poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 2

Wspomnienie”

Wpatrzyła się w taflę jeziora. Lekki wiatr sprawiała, że woda falowała. Westchnęła cicho, gdy po raz któryś z kolei, włosy opadły jej na oczy. Zagryzła wargę i związała je w luźny warkocz. Błonia były jednym z niewielu miejsc, do których lubiła przychodzić. Po każdej kłótni z przyjaciółmi, po tym, jak Potter ją wnerwił. Tutaj potrafiła się odprężyć i na pracę cudownych chwil zapomnieć o wszystkim. Jednak przeważnie przeszkadzali jej w tym Huncowci, którzy dziwnym zbiegiem okoliczności, zawsze pojawiali się tam, gdzie ona. Jednak po tylu latach spędzonych tutaj, przyzwyczaiła się do tego. Odchyliła lekko głowę, pozwalając, by padły na nią promienie jesiennego słońca. Uchyliła powieki, gdy poczuła na swoim ramieniu dłoń i uśmiechnęła się na widok Gabrielle.
Dziewczyna jednak miała dziwną minę i po chwili wskazała palcem na grupkę uczniów. Evans zerwała się na równe nogi i z niedowierzaniem pokręciła głową, ruszając w kierunku zbiorowiska. Wiedziała, czego ma się spodziewać i była na to gotowa.
Stanęła z założonymi rękami parę kroków za Huncwotami, którzy z uśmiechami na twarzy celowali w trójkę Ślizgonów. Remus spojrzał na Lily i pomachał jej wolną ręką, a dziewczyna mimowolnie odwzajemniła gest. Nie reagowała, bo to i tak by nic nie dało. Zabranie im różdżek sprawiłoby, że Black i Potter wdaliby się w zwykłą, mugolską bójkę. A ucierpiałby na tym nie tylko Gryffindor. Zagryzła wargę i spojrzała na swoją przyjaciółkę, która szczerzyła zęby w uśmiechu.
- Nie szczerz się tak – mruknęła. - I tak to ja oberwę za to, że ich nie powstrzymałam.
- Daj spokój! Spójrz jaka będzie zabawa!
Rudowłosa zerknęła ponownie w stronę czwórki Gryfonów. Black machnął różdżką jakby od niechcenia, sprawiając, że Mulciber zawisł głową w dół. Wściekła Clarisse ruszyła w jego stronę, powstrzymała ją jednak magiczna bariera wyczarowana przez Remusa. Potter zaśmiał się cicho i wycelował różdżką w Snapea, który upadł na ziemię. Nie mógł wstać. Jednak na tym się nie skończyło. Panna Lestrange, bowiem uwolniła się spod zaklęcia Luntayka i zwinnym ruchem ręki skierowała różdżkę w Potter, który odleciał do tyłu, uderzając głową w ziemię. Gabrielle, który do tej pory była tylko obserwatorem, podbiegła do niego.
- Jest nieprzytomny.
Evans skinęła głową i wyjęła swoją różdżkę.
- Expelliarmus! - krzyknęła w tej samej chwili, gdy Ślizgonka skierowała różdżkę w Syriusza.
Magiczny patyczek wyleciał jej z dłoni, a pani Prefekt złapała go w powietrzu. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Slytherin traci pięćdziesiąt punktów za sprowokowanie Gryfonów do pojedynku. Poza tym, macie zgłosić się do waszego opiekuna. A wy – wskazała oskarżycielsko na Huncwotów – macie szlaban.
- Oj, Evans. - Black wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Nie możesz dać szlabanu Remusowi. To Prefekt!
- Nie bądź takie pewny, Black – warknęła. - Ely, wyczaruj nosze. Trzeba go zabrać do Skrzydła Szpitalnego. Nie wiadomo, czy ta idiotka go walnęła.
- Uważaj na słowa, szlamo!
- Slytherin traci kolejne dwadzieścia punktów, za obrażanie Prefekta, Lestrange.
Evans ruszyła w stronę zamku. Tuż obok niej szła Gabrielle, kierując niewidzialnymi noszami. A już miała nadzieję, że ten rok będzie normalny! Owszem, trudno o normalność, gdy jest się czarownicą, jednak obowiązywały jakieś normy! Oczywiście, Huncowci łamali je wszystkie po kolei. I właśnie to doprowadzało ją do szału. Gryfoni i Ślizgoni zawsze ze sobą konkurowali, konkurują i konkurować będą. A już szczególnie Potter ze Snapem. Ci dwaj byli jak ogień i woda! Nie było żadnej siły, która mogłaby sprawić, że przestaną rzucać na siebie zaklęcia na każdym kroku.
Wkroczyła do Skrzydła i od razu skierowała się do pani Pomfrey, która pochylała się nad jakąś Krukonką. Poczekała chwilę, po czym zwróciła się do pielęgniarki.
- Potter stracił przytomność – mruknęła.
- Na gacie Merlina! Czyście zmysły postradali?! Jeszcze rok się w pełni nie zaczął, a on już jest w Skrzydle Szpitalnym!
Wszyscy puścili jej paplaninę mimo uszu. Zawsze tak było. Lily do tej pory dziwiła się, że James nie miał tu jeszcze karty stałego pacjenta.
- No, Evans, to jaki szlaban nas czeka? - Black uniósł brwi.
- Czyszczenie nocników. Przez tydzień – warknęła.

○○○

Lily siedziała w Pokoju Wspólnym i po raz drugi zaczęła przepisywać wypracowanie o Wojnach Goblinów. Tego jeszcze brakowało, aby ona dostała szlaban za brak pracy domowej. James Potter wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego kilka godzin po tym, jak się tam znalazł. Na dodatek Syriusz chodził za Lily po całej szkole, mówiąc, że szlaban, jaki im dała, to dla niego pestka i wcale nie pogorszyło mu to humoru. Ostatnimi resztkami sił powstrzymywała się, by nie wyciągnąć różdżki i nie odesłać go do Munga. Była jednak święcie przekonana, że w takim wypadku opiekunka Gryfonów siłą zerwałaby jej odznakę Prefekta z szaty. Dlatego uznała, że będzie omijać miejsca, w których znajduje się czwórka głównych rozrabiaków, szerokim łukiem.
- Jeszcze tego nie skończyłaś? Byłam tu pół godziny temu i mogłabym przysiąc, że pisałaś dokładnie to samo – oznajmiła zdziwiona Dorcas.
- Napisałam, napisałam! Niestety, jakiś pierwszoroczniak wpadł na stół i zobacz, co zostało z mojego wypracowania. - Wskazała na pognieciony zwitek pergaminu, który leżał na podłodze.
- No tak, rozumiem. Więc to ty zaniosłaś Jamesa do Skrzydła?
- Wcale go nie zaniosłam! Gabrielle wyczarowała nosze. Szkoda tylko, że już wyszedł. Wiedz, jak dla mnie mógłby zostać tam nawet do końca życia. Przynajmniej nie musiałabym wysłuchiwać: „Hej, Evans! Umówisz się ze mną?”
- Daj już spokój. Wiedz, nie rozumiem cię. Każda dziewczyna chciałaby być na twoim miejscu, a ty nawet nie dajesz mu szansy.
- Bo jest nadęty, myśli, że wszystko robi najlepiej. I to, jak mierzwi sobie włosy... - Zagryzła wargę. - Szczerze, nie wiem, co one wszystkie w nim widzą. Jest taki... normalny.
- Kiedyś go za to pokochasz – Dorcas uśmiechnęła się lekko i położyła nogi na stole. - Zobaczysz, wspomnisz moje słowa.
- Tak, tak. Jeszcze mi powiedz, że będziemy mieli gromadkę dzieci i domek z ogródkiem, to stwierdzę, że jesteś chora psychicznie.
Brunetka zaśmiała się cicho, jednak Lily zignorowała to. Gdy była zajęta, nie bardzo docierało do niej to, co działo się wokół. Dlatego wolała mieć spokój. Uśmiechnęła się tryumfalnie, gdy dobrnęła do ostatniej kropki. Zakręciła kałamarz i wraz z piórem oraz wypracowaniem, schowała go do torby. Po chwili ponownie usłyszała śmiech i odwróciła głowę. No tak, Syriusz. Któż inny mógłby przystawiać się do piątoklasistek? Nawet bez ich zgody, chociaż nie miała żadnego dowodu. A nawet jeśli, to która by się do tego przyznała? Przecież równie dobrze mógłby być jedną z kilkudziesięciu dziewczyn, które należą do tych ich idiotycznych fanklubów. Potter i Black mieli za dużo pewności siebie. Zielonooka pokręciła głowę z niedowierzaniem, gdy blond włosa piątoklasistka przylgnęła do Blacka i zaczęła go całować. Odwróciła głowę, gdy zaczęło zbierać jej się na wymioty.
- Nie sądzisz, że to powinno być karalne? Przecież ona jest niepełnoletnia! - mruknęła Meadowes.
- I kto to mówi!
- Daj spokój, przecież nie umawiam się z młodszymi. A ona przesadza. Założę się o dziesięć galeonów, że Syriusz nawet nie wie, jak ona ma na imię.
- Nie chcę się zakładać – Lily wzruszyła ramionami. - Zdziwiłabym się, gdyby on wiedział, jak sam ma na imię.
- Myślisz, że aż tak z nim źle? - Brunetka uniosła brwi. - Swoje imię może zna, ale tych panienek na pewno nie. Sama nie wiem, czy on z Jamesem mają jakiś zakład o to kto będzie miał więcej dziewczyn... Codziennie ma przynajmniej pięć nowych! W porównaniu z nim, James jest święty.
- Święty? - Lily prychnęła. - W nim nie ma nic świętego.
Po chwili obok rudowłosej usiedli Gabrielle i Remus. Ta pierwsza od razu spojrzała na Lily podejrzliwie. Natomiast Lunatyk wpatrywał się w okno i wzrok Lily również tam powędrował. Księżyc. A raczej Pierwsza Kwadra księżyca. Więc za osiem dni powinna być pełnia. Przełknęła ślinę i odwróciła wzrok, wiedząc, co to oznacza dla Remusa. Kolejna ciężka noc i kolejna noc cierpienia. Pokręciła lekko głową, wyzbywając się wszelkich złych myśli. Nie mogła mu pomóc.

○○○

Lily spojrzała ze łzami w oczach na swoich rodziców. Okłamywali ją! Przez tyle lat ukrywali prawdę! Jak mogli?! Ufała im, powierzała tajemnice, zwierzała się i płakała przy nich, gdy coś się stało. A teraz, po tylu latach i to w jej urodziny, oświadczyli, że nie są jej biologicznymi rodzicami. Kim ona w takim razie była?
Złapała kurtkę, która wisiała na wieszaku i trzaskając drzwiami wybiegła z domu. Szybkim krokiem szła przed siebie, nie zważając na to, że zaczął padać coraz większy deszcz. Skręciła w ciemną alejkę, która prowadziła do parku. Przeskoczyła przez czerwoną furtkę i usiadła na huśtawce. Zamknęła oczy i pozwoliła, by po jej policzkach popłynęły słone łzy. Pociągnęła nosem i uważnie się rozejrzała, gdy usłyszała czyjeś kroki. Wyciągnęła różdżkę, którą do tej pory chowała pod bluzką.
- Kto tu jest?! - krzyknęła ciemność i podskoczyła, gdy po pobliskiej ulicy przejechał samochód.
Dostawała paranoi. Nic dziwnego. W świecie czarodziejów panowały ciężkie czasy, a ona dowiedziała się, że jest adoptowana. Kurczowo zaciskając dłoń na różdżce, ruszyła ku wyjściu. Zagryzła wargę. Czuła na sobie czyjś wzrok, wiedziała, że ktoś ją obserwuje, ale bała się spojrzeć w tył. Bo tam czekała na nią tylko ciemność. Nic więcej. Wyszła na ulicę i krzyknęła, gdy czyjaś ręka chwyciła ją za przegub. Ze strachem spojrzała na chłopaka o czarnych oczach i włosach tego samego koloru. Zaklęła.
- Śledzisz mnie?! To ty byłeś w parku?! - Skierowała różdżkę w klatkę piersiową Severusa i cofnęła się do tyłu. - Nie podchodź!
- Nie śledzę cię! Co tutaj robisz o tej porze?
- Nie twój interes. Stój tam, gdzie stoisz i nie podchodź, ostrzegam! - Zaczęła cofać się coraz szybciej, aż w końcu stanęła na chodniku oświetlonym słabym światłem latarni.
- Nie skrzywdzę cię.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Co tutaj robisz, skoro twierdzisz, że mnie nie śledzisz?
- Znów się kłócą. Moi rodzice. Musiałem wyjść. A ty, odpowiesz mi?
- To nie twój interes, Sev – zwróciła się do niego po imieniu po raz pierwszy, od piątej klasy. - Muszę iść.
- Lily, zaczekaj!
Jednak ona już go nie słyszała. Biegła przed siebie, dławiąc się własnymi łzami. Całe jej życie było kłamstwem.

○○○

Na cichej uliczce znikąd pojawiła się wysoka postać. Z ledwo widocznym strachem w oczach, rozejrzała się dookoła. Wolnym krokiem ruszyła przed siebie. Nie zwracać niczyjej uwagi... Nie zwracać niczyjej uwagi...Wzdrygnęła się, gdy gałązka, na którą nadepnęła, pękła z głośnym trzaskiem. Ścisnęła mocniej różdżkę i syknęła cicho. Spojrzała na swoją rękę. Rana, która przechodziła przez prawie całą zewnętrzną stronę dłoni – krwawiła obficie. Kilka szkarłatnych kropel spadło na ziemię. Przeklęła w myślach na Aurora, który ją zaatakował, a zarazem skarciła siebie za to, że uciekła.
Po chwili dało się słyszeć głośny trzask, charakterystyczny dla czyjejś aportacji. Potem następny... i jeszcze jeden. Postać przyspieszyła kroku, co chwilę rzucając przelotne spojrzenie za siebie. Cztery postacie podążały jej śladem. Szaty dwójki z nich powiewały na lekkim wietrze. Meredith skręciła w boczną alejkę i zatrzymała się na minutę, by złapać oddech. Po chwili po jej lewej stronie zmaterializował się czarodziej w czarnej szacie i masce. Skinęła głową w jego stronę i wyciągnęła różdżkę.
- Czarny Pan na ciebie czeka.
Przytaknęła i odwróciła się. Po chwili do alejki wpadło czterech Aurorów, a przy Śmierciożerczyni pojawiła się kolejna, ubrana w czerń, postać.
Meredith machnęła różdżką i Auror, który wyszedł jej naprzeciw odleciał w tył, uderzając o ścianę. Trójka jego towarzyszy ruszyła z grymasem na twarzy w stronę Śmierciożerców. Ci jednak, nie czekając na ruch przedstawicieli Ministerstwa, wypowiedzieli cicho zaklęcia, a z ich różdżek wyleciał charakterystyczny zielony promień. Dwójka Aurorów padała na ziemię bez życia. Ostatni, który pozostał przytomny, ruszył w stronę swojego towarzyszka, który po uderzeniu stracił przytomność. Złapał go za rękę i patrząc na sługów Czarnego Pana – deportował się.
Kobieta schowała różdżkę i zniknęła z cichym trzaskiem. Gdy poczuła grunt pod nogami, ugięła kolana i spojrzała na swojego Pana, który z uśmiechem na twarzy przyglądał się zebranym Śmierciożercą. Po chwili przeniósł wzrok na wciąż klęczącą brunetkę i wstał.
- Jakie wieści, Meredith?
- Nie dowiedziałam się niczego nowego, Panie. Zakon wciąż doskonale się ukrywa. Ich siedzibą nie jest już to samo miejsce, które nią było, gdy ja do nich należałam. Nie działają na tych samych zasadach. Czarodzieje o nich zapomnieli. Ukrywają się.
- Jak tchórze – zasyczał Czarny Pan.

§♠§

Po pierwsze: postanowiłam, że będę od tej pory pisać w trzeciej osobie. Inaczej w pewnym momencie wszystko zaczęłoby mi się mylić. Wiem, że ta notka jest kiepskiej jakości, ale to dlatego, że była pisana jeszcze w osobie pierwszej i musiałam ją całkowicie edytować.

Poza tym wiem, że mam spore zaległości na Waszych blogach, jednak to dlatego, że ogólnie nie miałam ochoty na czytanie. Obiecuję, że w tym tygodniu nadrobię.

14 komentarzy:

  1. "Potter zaś zaśmiał się cicho i wycelował różdżką w Snape, który upadł na ziemię." - Snape'a
    " Panna Lestrange, bowiem uwolniła się spod zaklęcia Luntyka i zwinnym ruchem ręki skierowała swoją różdżkę w Pottera" - Lunatyka
    "- No, Evans, to, jaki szlaban nas czeka? - Black uniósł brwi." - bez przecinka po 'to"
    ' A nawet, jeśli, to, która by się do tego przyznała? " - bez przecinka przed "jeśli"
    " Zielonooka pokręciła głową z niedowierzaniem, gdy blond włosa dziewczyna z piątego roku, przylgnęła do Blacka i zaczęła go całować." - blondwłosa
    "Gdy poczuła grunt pod nogami, ugięła kolana i spojrzała na swojego Pana, który z uśmiechem na twarzy przyglądał się zebranym Śmierciożercą." - śmierciożercom

    Nie uważam, że jest kiepskiej jakości. Uderzyło we mnie to, że Lily jest adoptowana! Wow ! Tego się nie spodziewałam na pewno ;d No zaskoczyłaś mnie.
    I że Remus tak spokojnie przyglądał się temu, jak huncwoci zaczynają walczyć ze Ślizgonami. No niestety taki jego los, że nie może odbierać punktów przyjaciołom! ;d Dobrze, że Lily jest na tyle mądra, żeby wszystko przerzucić na Ślizgonów i to ich obarczyć winą ^^
    A Bellatrix i tak nie lubię, bo wciąż mam przed oczami ją, kiedy zabija Syriusza. Wredna su... no właśnie. Zrób coś, żeby bardzo cierpiała w Twoim opowiadaniu, ok? :D

    Mi się podobało, oj podobało! I końcówka intrygująca. Aż się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało mi się i to bardzo! Szczególnie moment obierania punktów Ślizgonom. :D A Syriusz, cóż to w końcu Syriusz i jakby on to powiedział: Grzechem byłoby odebranie Hogwarckim dziewczynom takiego przystojniaka jak on. ^^
    Poza tym, bardzo zaciekawiły mnie dwie ostatnie sceny: wiadomość o rodzicach Lilki i dotarcie Meredith do Czarnego Pana. Jestem bardzo ciekawa jak dalej rozwiną sie te wątki. :)
    PS. Dodałam Cię do lubianych linków. :d

    [www.sposob-na-huncwota.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta notka wcale nie jest kiepskiej jakości, przynajmniej mi się bardzo podobała. Dobrze pokazałaś konflikt na linii Gryfoni - Ślizgoni i postać obowiązkowej Lily (jako prefekt). Podobało mi się to, że pomogła Jamesowi. Syriusz jak to Syriusz, Remus jak zwykle cichy, niepozorny. Dobrze oddajesz ich charaktery.
    Zaintrygowałaś mnie tym faktem, że Lily jest adoptowana. Z tym się jeszcze z pewnością nie spotkałam na żadnym opowiadaniu. I ta ostatnia scena... Też mnie zaciekawiła.
    Serdecznie pozdrawiam!
    [echo-naszych-slow][byc-huncwotem]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Postanowiłam zmienić (i to bardzo) fabułe, sprawiając, że Lily jest adoptowana. Nie wiem, jak mi to wyjdzie, ale postaram się poprowadzić to, jak najlepiej. Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu.

      Usuń
  4. Niech Lily nie będzie taka pewna swoich słów wypowiedzianych ironicznym tonem o gromadce dzieci i domu z ogródkiem ;p Co prawda dziecko będzie miała jedno, ale będzie! :D
    Podoba mi się, jak wykreowałaś huncwotów. Są tacy prawdziwi, jak w książkach pani Rowling. I znów ten dylemat... James czy Syriusz...? Nie wiem którego wolę, obaj są cudowni! ;] Dobrze, że Ruda pomogła Rogaczowi, to takie szlachetne z jej strony. Jak na kogoś, kto go nienawidzi (a przynajmniej tak twierdzi) to postąpiła dobrodusznie. xd :3
    Lily adoptowana?! :o Kiedyś spotkałam się już z takim pomysłem na jakimś blogu, ale nawet nie wiem gdzie i kiedy... Ale pomysł mi się podoba. W sumie zawsze było opisywane, że Lily była zupełnie niepodobna do Petunii. :3

    Jaka tam nieudana! Moim skromnym zdaniem jest bardzo dobra. ;)
    PS. Czy mogłabyś powiadamiać mnie o nowych notkach w SMAP-owniku, który znajduje się po prawej stronie w Menu? Z góry dziękuję ;*
    Pozdrawiam!
    [lily-rogacz]

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej ;*. Chciałam wczoraj skomentować ten rozdział, ale już nie miałam siły. To pewno przez ten upał xD
    W każdym bądź razie, rozdział baardzo mi się podoba ^^. Szczególnie moment, kiedy Lily odejmuje Ślizgonom punkty. Ha! Należało się tym gadom xD.
    Szczerze, to wiadomość z adopcją zaskoczyła nawet mnie. Na początku myślałam, że to jej prawdziwa matką w dalszym ciągu ją wychowuje... a tu... łał, taka informacja.

    Tak więc, pozdrawiam i życzę weny, leniuszku ;*

    [przekleta-prawda.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja uwielbiam Pottera, więc i to opowiadanie się mi podoba. ;) Slytherin'u nigdy nie lubiłam, a więc moment odbierania im punktów naprawdę przypada do gustu. Notka nie jest kiepskiej jakości, piszesz ładnie, dojrzale, wciągająco, przyjemnie. Widzę, że masz pomysł, jesteś kreatywna i nie masz trudności w pisaniu, błędów też nie zauważyłam. Ogólnie tajemnicze, intrygujące, interesujące. Lily jest adoptowana, konflikt Ślizgonów, zwroty akcji, tajemniczość. CUDO!

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    marsz-mendelsona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział ciekawy. Podobało mi się to, jak Lili odjęła punkty Slytherine. Idealnie przedstawiłaś to, że te domy się nie lubią.
    Najbardziej wstrząsającym fragmentem jest ten, gdzie napisałaś, że Lili jest adoptowana. Biedna dziewczyna.
    I dobrze, że pomogła Jamesowi. I jeszcze ta Meredith, która pomaga czarnemu panu znaleźć zakon.

    http://pocalunek-lowcy.blog.onet.pl/
    http://pocalunek-lowcy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam nie uważam, że rozdział jest kiepski. Pisanie w pierwszej osobie naprawdę dobrze Ci wychodzi, ale skoro twierdzisz, że wolisz w trzeciej, to nie mam zastrzeżeń. Z chęcią poczytam. Lily nie ma jako prefekt łatwego życia. Szczególnie z Huncwotami. Ładnie przedstawiona potyczka między domami i pokazana ich wzajemna niechęć. Bardzo jestem ciekawa, kiedy Lily odkryje, że jej matka jest Śmierciożerczynią. W sumie mogli jej o wszystkim powiedzieć w inny dzień, niż urodziny. Biedny Sev, tak go odtrącić. Rozdział czytało sie naprawdę przyjemne. Zabawne fragmenty tylko dodały mu uroku. Już nie mogę się doczekać NN[taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  9. Notka jest dobrej jakości, nie narzekaj :D Ach, ci Huncwoci... Może Pomfrey rzeczywiście powinna pomyśleć o wyrobieniu Jamesowi karty stałego klienta? Pod koniec rozdział zrobił się bardzo tajemniczy... aż dreszcz mnie przeszedł.
    Pozdrawiam

    [kronika-huncwotow]

    OdpowiedzUsuń
  10. Na początku było trochę nudno. Żadnej akcji. Ale potem się rozkręciłaś i nie mogłam się oderwać. Szkoda, że tak szybko zakończyłaś. No, ale cóż. Dzięki temu trzymasz mnie w dużym napięciu. Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Robi się coraz ciekawiej. ;)
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział wcale nie jest kiepski. Szczególnie końcówka przypadła mi do gustu. Kocham tego typu wtrącenia ^^
    Obowiązkowy konflikt musiał być. James i Syriusz muszą pokazać, kto tu rządzi. Ale i tak ich uwielbiam xd Lily nie lubię i lubić nie będę. Dlatego nie mam pojęcia dlaczego tak mnie zaintrygowałaś tym wątkiem z nią w roli głównej. Mam tylko nadzieje, że jej biologiczni rodzice okażą się zaskakujący, ale normalni (gdzieś czytałam o Lily jako córce Voldemorta, który stał się dobry i kupował jej drogie prezenty, żeby wynagrodzić jej stracone lata. A ona była animagiem i czymś tam jeszcze ;/).
    Cóż... pozostaje mi czekać, jak to rozwiążesz.
    I czekam na więcej Rogacza xd
    Weny ;*

    [james-potter-story]

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie marudź, rozdział bardzo dobrze Ci wyszedł :)
    Ach, te zatargi Slizgonow z Gryfonami, jak ja je lubie^^
    I ta pewnośc Blacka, uwielbiam jego teksty chociaż jego postępowania z dziewczynami nienawidzę z całego serca.
    No i biedna Lily, tyle będzie musiała jeszcze przejść, zwłaszcza, gdy dowie się całej prawdy, że taki Potter, którego ‘nie cierpi‘ okaże sie pikusiem.
    Pozdrawiam ;)

    [siostra-harryego-pottera.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha, pamiętam to ;) Peter i Derek ogólnie mieli fajne dialogi. Jeszcze dobry był ten

    "- Możemy porozmawiać? - pyta Peter
    - O tak, porozmawiamy - odpowiada Derek i zaczynają się bić"

    Albo jak Chris Argent pomógł Scottowi i Isaacowi z ciałem Jacksona i nagle łowca pyta, gdzie jest Derek. I on wtedy na tych czterech łapach biegnie, a Peter
    "- Widzę, że ktoś tu lubi efektowne wejście"

    Jak cudownie, że Ty także oglądasz ten serial ;) Ja się teraz w wakacje tak wciągnęłam, że w tydzień obejrzałam dokładnie wszystko ^^
    Ja ogólnie oglądam 9 seriali, cóż, trochę tego mam ;) A Ty takie oglądasz?
    Derek odegra ważną rolę w opowiadaniu, to oczywiste. On jest cudowny ;) Oglądając nie mogłam się zdecydować kogo wolę bardziej. Czy Jacksona, szkolną gwiazdę, czy Dereka, tajemniczego wilkołaka ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy