabrał Mapy Huncwotów. Był zdany sam na siebie.
Powoli uchylił drzwi Skrzydła Szpitalnego, modląc się w duchu, by nie zaczęły skrzypieć. Przez cienką szparę wślizgnął się do środka i odetchnął z ulgą. Przeszedł wzdłuż łóżek, na których leżało kilkoro uczniów. Skąd ich się nagle tylu tu wzięło? Odnalazł parawan, za którym leżała Lily. Po cichu podszedł do jej łóżka i usiadł na krześle, które stało obok. Zerknął na szafkę nocną i przełknął ślinę. Eliksiry. Niesamowicie dużo eliksirów. Prawdą mówiąc wątpił, czy jakikolwiek z nich zna. Wolnym ruchem ściągnął z siebie Pelerynę Niewidkę.
Ze strachem w oczach spojrzał na rudowłosą postać, która leżała na łóżku. Jej klatka piersiowa to podnosiła się, to opadała. Było lepiej, niż kilkanaście godzin wcześniej. Mimo to, dziewczyna nadal pozostawała niesamowicie blada, jedynie jej usta zaczęły nabierać w miarę normalnej barwy. Chłopak delikatnie przejechał palcem po bliźnie, która widoczna była na prawej ręce dziewczyny. Wzdrygnął się na wspomnienie jej zakrwawionego ciała. Ostatnimi siłami woli, powstrzymał się od tego, by nie zabić Snape'a. Nie potrzebowałby do tego nawet różdżki. Ale podszedł do tego z zimną krwią. Niestety, Gabrielle nie miała tyle zdrowego rozsądku i od razu pobiegła do tego idioty. Scena, która rozegrała się w lochach powinna przejść do historii. A Huncwoci na pewno zadbają o to, by Ślizgon zapamiętał to do końca życia.
Powoli podniósł się z krzesła i pochylił nad dziewczyną. Pocałował ją w czoło i zarzucił na siebie Pelerynę.

○○○

Blondynka wpadła do Wielkiej Sali i rzuciła nienawistne spojrzenie na stół Slytherinu. Po chwili usiadła obok Syriusza i złapała do ręki tosta. Przeciągnęła się.
- Co u Lily? - rzuciła przelotne spojrzenie w stronę Remusa, który uważnie się jej przyglądał.
- Pomfrey twierdzi, że za niedługo powinna się wybudzić. Jeśli nie, to dyrektor zabierze ją do Munga. Moim zdaniem wygląda lepiej, ale wciąż jest... blada. Prawie wszystkie blizny się zagoiły, ale ma jedną na ręce, która jest bardzo głęboka i może zostać na zawsze. Oczywiście dostaje jakieś eliksiry, dzięki którym to wszystko ma zniknąć, ale to czarno magiczne zaklęcie, więc nie można przewidzieć jego skutków ubocznych.
- Wyjdzie z tego - Syriusz uśmiechnął się lekko.
- Mam nadzieję, chyba nie na darmo dostałam szlaban, co? - dziewczyna westchnęła. – Całe szczęście, że skończyło się na pomocy Slughornowi. McGonagall dziś wpadła w furię, chciała nawet zawiesić mnie jako Ścigającą. Na szczęście interweniował dyrektor. Uznał, że działałam pod wpływem impulsu, bo Lily jest moją przyjaciółką. Zapewnił, że na pewno nic bym Snape'owi nie zrobiła - mruknęła. – Ja bym nie była taka pewna. Gdyby Syriusz mnie nie powstrzymał, to bym zrobiła z niego krwawą plamę. Nie mieliby czego do domu odesłać. W każdym bądź razie – kontynuowała – Pomfrey uważa, że Lily powinna obudzić się dzisiaj, o ile wszystko dobrze pójdzie, więc będzie mogła być obecna na meczu.
- Spierzemy Ślizgonów.
- O, tak. A ja przy odrobinie szczęścia zrzucę Lestrange z miotły. Myślice, że przeżyje upadek? - spytał James.
- No wiesz... - blondynka celowo podniosła głos i spojrzała na Ślizgonów, którzy zaczęli odwracać wzrok w stronę stołu Gryfonów – zawsze można jej w tym pomóc. Nie łam się, James. Jeśli ta idiotka w ogóle dożyje jutrzejszego meczu, to będzie sukces.
Okularnik wyszczerzył zęby w uśmiechu i puścił oczko do Syriusza. Gabrielle jednak nie zwracała na nich uwagi. Utkwiła wzrok w dyrektorze, który zmierzał do wyjścia. Szybkim krokiem szedł między stołami. Blondynka złapała torbę i gdy dyrektor ją minął, ruszyła za nim.
- Ely? Co się dzieje? - Syriusz zerwał się na równe nogi.
- Nie jestem pewna. Ale... chyba chodzi o Lily.
Szybko wybiegła z Wielkiej Sali i wpadła do Skrzydła Szpitalnego. Dyrektor spojrzał na nią z uśmiechem.
- Panno Harrison, widzę, że ma pani niezawodną intuicję.
- Jeśli chodzi o moich przyjaciół, panie profesorze, to faktycznie, jest ona niezawodna – odpowiedziała. – Czy coś się stało? Co z Lily?
- Panna Evans... obudziła się.
Gabrielle odetchnęła z ulgą i ruszyła w stronę łóżka, gdzie wczoraj leżała nieprzytomna zielonooka.

○○○

Uniosła się na łóżku, jednak od razu pożałowała swojej decyzji, gdy poczuła okropny ból. Złapała się za brzuch i mimowolnie skrzywiła. Od razu obok niej znalazła się pani Pomfrey z porcją nowych eliksirów. Już dziś wieczorem miała zamiar wypisać Lily ze Skrzydła, jednak najpierw „musiała podbudować jej odporność” - sprawiając, że co paręnaście minut będzie piła nowe eliksiry. Szczerze mówiąc, niektórych z nich w ogóle nie znała. A wszystkie smakowały tak samo, okropnie. Uśmiechnęła się do Gabrielle, która nagle znalazła się przy łóżku rudowłosej. Tuż za nią kroczył dyrektor Hogwartu.
- Jak się czujesz, Lily? - wzdrygnęła się, gdy zauważyła, że staruszek wpatruje się w nią tak, jakby chciał wyczytać jej wszystkie myśli. Czasami miała nawet wrażenie, że mu się to udaje.
- Lepiej, chociaż najlepiej czułabym się w dormitorium, z dala od tych eliksirów.
- Z tego co wiem, dziś będziesz mogła już wyjść. Trzymaj się blisko przyjaciół, Lily. Przez kilka dni będziesz słaba, a oni będą twoim oparciem do końca.
Po tych słowach opuścił Skrzydło z lekkim uśmiechem na twarzy. Na jego miejscu po paru minutach pojawiła się Dorcas w otoczeniu Huncwotów. Wszyscy mieli wymalowane zmartwienie na twarzy. Evans przełknęła głośno ślinę i zerknęła na blondynkę, która wciąż stała przy łóżku i wpatrywała się w pustą przestrzeń. Cisza, która panowała, powoli zaczęła ją dobijać. Postanowiła to przerwać.
- A-a... więc jutro mecz, tak? - zerknęła na Dorcas, która dopiero po chwili zorientowała się, że ktoś do niej mówi. Ocknęła się z amoku i pokiwała głową.
- Przyjdziesz? - wyszeptała.
- Dlaczego szepczesz? Jeszcze nie umieram.
Wtedy wszystkie bariery pękły. Black wybuchł chorobliwym śmiechem, a po chwili za jego przykładem poszła reszta. Nawet ona, mimo bólu, który wciąż odczuwała, uśmiechnęła się.
- Co się działo w szkole? Długo byłam... nieprzytomna? - zadała pytanie, które od samego początku cisnęły się jej na język.
- No cóż... dwa dni. Nic się nie działo. Cała szkoła huczy od plotek na twój temat. Jedni mówią, że wysłali cię do Munga, inni, że pozostaniesz w śpiące aż Pomfrey nie wymyśli jakieś ekstremalnego eliksiru, który cię uleczy. Kilkoro uczniów... w większości pierwszaki, bali się, że no wiesz... że umarłaś.
Otworzyła usta ze zdziwienia, było aż tak źle?
- Dobra, my tu gadu gadu, a ja mam szlaban - mruknęła Ely. – Jak się spóźnię, to McGonagall mnie zabije. Przyjdę wieczorem.
Lily patrzyła, jak szybko wybiega ze Skrzydła. Opadła bezwładnie na poduszki i wpatrzyła się w sufit, zapominając o obecności innych. Przymknęła powieki i wzdrygnęła się, gdy przed oczami pojawił się błysk nieznanego zaklęcia. Zaklęcia, które ugodziło w nią, choć nie dla niej było przeznaczone. Westchnęła cicho, przypominając sobie dawne lata, gdy Severus był jeszcze jej przyjacielem. Nigdy by nie pomyślała, że zechce zaatakować kogoś z bliskich jej osób. Ale czego się spodziewała? Osoba, którą znała, umarła dawno temu, wpuszczając do swojego ciała kogoś całkiem innego. Kogoś, kto nie zawaha się przed zabiciem. Kto wie, może na jego przedramieniu już widnieje znak śmierciożerców?
- O jakim szlabanie ona mówiła? - zerknęła na Huncwotów, którzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- No wiesz... - Black spojrzał na nią niepewnie. – Po tym jak Snape cię zaatakował, Harrison przestała nad sobą panować. Zaatakowała go i pobiła. Szkoda, że McGonagall się wtrąciła, bo mogłaby być niezła zabawa.
- Och... pobiła go? A dlaczego nie użyła różdżki?
Dopiero po chwili dotarło do niej, o co zapytała. Ale było już za późno. Dorcas wpatrywała się w Lily ze szczerym zdziwieniem, a Black i Potter szczerzyli się głupkowato.
- Idźcie już. Chcę zostać sama.
Po chwili rozległy się kroki pięciu par nóg.

○○○

Powoli wchodziła po schodach, co jakiś czas przeklinając się w myślach. Dlaczego to wszystko tak cholernie bolało? Nie, nie chodziło tu o ból psychiczny, a fizyczny. Z każdym stawianym krokiem czuła okropny ból brzucha, by po chwili dopadały ją zawroty głowy. Zatrzymała się po chwili i usiadła. Spojrzała na dwie dziewczyny, które wpatrywały się we nią z troską. Usiadły obok Lily.
- Dobrze się czujesz? Może powinnaś wrócić...
- Nic mi nie jestem - mruknęła. – To chwilowe.
Zerknęła na swoją rękę, na której widniała jeszcze jasna blizna. Z tego co mówiła pielęgniarka, zniknie ona za parę dni. Westchnęła cicho i wstała. Przecież nie może się użalać nad sobą. Prawdę mówiąc sama zgotowała sobie taki los. Zaklęcie było wymierzone w Gabrielle. Stanęła między nią, a Snape'm i zrobiłaby to po raz kolejny.
- No, Evans. Jednak żyjesz - z niechęcią odwróciła się w stronę Clarisse. Stała na szczycie schodów i uśmiechała się.
- Przykro mi, że cię zawiodłam - warknęła. – Ale jakoś nie mam zamiaru jeszcze umierać. Jak widzisz – jestem cała i zdrowa, i również się cieszę, że cię widzę.
Ignorując ból i wszystko inne wbiegła po schodach i bez słowa ominęła dziewczynę, która wciąż uśmiechała się irytująco. Szybkim krokiem ruszyła w stronę wieży Gryfonów, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w dormitorium. Umyć się i bez słowa legnąć na łóżko, budząc się dopiero jutro. Nie czując bólu, nie mając zawrotów głowy. Tak jakby nic się nie wydarzyło.
Jednak nie to było jej pisane. Bowiem, gdy stanęła przed portretem Grubej Damy (która w swoich ramach gościła przyjaciółkę. Violet, z tego co pamiętała. Zorientowała się, że nie zna hasła, a dwie przyjaciółki zostały daleko w tyle. Ze zrezygnowaniem osunęła się po ścianie, by już po chwili z podkulonymi nogami siedzieć na podłodze. Zamknęła oczy i pochyliła głowę, pozwalając, by rude włosy zakryły jej twarz. Pragnęła na jedną cudowną chwilę wyłączyć wszystkie myśli, których, jak nazłość z każdą sekundą przybywały. Zgrzytnęła zębami i podniosła głowę, słysząc zbliżające się kroki. Z lekkim uśmiechem spojrzała na dziewczyny, które przypatrywały jej się z niedowierzaniem.
- Cytrynowy Sorbet - mruknęła Dorcas, a portret odchylił się, ukazując zatłoczony Pokój Wspólny.
Przepuściła dziewczyny, wchodząc jako ostatnia. Od razu rzuciła tęskne spojrzenie na drzwi do dormitorium dziewczyn, ale bez słowa ruszyła w stronę kominka. Położyła się na wolnej sofie i zwinęła w kłębek.
- Przesuń się, Evans - spojrzała na Blacka, który stał nade nią z założonymi rękoma.
- Ani mi się śni. Byłam tu pierwsza, więc znajdź sobie inne... siedlisko.
Tak jak myślała, nie posłuchał. Po chwili poczuła, że ktoś łapie ją za nogi i brutalnie została ściągnięta na ziemię. Syknęła cicho, gdy upadła na podłogę. Idiota. Czy on nie miał za grosz inteligencji? Dżentelmenem to na pewno nie był.
- Tak lepiej, nie sądzisz?
- Nie, nie sądzę, Black - powoli się podniosła i usiadła obok niego.
- To jak się czujesz, rudzielcu?
- Uważaj na słowa, bo może ci się przydarzyć mały wypadek. Po upadku z sofy? Źle, wszystko mnie boli. ZNOWU.

○○○

- ODDAJ TO, POTTER! - patrzyła, jak Meadows biega w kółko po damskim dormitorium, starając się odebrać okularnikowi swoją własność.
- Ładna bielizna, Meadows - Black wyszczerzył się w stronę Lily, a ona wywróciła oczami. Po co w ogóle tu przychodzili?
Mogliby zapomnieć o zaklęciu zamrożenia, a gdyby chcieli tu wejść, schody zamieniłyby się w ślizgawkę. Szkoda, że mówimy tu o Huncwotach.
- POTTER! Zabiję cię, jak zaraz nie zwrócisz mi tego, co moje! - jednak rozczochraniec nadal się śmiał i skakał po łóżku. – Dość tego. Levicorpus!
Lily patrzyła, jak chłopak robi zdziwioną minę, a po chwili wisiał do góry nogami. Mimo wszystko, na jego twarzy wciąż gościł uśmiech.
- Ściągnij mnie na dół, to się zabawimy.
- Nie wydaje mi się - brunetka podeszła do chłopaka i wyrwała z jego ręki czarny stanik, po czym odłożyła go do szuflady. Machnęła lekko różdżką i Potter wylądował na łóżku, szczerząc się sam do siebie. - I łapy przy sobie!
- Słyszałeś, Łapciu? - chłopak spojrzał na Blacka, który uniósł brwi. – Łapy przy sobie.
- Przecież niczego nie ruszam!
Gabrielle, która do tej pory siedziała cicho, wybuchła chorobliwym śmiechem.
- Harrison, ty lepiej pracuj nad strategią!
- Ależ ja już ją opracowałam! - burknęła. – Ich najłatwiejszym celem jest Trevis, oczywiście i oni o tym wiedzą, więc zapewne Lestrange i Robis będą przy nim. Dlatego nam pozostaje ten dryblas... nie pamiętam, jak się nazywa.
- Wrot.
- Może być Wrot. W każdym bądź razie moim zdaniem będzie najłatwiejszym celem, bo tamta trójka trzyma się razem. Syriusz będzie blokował tego Wrotka, a ty i Dorcas zajmiemy się pozostałą trójką i pałkarzami. A ja zajmę się zniczem i tylko zniczem. Przecież nie chcemy powtórki z tamtego roku.
- Racja. Ty Gabrielle zajmiesz się zniczem. Resztę zostaw nam. Cały czas zastanawiam się nad tym, dlaczego wzięli Lestrange do drużyny. Przecież to dziewczyna, a Ślizgoni słyną z tego, że w ich drużynie nie ma dziewczyn. Może dlatego przegrywali? 
- Wzięli ją, bo jest czystej krwi, ma wpływową rodzinę, no i jest śmierciożercą, albo niedługo nią zostanie - rudowłosa zaczęła wyliczać na palcach. – Ale co jej to da? My i tak mamy najlepszą drużynę.
- Racja, ale jak James znowu spadnie z miotły...
- NIE SPADNĘ, jasne?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Lily zaledwie rok temu zaczęła całkowicie rozumieć Quidditcha. A raczej... musiała zacząć rozumieć, bo inaczej zostałaby zamordowana we śnie.
- No, Rogaczu, zmywamy się. Lunio i Glizdek zaczną się martwić i jeszcze będą nasz szukać - dwójka Huncwotów podniosła się w tym samym czasie i ruszyła do wyjścia.
- O co chodzi w tymi waszymi ksywkami? - krzyknęła Gabrielle, gdy rąbek szaty Blacka znikał za drzwiami.
- TAJEMNICA HUNCWOTA! - odkrzyknęli zgodnie.


◄►
 Omg. Rozdział podoba mi się w połowie. Choć... sama już nie wiem. Na pewno wprowadziłam jakieś poprawki, ale praktycznie nic one nie zmieniły. Wszystko przez szkołę. Naprawdę. Nie mam kompletnie weny. Ratuje mnie jedynie to, że mam kilka notek w zapasie - co będzie dalej, nie wiem. Postaram się jakoś to nadrobić, co na razie nie wychodzi mi, a nie chcę pisać nic na siłę. Od razu mówię, że następny rozdział będzie zawierał opis meczu, co nie wychodzi mi perfekcyjnie.

11 komentarzy:

  1. Najbardziej podobał mi się moment z Jamesem zakradającym się do śpiącej Lily. Aż coś się we mnie poruszyło :) No, ciekawa jestem jak to będzie z meczem i co zrobią z Clarisse. Najchętniej wrzuciłabym ją do jeziora między trytony, no ale cóż... Poza tym, ciekawe jak to będzie z Lily i Jamesem... Cóż, czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
    [mente-la-magia]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli o mnie chodzi, to podobał mi się cały rozdział, nie tylko połowa. Lubię Twoje relacje między Lily i Jamesem, są takie... naturalne, nie ma w nich żadnej przesady, za co wielkie brawo. Opisu meczu wprost nie mogę się doczekać, bo lubię czytać o quidditchu i mimo Twoich obaw szczerze wierzę, że wyjdzie to jak najlepiej :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle notka fantastyczna. Czekam na ciąg dalszy, i życzę weny. A teraz, jeśli masz czas i chęci to zapraszam do mnie z http://na-zawszelily-evans.blogspot.com/.
    -Pozdrawiam, Kath.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na sposob-na-huncwota pojawił się nowy rozdział. Nie wiem, czy miałam Cię informować, więc usuń ten komentarz, jak chcesz. Przepraszam, ale jest małe zamieszanie, bo zgubiłam listę powiadamianych :D

    OdpowiedzUsuń
  5. No mi się rozdział podobał ;) Zabawny, nie powiem. Zwłaszcza fragment z Jamesem kradnącym bieliznę Dorcas, haha xd
    Oczywiście NIKT nie może wiedzieć, o co chodzi z ksywkami, bo mogłoby się to źle skończyć przecież ^^
    Żal mi Lily, bo nie dość, że tyle przeszła i wszystko ją boli, to jeszcze musi znosić te krzyki, wrzaski i kłótnie, które towarzyszą KAŻDEMU występkowi Huncwotów! Oni są nieznośni! Ale w pozytywnym znaczeniu, oczywiście ;d
    Widzę, że Ty raczej trzymasz się filmowej wersji HP i zrobiłaś z Jamesa szukającego, a nie ścigającego? No cóż, zobaczymy co wymyślisz w następnym rozdziale! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. A mi ten rozdział bardzo się podoba! Znalazłam kilka literówek. :D
    Pierwsza część najbardziej mi się spodobała. Pięknie to opisałaś. Poczułam takie wewnętrzne ciepło.
    Cały rozdział oczywiście też mi się podoba. wszystko fajnie opisałaś. Jestem ciekawa tego meczu, bo z całego 'Harrego Potter' najbardziej własnie lubię te mecze. Wierzę, że uda ci się to świetnie opisać. :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :*
    [zabita--nadzieja.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Powinnam się walnąć za to, ze dopiero teraz komentuję ten rozdział... eh ;D.
    A więc:
    już Ci to chyba kiedyś mówiłam, ale rozdział zajebisty! <3. Uf, całe szczęście, ze LIly wyszła już z SS, ale oczywiście NASZ DROGI ŁAPCIA musiał coś odwalić, a w tym przypadku zwalić ją z kanapy... Wiesz, do niego idealnie pasuje pewna wypowiedź Hermiony: "To, że two­ja wrażli­wość uczu­ciowa mieści się w łyżeczce do her­ba­ty nie świad­czy o tym, że wszys­cy są tak upośledze­ni." ;D Kochany Syriusz <3
    Uhuhu, no to ciekawa jestem, co się wydarzy na tym meczu... intuicja podpowiada mi, ze coś złego... no ale zobaczymy ;).

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest świetny W CAŁOŚCI.
    Dobrze, że z Lily wszystko w porządku, martwilam się o nią.
    Ogólnie ładnie nadajesz charaktery bohaterom - wszyscy są naturalni, co bardzo cenię.
    Kocham przyjacielskie relacje między Rudą i Blackiem (czemu ja nie mogę mieć takiego przyjaciela... :( ).
    A scena z Jamesem i czarnym biustonoszem Dorcas rozbawiła mnie wprost do łez :)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak... Szkoła wyciska z człowieka resztki weny. Ja zaobserowałam, że zaczynam układać zdania stylem, jakiego używają w "Krzyżakach" :) Ale nieważne. Ten rozdział serio świetny. Dobrze, że Lily wraca do zdrowia. Rozmowa na temat quidditcha mnie rozbroiła!
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny (pomimo szkoły)

    OdpowiedzUsuń
  10. Severus zaatakował kogoś bliskiego Lily? Naprawdę nie pomyślał, że to może ją zranić? Jestem ciekawa jak się czuje wiedząc, że mógł zabić osobę, którą kocha.
    Czy w następnym rozdziale można spodziewać się opisu meczu? Jak tak, to ja jestem za! ;P
    Przy okazji, masz bardzo ładny szablon, ale czy miejsce na notki nie jest trochę zbyt małe?
    Pozdrawiam, dodaję do linków.
    [zmienicprzeznaczenie.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakoś tego braku weny nie widać. Rozdział świetny, czytało się go bardzo szybko i przyjemnie;) No i było sporo humoru, mimo sytuacji z Lily. Szczególnie końcówka powalająca. Tajemnica, tak... Nie no, po prostu powalają mnie i tyle. No i z Lily jest w miarę ok, a więc postanowiłaś nie dodawać dramatyzmu, co mnie cieszy. Sama saga jest wystarczająco ciężka. Podoba mi się, jak budujesz dialogi - są takie naturalne, naprawdę mnie to urzekło. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy