„Tajemnica
Huncwota!"
Chłopak cicho
przemykał po pustych korytarzach Hogwartu. Choć pozostawał
niewidzialny, nie zmieniało to faktu, że wciąż ktoś mógł go
usłyszeć. Po drodze mogła się napatoczyć ta głupia kotka
Flicha, która jakimś cudem widziała to, co dla innych pozostawało
niewidoczne. Albo najprościej w świecie, mógł nagle pojawić się
jakiś nauczyciel, który bez słowa wyjaśnienia odesłałby go do
dormitorium. A na to absolutnie nie mógł sobie pozwolić. Przeklął
się w myślach za to, że nie zabrał Mapy Huncwotów. Był zdany
sam na siebie.
Powoli
uchylił drzwi Skrzydła Szpitalnego, modląc się w duchu, by nie
zaczęły skrzypieć. Przez cienką szparę wślizgnął się do
środka i odetchnął z ulgą. Przeszedł wzdłuż łóżek, na
których leżało kilkoro uczniów. Skąd ich się nagle tylu tu
wzięło? Odnalazł parawan, za którym leżała Lily. Po cichu
podszedł do jej łóżka i usiadł na krześle, które stało obok.
Zerknął na szafkę nocną i przełknął ślinę. Eliksiry.
Niesamowicie dużo eliksirów. Prawdą mówiąc wątpił, czy
jakikolwiek z nich zna. Wolnym ruchem ściągnął z siebie Pelerynę
Niewidkę.
Ze
strachem w oczach spojrzał na rudowłosą postać, która leżała
na łóżku. Jej klatka piersiowa to podnosiła się, to opadała.
Było lepiej, niż kilkanaście godzin wcześniej. Mimo to,
dziewczyna nadal pozostawała niesamowicie blada, jedynie jej usta
zaczęły nabierać w miarę normalnej barwy. Chłopak delikatnie
przejechał palcem po bliźnie, która widoczna była na prawej ręce
dziewczyny. Wzdrygnął się na wspomnienie jej zakrwawionego ciała.
Ostatnimi siłami woli, powstrzymał się od tego, by nie zabić
Snape'a. Nie potrzebowałby do tego nawet różdżki. Ale podszedł
do tego z zimną krwią. Niestety, Gabrielle nie miała tyle zdrowego
rozsądku i od razu pobiegła do tego idioty. Scena, która rozegrała
się w lochach powinna przejść do historii. A Huncwoci na pewno
zadbają o to, by Ślizgon zapamiętał to do końca życia.
Powoli
podniósł się z krzesła i pochylił nad dziewczyną. Pocałował
ją w czoło i zarzucił na siebie Pelerynę.
○○○
Blondynka
wpadła do Wielkiej Sali i rzuciła nienawistne spojrzenie na stół
Slytherinu. Po chwili usiadła obok Syriusza i złapała do ręki
tosta. Przeciągnęła się.
-
Co u Lily? - rzuciła przelotne spojrzenie w stronę Remusa, który
uważnie się jej przyglądał.
-
Pomfrey twierdzi, że za niedługo powinna się wybudzić. Jeśli
nie, to dyrektor zabierze ją do Munga. Moim zdaniem wygląda lepiej,
ale wciąż jest... blada. Prawie wszystkie blizny się zagoiły, ale
ma jedną na ręce, która jest bardzo głęboka i może zostać na
zawsze. Oczywiście dostaje jakieś eliksiry, dzięki którym to
wszystko ma zniknąć, ale to czarno magiczne zaklęcie, więc nie
można przewidzieć jego skutków ubocznych.
-
Wyjdzie z tego - Syriusz uśmiechnął się lekko.
-
Mam nadzieję, chyba nie na darmo dostałam szlaban, co? - dziewczyna
westchnęła. – Całe szczęście, że skończyło się na pomocy
Slughornowi. McGonagall dziś wpadła w furię, chciała nawet
zawiesić mnie jako Ścigającą. Na szczęście interweniował
dyrektor. Uznał, że działałam pod wpływem impulsu, bo Lily jest
moją przyjaciółką. Zapewnił, że na pewno nic bym Snape'owi nie
zrobiła - mruknęła. – Ja bym nie była taka pewna. Gdyby Syriusz
mnie nie powstrzymał, to bym zrobiła z niego krwawą plamę. Nie
mieliby czego do domu odesłać. W każdym bądź razie –
kontynuowała – Pomfrey uważa, że Lily powinna obudzić się
dzisiaj, o ile wszystko dobrze pójdzie, więc będzie mogła być
obecna na meczu.
-
Spierzemy Ślizgonów.
-
O, tak. A ja przy odrobinie szczęścia zrzucę Lestrange z miotły.
Myślice, że przeżyje upadek? - spytał James.
-
No wiesz... - blondynka celowo podniosła głos i spojrzała na
Ślizgonów, którzy zaczęli odwracać wzrok w stronę stołu
Gryfonów – zawsze można jej w tym pomóc. Nie łam się, James.
Jeśli ta idiotka w ogóle dożyje jutrzejszego meczu, to będzie
sukces.
Okularnik
wyszczerzył zęby w uśmiechu i puścił oczko do Syriusza.
Gabrielle jednak nie zwracała na nich uwagi. Utkwiła wzrok w
dyrektorze, który zmierzał do wyjścia. Szybkim krokiem szedł
między stołami. Blondynka złapała torbę i gdy dyrektor ją
minął, ruszyła za nim.
-
Ely? Co się dzieje? - Syriusz zerwał się na równe nogi.
-
Nie jestem pewna. Ale... chyba chodzi o Lily.
Szybko
wybiegła z Wielkiej Sali i wpadła do Skrzydła Szpitalnego.
Dyrektor spojrzał na nią z uśmiechem.
-
Panno Harrison, widzę, że ma pani niezawodną intuicję.
-
Jeśli chodzi o moich przyjaciół, panie profesorze, to faktycznie,
jest ona niezawodna – odpowiedziała. – Czy coś się stało? Co
z Lily?
-
Panna Evans... obudziła się.
Gabrielle
odetchnęła z ulgą i ruszyła w stronę łóżka, gdzie wczoraj
leżała nieprzytomna zielonooka.
○○○
Uniosła
się na łóżku, jednak od razu pożałowała swojej decyzji, gdy
poczuła okropny ból. Złapała się za brzuch i mimowolnie
skrzywiła. Od razu obok niej znalazła się pani Pomfrey z porcją
nowych eliksirów. Już dziś wieczorem miała zamiar wypisać Lily
ze Skrzydła, jednak najpierw „musiała podbudować jej odporność”
- sprawiając, że co paręnaście minut będzie piła nowe eliksiry.
Szczerze mówiąc, niektórych z nich w ogóle nie znała. A
wszystkie smakowały tak samo, okropnie. Uśmiechnęła się do
Gabrielle, która nagle znalazła się przy łóżku rudowłosej. Tuż
za nią kroczył dyrektor Hogwartu.
-
Jak się czujesz, Lily? - wzdrygnęła się, gdy zauważyła, że
staruszek wpatruje się w nią tak, jakby chciał wyczytać jej
wszystkie myśli. Czasami miała nawet wrażenie, że mu się to
udaje.
-
Lepiej, chociaż najlepiej czułabym się w dormitorium, z dala od
tych eliksirów.
-
Z tego co wiem, dziś będziesz mogła już wyjść. Trzymaj się
blisko przyjaciół, Lily. Przez kilka dni będziesz słaba, a oni
będą twoim oparciem do końca.
Po
tych słowach opuścił Skrzydło z lekkim uśmiechem na twarzy. Na
jego miejscu po paru minutach pojawiła się Dorcas w otoczeniu
Huncwotów. Wszyscy mieli wymalowane zmartwienie na twarzy. Evans
przełknęła głośno ślinę i zerknęła na blondynkę, która
wciąż stała przy łóżku i wpatrywała się w pustą przestrzeń.
Cisza, która panowała, powoli zaczęła ją dobijać. Postanowiła
to przerwać.
-
A-a... więc jutro mecz, tak? - zerknęła na Dorcas, która dopiero
po chwili zorientowała się, że ktoś do niej mówi. Ocknęła się
z amoku i pokiwała głową.
-
Przyjdziesz? - wyszeptała.
-
Dlaczego szepczesz? Jeszcze nie umieram.
Wtedy
wszystkie bariery pękły. Black wybuchł chorobliwym śmiechem, a po
chwili za jego przykładem poszła reszta. Nawet ona, mimo bólu,
który wciąż odczuwała, uśmiechnęła się.
-
Co się działo w szkole? Długo byłam... nieprzytomna? - zadała
pytanie, które od samego początku cisnęły się jej na język.
-
No cóż... dwa dni. Nic się nie działo. Cała szkoła huczy od
plotek na twój temat. Jedni mówią, że wysłali cię do Munga,
inni, że pozostaniesz w śpiące aż Pomfrey nie wymyśli jakieś
ekstremalnego eliksiru, który cię uleczy. Kilkoro uczniów... w
większości pierwszaki, bali się, że no wiesz... że umarłaś.
Otworzyła
usta ze zdziwienia, było aż tak źle?
-
Dobra, my tu gadu gadu, a ja mam szlaban - mruknęła Ely. – Jak
się spóźnię, to McGonagall mnie zabije. Przyjdę wieczorem.
Lily
patrzyła, jak szybko wybiega ze Skrzydła. Opadła bezwładnie na
poduszki i wpatrzyła się w sufit, zapominając o obecności innych.
Przymknęła powieki i wzdrygnęła się, gdy przed oczami pojawił
się błysk nieznanego zaklęcia. Zaklęcia, które ugodziło w nią,
choć nie dla niej było przeznaczone. Westchnęła cicho,
przypominając sobie dawne lata, gdy Severus był jeszcze jej
przyjacielem. Nigdy by nie pomyślała, że zechce zaatakować kogoś
z bliskich jej osób. Ale czego się spodziewała? Osoba, którą
znała, umarła dawno temu, wpuszczając do swojego ciała kogoś
całkiem innego. Kogoś, kto nie zawaha się przed zabiciem. Kto wie,
może na jego przedramieniu już widnieje znak śmierciożerców?
-
O jakim szlabanie ona mówiła? - zerknęła na Huncwotów, którzy
wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-
No wiesz... - Black spojrzał na nią niepewnie. – Po tym jak Snape
cię zaatakował, Harrison przestała nad sobą panować. Zaatakowała
go i pobiła. Szkoda, że McGonagall się wtrąciła, bo mogłaby być
niezła zabawa.
-
Och... pobiła go? A dlaczego nie użyła różdżki?
Dopiero
po chwili dotarło do niej, o co zapytała. Ale było już za późno.
Dorcas wpatrywała się w Lily ze szczerym zdziwieniem, a Black i
Potter szczerzyli się głupkowato.
-
Idźcie już. Chcę zostać sama.
Po
chwili rozległy się kroki pięciu par nóg.
○○○
Powoli
wchodziła po schodach, co jakiś czas przeklinając się w myślach.
Dlaczego to wszystko tak cholernie bolało? Nie, nie chodziło tu o
ból psychiczny, a fizyczny. Z każdym stawianym krokiem czuła
okropny ból brzucha, by po chwili dopadały ją zawroty głowy.
Zatrzymała się po chwili i usiadła. Spojrzała na dwie dziewczyny,
które wpatrywały się we nią z troską. Usiadły obok Lily.
-
Dobrze się czujesz? Może powinnaś wrócić...
-
Nic mi nie jestem - mruknęła. – To chwilowe.
Zerknęła
na swoją rękę, na której widniała jeszcze jasna blizna. Z tego
co mówiła pielęgniarka, zniknie ona za parę dni. Westchnęła
cicho i wstała. Przecież nie może się użalać nad sobą. Prawdę
mówiąc sama zgotowała sobie taki los. Zaklęcie było wymierzone w
Gabrielle. Stanęła między nią, a Snape'm i zrobiłaby to po raz
kolejny.
-
No, Evans. Jednak żyjesz - z niechęcią odwróciła się w stronę
Clarisse. Stała na szczycie schodów i uśmiechała się.
-
Przykro mi, że cię zawiodłam - warknęła. – Ale jakoś nie mam
zamiaru jeszcze umierać. Jak widzisz – jestem cała i zdrowa, i
również się cieszę, że cię widzę.
Ignorując
ból i wszystko inne wbiegła po schodach i bez słowa ominęła
dziewczynę, która wciąż uśmiechała się irytująco. Szybkim
krokiem ruszyła w stronę wieży Gryfonów, pragnąc jak najszybciej
znaleźć się w dormitorium. Umyć się i bez słowa legnąć na
łóżko, budząc się dopiero jutro. Nie czując bólu, nie mając
zawrotów głowy. Tak jakby nic się nie wydarzyło.
Jednak
nie to było jej pisane. Bowiem, gdy stanęła przed portretem Grubej
Damy (która w swoich ramach gościła przyjaciółkę. Violet, z
tego co pamiętała. Zorientowała się, że nie zna hasła, a dwie
przyjaciółki zostały daleko w tyle. Ze zrezygnowaniem osunęła
się po ścianie, by już po chwili z podkulonymi nogami siedzieć na
podłodze. Zamknęła oczy i pochyliła głowę, pozwalając, by rude
włosy zakryły jej twarz. Pragnęła na jedną cudowną chwilę
wyłączyć wszystkie myśli, których, jak nazłość z każdą
sekundą przybywały. Zgrzytnęła zębami i podniosła głowę,
słysząc zbliżające się kroki. Z lekkim uśmiechem spojrzała na
dziewczyny, które przypatrywały jej się z niedowierzaniem.
-
Cytrynowy Sorbet - mruknęła Dorcas, a portret odchylił się,
ukazując zatłoczony Pokój Wspólny.
Przepuściła
dziewczyny, wchodząc jako ostatnia. Od razu rzuciła tęskne
spojrzenie na drzwi do dormitorium dziewczyn, ale bez słowa ruszyła
w stronę kominka. Położyła się na wolnej sofie i zwinęła w
kłębek.
-
Przesuń się, Evans - spojrzała na Blacka, który stał nade nią z
założonymi rękoma.
-
Ani mi się śni. Byłam tu pierwsza, więc znajdź sobie inne...
siedlisko.
Tak
jak myślała, nie posłuchał. Po chwili poczuła, że ktoś łapie
ją za nogi i brutalnie została ściągnięta na ziemię. Syknęła
cicho, gdy upadła na podłogę. Idiota. Czy on nie miał za grosz
inteligencji? Dżentelmenem to na pewno nie był.
-
Tak lepiej, nie sądzisz?
-
Nie, nie sądzę, Black - powoli się podniosła i usiadła obok
niego.
-
To jak się czujesz, rudzielcu?
-
Uważaj na słowa, bo może ci się przydarzyć mały wypadek. Po
upadku z sofy? Źle, wszystko mnie boli. ZNOWU.
○○○
-
ODDAJ TO, POTTER! - patrzyła, jak Meadows biega w kółko po damskim
dormitorium, starając się odebrać okularnikowi swoją własność.
-
Ładna bielizna, Meadows - Black wyszczerzył się w stronę Lily, a
ona wywróciła oczami. Po co w ogóle tu przychodzili?
Mogliby
zapomnieć o zaklęciu zamrożenia, a gdyby chcieli tu wejść,
schody zamieniłyby się w ślizgawkę. Szkoda, że mówimy tu o
Huncwotach.
-
POTTER! Zabiję cię, jak zaraz nie zwrócisz mi tego, co moje! -
jednak rozczochraniec nadal się śmiał i skakał po łóżku. –
Dość tego. Levicorpus!
Lily
patrzyła, jak chłopak robi zdziwioną minę, a po chwili wisiał do
góry nogami. Mimo wszystko, na jego twarzy wciąż gościł uśmiech.
-
Ściągnij mnie na dół, to się zabawimy.
-
Nie wydaje mi się - brunetka podeszła do chłopaka i wyrwała z
jego ręki czarny stanik, po czym odłożyła go do szuflady.
Machnęła lekko różdżką i Potter wylądował na łóżku,
szczerząc się sam do siebie. - I łapy przy sobie!
-
Słyszałeś, Łapciu? - chłopak spojrzał na Blacka, który uniósł
brwi. – Łapy przy sobie.
-
Przecież niczego nie ruszam!
Gabrielle,
która do tej pory siedziała cicho, wybuchła chorobliwym śmiechem.
-
Harrison, ty lepiej pracuj nad strategią!
-
Ależ ja już ją opracowałam! - burknęła. – Ich najłatwiejszym
celem jest Trevis, oczywiście i oni o tym wiedzą, więc zapewne
Lestrange i Robis będą przy nim. Dlatego nam pozostaje ten
dryblas... nie pamiętam, jak się nazywa.
-
Wrot.
-
Może być Wrot. W każdym bądź razie moim zdaniem będzie
najłatwiejszym celem, bo tamta trójka trzyma się razem. Syriusz
będzie blokował tego Wrotka, a ty i Dorcas zajmiemy się pozostałą
trójką i pałkarzami. A ja zajmę się zniczem i tylko zniczem.
Przecież nie chcemy powtórki z tamtego roku.
-
Racja. Ty Gabrielle zajmiesz się zniczem. Resztę zostaw nam. Cały
czas zastanawiam się nad tym, dlaczego wzięli Lestrange do drużyny.
Przecież to dziewczyna, a Ślizgoni słyną z tego, że w ich
drużynie nie ma dziewczyn. Może dlatego przegrywali?
-
Wzięli ją, bo jest czystej krwi, ma wpływową rodzinę, no i jest
śmierciożercą, albo niedługo nią zostanie - rudowłosa zaczęła
wyliczać na palcach. – Ale co jej to da? My i tak mamy najlepszą
drużynę.
-
Racja, ale jak James znowu spadnie z miotły...
-
NIE SPADNĘ, jasne?
Wszyscy
zgodnie pokiwali głowami. Lily zaledwie rok temu zaczęła
całkowicie rozumieć Quidditcha. A raczej... musiała zacząć
rozumieć, bo inaczej zostałaby zamordowana we śnie.
-
No, Rogaczu, zmywamy się. Lunio i Glizdek zaczną się martwić i
jeszcze będą nasz szukać - dwójka Huncwotów podniosła się w
tym samym czasie i ruszyła do wyjścia.
-
O co chodzi w tymi waszymi ksywkami? - krzyknęła Gabrielle, gdy
rąbek szaty Blacka znikał za drzwiami.
-
TAJEMNICA HUNCWOTA! - odkrzyknęli zgodnie.
◄►
Omg. Rozdział podoba mi się w połowie. Choć... sama już nie wiem. Na pewno wprowadziłam jakieś poprawki, ale praktycznie nic one nie zmieniły. Wszystko przez szkołę. Naprawdę. Nie mam kompletnie weny. Ratuje mnie jedynie to, że mam kilka notek w zapasie - co będzie dalej, nie wiem. Postaram się jakoś to nadrobić, co na razie nie wychodzi mi, a nie chcę pisać nic na siłę. Od razu mówię, że następny rozdział będzie zawierał opis meczu, co nie wychodzi mi perfekcyjnie.
Najbardziej podobał mi się moment z Jamesem zakradającym się do śpiącej Lily. Aż coś się we mnie poruszyło :) No, ciekawa jestem jak to będzie z meczem i co zrobią z Clarisse. Najchętniej wrzuciłabym ją do jeziora między trytony, no ale cóż... Poza tym, ciekawe jak to będzie z Lily i Jamesem... Cóż, czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
OdpowiedzUsuń[mente-la-magia]
Jeśli o mnie chodzi, to podobał mi się cały rozdział, nie tylko połowa. Lubię Twoje relacje między Lily i Jamesem, są takie... naturalne, nie ma w nich żadnej przesady, za co wielkie brawo. Opisu meczu wprost nie mogę się doczekać, bo lubię czytać o quidditchu i mimo Twoich obaw szczerze wierzę, że wyjdzie to jak najlepiej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Jak zwykle notka fantastyczna. Czekam na ciąg dalszy, i życzę weny. A teraz, jeśli masz czas i chęci to zapraszam do mnie z http://na-zawszelily-evans.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuń-Pozdrawiam, Kath.
Na sposob-na-huncwota pojawił się nowy rozdział. Nie wiem, czy miałam Cię informować, więc usuń ten komentarz, jak chcesz. Przepraszam, ale jest małe zamieszanie, bo zgubiłam listę powiadamianych :D
OdpowiedzUsuńNo mi się rozdział podobał ;) Zabawny, nie powiem. Zwłaszcza fragment z Jamesem kradnącym bieliznę Dorcas, haha xd
OdpowiedzUsuńOczywiście NIKT nie może wiedzieć, o co chodzi z ksywkami, bo mogłoby się to źle skończyć przecież ^^
Żal mi Lily, bo nie dość, że tyle przeszła i wszystko ją boli, to jeszcze musi znosić te krzyki, wrzaski i kłótnie, które towarzyszą KAŻDEMU występkowi Huncwotów! Oni są nieznośni! Ale w pozytywnym znaczeniu, oczywiście ;d
Widzę, że Ty raczej trzymasz się filmowej wersji HP i zrobiłaś z Jamesa szukającego, a nie ścigającego? No cóż, zobaczymy co wymyślisz w następnym rozdziale! ^^
A mi ten rozdział bardzo się podoba! Znalazłam kilka literówek. :D
OdpowiedzUsuńPierwsza część najbardziej mi się spodobała. Pięknie to opisałaś. Poczułam takie wewnętrzne ciepło.
Cały rozdział oczywiście też mi się podoba. wszystko fajnie opisałaś. Jestem ciekawa tego meczu, bo z całego 'Harrego Potter' najbardziej własnie lubię te mecze. Wierzę, że uda ci się to świetnie opisać. :)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :*
[zabita--nadzieja.blogspot.com]
Powinnam się walnąć za to, ze dopiero teraz komentuję ten rozdział... eh ;D.
OdpowiedzUsuńA więc:
już Ci to chyba kiedyś mówiłam, ale rozdział zajebisty! <3. Uf, całe szczęście, ze LIly wyszła już z SS, ale oczywiście NASZ DROGI ŁAPCIA musiał coś odwalić, a w tym przypadku zwalić ją z kanapy... Wiesz, do niego idealnie pasuje pewna wypowiedź Hermiony: "To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce do herbaty nie świadczy o tym, że wszyscy są tak upośledzeni." ;D Kochany Syriusz <3
Uhuhu, no to ciekawa jestem, co się wydarzy na tym meczu... intuicja podpowiada mi, ze coś złego... no ale zobaczymy ;).
Pozdrawiam! ;*
Rozdział jest świetny W CAŁOŚCI.
OdpowiedzUsuńDobrze, że z Lily wszystko w porządku, martwilam się o nią.
Ogólnie ładnie nadajesz charaktery bohaterom - wszyscy są naturalni, co bardzo cenię.
Kocham przyjacielskie relacje między Rudą i Blackiem (czemu ja nie mogę mieć takiego przyjaciela... :( ).
A scena z Jamesem i czarnym biustonoszem Dorcas rozbawiła mnie wprost do łez :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Tak... Szkoła wyciska z człowieka resztki weny. Ja zaobserowałam, że zaczynam układać zdania stylem, jakiego używają w "Krzyżakach" :) Ale nieważne. Ten rozdział serio świetny. Dobrze, że Lily wraca do zdrowia. Rozmowa na temat quidditcha mnie rozbroiła!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuużo weny (pomimo szkoły)
Severus zaatakował kogoś bliskiego Lily? Naprawdę nie pomyślał, że to może ją zranić? Jestem ciekawa jak się czuje wiedząc, że mógł zabić osobę, którą kocha.
OdpowiedzUsuńCzy w następnym rozdziale można spodziewać się opisu meczu? Jak tak, to ja jestem za! ;P
Przy okazji, masz bardzo ładny szablon, ale czy miejsce na notki nie jest trochę zbyt małe?
Pozdrawiam, dodaję do linków.
[zmienicprzeznaczenie.blogspot.com]
Jakoś tego braku weny nie widać. Rozdział świetny, czytało się go bardzo szybko i przyjemnie;) No i było sporo humoru, mimo sytuacji z Lily. Szczególnie końcówka powalająca. Tajemnica, tak... Nie no, po prostu powalają mnie i tyle. No i z Lily jest w miarę ok, a więc postanowiłaś nie dodawać dramatyzmu, co mnie cieszy. Sama saga jest wystarczająco ciężka. Podoba mi się, jak budujesz dialogi - są takie naturalne, naprawdę mnie to urzekło. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]
OdpowiedzUsuń